Symultanka
Ingeborg Bachman
Tytuł oryginału: Simultan
Tłumaczenie: Anna Maria Linke
Wydawnictwo: Czytelnik
Seria: Nike
Liczba stron: 273
W kultowej
powieści Szklany klosz pióra Sylvii
Plath pojawia się interesujący wątek z tłumaczami kabinowymi pracującymi dla
ONZ. Esther, 19-letnia bohaterka dzieła z zadumą i podziwem obserwuje pracę
tych ludzi: Przyglądałam się intensywnie
młodej Rosjance, wciśniętej w obcisły szary kostium. Wyrzucała z siebie jak
automat idiom za idiomem w tym jakże obcym dla mnie języku – Konstanty
powiedział, że tłumaczenie z angielskiego na rosyjski jest dlatego takie
trudne, że idiomy tych języków są zupełnie różne – i myślałam, że dałabym nie
wiem co, żeby wleźć w jej skórę i przez całe życie już nic innego nie robić,
tylko sypać jak ona bezbłędnie tymi idiomami. Może nie stałabym się od tego
szczęśliwsza, ale zbliżyłabym się w pewnym sensie do doskonałości [1].
Gdyby jednak Esther zdecydowała się sięgnąć po opowiadanie Symultanka ze zbioru o tym samym tytule, autorstwa Ingeborg
Bachmann (1926 – 1973), austriackiej pisarki i poetki, to szybko uświadomiłaby
sobie, że wspomniany zawód nie jest ani gwarancją szczęścia, ani doskonałości.
W przypadku Szklanego klosza wątek z translacją jest o tyle istotny, że zdaje się on mieć znaczenie symboliczne, bowiem ludzie dokonujący przekładu, a więc umożliwiający komunikację pomiędzy osobami władającymi różnymi językami, reprezentują możliwość porozumienia się z bliźnim. Tyle, że znajomość stosownego słownictwa wcale nie implikuje tego, że uda się nam nawiązać dialog, rozumiany jako realny kontakt z interlokutorem – protagonistka Symultanki, tłumaczka symultaniczna władająca kilkoma językami (podobnie zresztą jak kobiety z kart pozostałych opowiadań) przekonuje się, że zgłębienie tego, co ma nam do przekazania druga strona jest szalenie trudnym wyzwaniem, którego osiągnięcie wiąże się z koniecznością częściowej rezygnacji z zaślepiającej i ogłuszającej miłości własnej.
W przypadku Szklanego klosza wątek z translacją jest o tyle istotny, że zdaje się on mieć znaczenie symboliczne, bowiem ludzie dokonujący przekładu, a więc umożliwiający komunikację pomiędzy osobami władającymi różnymi językami, reprezentują możliwość porozumienia się z bliźnim. Tyle, że znajomość stosownego słownictwa wcale nie implikuje tego, że uda się nam nawiązać dialog, rozumiany jako realny kontakt z interlokutorem – protagonistka Symultanki, tłumaczka symultaniczna władająca kilkoma językami (podobnie zresztą jak kobiety z kart pozostałych opowiadań) przekonuje się, że zgłębienie tego, co ma nam do przekazania druga strona jest szalenie trudnym wyzwaniem, którego osiągnięcie wiąże się z koniecznością częściowej rezygnacji z zaślepiającej i ogłuszającej miłości własnej.
Komunikacje
problemy przytaczane są w odniesieniu do damsko-męskich relacji, stanowiących
sedno każdego z opowiadań. Ingeborg Bachmann odmalowuje przed nami portrety
heteroseksualnych par, połączonych uczuciem intymnym, ale którego raczej nie
można określić mianem miłosnego. Kobiety i ich partnerzy – niekiedy przelotni
czy przypadkowi jak w Symultance,
innym razem nie w pełni dostępni i niedyspozycyjni z racji faktu, że są to
żonaci mężczyźni (Problemy, problemy; Wy szczęśliwe oczy) bądź osobnicy
starsi, otoczeni przy tym nimbem wielkości (Szczekanie)
czy też stanowiący niemal doskonałe przeciwieństwo (Trzy drogi do morza) – trwają przy sobie z przyczyn, którym
najbliższej do zauroczenia, pragmatyzmu, wygodnictwa czy działania pod wpływem
impulsu. Związki te są na ogół efemeryczne – ich nietrwałość ujawnia się przy
byle podmuchu kapryśnego losu.
