Strony

wtorek, 29 października 2019

Sándor Márai "Sindbad powraca do domu" - Zapis odchodzącego świata

Sindbad powraca do domu

Sándor Márai

Tytuł oryginału: Szindbád hazamegy
Tłumaczenie: Teresa Worowska
Wydawnictwo: Czytelnik
Seria: Nike
Liczba stron: 204







Człowiek,  który  jest  dla  nas  mentorem  bądź  autorytetem  może  liczyć  na  nasz  podziw  oraz  szacunek.  Uczucia  te  wyrażamy na  różne  sposoby,  które  zależą  zarówno  od  naszej  inwencji,  ale  i  działalności,  jaką  na  co  dzień  się  zajmujemy.  Tym  samym  osobnicy,  którzy  cieszą  się  poważaniem  pisarzy  nierzadko  mogą  liczyć  na  unieśmiertelnienie  poprzez  przeniesienie  swojej  sylwetki  na  książkowe  karty.  Takie  wyróżnienie  spotkało  m.in.  Gyulę  Krúdyego  (1878    1933),  węgierskiego  literata  i  publicystę,  którego  na  łamach  swojego  dzieła  pt.  Sindbad  powraca  do  domu  sportretował  jego  krajan  Sándor  Márai  (1900    1989).

W  momencie  rozpoczęcia  utworu  Gyula  Krúdy  ukrywający  się  pod  pseudonimem  Sindbad  to  człowiek  zbliżający  się  do  ostatniej  przystani  na  swoim  ziemskim  szlaku.  Ten  (…)  żeglarz,  pisarz  i  dżentelmen  (…)  [1]  coraz  mocniej  uświadamia  sobie  własną  efemeryczność  i  nieuchronność  nadciągającej  śmierci.  Tyle,  że  owa  wiedza  nie  jest  źródłem  beznadziei  czy  troski;  to  raczej  impuls do melancholii  i  frasunku  nad  tym,  jak  szybko  i  nieubłaganie  zmienia  się  otaczająca  go  rzeczywistość.  To  także  pretekst  do  wyprawy  w  przeszłość,  by  wspomnieć  dotychczasowy  żywot.  Sindbad  raz  jeszcze,  tyle,  że  tym  razem  we  własnym  umyśle,  przemierza  trakty,  na  jakie  rzucił  go  niespokojny  byt,  odtwarzając  wszelkie  niezwykłe  wypadki,  jakie  stały  się  jego  udziałem,  jednocześnie  odmalowując  świat  austro-węgierskiej  monarchii,  który  bezpowrotnie  odszedł,  pozostawiając  po  sobie  tylko  blaknące  ślady,  coraz  trudniej  zauważalne  dla  nieprawnego  oka.

Godny  odnotowania  jest  fakt,  że  podobizna  mistrza  nie  jest  kolorową  laurką.  Sindbad  to  człowiek  z  krwi  i  kości  mający  za  uszami  niejedną  przewinę,  nie  potrafiący  oprzeć  się  wielu  pokusom.  Słabość  do  alkoholu  jest  niemal  tak  mocna  jak  umiłowanie  płci  przeciwnej.  Wizerunku  utracjusza  dopełniają  niegospodarność  i  przepuszczanie  lekką  ręką  niemal  każdej  sumy,  jaka  tylko  znajdzie  się  w  jego  chwilowym  posiadaniu  (Sindbad  wiedział  wszystko  o  pieniądzach.  Tylko  nie  umiał  się  z  nimi  obchodzić  [2])    bohater  przyznaje  przed  sobą,  że  nie  jest  w  stanie  zliczyć  sumy,  jaką  (…)  roztrwonił  w  pokojach  karcianych,  przed  zakratowanymi  okienkami  budek  totalizatora  na  wyścigach  konnych,  w  winiarniach  i  hotelach  Grinzingu  i  Tábanu  (…)  [3].

Ale  Gyula  Krúdy  pióra  Sándor  Máraiego  to  również  niespokojny  duch,  który  szczególnie  w  czasach  swojej  młodości  nie  potrafi  usiedzieć  w  jednym  miejscu.  To  (…)  Święty  Dawid  na  Księżycu,  niezwiązany  z  nikim,  zawsze  gotowy  do  drogi  (…)  [4]. Ta  nieprzerwana  wędrówka  przywodząca  na  myśl  poszukiwania  skutkuje  tym,  że  Sindbad  jest  osobnikiem  skrytym  i  samotnym,  potrafiącym  jednak  znakomicie  odgrywać  najróżniejsze  role,  w  jakie  wtłacza  go  dana  sytuacja  czy  oczekiwania  znajomych.  Dzięki  tej  mimikrze  i  nieustannym  zmianom  w  zachowaniu,  jego  prawdziwa  osobowość  pozostaje  nieuchwytna.  Co  ciekawe,  Márai  zdaje  się  sugerować,  że  ciągła  gotowość  do  wyruszenia  w  trasę  to  nic  innego  jak  próby  odnalezienia  szczęścia,  którego  jednak  Sindbad  nie  potrafi  zdefiniować.  Hazard,  przelotne  miłostki  czy  ruch  okazują  się  substytutami  wystarczającymi  tylko  na  moment,  który  błyskawicznie  przemija,  pozostawiając  gorzki  posmak  niespełnienia.

