Zacny uczeń
Iris Murdoch
Tytuł oryginału: The Good Apprentice
Tłumaczenie: Maria Olejniczak-Skarsgård
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Seria: Kameleon
Liczba stron: 462 (tom I) + 272 (tom II)
Jednym z przejawów entropii jest
fakt, że danych wydarzeń nie sposób cofnąć. Czas mknie w jednym kierunku, a
nasze czyny momentalnie przeobrażają się w przeszłość, której nie da się
zmienić. W rezultacie popełniane przez nas błędy mogą okazać się niezwykle
bolesne w skutkach – są bowiem konsekwencje, których charakter jest ostateczny.
Takie wybory, których plon jest tragiczny i traumatyczny, pozostawiają trwałe
blizny na człowieczej psychice. O tym, jak trudno jest wyzwolić się z
pulsującego poczucia winy, którym emanują, przekonują się bohaterowie powieści Zacny uczeń, autorstwa Iris Murdoch.
Fabuła książki osnuta jest wokół
dwóch postaci, Edwarda Baltrama oraz Stuarta Cuno – losy przyrodnich braci są
fundamentami, na których wzniesiono akcję dzieła. W chwili rozpoczęcia utworu
obaj młodzieńcy znajdują się na życiowym rozdrożu. Edward jest przytłoczony
wyrzutami sumienia z racji wyrządzonych krzywd, wynikających z głupoty oraz
nieodpowiedzialności (Jak można żyć,
jeśli popełniło się bezwzględną niegodziwość, doznało bezwzględnej porażki i
ściągnęło na siebie bezwzględną hańbę? [1]).
Ciężar samooskarżeń prowadzi do pogrążenia się w apatii i marazmie oraz erozji
siły woli i zdolności do działania. Intelektualna aktywność zostaje
zdegradowana do rozmyślań i dywagacji orbitujących wokół moralnego piętna,
jakim naznacza się Edward. Z kolei Stuart to dobrze zapowiadający się student
matematyki, który planuje zrezygnować z edukacji oraz przyszłej kariery, by
poświęcić się pomocy bliźnim. Jednocześnie mężczyzna narzuca sobie surową
samodyscyplinę opartą m.in. na pokorze i celibacie, co sprawia, że bliscy
podejrzewają go o religijny fanatyzm. Przypadek Stuarta jest jednak o tyle
ciekawy, że w jego mniemaniu religia jest niezbędnym elementem współczesnego
człowieka, tyle, że powinna to być (…)
religia bez Boga, bez nadprzyrodzonych dogmatów (…) [2].
Młody człowiek poczuwa się także do odpowiedzialności za swego przyrodniego
brata, dlatego, kiedy Edward, w tajemnicy przed wszystkimi, wyrusza w
oczyszczającą pielgrzymkę do miejsca, w którym w jego mniemaniu możliwe jest
otrzymanie choćby namiastki rozgrzeszenia, Stuart postanawia odnaleźć brata i
ruszyć jego śladem.
Z uwagi na postać Edwarda, Zacny uczeń, a w szczególności jego
początkowe rozdziały, może zostać uznany za rozbudowane studium poświęcone
winie i jej odczuwaniu. Murdoch pieczołowicie przedstawia mechanizm tej emocji,
posługują się przy tym przypadkiem bardzo skrajnym, wręcz ekstremalnym. Edward
tonie w bagnie bezwładu, osuwając się do kolejnych kręgów cierpienia, bez
przerwy rozmyślając o tym, co uczynił, co oczywiście nie przynosi ulgi, a wręcz
przeciwnie – paraliżuje, obezwładnia, uniemożliwia normalne funkcjonowanie. Ale
jak zauważa Murdoch, takie zapadanie się w spirali dyskredytacji własnej osoby,
paradoksalnie, może doprowadzić do radykalnego egocentryzmu i próżności. Na
skutek przesadnego samoudręczenia dochodzi do narodzin religii, której
najwyższym kapłanem jest podmiot cierpiący, biorący na swoje barki przewinienia
całego świata (Całe stworzenie jest niewinne,
w moich oczach; wybaczam mu, wybaczam wszystkiemu prócz siebie samego [3]),
uważający przy tym, że tylko jego ból jest zasadny, usprawiedliwiony,
zrozumiały. W takich okolicznościach ludzie, nawet z bezpośredniego otoczenia,
blakną, tracąc kontury, stając się statystami, których wszelkie działania zawsze
zestawiane są z bezmiarem dokonanej zbrodni, i z tego względu jawią się jako
próżne, bezcelowe, godne pogardy.
