Strony

sobota, 1 lutego 2014

"Tysiąc żurawi. Śpiące piękności" Yasunari Kawabata - Turpizm w ujęciu dalekowschodnim

Okładka książki Tysiąc żurawi. Śpiące piękności 

Tysiąc żurawi. Śpiące piękności

Yasunari Kawabata

Tytuł oryginału: Sembazuru. Nemureru bijo
Tłumaczenie: Mikołaj Melanowicz
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Seria: Współczesna Proza Światowa
Liczba stron: 265
 
 
 
Turpizm to w bezwstydnym uproszczeniu umiłowanie brzydoty. Posługując się natomiast bardziej wyczerpującą definicją należy rzec, że to termin ukuty przez Juliana Przybosia w celu określenia nurtu poetyckiego, rozwijającego się w Polsce po 1956 roku. Turpizm zwany również antyestetyzmem charakteryzował się wprowadzeniem do utworu elementów brzydoty, których zadaniem było wzbudzenie u odbiorcy estetycznego szoku. Ernest Bryll, Stanisław Grochowiak, Tadeusz Różewicz czy Miron Białoszewski w swoich dziełach nie stronili zatem od choroby, kalectwa, zepsucia, rozkładu, degradacji, dysharmonii, słowem wszystkiego co kojarzone jest jako swoista antyteza piękna, godzi w wartości estetyczne. Funkcją owego zabiegu była afirmacja rzeczywistości, dość przewrotna na pierwszy rzut oka, jej pełna akceptacja, ze wszystkimi odcieniami, z całą paletą barw, z całą różnorodnością, w skład której nie wchodzi przecież wyłącznie harmonia, ład, symetria form, a więc szeroko rozumiana doskonałość. Analizując cały problem z nieco innej perspektywy można stwierdzić, że ponieważ zarówno piękno jak i brzydota to wartości w pełni subiektywne, ich separacja oraz samodzielna egzystencja jest niemożliwa. Obie kategorie estetyczne istnieją, połączone ze sobą głęboką więzią niczym awers i rewers. Gdyby świat składał się z istot wyłącznie doskonałych, nikt nie byłby w stanie dostrzec ich uroku, ponieważ brakowałoby niezbędna wzorca, czy raczej punktu odniesienia. Podobnie sytuacja przedstawiałaby się w przypadku świata, zamieszkałego wyłącznie przez stworzenia szpetne. Oczywiście w miarę coraz dłuższego obcowania z tymi abstrakcyjnymi pojęciami, jakimi są piękno oraz brzydota, coraz lepiej uświadamiamy sobie ich arbitralność, umowność, przekonując się, że bardzo trudno jest nimi operować. W końcu wraz z epokami zmieniają się kanony piękna (co automatycznie pociąga za sobą konieczność korekty kanonów brzydoty), inaczej prezentują się one również u różnych narodów, społeczności, czy wreszcie pojedynczych osobników. Wielopoziomowość zagadnienia estetyzmu jest zatem zarówno wymagająca jak i prowokująca, kusi by się z tym tematem zmierzyć. Subtelnemu wdziękowi tej kwestii nie oparł się japoński mistrz pióra, laureat Nagrody Nobla z 1968 roku Yasunari Kawabata*.

Urodzony w 1899 roku Yasunari Kawabata zaliczany jest do najwybitniejszych przedstawicieli prozy z Kraju Kwitnącej Wiśni. Co ciekawe, świat mógł poznać Kawabatę z zupełnie innej strony, bowiem artysta w młodości poważnie interesował się malarstwem. Na szczęście, przynajmniej z czytelniczego punktu widzenia, japoński twórca stosunkowo szybko przerzucił swoją pasję na literaturę. Kawabata pierwsze dzieła tworzył już w szkole średniej. W okresie studiów przyszła pora na współpracę z kilkoma liczącymi się czasopismami literackimi, a w roku 1925, tuż po opuszczeniu murów Cesarskiego Uniwersytetu w Tokio, Kawabata odniósł pierwszy sukces literacki dzięki opowiadaniu opartym na motywach autobiograficznych, zatytułowanym Tancerka z Izu. Za sprawą niezrównanego Państwowego Instytutu Czytelniczego, polski czytelnik może zapoznać się ze znacznie późniejszymi dziełami Kawabaty – powieść Tysiąc żurawi (1949 r.) oraz rozbudowane opowiadanie Śpiące piękności (1961 r.) wchodzą w skład wydanego w 1987 roku zbioru japońskiego twórcy.

