Castorp
Paweł Huelle
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 216
Fascynującą i zarazem przedziwną
własnością literatury jest to, że chociaż najczęstszym płodem artystów jest
fikcja, to jednak może ona doczekać się potomstwa. Jej fragmenty, kawałki mogą
zostać wykorzystane jako zarzewia kolejnych opowieści i w ten oto sposób zyskać
niezależność, stając się zaczątkiem nowego bytu. Fikcja okazuje się zatem
materiałem plastycznym, podatnym na ludzką interwencję, a przy tym niesłychanie
inspirującym. Świetnym przykładem takiej książki zrodzonej z innej powieści
jest Castorp autorstwa Pawła Huelle.
Inspiracją do napisania dzieła była Czarodziejska góra niemieckiego noblisty Tomasza Manna, a dokładnie fragment, w którym
wspomniano, że główny bohater utworu, Hans Castorp, przez 2 lata studiował na gdańskiej
Wyższej Szkole Technicznej. Paweł Huelle w swoim dziele prezentuje wariację na
temat tego, jak mogły wyglądać żakowskie lata bohatera wykreowanego przez
Manna.
Czytelnikom, którzy mieli
przyjemność obcowania z Czarodziejską górą, protagonista Castorpa od
razu wyda się postacią znajomą – Paweł Huelle zbudował portret psychologiczny
swojego bohatera w całości opierając się na niemieckim odpowiedniku. Hans
Castorp to ten sam formalista, człowiek zdradzający tendencję do wygód, znawca
dobrych manier i elegant, tkwiący w skorupie wychowania, przesądów, konwenansów
i przyzwyczajeń, przywiązujący ogromną wagę do spraw błahych i nieistotnych,
prowadzący egzystencję doskonale uporządkowaną, której rytm wyznaczają troski o
rzeczy przyziemne. Cech charakteru dopełniają samotność, tendencje do oddawaniu
się zadumie i refleksjom oraz popadanie w stan swoistego odrętwienia, będący
zapowiedzą melancholijnych skłonności.
Także styl, o czym przekonują nas
już pierwsze strony Castorpa, jest
precyzyjnym odwzorowaniem kanonu – książka polskiego autora utrzymana jest w
konwencji zbliżonej do dzieła niemieckiego artysty. Paweł Huelle pozostaje
wierny Czarodziejskiej górze w takiej
kwestii jak forma narracji, która jest niespieszna i staranna. Snujący
historię, podobnie jak ma to miejsce w dziele Tomasza Manna, drobiazgowo
odmalowuje elementy świata przedstawionego, nie skąpiąc opisów pełnych detali,
budując w ten sposób atmosferę pełną harmonii i błogości. Wszechwiedzący
narrator zdradza także tendencje do inwokacji – zdarzają się bezpośrednie
zwroty do odbiorców tekstu (drogi
czytelniku). Tak jak u Manna przytaczający opowieść wychodzi z cienia i nie
ukrywa swojej obecności – nie jest to zatem jak w przypadku wielu klasycznych
dzieł podmiot, który wyłącznie przekazuje i relacjonuje, nie sygnalizując przy
tym swojego istnienia. Narrator Castorpa,
tak jak jego mannowski odpowiednik, idzie krok dalej – odkrywa on przed
czytelnikiem swój warsztat, zagłębiając się w jego obecności w arkana
konstruowania słownych tworów.
Kończąc jednak tę przydługą
wyliczankę nawiązań do niemieckiego utworu, przyznać należy, że płód Pawła
Huelle broni się także jako samodzielny byt. Castorp to przede wszystkim piękna opowieść o Gdańsku, mieście, w
którym mieszają się ze sobą wody kilku kultur. To zlewanie się bywa niekiedy
burzliwe i raptowne, ale jednocześnie jest to okazja, by zaprezentować bogactwo
eklektycznej historii, budowanej m.in. przez Niemców, Polaków czy Kaszubów.
Czytelnik razem z Hansem Castorpem zyskuje okazję, by zagłębić się w miejskie
uliczki, podążać także tymi mniej uczęszczanymi szlakami i odkrywać tajemne
zaułki i nieznane uroki metropolii. Gdańsk z początku XX wieku odmalowany
piórem Pawła Huelle tchnie autentyzmem i z chęcią odkrywa przed nami całą swoją
grację oraz osobliwości.