W książce Murdoch poruszono także
szereg innych zagadnień, których jądrem są głównie religia oraz moralność
(chociaż nie brakuje też wzmianek poświęconych futurologii, relacji między
ludźmi a maszynami oraz wpływom, jakie komputery mogą wywołać na człowieczą
cywilizację). Przytoczenie bardzo szerokiego spektrum tematów możliwe jest z
racji faktu, że istotnym elementem powieści są konwersacje i dysputy prowadzone
przez pierwszoplanowych bohaterów oraz liczne grono postaci z drugiego planu. Ponadto
Murdoch posługuje się znaną już z poprzednich dzieł techniką, polegającą na
łączeniu trzecioosobowej narracji z mową pozornie zależną. Summa summarum czytelnik zyskuje sposobność dryfowania po ogromnym
oceanie myśli poszczególnych protagonistów, co jednocześnie wiąże się z przeglądem
wielu punktów widzenia na aktualnie roztrząsaną kwestię. Wspomniany zabieg
pozwala również dogłębnie poznać motywacje kierujące danymi osobami oraz
przekonać się jak różnorodne, nierzadko przypadkowe wydarzenia wpływają na
proces podejmowania decyzji. Uświadamiamy sobie, że na dobrą sprawę, nie mamy
pojęcia (…) jako skomplikowani i
nieodgadnieni mogą być ludzie [4].
Owa tajemniczość to efekt tego, że: Wszyscy
jesteśmy opakowani w układające się warstwami, jedwabiste iluzje, które, jak
instynktownie czujemy, są nam potrzebne do życia [5]
– zatem człowiek okłamuje nawet sam siebie, stąd niemożliwe jest pełne
zrozumienie i rozszyfrowanie bliźniego.
Lektura Zacnego ucznia przesiąknięta jest skojarzeniami z innymi dziełami
Iris Murdoch, bowiem pisarka stosuje pewne motywy, stanowiące wyróżnik jej
prozy. Podobnie jak w przypadku Dzwonu,
w Zacnym uczniu pojawia się wątek
związany z małą, zamkniętą wspólnotą, której członkowie egzystują wedle ściśle
ustalonych reguł i zasad, ciężko pracują oraz starają się być utylitarni,
przywodząc na myśl klasztorny żywot. Istotnym pierwiastkiem, którym
przesiąknięta jest książka, jest nietzsche’owskie stwierdzenie Gott ist tot, będące wiodącym hasłem w Czasie aniołów. Bohaterowie Zacnego ucznia, tak jak w przypadku
protagonistów wspomnianych Dzwonu oraz Czasu aniołów, są świadomi tej tezy i
w większości przypadków uznają ją za prawdziwą. Tyle, że śmierć Boga nie
przynosi wyzwolenia, ulgi, spokoju – zamiast tego staje się bodźcem do
poszukiwań nowych wartości, nowego Absolutu, stworzenia nowej religii mogącej
zaspokoić duchowe potrzeby człowieka (w przypadku Zacnego ucznia bardzo wymowna jest figura Jessego Baltrama, artysty
totalnego, człowieka o magnetycznej osobowości, którego wielkość nie chroni
przed destrukcyjną działalnością czasu, co stanowi znakomite uosobienie
upadłego Boga).
Niestety, tak jak w przypadku
innych płodów Murdoch, książka cechuje się jedną zasadniczą wadą, którą jest
przesadna, wręcz męcząca melodramatyczność. Niespodziewane zwroty akcji,
potężne afektacje, skomplikowane stosunki łączące poszczególnych protagonistów,
które wraz postępującą historią plączą się coraz mocniej i mocniej – gdyby nie
nadmiar tych środków, można by uznać je za udaną farsę, ale w takiej ilości są
one zwyczajnie nużące.
Na szczęście w Zacnym uczniu można odszukać wielu
zalet, które skuteczne maskują słabsze strony. Murdoch uzmysławia nam, że w
przypadku wielu ludzi codzienny byt to przeważnie konstrukt zbudowany w
ogromnej mierze z fałszu – jego składowymi są blaga, maski, fasadowość. Autorka
demaskuje tę sielankę poprzez jej stopniową i bezwzględną dekonstrukcję.