Powieść Tysiąc żurawi to niezwykła historia mężczyzny, którego żywot kształtowany jest przez 4 kobiety, wszystkie w pewien sposób powiązane z jego zmarłym ojcem. Osią centralną, wokół której obraca się fabuła utworu jest ceremonia picia herbaty. Sztuka podawania oraz spożywania tego napoju kultywowana jest w Japonii od czasów epoki Muromachi (XIV – XVI w.). Tradycyjnie rytuał odbywa się w osobnym pomieszczeniu – pawilonie herbacianym, położonym za domem, pośród ogrodowej zieleni. Swoista izolacja altanki symbolizuje odcięcie się na czas ceremonii od codziennych spraw otaczającego świata. Pawilon na krótki moment staje się centrum rzeczywistości, w której znaczenie odgrywają przeszłość, tradycja oraz kultura przodków. Egzystencja głównego bohatera, Kikujiego, na co dzień osobnika raczej nieśmiałego, w dodatku niezdecydowanego, który przez życie brnie samotnie oraz bez wyraźnego pomysłu, ulega diametralnej zmianie, kiedy poddaje się prośbom Kurimoto Chikako, by wziąć udział w ceremonii herbacianej na cześć jego zmarłego ojca. Rzeczywistość wywraca się do góry nogami, kiedy Kikujiego zaczynają wołać głosy odległej przeszłości. Kawabata serwuje czytelnikowi szalenie skomplikowaną relację, która zdaje się rozlewać i plątać w swoje sidła kolejne ofiary – czasy, które odeszły dają o sobie znać i w ten sposób Kikuji staje się wizerunkiem własnego ojca, krystalizacją miłosnych wspomnień dla długoletniej kochanki, wdowy Ōty. W sidła oszalałej miłości trafi jeszcze córka pani Ōty, młoda Fumiko oraz piękna dziewczyna z chustą z wizerunkiem tysiąca żurawi, Yukiko Inamura.

Powieść Kawabaty to misternie plecione arcydzieło, które znakomicie uwypukla dualistyczną naturę kobiety. Za sprawą japońskiego mistrza czytelnik postrzega ją jako istotę delikatną i bezbronną, a przy tym zaborczą i stanowczą, uparcie dążącą do określonego celu, uległą i kuszącą, zdolną do manipulacji, odurzającą swoim ciepłem i zapachem, której czar i piękno chłonie się wszystkimi zmysłami. Każda z bohaterek to swego rodzaju boginie, którym Yasunari Kabata wystawia cudowny pomnik. Najniezwyklejszą osobą z tego damskiego kwartetu jest z pewnością Kurimoto Chikako, która za sprawą znamienia, pokrywającego jej pierś przywdziewa szaty, które w europejskiej tradycji nakazywałyby kojarzyć ją z czarownicą. Piętnu fizycznemu, a więc brzydocie towarzyszy odstręczający charakter, w którym dominuje wścibstwo, ciekawość oraz złośliwość. Chikako z podziwu godnym uporem stara się prząść nici losu Kukijego, troszcząc się o jego szczęście, pojmowane na swój własny sposób, czego jednak nie potrafi docenić sam zainteresowany.

Ciekawa rola przypada również Yukiko, która jako dziewczyna z chustą z tysiącem żurawi staje się symbolem niedostępnego piękna. Jej doskonałość, przejawiająca się zarówno w harmonii szlachetnych rysów jak i czystości duchowej nie pozwalają zbliżyć się do niej Kikujiemu. Młody mężczyzna wedle własnego mniemania jest zbyt splugawiony grzechem, by zasłużyć na obcowanie na każdej płaszczyźnie z istotą tak wspaniałą, tak wytworną, a przez to efemeryczną, wrażliwą na każdy mrok, skalanie, nieczystość. Własna moralna skaza nakazuje wyczerpującą, masochistyczną wręcz ekspiację, która okazuje się rujnująca dla normalnych relacji międzyludzkich.