Mocną stroną książki jest galeria
interesujących postaci drugoplanowych oraz epizodycznych. Można wręcz
zaryzykować tezę, że Hans Castorp, czy to przez swoje usposobienie czy z racji
niepozornej fizjonomii, zachęcającej do zawarcia bliższej znajomości, przyciąga
wszelakiej maści ludzkie typy, przy czym każdy zdaje się mieć mu coś ważnego do
przekazania. Dobre maniery i restrykcyjne zasady nie pozwalają obcesowo zbyć
żadnego delikwenta, z racji czego Castorp wysłuchuje wielu intrygujących
anegdot, opowiastek i historii, które świetnie uświadamiają jak zagadkową i
dziwaczną istotą jest człowiek razem z całym bagażem życiowych doświadczeń i
doznań.
Rola (na ogół) biernego
interlokutora stanowi również świetny pretekst, by zapoznać czytelnika z
wieloma intrygującymi sformułowaniami. W Castorpie,
podobnie jak w Czarodziejskiej górze,
nie brakuje rozbudowanych refleksji, wśród których na szczególną uwagę
zasługuje wypowiedź holenderskiego kupca Kiekiernixa, w kilku słowach
wyjaśniającego całą istotę kolonizacji oraz skrywającego się za nią zepsucia i
zgnilizny, skrzętnie chowanych pod maską niesienia oświaty kaganka: Niech państwo sobie wyobrażą, któregoś dnia
do Amsterdamu zawija armada obcych, indiańskich albo chińskich statków. Mają
pancerze nie do przebicia i armaty, przy których nasze pukawki wyglądają jak
proce. Każą nam wielbić swojego Boga, zabijają naszego króla, gwałcą kobiety, a
mężczyzn pędzą do kopali lub na plantację. Syfilis, ospa, angina, tania wódka i
opium dopełniają reszty. Potem ich kaznodzieja każe nam podziękować za opiekę,
dzięki której znaleźliśmy się w rodzinie cywilizacji i kultury [1].
Natura Hansa Castorpa nie pozwala także uniknąć rozważań poświęconych
fenomenowi czasu – jego ulotności, zmienności, płynności i niejednoznacznej
natury. Konsekwencją są chwile zadumy nad epizodycznością człowieczego żywota –
piękne jest choćby porównanie naszej człowieczej aktywności do zamierających
fal: Nieustanny ruch zamiera nagle bez
śladu w nieokreślonym punkcie horyzontu i to wszystko. (…) odchodzimy bez
śladu, bezpowrotnie [2].
Reasumując, dzieło Pawła Huelle
to bardzo solidna proza, którą można traktować jako urokliwą miniaturkę
naszkicowaną pod wpływem Czarodziejskiej
góry. Castorp w wielu miejscach
jest wierny niemieckiemu oryginałowi, chociaż polskiemu dziełu nie można
odmówić praw do samodzielnej egzystencji. W żadnej mierze nie jest to mizerna
kopia wielkiego niemieckiego noblisty czy próba zapełnienia białych kart
wymyślanymi na siłę koncepcjami. Utwór Huelle jest bardzo spójny i spokojnie
można potraktować go jako jeden z rozdziałów uzupełniających Czarodziejską górę. Traktowany natomiast
jako byt niezależny, zasługuje na uwagę z racji na dobrze oddany klimat Gdańska
z początku XX wieku oraz udany psychologiczny portret młodego człowieka, który stopniowo,
po raz pierwszy na własną rękę, poznaje tajemnice świata ludzi dorosłych.
Młodzieńcza miłość i towarzyszące jej namiętności, pierwsze wybryki, za które
należy powziąć odpowiedzialność bez odwoływania się do rodzicielskiego wsparcia
– Castorp to swoisty Bildungsroman,
będący jednocześnie wyrazem hołdu złożonego protagoniście jednej z
najsłynniejszych powieści świata.
[1] Paweł Huelle, Castorp, Wydawnictwo Znak, Kraków 2009,
s. 24
[2] Tamże, s. 13
Z chęcią przeczytam. Już kiedyś czytałam jakąś książkę tego autora, a tak w ogóle to uwielbiam intertekstualne teksty.
OdpowiedzUsuńDla mnie to było pierwsze spotkanie z Pawłem Huelle, chociaż już wcześniej sporo słyszałem o tym panu (co ciekawe były to dość zróżnicowane opinie). Ja także cenię sobie literacką grę, nawiązania do innych dzieł, itd. Należy jednak dodać, że "Castorp" to coś więcej niż wariacja na jeden z wątków "Czarodziejskiej góry".
