Przez lata tematykę zombie konsekwentnie omijałem zarówno w literaturze, jak i na ekranie. Jakiś czas temu jednak powieść Maxa Brooksa - World War Z. Światowa wojna zombie w relacjach uczestników zmieniła moje nastawienie. Teraz myślę, że zombie to kanon taki sam, jak każdy inny, i ważne jest tylko czy mamy do czynienia z dziełem, czy tandetą. Do tego należałoby wspomnieć, iż jak się okazuje, w przyrodzie żywe trupy nie są zjawiskiem nieznanym, więc zombie odpowiednio użyte mogą być takim samym elementem fikcji literackiej jak cokolwiek innego. Same w sobie nie są wcale bardziej infantylne niż choćby obcy z kosmosu czy megapandemia. No, może stawiają przed twórcą większe wyzwania niż inne koncepcje, ale jeśli się uda...
W pełni przekonany do tej ostatniej myśli odważyłem się z listy najlepszych seriali wszechczasów wybrać tym razem nie sensację, kryminał, wojnę czy klasyczny SF, a zombie właśnie i tym sposobem nadszedł czas na pierwszy sezon amerykańskiego serialu
The Walking Dead (Żywe trupy)
który swą premierę miał 31 października 2010 roku.
W produkcji tej nie zobaczymy najbardziej rozpoznawalnych twarzy amerykańskiego kina, co jednak paradoksalnie jest chyba zaletą. Inne są odczucia, gdy widzi się kolejne wcielenie Toma Cruise czy innej ogranej gwiazdy, a inne, gdy aktorzy są mniej znani*, a grają w większości naprawdę na poziomie.
Od pierwszych minut miałem skojarzenie z prześwietnym serialem Detektyw (True Detective). Chodzi o niepowtarzalny klimat, który wyczuwamy już w czołówce i który towarzyszy nam przez cały każdy kolejny seans. To wielki atut serialu – coś czego rozpaczliwie brakuje nie tylko większości tasiemcowych produkcji, ale i wielu produkcjom kinowym.
Rzecz cała traktuje o dziejach niewielkiej grupy Amerykanów, którzy próbują przeżyć w świecie ogarniętym plagą zombie o globalnym zasięgu. Siła tej opowieści leży w tym, iż główny temat, czyli zagrożenie ze strony żywych trupów oraz walka z nimi, są poniekąd tylko tłem. Można zaryzykować tezę, iż głównym tematem są ludzie; jak się zachowają by przeżyć, jak permanentne i totalne zagrożenie będzie na nich wpływać, jakie mechanizmy powstaną w grupach ocalałych i pomiędzy nimi. Myślę, że w najlepszych dziełach osadzonych w realiach postapo, zarówno w filmie jak i literaturze, umiejętne zrównoważenie tych dwóch warstw, katastroficznej (czy postapokaliptycznej) oraz socjologiczno-psychologicznej, jest niezbędnym elementem sukcesu. Tak się stało w przypadku The Walking Dead, co potwierdzają i moje odczucia, i wysokie pozycje w rankingach.
Nie ma sensu rozbierać tego obrazu na czynniki pierwsze i wnikać w to, co artysta miał na myśli. W końcu to pierwszy sezon i nie wiadomo jak będzie dalej. To trzeba po prostu zobaczyć i poczuć. Aktorzy, choć pewnie mniej znani szerokiej polskiej publiczności, grają w większości bardzo dobrze. Efekty specjalne i prowadzenie kamer są na poziomie, o którym nasze kino, nawet to z ambicjami, może nadal pomarzyć. No i klimat – coś, od czego zacząłem, i na czym zakończę, gdyż to przysłowiowa wisienka na torcie. Obdarzony wyobraźnią widz po prostu przenosi się w realia świata żywych trupów.
Gorąco polecam, a sam już z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
Wasz Andrew
Ocena:
- nie podobało mi się
- było w porządku
- podobało mi się
- naprawdę mi się podobało
- było niesamowicie
* chętnych do poznania pełnej listy płac, szczegółów o producentach, itp. odsyłam do dobrze opracowanego materiału na wiki
Czytałem swego czasu pierwsze ok. 10 tomów komiksu. Początek robił wielkie wrażenie, ale z czasem wyglądało to na powtarzanie znęcania się nad bohaterami na przeróżne sposoby. Odpadłem.
OdpowiedzUsuńTeż słyszałem, że z czasem poziom spada, ale na razie było super.
Usuń