Kawabata po raz kolejny w stosunkowo krótkim utworze porusza całą mnogość zagadnień. Grzech jako stręczyciel sumienia, który najmocniej przeżywany jest w samotności serca, gdy sam wykraczający poza przykazania wyznacza sobie karę. Piętno postrzegane przez pryzmat brzydoty, jako fizyczna niedoskonałość, dysproporcja, defekt, a tuż obok tego kolejny stygmat, który może stanowić także piękno. Uroda, idealne proporcje ciała, czystość, nieskazitelność mogą być traktowane jako kontrast, opozycja wobec drugiej osoby, która na tle absolutu zostaje bezwzględnie obnażona, wystawiając na widok publiczny własną ułomność oraz kruchość. Dojmujące piękno autor zdaje się także łączyć z samotnością, która wynika ze strachu skalania go. Ponadto godny uwagi jest ambiwalentny stosunek do śmierci, która jako agonia zdaje się być przerażająca, zatrważająca, bowiem nieunikniona, przed którą nie ma ucieczki. Ale równocześnie świadomość jej nieuchronności jest w pewnym sensie uspokajająca – ona jedna nie zawiedzie, przyjdzie i zabierze nas z tego świata, ofiarując wieczne ukojenie, należny spoczynek po znojach ludzkiej egzystencji. Pisarz serwuje również oryginalne spojrzenie na bezpłciowość. Obojnactwo, świadomie wybrany rodzaj nijaki charakteryzowany jest jako nośnik zdrowego rozsądku. Poprzez okiełznanie męskości bądź kobiecości, czyli poskromienie fizycznych żądz, możliwe jest lepsze poznanie psychiki zarówno kobiety jak i mężczyzny.

Równie intrygujące co Tysiąc żurawi prezentuje się drugie dzieło zawarte w zbiorze, opowiadanie Śpiące piękności. Główny bohater, 67-letni Eguchi za namową przyjaciela postanawia odwiedzić tajemniczy hotel, w którym gość spędza noc w towarzystwie pięknej i młodej dziewczyny. Wbrew pierwszym skojarzeniom wcale nie chodzi o dom uciech, a przynajmniej nie o burdel w klasycznym tego słowa znaczeniu. Klientelę nietypowego pensjonatu stanowią wyłącznie starsi panowie, których możliwości seksualne są już tylko echem odległej przeszłości. Miejsce do którego przybywają oferuje im nocleg u boku uroczej, ale głęboko uśpionej kobiety. Sztucznie wywołany sen, w który wprowadza się lokatorki jeszcze przed przybyciem delikwenta sprawia, że kobiety nigdy nie obcują na jawie ze swoim „kochankiem”.

Eguchi, mimo sędziwego wieku różni się zdecydowanie od pozostałych zaufanych, którym dane było zakosztować tajemnicy tego niezwykłego miejsca. Bohater ciągle zdolny jest do zaspokojenia odczuwanego popędu płciowego. Z tego względu Eguchi sytuuje się gdzieś po środku dwóch światów, które ścierają się na jego oczach. Z jednej strony potrafi on zrozumieć jak upokarzające jest doświadczenie, któremu oddają się jego rówieśnicy. Bliskość młodego, nagiego, pięknego ciała wywołuje silne napięcie seksualne, które jednak z powodu dysfunkcji, zaburzeń nie może zostać rozładowane w praktycznie żaden sposób – naczelną zasadą hotelu jest nie wyrządzanie krzywdy uśpionej piękności. Z drugiej strony, sprawny pod każdym względem Eguchi podbudowuje się, dowartościowuje, łechce swoją męskość oraz skłonność do dominacji. Fakt, że może on zgwałcić niczego nie świadomą dziewczynę działa na staruszka niezwykle stymulująco, dając mu przewagę psychologiczną zarówno nad pozostałymi klientami jak i uśpionymi kobietami. Ten brak przynależności do jakiejkolwiek ze stron staje się również bodźcem do snucia bogatych refleksji, poświęconych głównie starości oraz przemijaniu.