UsuńMam w planach tę książkę już od pewnego czasu. Cieszę się, że Paweł Huelle wyszedł z tej próby zwycięsko. Podjął przecież spore ryzyko. A czytając lata temu Czarodziejską Górę - pamiętam natłok szczegółów, ale nie kojarzyłam lektury z błogością...;)
OdpowiedzUsuńNa mojej bibliotecznej półce ta książka przeleżała długie miesiące (może nawet jakieś 2 - 3 lata?), zanim po nią sięgnąłem. Bodźcem okazała się lektura "Czarodziejskiej góry". Wydaje mi się, że dobrze zrobiłem, że właśnie w takiej kolejności czytałem obie pozycje.
UsuńA Huelle rzeczywiście sporo zaryzykował, ale jak widać zaufał swojemu warsztatowi i na dobre mu to wyszło.
Ciekawie jest wrócić do tego miejsca po kilku latach:) Jestem świeżo po lekturze obydwu książek. W zasadzie jestem jeszcze w trakcie "Castorpa". Zgadzam się z wszystkim, o czym piszesz. Dla mnie najciekawszy okazał się jeszcze jeden aspekt książki - wątek Wandy Pileckiej. Nie mam na myśli romansu, to tylko pretekst. Ciekawe jest to, że polski autor przedstawia przemyślenia Niemca, który wybiera się na prowincję... Pobyt w Gdańsku - to zmierzenie się bohatera ze stereotypami. Jego pierwsze spotkanie ze Wschodem, przed którym przestrzegał go wuj. Na początku Castorp niemal nie zauważa Polaków, albo jest do nich uprzedzony (np. nieprzyjemna postać konduktora; ubogo odziane dziecko). Spotkanie Pileckiej (ciekawa zabawa z mitem Wandy, co nie chciała Niemca) - sprawia, że Hans zaczyna dostrzegać polsko-rosyjską historię. Dziękuję za "odwiedziny" i pozdrawiam:)
UsuńJak zawsze miło Cię gościć w naszych skromnych progach :)
UsuńHa, przyznaję, że w wątku z Wandą tego nawiązania do niechcianego Niemca nie wyłapałem. A gdy o nim wspomniałaś, to aluzja wydaje się tak oczywista - chyba w trakcie lektury za mocno skoncentrowałem się na odniesieniach do "Czarodziejskiej góry", niesłusznie zapominając, że Huelle to pisarz z doświadczeniem oraz solidnym warsztatem, skłonny do literackich gier z czytelnikiem. No i faktycznie to spojrzenie młodego Niemca na Polaków jako na przedstawicieli mitycznego, niezrozumiałego i groźnego "Wschodu" również jest bardzo ciekawe.
My również pozdrawiamy!
Muszę przyznać, że mnie w "Castorpie" oprócz Gdańska (i w ogóle samego pomysłu na powieść, którego jestem fanką) urzekły te wszystkie miejsca, w których nagle bohatera atakuje historia, a on jakoś -- czasem, bo nie zdaje sobie sprawy, a czasem właśnie dlatego, że ten duch dziejów jakoś go owiewa -- stara się ją omijać (dobrym przykładem jest wątek bractw studenckich, ale nawet i gospodyni Castorpa).
OdpowiedzUsuńInteresujące spostrzeżenie - ja na te "ucieczki" Castorpa nie zwróciłem większej uwagi. Rejestrowałem je, ale nie spoglądałem na nie w ten sposób.
UsuńJa na razie czytałem tylko Śpiewaj ogrody. Książka była lekturą w naszym DKK i nie zachwyciła ani mnie, ani innych klubowiczów, więc raczej na razie kolejnej próby nie podejmę.
OdpowiedzUsuńMiałem w pamięci Twoje przejścia z tą lekturą i z tego względu jakoś nie spieszno było mi do "Castorpa". Sięgnąłem do niego dopiero z racji poznania "Czarodziejskiej góry".
UsuńCastorpa czytałem wiele lat temu i pozostał mi po tej lekturze lekki niesmak. Zachęcony tym wpisem postanowiłem sprawdzić na czym polegała moja pomyłka.
OdpowiedzUsuńPoczątek jest obiecujący, styl pisarstwa zgadza się narracją Tomasza Manna.
