Sławomir Mrożek to postać, której
absolutnie przedstawiać nie trzeba. To artysta największego kalibru,
którym bez cienia wstydu możemy się chwalić na całym świecie. Swoim
pisarskim dorobkiem, inteligencją, przenikliwością, niebanalnym humorem
zaskarbił sobie sympatię tysięcy fanów, nie tylko w Polsce. Na deskach
teatrów regularnie pojawiają się sztuki autorstwa Pana Mrożka, jak
choćby Miłość na Krymie, Tango, Erwin Axer czy Policja. Ale Mrożek to nie tylko wybitny dramaturg, to również prozaik, autor tekstów z futurystyczno-absurdalnym Weselem w Atomicach na
czele, słynących przede wszystkim z ich satyrycznej formy. Dokładnie w
takim, tj. w humorystycznym tonie, utrzymane są opowiadania, które
znalazły się w VI tomie dzieł zebranych Sławomira Mrożka, pochodzące z
okresu 1960-1965. Część pierwsza to teksty pochodzące z Podwieczorku przy mikrofonie, audycji radiowej nadawanej w I Programie Polskiego Radia. Druga część to wybrane opowiadania pochodzące ze zbioru Deszcz.
Opowiadania z Podwieczorku przy mikrofonie
charakteryzują się maksymalną zwięzłością formy – to teksty na jedną,
góra dwie strony, opisujące zabawne perypetie członków ciała
urzędniczego pewnej partyjnej instytucji. Głównymi bohaterami są
narrator, Prezes, Księgowy, Referent, Radca oraz inni urzędnicy. Utwory
cechują się sporą różnorodnością: mamy do czynienia z tekstami w
charakterze listów, relacji czy uchwał (List do Szwecji, w którym narrator zwraca się z prośbą o przyznanie Nagrody Nobla do samego Szanownego Pana Nobla, Synek - list do Królowej Elżbiety z prośbą o adopcję, Uchwała,
dotycząca odśnieżania, napisana w efekcie przysypania miejscowości
przez śnieg, która traktuje o szkodliwym oraz demoralizującym wpływie
śniegu na społeczność obywatelską Polski Ludowej, Rajd, czyli
list do Głównego Komitetu Sportu Kołowego, będący zapisem relacji rajdu
motocyklowego o Puchar z przeszkodami oraz stosownym litrażem
alkoholowym, Zupa - opis zbrodni dokonanej przez klienta baru mlecznego na kelnerze, który badał ciepłotę zupy organoleptycznie, czy Prośba
- list skierowany do Członka Związku Zawodowego Pracowników
Gastronomii, Funkcjonariusza Państwowego Zakładu Wyżywienia Zbiorowego,
Obywatela Kelnera), utworów traktujących o prywatnym życiu głównego
bohatera (Serce Ojca - czyli o socjalistycznych niedoborach, w
tym przypadku o problemie ze zdobyciem barana wielkanocnego, ostatecznie
zastąpionego przez pana Barana, Karp - o problemach z ciasnotą w lokalach mieszkalnych, zajmowanych przez obywateli PRL-u, Perła –
o próbie wyhodowania perły poprzez denerwowanie mięczaków - ślimaków).
Przewijają się także w sporej liczbie opowiastki o codziennych
problemach, z którymi borykają się pracownicy Urzędu (Winda - o bezdyskusyjnym wypełnianiu nakazów płynących z samej góry, instalacji windy w parterowym budynku, Udój - o wyjeździe na wieś i nauczaniu rolników nowych technik dojenia krów: urzędniczką pod napięciem, czyli dojarką elektryczną, Kamikaze -
o Kanceliście, którzy w akcie rozpaczy po tym, jak rzuciła go
narzeczona, decyduje się na wyprawę mającą na celu Uporządkowanie Spraw
Nie Załatwionych, Świnia przyzakładowa - o podciąganiu hodowli tuczników na jeszcze wyższy poziom i karmieniu świni drugim, alkoholowym śniadaniem, Tajemnice zaświatów
- o próbie nawiązania łączności ze zmarłych Kasjerem, z którego
śmiercią zniknęły równocześnie wszystkie pieniądze z kasy). Równie dużą
dozę absurdu przejawiają historie barowe, czyli dyskusje prowadzone
przez urzędników w ich ulubionym miejscu spotkań, przy ulubionym napoju (Niech żywi nie tracą nadziei … - rozmyślania nad rozwojem ekonomicznym kraju, Pies - o urzędniczej pożodze, którą wywołał samotny pies, błąkający się po rynku, Spór o starożytność - czyli batalia o to, czy starożytny Prezes to Prezus czy też Krezus, Zaklinacz - o nieudanych próbach kelnera Józia zaklinania zaskrońca, Zimowa dolegliwość - o niepokojących problemach Magazyniera, który zamiast białych myszek zaczął widzieć białe niedźwiedzie, czy Obcy
- o smutnej przygodzie Prezesa, który nie został rozpoznany w barze
przez pewnego obcego osobnika). Wymienione z tytułu teksty to jedynie
wierzchołek góry lodowej, bowiem Opowiadania uraczą nas około 70 pozycjami z serii Podwieczorek przy mikrofonie.