Śpiące piękności podobnie jak utwór Tysiąc żurawi to znakomita melodia, w której wybijają się dwa przeciwstawne motywy. Piękno, reprezentowane przez pogrążone w farmakologicznym śnie kobiety zestawione zostaje z brzydotą, której uosobieniem jest starość. Obie wartości zdają się ze sobą rywalizować, konfrontować, ale nie brakuje momentów, w którym harmonijnie ze sobą współgrają. Milcząca towarzyszka okazuje się cierpliwym słuchaczem starczego gderania, powiernikiem, któremu można ofiarować swoją przeszłość wraz z jej ambicjami, marzeniami, ale także klęskami i niepowodzeniami. Młode ciała stanowią również rodzaj ofiary, która przynajmniej dla części starczego grona jest pocieszeniem, ukojeniem. Zatem dobrowolne oddanie się w stanie kompletnej nieprzytomności, która równoznaczna jest z absolutną bezbronnością na łaskę drugiego człowieka można postrzegać jako działanie godne samego bodhisattwy, czyli istoty świadomie rezygnującej z osiągnięcia stanu nirwany na rzecz pomocy innym (podobny motyw pojawia się w Dwóch opowieściach o miłości okrutnej autorstwa Tanizakiego – jeden z narratorów opowiada, że prostytutki są niekiedy traktowane jako bodhisattwy). W końcu postępowanie dziewcząt może jawić się jako zupełne poświęcenie samego siebie dla krótkotrwałego szczęścia innych, czyli heroiczny akt dobroci.

Krótkie opowiadanie stanowiące rodzaj erotycznej baśni to także wspaniały poemat, sławiący kobiecie piękno, które zostało jednak zredukowane wyłącznie do fizycznych atrybutów. Ukazanie dziewcząt tylko przez pryzmat ich cielesności, seksualności wiąże się z dehumanizacją oraz uprzedmiotowieniem rodzaju żeńskiego. Kobiety, jako, że nie reagują ani na słowa głównego bohatera, ani na jego gesty sprawiają wrażenie lalek, pozbawionych uczuć. Ale czy rzeczywiście śpiąca dziewczyna to wyłącznie bezduszna zabawka, z którą nie można porozumieć się żadną miarą?

W Śpiących pięknościach ogromnie spodobało mi się ujęcie sposobu, w jaki funkcjonuje ludzka pamięć. Kawabata umiejętnie odmalował jej skomplikowane działanie, nieodgadnione ścieżki, którymi prowadzi nas do przeszłości, natrafiając po drodze na oazy wspomnień. Ciekawe są także rozważania na temat zła – Kawabata nie pyta o jego istotę, czy źródło, bardziej interesuje go sama definicja, czy sposób jego pojmowania. Zgodnie z retoryką znaną choćby z Głosu góry, egzystencja postrzegana jest jako rzecz, która w końcu człowieka zmęczy, wycieńczy, zgnębi, przyprawi o utrapienie. Czy w świetle tak postawionego problemu wydanie na świat potomstwa, a następnie wychowanie go (a więc w sporej mierze podporządkowanie sobie, niekiedy uzależnianie od siebie, trzymanie na uwięzi) według restrykcyjnych zasad, które mogą okazać się rażąco nieskuteczne w drodze do szczęścia (pojmowanego przez każdego na indywidualną modłę) jest czymś gorszym, bardziej odrażającym niż na przykład niemoralne stosunki z nieletnimi?

Yasunari Kawabata po raz drugi dał się poznać jako autor nietuzinkowy, wręcz groźny, szczególnie z perspektywy myślenia uporządkowanego, zgodnie z którym wszystko ma ściśle określone miejsce oraz funkcje, a świat można sprowadzić do kilku prostych równań. Japończyk udowadnia, że rzeczywistość to niezwykła mieszanina, na którą składa się m.in. przeszłość, bagaż doświadczeń nie tylko nasz, ale również naszych bliskich, a wiele rzeczy dzieje się na skutek naszej bierności, zaniechania wysiłku związanego z podejmowaniem decyzji, wyborów, czy ogólniej rzecz ujmując – myśleniem. Kawabata pokazuje również, że nasze tu i teraz to często suma wielu pozornie błahych wydarzeń, które działając wspólnie, poprzez silną synergię kreują teraźniejszość, z którą wielu boi się skonfrontować.

——————
* W moim prywatnym odczuciu Kawabata, podobnie jak Jun'ichirō Tanizaki (Dwie opowieści o miłości okrutnej, Dziennik szalonego starca. Niektórzy wolą pokrzywy) oraz Kenzaburo Ōe (Sprawa osobista, Futbol ery Man'en) z niezwykłym kunsztem meandrowali pośród starości, cielesnej niedoskonałości, niepełnosprawności – mniemam, że ich biegłość na tyle przeraziłby Przybosia, że ten również zaliczyłby ich do grona turpistów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)