Bachmann sporo uwagi poświęca przyczynom tej tymczasowości, podkreślając, że damsko-męskie stosunki są w ogromnej mierze naznaczone egoizmem, ale i uprzedzeniami. Stereotypy okazują się podłożem dla projekcji i wyobrażeń w rezultacie czego bliscy ludzie stają się dla siebie (…) jakąś wyimaginowaną (…) oazą życiową [2]. Ponadto przypuszczenia zastępują szczerą rozmowę, której substytutem są różne postacie monologu ((…) dla mężczyzny jest zniewagą, jeżeli kobieta nie słucha jego mowy, ale również zniewagą dla niej, że musi słuchać; bo przeważnie pouczał ją albo coś jej objaśniał (…) [3]). Summa summarum ani mężczyzna, ani kobieta nie potrafią rozmawiać na temat własnych emocji, co skutecznie uniemożliwia zadzierzgnięcie jakiejkolwiek mocniejszej więzi. Co ciekawe, ta komunikacyjna niemoc dotyka także przedstawicieli różnych pokoleń – za sprawą Szczekania oraz Trzech dróg do morza uświadamiamy sobie, że dzieci w miarę dorastania stopniowo zatracają płaszczyznę kontaktu ze swoimi rodzicami, czego efektem jest postępująca obcość – lata zaniedbań prowadzą do sytuacji, w której niemożliwe jest nic ponad prostą wymianę pustych zdań, nie niosących ze sobą żadnych treści.
W ramach uściślenia, wspomnieć należy, że akcja opowiadań przytaczana jest przede wszystkim z kobiecej perspektywy, a bohaterki, jakie kreśli przed nami Ingeborg Bachmann są co najmniej oryginalne. Każda z nich zdaje się posiadać jakąś fiksację, której podporządkowany zostaje codzienny byt. Języki obce (Symultanka), sen i wygląd zewnętrzny (Problemy, problemy), wada wzroku (Wy szczęśliwe oczy), pomoc bliźniemu (Szczekanie) czy fotografia wojenna (Trzy drogi do morza) pełnią rolę odskoczni, bowiem wszystkie te aktywności pozwalają na pełne poświęcenie, co wiąże się z ucieczką od nieznośnej bądź nudnej rutyny. Wspólną cechą protagonistek jest także niechęć bądź nieumiejętność trwania w ludzkiej gromadzie – więzy społecznych norm i wymagań są na tyle niewygodne, że atrakcyjniejszym rozwiązaniem jest zgoda na wykluczenie, ostracyzm czy marginalizację.
Bardzo ciekawą składową zbioru jest styl, w jakim utrzymane są poszczególne utwory. Ingeborg Bachmann operuje trzecioosobową narracją stosując przy tym mowę pozornie zależną, dzięki czemu możemy podglądać przemyślenia i refleksje głównych postaci. Ciekawym zabiegiem jest decyzja, by nie wyodrębniać pojawiających się w tekście dialogów – wymusza to na czytelniku koncentrację, bowiem niekiedy potrzeba chwili namysłu, by rozstrzygnąć czy dany fragment jest przytoczoną rozmową czy rozważaniami danej protagonistki. Ponieważ istotną funkcję odgrywa język, nie brak wstawek z obcymi zwrotami (co ciekawe tłumaczka podjęła decyzję, by nie przekładać owych francuskich, włoskich, niemieckich czy angielskich wtrąceń) – można odnieść wrażenie, że Austriaczka celowo potęguje słowny chaos i szum, żeby zaakcentować wspomniane kłopoty ze wzajemnym zrozumieniem się.