Część druga mrożkowych Opowiadań to utwory pochodzące ze zbioru Deszcz.
Dzieła ta posiadają nieco większą objętość, wciąż jednak są to
stosunkowo krótkie teksty satyryczne. Z ciekawszych pozycji na pewno
warto wspomnieć o Małym przyjacielu, opowiadaniu traktującym o
znalezionym przez głównego bohatera kotku, który uratowany z psiego
pogromu przejmuje od swojego nowego właściciela wszelkie wyrzuty
sumienia za popełnianie niegodziwości. Autor znakomicie ukazał wręcz
naturalną ludzką lubość, czy też słabość do czynienia zła, która ujawnia
się jeszcze szybciej, gdy człowiek pozbawiony zostaje moralnych
zahamowań w postaci dręczącego poczucia winy. Zakończenie jest o tyle
optymistyczne, że jasno mówi, że odpowiedzialność za swoje czyny
ponosimy zawsze - przecież jeśli sami nie potrafimy odczuć skruchy za
swoje niegodziwości, to zawsze mogą nam w tym pomóc inni ludzie (tyle że
wtedy pokutą są najczęściej męki fizyczne a nie psychiczne). Na uwagę
zasługuje również Góral, opowiadanie o myślicielu mającym
problemy z zasypianiem, który nie uznając filozoficznych kompromisów,
przejawiając ogromną odwagę intelektualną decyduje się liczyć przed
zaśnięciem rzeczywiste owce, jako Juhas. Grzechem byłoby również nie
wspomnieć o Ad acta, czyli konfrontacji z ABSOLUTEM. To
zdecydowanie jedno z dłuższych opowiadań, które jest przygodą niemłodego
już wiekiem prozaika. Pewnego dnia, w barze mlecznym spotyka on
roztargnionego, wychudłego młodzieńca o mętnym spojrzeniu, który zamawia
szklankę mleka oraz 60 bułek. W każdej wolnej chwili zapisuje on coś na
wszelakim, dostępnym materiale. Gdy bohater czyta zapiski na serwetce
od razu przekonuje się, że ma do czynienia z geniuszem pióra, którego
postanawia uwięzić we własnym gabinecie, chcąc się nim pochwalić przed
znajomymi. Młodzieniec jednak wymyka się, a podstarzały pisarz udając
się za nim w pogoń odkrywa cały wagon jemu podobnych. Okazuje się, że w
mieście z nie wiadomo skąd zjawili się młodzi, skoszarowani geniusze,
którzy dzieląc się na formacje (skryptony - jednostki po 15 ludzi,
pisatki - oddział 5 ludzi, szajby - 2 skryptony) w mig opanowali cały
rynek czytelniczy, zalewając go arcydziełami swojego autorstwa.
Dotychczasowi pisarze, wierszokleci, dramaturdzy w akcie ostateczności
próbują zjednoczyć siły, aby przeciwstawić się absolutnemu geniuszowi
młodych ludzi. Główny bohater w pewnym momencie dochodzi nawet do
wniosku, że nieznana siłą, z którą przyszło im się zmierzyć to Kosmici
pod postacią literatów ABSOLUTNIE GENIALNYCH, których słowo będzie
słowem ABSOLUTU. Mimo to, dotychczasowi ludzie pióra próbują podjąć
nierówną walkę o byt. Ich wiara w sukces zostaje ostatecznie podkopana
dopiero wtedy, gdy okazuje się, że geniusze nie piją wódki, jeno wodę i
to w małych dawkach, po przegotowaniu.
Teksty pochodzące z Podwieczorku przy mikrofonie
w znakomitych i zabawnym stylu piętnują socjalistyczną codzienność.
Autor w krzywym zwierciadle przedstawia otaczającą go codzienność,
poprzez wyolbrzymianie pewnych faktów wciska ją w ramy absurdu. W sposób
bardzo celny, pod płaszczykiem humorystycznych opowiastek zostały
odmalowane problemy codziennego żywota mieszkańca PRL-u: pijaństwo
(teksty barowe), niedobory artykułów spożywczych oraz sprzętów
codziennego użytku (Rydze, Walka z upałami, Czekoladki dla prezesa), kłopoty z przestrzenią zajmowanych mieszkań (Karp), nierealne marzenia o zagranicznych podróżach i wyrwaniu się z szarej monotonii rutyny (Hawaje, Twardy sen), czy urzędnicze absurdy, wynikające z luk w założeniach samego systemu (Kapelusz, Winda, Alfabeta, Pyton Podhala). Uważam, że Podwieczorek przy mikrofonie to
bardzo przyjazna i zachęcająca droga, by zagłębić się w studiach nad
czasami, gdy Polska znajdowała się w cieniu czerwonego sztandaru. Z
kolei dla starszych czytelników doświadczenia płynące z lektury być może
będą przesycone delikatną nutką nostalgii za czasami, które odeszły, a
które w mistrzowskim stylu skarykaturyzował Mrożek.