Z  racji  faktu,  że  powieść  to  sporymi  fragmentami  rozległa  reminiscencja,  przywodzi  ona  na  myśl  wyblakłą  fotografię,  na  której  utrwalono  echa  dawnych  Węgier,  tj.  z  początku  XX  wieku,  ze  szczególnym  uwzględnieniem  środowiska  literackiego.  Owa  odbitka  przesycona  jest  ciepłem  i  tęsknotą,  ale  nie  brak  w  niej  także  delikatnej  drwiny,  która  nadaje  książce  sarkastyczny charakter.  Márai  wtłacza  w  usta  Sindbada  liczne  uwagi  poświęcone  świętości  i  wyjątkowości  narodu  węgierskiego    W  spojrzeniu  tutejszych  ludzi,  w  ich  sposobie  mówienia,  wielkopańskim  filozofowaniu,  skłonnościach  do  samotności  i  przewrażliwienia  było  coś,  czego  żaden  zagraniczny  śmiertelnik  nie  był  w  stanie  zrozumieć  [5];  Dlaczego  pisarze  opłakiwali  i  grzebali  ten  naród  w  każdych  czasach,  a  on,  pomimo  wszelkich  złowróżbnych  przepowiedni,  z  jakąś  sekretną  siłą  żył  i  milczał  przez  tysiąc  lat,  milczał  tak  ponuro,  jak  potrafi  milczeć  pasterz  z  Hortobágy  i  jego  stado,  ze  świadomością  przeznaczenia,  które  trzeba  przyjąć  bez  pytań  i  odpowiedzi,  ponieważ  naród  ma  jakieś  zadanie  do  wypełnienia  pomiędzy  Dunajem  a  Cisą?  [6]   co  jasno  pokazuje,  że  niejeden  lud  rości  sobie  prawo  do  miana  Chrystusa  narodów.  Nie  mniej  ironiczne    narzekania  na  postępujący  upadek  obyczajów  w  kręgach  wyznawców  poezji  i  prozy    w  tym  kontekście  najciekawiej  wypadają  ubolewania  jednego  z  kelnerów  z  kawiarni  o  literackich  tradycjach,  który  z  żalem,  ale  i  wyrzutem  konstatuje:  Pisarze,  którzy  nie  grają  w  bilard,  którzy  żyją  zdrowo,  pisarze,  których  ambicją  jest  być  dobrymi  atletami  czy  pływakami,  pewnie  pozostają  zdrowymi  ludźmi,  ale  w  duchu  stali  się  niewierni  literaturze,  która  nigdy  nie  chroniła  zdrowia,  wręcz  odwrotnie,  była  czymś  innym,  niebezpiecznym  i  przeciwnym  życiu  [7].  Nie  mniej  sarkastyczne  w  swoim  przewrotnym  patosie    przekonania  Sindbada,  twierdzącego,  że  (…)  pisarz,  którego  zadaniem  jest  przekazanie  narodowi  samych  tylko  najszlachetniejszych  uczuć  i  najważniejszych  prawd,  powinien  zawsze  mówić  o  rzeczach  wiecznych:  o  jesieni,  o  honorze,  o  fatum  albo  o  kobietach,  które    zepsute  czy  nabożnie  czyste    trzymają  jednak  w  ramionach  sens  życia  [8].

Życiowa filozofia Sindbada – wsparta na takich fundamentach jak romantyczne postrzeganie roli pisarza czy kanon zachowania wzorowany na manierach dżentelmenów przemieszane z postępującą z wiekiem afirmacją prostego, prowincjonalnego bytu – prowadzi do tego, że pisarz z coraz większym trudem odnajduje się w epoce, w której przyszło mu zakończyć ziemską wędrówkę. W rezultacie rośnie też poczucie wyobcowania i niedopasania – Sindbad jawi się jako figura przestarzała, która bardzo mocno wyróżnia się na tle otoczenia.