Dopełnieniem książki jest symbolika, którą Bachmann stosuje oszczędnie, ale bardzo umiejętnie. W tym kontekście najczęściej wykorzystywana jest przyroda – wzburzone morze koresponduje z nastrojem aktorów dramatu, stary i piękny las pełni rolę zacisznej kryjówki, w której można schronić się przed zgiełkiem otaczającego nas świata, zaś niedostępne jezioro (droga do niego utrudniona jest przez powstającą autostradę) odzwierciedla wysiłek, jaki należy włożyć w to, by odnaleźć drogę do rzeczy przez nas pożądanych.
Reasumując, Symultanka – krótki zbiór (polskie wydanie liczy 275 stron) składający się z pięciu opowiadań (Symultanka; Problemy, problemy; Wy szczęśliwe oczy; Szczekanie i Trzy drogi do morza) – to bardzo solidna lektura. Ingeborg Bachmann udaje się wykreować intrygujące postacie z bagażem niebanalnych doświadczeń, o losach których czyta się z prawdziwym zainteresowaniem. Austriaczka posiada prawdziwy talent do tworzenia światów przedstawionych, w które wkracza się już po przeczytaniu pierwszych kilku zdań, i w których czytelnik zanurza się po same uszy (swoistym bonusem dla uważnych jest zazębianie się losów protagonistek z kolejnych opowiadań). Wymowa książki nie jest można zbyt optymistyczna ((…) kobiety i mężczyźni powinni najlepiej zachować dystans, nie mieć ze sobą nawzajem nic do czynienia, aż obie strony znajdą jakieś wyjście z tego chaosu, z rozterek i dysharmonii wszelkich stosunków [4]), ale z drugiej strony wysnutą tezę można potraktować jako prowokację, stymulującą nas do tego, by poprzez nasze własne zachowanie udowodnić, że postawiona diagnoza jest błędna.
Bachmann sporo uwagi poświęca przyczynom tej tymczasowości, podkreślając, że damsko-męskie stosunki są w ogromnej mierze naznaczone egoizmem, ale i uprzedzeniami. Stereotypy okazują się podłożem dla projekcji i wyobrażeń w rezultacie czego bliscy ludzie stają się dla siebie (…) jakąś wyimaginowaną (…) oazą życiową [2]. Ponadto przypuszczenia zastępują szczerą rozmowę, której substytutem są różne postacie monologu ((…) dla mężczyzny jest zniewagą, jeżeli kobieta nie słucha jego mowy, ale również zniewagą dla niej, że musi słuchać; bo przeważnie pouczał ją albo coś jej objaśniał (…) [3]). Summa summarum ani mężczyzna, ani kobieta nie potrafią rozmawiać na temat własnych emocji, co skutecznie uniemożliwia zadzierzgnięcie jakiejkolwiek mocniejszej więzi. Co ciekawe, ta komunikacyjna niemoc dotyka także przedstawicieli różnych pokoleń – za sprawą Szczekania oraz Trzech dróg do morza uświadamiamy sobie, że dzieci w miarę dorastania stopniowo zatracają płaszczyznę kontaktu ze swoimi rodzicami, czego efektem jest postępująca obcość – lata zaniedbań prowadzą do sytuacji, w której niemożliwe jest nic ponad prostą wymianę pustych zdań, nie niosących ze sobą żadnych treści.
W ramach uściślenia, wspomnieć należy, że akcja opowiadań przytaczana jest przede wszystkim z kobiecej perspektywy, a bohaterki, jakie kreśli przed nami Ingeborg Bachmann są co najmniej oryginalne. Każda z nich zdaje się posiadać jakąś fiksację, której podporządkowany zostaje codzienny byt. Języki obce (Symultanka), sen i wygląd zewnętrzny (Problemy, problemy), wada wzroku (Wy szczęśliwe oczy), pomoc bliźniemu (Szczekanie) czy fotografia wojenna (Trzy drogi do morza) pełnią rolę odskoczni, bowiem wszystkie te aktywności pozwalają na pełne poświęcenie, co wiąże się z ucieczką od nieznośnej bądź nudnej rutyny. Wspólną cechą protagonistek jest także niechęć bądź nieumiejętność trwania w ludzkiej gromadzie – więzy społecznych norm i wymagań są na tyle niewygodne, że atrakcyjniejszym rozwiązaniem jest zgoda na wykluczenie, ostracyzm czy marginalizację.