Nieco inna forma cechuje opowiadania z drugiej części Dzieł zebranych, pochodzące ze zbioru Deszcz.
Utwory są dłuższe, a ich akcje często jest umieścić w precyzyjnych
ramach czasowych. Teksty są bardziej uniwersalne, poruszają tematy
cięższego kalibru, chociaż również czynione jest to ze sporymi dozami
humoru, dozowanego z iście chirurgiczną precyzją. Mnie osobiście
przypominają one Cyberiadę Stanisława Lema. Posiadają tę samą
dawkę absurdu, do tego problemy ważne i nie błahe przedstawiane są w
sposób ironiczny i groteskowy. Mrożek co prawda pozostał w ziemskich
realiach, wydaje mi się jednak, że niewiele ustępuje on Lemowi. Obaj
pisarze to świetni obserwatorzy życia, którzy odznaczają się
nieprzeciętną inteligencją – w obu przypadkach geniusz połączony ze
zmysłem obserwacji został zaprzężony do wozu ironii, co dało piorunujące
efekty. Co znamienne, obaj w swoim warsztacie pisarskim stosowali
zabiegi słowotwórstwa – u Mrożka mamy może z tym do czynienia w
mniejszym wydaniu, ale na równie wysokim poziomie (wspomniane pisatki,
szajby oraz skryptony). Ponadto Lem i Mrożek potrafią wybornie bawić się
słowem, lepiąc go niczym plastelinę, całkowicie poddając go swojej
woli, np. poprzez dosłowne traktowanie metafor. Wydaje się, że obaj
podzielają również wiarę w siłę słowa pisanego, co przejawiają w
opowiastkach, w których szczególnie często przedstawiciele inteligencji
wpadają w słowne pułapki, oparte na konwenansie, ludzkich
przyzwyczajeniach i stereotypach (w Wiernym stróżu właściciel
owczarka widząc smutek oraz brak chęci do życia swojego psa decyduje się
na regularnie odgrywanie roli owcy, którą pies mógłby się opiekować
sprawiając zadość swoim wrodzonym instynktom). Obaj wytykają również
ludzkie ułomności, słabości i wady – nie gloryfikują człowieka jako
istoty ludzkiej, wolą wytykać jego niedoskonałości. Można odnieść
wrażenie, że czują wręcz moralny nakaz i obowiązek, aby zachowania
niewłaściwe piętnować, by podkreślać, że większy potencjał intelektualny
musi zostać użyty należycie, tj. godnie – nie może służyć do
wywyższania się, pastwienia się nad innymi, powinien się on wiązać z
większą odpowiedzialnością za swoje czyny, ze świadomością, że jako
ludzie winniśmy być wzorem, przykładem, istotami, które nie muszą
wstydzić się swoich działań. Rzekłbym, że zarówno Mrożek jak i Lem to
znakomici ale i surowi nauczyciele, z lekcji których możemy czerpać
garściami poruszając się po naszej własnej ścieżce życia.
Wydaje mi się, że warto jeszcze dodać, że masa opowiadań ze zbioru Deszcz doskonale nadaje się do wystawienia na deskach teatru. Moim osobistym faworytem jest Interwał,
opowiadający o starciu pomiędzy dwoma niepokonanymi zapaśnikami.
Ogromna hala, po brzegi wypełniona spragnioną widowiska tłuszczą.
Oczekiwania, emocje, które szybko jednak przechodzą w znużenie, gdy
okazuje się, że każdy cios, zostaje sparowany, każda ofensywna akcja
rozbija się o równie skuteczną defensywę, że nie sposób wyłonić
zwycięzcy. Godziny mijają, aż w końcu sędziowie decydują się
zapieczętować zawodników w pozycji, w której aktualnie się znajdują i
dokończyć pojedynek następnego dnia. Gdy wielka sala jest już pusta, a
na jej środku zostają jedynie dwaj tytani, spleceni w zapaśniczym
uścisku, powoli, bo począwszy od przypomnienia sobie najprostszych
działań arytmetycznych, rozpoczyna się wielka deliberacja nad
zagadnieniami bytu, przeradzając się w filozofię egzystencjalną, na
równaniu równoważności masy i energii kończąc.
Sam przy lekturze Opowiadań 1960-1965
bawiłem się wybornie, dlatego z czystym sumieniem pragnę je polecić
wszystkim czytelnikom. Jestem przekonany, że Mrożek otarł się o
wspomniany ABSOLUT, tak, że nawet najbardziej oporni, na co dzień
stroniący od książek osobnicy z przyjemnością przeczytają Dzieła zebrane
w tomie VI.