Pan Kiekiernix w swoich wypowiedziach na temat kolonialnego wyzysku kojarzy się z panem Settembrini zaś zafundowane przez niego śniadanie to analogia przyjęć wydawanych przez pana Pepperkorna.
I tak przeleciało prawie 70 stron, jedna trzecia książki. Przyznam się, że mnie osobiście wystarczyłyby opisy wędrówek Hansa po starym Gdańsku i Sopocie, jego obserwacje i rozważania. Rozumiem jednak, że wywołałby to niedosyt i nie mam pretensji do autora, że dodał jakąś akcję i intrygę.
Rzecz w tym, że dodał o wiele za dużo. Czego tam nie ma: chyba 4 morderstwa, tajemniczy dom seksualno-narkotycznych schadzek, cała masa dość niepokojących spotkań, z których nic nie wynika. Sny, w których pojawiają się sytuacje opisane w Czarodziejskiej Górze.
Za dużo, za dużo i bez sensu.
Huelle nie chciał chyba ograniczać się wyłącznie do odtworzenia "Czarodziejskiej góry", stąd kilka pomysłów na fabułę, za sprawą której może odtworzyć panoramę ówczesnego Gdańska - wg mnie część morderstw ma na celu ukazanie niełatwych relacji, jakie panowały pomiędzy mieszkańcami, wśród których nie brakowało Polaków, Kaszubów, Niemców.
UsuńAle już motyw ze zwłokami zjeżdżającymi bobslejami z wielkiej góry uważam za mocno wydumany - także nie rozumiem, w jaki sposób Castorp miałby antycypować to, co przyjdzie mu dopiero ujrzeć po odwiedzeniu sanatorium Berghof. Podobnie ma się rzecz z wątkiem miłosnym, który wg mnie zbyt dosłownie naśladuje relacje z Kławdią Chauchat.
Te niedociągnięcia nie zepsuły mi jednak lektury :)
Mam takie, może nieco nieprzystające, pytanie: czy można "Castorpa" uznać za fan fiction? Wiem, że skala i jakość inna od tego, co w sieci da się znaleźć pod tym hasłem, ale chodzi mi o samą zasadę.
OdpowiedzUsuńZ formalnego punktu widzenia wszelkie wymagania są chyba spełnione - Huelle rozwija wątek poboczny "Czarodziejskiej góry". Bohater powieści stworzony został w oparciu o mannowski odpowiednik. Huelle z pewnością ceni sobie dorobek Manna. Nie jestem tylko pewny, czy konieczna jest znajomość pierwowzoru (powieści Manna), by w pełni zrozumieć treść "Castorpa".
UsuńWYdaje mi się, że absolutnie tak.
UsuńDowodzi tego tytuł. Dla kogoś kto nie czytał Czarodziejskiej Góry nie znaczy on nic, nie wiadomo czy to nazwa rzeki, miasta, człowieka. Taki tytuł raczej odstraszy niewtajemniczoną osobę.
Czy konieczna jest znajomość Czarodziejskiej Góry. Swoją opinię na temat Castorpa podałem wcześniej. Moim zdaniem, ktoś kto nie czytał Czarodziejskiej Góry, bedzie miał kłopot z przebrnieciem przez pierwsze 70 stron.
Natomiast dla mnie, bedącego pd czarem książki T. Manna, kłopot sprawiało przebrnięcie przez dalsze strony. Według mnie są one napisane w stylu Marka Krajewskiego - autora kryminałów, których akcja rozgrywa się w starym Wrocławiu. To jest atmosfera bardzo odległa od Davos.
Przyznam, że nie wiedziałam zupełnie, że Huelle popełnił taką powieść. Brzmi naprawdę nieźle i podwójnie kusi, bo po pierwsze byłam i nadal jestem zachwycona "Czarodziejską górą", a po drugie cenię sobie styl gdańszczanina. Jakoś bardzo ucieszyło mnie istnienie tej pozycji.
OdpowiedzUsuńHa, to ja przyznam się, że powieść nabyłem dawno, dawno temu, skuszony jakąś promocją, ale w momencie zakupu nie byłem świadom, że książka to wariacja na temat jednego z wątków pobocznych "Czarodziejskiej góry". Wydaje mi się, że lektura to dobra propozycja dla fanów dzieła T. Manna :)
Usuń