Ta niespieszna włóczęga, jakiej oddaje się protagonista zostaje naszkicowana z ogromną pieczołowitością i dbałością o detale. Sándor Márai w cudowny sposób buduje nastrój miejsc, w których zjawia się Sindbad, niejako żegnający się z Budapesztem, miastem, z jakim połączyła go skomplikowana i zawiła relacja, niewolna od fascynacji, ale i znużenia. Proces odchodzenia Krúdyego to popis językowej elegancji. Sándor Márai, do czego zdążył już przyzwyczaić swoich czytelników, wznosi potężne słowne budowle, które cechują się pięknym rytmem oraz oryginalnością składników, z jakich zostały skomponowane. Te popisy wywierają jeszcze większe wrażenie, kiedy dzięki posłowiu tłumaczki Teresy Worowskiej dowiadujemy się, że Márai wzorował swoje dzieło na utworach Gyuli  Krúdyego, pragnąc naśladować swojego mistrza. W efekcie mamy do czynienia z pastiszem tak doskonałym, że w opinii węgierskich literaturoznawców (…) literacki hołd złożony przez Máraiego jest niejako „najlepszą powieścią Krúdyego” [9]. Trudno nie zgodzić z tą opinią, w związku z czym nie pozostaje mi nic innego jak serdecznie polecić lekturę książki Sindbad powraca do domu, która zgodnie z posłowiem Teresy Worowskiej jest pięknym zapisem odchodzącego świata.

P.S. Na powieść Máraiego warto też spojrzeć przez pryzmat dzieła japońskiego noblisty, Yasunariego Kawabaty, który bardzo podobny zabieg, tj. portret nieuchronnych przemian, jakim podlega kultura oraz ludzka cywilizacja, proponuje w swojej książce Meijin - mistrz go.


[1] Sándor Márai, Sindbad powraca do domu, przeł. Teresa Worowska, Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 2008, s. 7
[2] Tamże, s. 31
[3] Tamże, s. 29 – 30
[4] Tamże, s. 19
[5] Tamże, s. 106 – 107
[6] Tamże, s. 108
[7] Tamże, s. 90 – 91
[8] Tamże, s. 38
[9] Teresa Worowska, Zapis odchodzącego świata [posłowie do]: Sándor Márai, Sindbad powraca do domu, przeł. Teresa Worowska, Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 2008, s. 198
 

8 komentarzy:

  1. To moja ulubiona książka Maraiego. Podobała mi się wędrówka po Budapeszcie i nastrój, jak zawsze u tego autora budowany jakby od niechcenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na razie nie jestem w stanie wskazać mojej ulubionej książki tego autora. Każda z jakiegoś względu zapadła mi w pamięć, wszystkie wywarły spore wrażenie z racji elegancji języka. Kusi mnie natomiast, by sięgnąć po Gyuli Krúdyego i przekonać się, czy faktycznie Márai tak udanie skopiował styl swojego mistrza.

      Usuń
  2. Styl Maraia "przywodzi na myśl wyblakłą fotografię" - pięknie to określiłeś, zapamiętam. I ta dbałość o każdy szczegół i nastrój upadającej monarchii....nie wiem dlaczego dotąd omijałam "Sindbada". Jednak Maraia znam, czytałam, ale dawno ("Żar", "Wyspa", "Dziedzictwo Estery"), a najbardziej chciałabym przeczytać "Dziennik". Zatęskniłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie Márai napisał niemało książek, sporo zostało przełożonych na j. polski i może po prostu "Sindbad" jak dotąd nie wpadł Ci w oko. Dla przykładu ja powoli poznaję twórczość Węgra, "Sindbad" to moja czwarta lektura, ale wśród przeczytanych przeze mnie powieści nie ma żadnej z tych, które Ty już poznałaś ;)

      Usuń
  3. Márai pragnął naśladować mistrza i stworzył powieść lepszą niż te, które napisał mistrz? Ciekawe. :) Z książek tego autora na razie czytałam jedynie "Siostrę".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe, ale i dobrze pokazujące jakim literackim geniuszem był Márai :) Ja, oprócz "Sindbada wraca do domu" czytałem "Pokrzepiciela", "Pierwszą miłość" oraz "Pokój na Itace". O "Siostrze" nawet nie słyszałem - polecasz?

      Usuń
    2. Na pewno warto ją przeczytać, choć podejrzewam, że nie należy do najlepszych książek autora. Główny bohater to pianista, który mocno zachorował. W powieści jest mało akcji, za to dużo refleksji o chorowaniu. Dla zachęty przytoczę jedną z tych refleksji:

      „Choroba tyle samo daje, co zabiera”. :)

      Usuń
    3. Przemyślenia, które górują nad akcją to chyba znak firmowy tego pisarza. Do tego jeszcze elegancki język i tlące się ogniki melancholii - to raczej taka proza, którą można się niespiesznie rozkoszować ;)

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)