Istotną rolę spełnia też symbolizm uzupełniony mistycyzmem. W końcowym
rozrachunku, czytelnik otrzymuje intrygującą powieść, z którą zdecydowanie
warto się zapoznać.
[1] Iris Murdoch, Zacny uczeń. Tom 1,
przeł. Maria Olejniczak-Skarsgård, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 1995, s. 18
[2] Tamże, s. 49
[3] Tamże, s. 107
[4] Iris Murdoch, Zacny uczeń. Tom 2, przeł. Maria
Olejniczak-Skarsgård, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 1995, s. 8
[5] Iris Murdoch, Zacny uczeń. Tom 1, przeł. Maria
Olejniczak-Skarsgård, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 1995, s. 110
Oj, ta melodramatyczność mnie też bardzo przeszkadzała. To wada wielu powieści Murdoch. :) Tak, Edward pogrąża się w bezwładzie, zachowuje się w sposób typowy dla osób będących w depresji: skupia się na własnym bólu i nie jest w stanie dostrzec, że inni ludzie też cierpią. Śledzenie jego uczuć było dla mnie o wiele ciekawsze niż czytanie o rozterkach Stuarta.
OdpowiedzUsuńHa, mnie z kolei nieco mierził Edward - to nurzanie się, czy wręcz taplanie we własnym upadku, w pewnym momencie zaczęło mi się wydawać mocno podszyte egoizmem. Tak jakby bohater podświadomie doszedł do przekonania, że jedynie jego cierpienia i ból są autentyczne, godne współczucia.
UsuńWidzę, że Festiwal Iris Murdoch na waszym blogu trwa.;)
OdpowiedzUsuńHa, na rozkładzie jest jeszcze "W sieci". A po następne tytuły będę musiał się wybrać do biblioteki. Szczególnie chciałbym przeczytać "Morze, morze". Ale muszę też pamiętać o Muriel Spark, którą obiecałem sobie poznać pod wpływem Twoich wpisów :)
UsuńWidzę, że stopniowo poznajesz twórczość Iris Murdoch. Sama czytałam lata temu jedną jej książkę i została mi w pamięci własnie owa melodramatyczność.
OdpowiedzUsuńUdało mi się jakoś przywyknąć do owej melodramatyczności i pod jej warstwą odnaleźć całkiem interesujące filozoficzne rozważania. Podobają mi się również sylwetki kreowane przez Murdoch, dlatego z pewnością pojawiają się jeszcze wrażenia z lektury kolejnych książek tej pisarki.
UsuńRzeczywiście, festiwal Murdoch trwa, ale prócz rzeczonej Iris jest jeszcze... entropia. Masz do niej słabość, jak widzę ;)
OdpowiedzUsuńSłuszne spostrzeżenie - entropia króluje w wielu aspektach naszego życia. Stąd podejście pełen szacunku, przejawiającego się częstym wspominaniem o niej :)
UsuńKurcze, niesamowicie przemawia do mnie sposób, w jaki Murdoch porusza tematykę religii - zgadzam się z ideą, że branie na siebie odpowiedzialności za winy innych jest przejawem egocentryzmu, a zarazem podoba mi się, że Murdoch pokazuje, jak ludzie poszukują Absolutu - jeśli nie Bóg, to coś innego, co będzie spełniać odpowiednie potrzeby duchowe. W dodatku bardzo lubię, gdy bohaterowie książek są tymi, którzy dyskutują o różnych problemach świata czy ludzkiej natury, zwłaszcza gdy ci bohaterowie są dobrze skonstruowani. Tym bardziej szkoda, że Murdoch popada w melodramatyzm; książkę przeczytam i tak, ale raczej dopiero po tych książkach, które już recenzowałeś, a na pewno po intrygującym "Czasie aniołów" ;).
OdpowiedzUsuńMurdoch z wykształcenia to pani filozof i doskonale widać to w jej prozie. Wielu bohaterów, szczególnie ci młodzi, to ludzie poszukujący, którzy starają się świadomie kształtować swój światopogląd. To budowanie aparatu percepcyjnego, za pomocą którego odbierane są bodźce z otoczenia jest procesem żmudnym, ale i - z punktu widzenia czytelniczego - niesłychanie ciekawym.
OdpowiedzUsuńA co do przesadnych i nieco wydumanych interakcji zachodzących pomiędzy poszczególnymi protagonistami, to będę musiał rozejrzeć się za biografią Murdoch - może życiorys artystki powie coś na temat tendencji do tych melodramatycznych uniesień :)