Bardzo ciekawą składową zbioru jest styl, w jakim utrzymane są poszczególne utwory. Ingeborg Bachmann operuje trzecioosobową narracją stosując przy tym mowę pozornie zależną, dzięki czemu możemy podglądać przemyślenia i refleksje głównych postaci. Ciekawym zabiegiem jest decyzja, by nie wyodrębniać pojawiających się w tekście dialogów – wymusza to na czytelniku koncentrację, bowiem niekiedy potrzeba chwili namysłu, by rozstrzygnąć czy dany fragment jest przytoczoną rozmową czy rozważaniami danej protagonistki. Ponieważ istotną funkcję odgrywa język, nie brak wstawek z obcymi zwrotami (co ciekawe tłumaczka podjęła decyzję, by nie przekładać owych francuskich, włoskich, niemieckich czy angielskich wtrąceń) – można odnieść wrażenie, że Austriaczka celowo potęguje słowny chaos i szum, żeby zaakcentować wspomniane kłopoty ze wzajemnym zrozumieniem się.
Dopełnieniem książki jest symbolika, którą Bachmann stosuje oszczędnie, ale bardzo umiejętnie. W tym kontekście najczęściej wykorzystywana jest przyroda – wzburzone morze koresponduje z nastrojem aktorów dramatu, stary i piękny las pełni rolę zacisznej kryjówki, w której można schronić się przed zgiełkiem otaczającego nas świata, zaś niedostępne jezioro (droga do niego utrudniona jest przez powstającą autostradę) odzwierciedla wysiłek, jaki należy włożyć w to, by odnaleźć drogę do rzeczy przez nas pożądanych.
Reasumując, Symultanka – krótki zbiór (polskie wydanie liczy 275 stron) składający się z pięciu opowiadań (Symultanka; Problemy, problemy; Wy szczęśliwe oczy; Szczekanie i Trzy drogi do morza) – to bardzo solidna lektura. Ingeborg Bachmann udaje się wykreować intrygujące postacie z bagażem niebanalnych doświadczeń, o losach których czyta się z prawdziwym zainteresowaniem. Austriaczka posiada prawdziwy talent do tworzenia światów przedstawionych, w które wkracza się już po przeczytaniu pierwszych kilku zdań, i w których czytelnik zanurza się po same uszy (swoistym bonusem dla uważnych jest zazębianie się losów protagonistek z kolejnych opowiadań). Wymowa książki nie jest można zbyt optymistyczna ((…) kobiety i mężczyźni powinni najlepiej zachować dystans, nie mieć ze sobą nawzajem nic do czynienia, aż obie strony znajdą jakieś wyjście z tego chaosu, z rozterek i dysharmonii wszelkich stosunków [4]), ale z drugiej strony wysnutą tezę można potraktować jako prowokację, stymulującą nas do tego, by poprzez nasze własne zachowanie udowodnić, że postawiona diagnoza jest błędna.
[1] Sylvia Plath, Szklany klosz,
przeł. Mira Michałowska, Wydawnictwo Crime and Thriller, Toruń 1993, s. 63
[2] Ingeborg Bachmann, Problemy,
problemy w: Symultanka, przeł.
Anna M. Linke, Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 1975, s. 52
[3] Ingeborg Bachmann, Symultanka
w: Symultanka, przeł. Anna M. Linke,
Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 1975, s. 11
[4] Ingeborg Bachmann, Trzy drogi do morza
w: Symultanka, przeł. Anna M. Linke,
Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 1975,
s. 225
Świetne opowiadania w świetnym stylu, tak zapamiętałam tę książkę. Chyba sobie ja przypomnę.;)
OdpowiedzUsuńJa zaś powoli rozglądam się za "Maliną" ;)
UsuńOch, ta komunikacja! To właśnie umiejętności komunikowania się należałoby uczyć dzieci (może niekoniecznie w szkole) jako podstawowej umiejętności życiowej. Stale zadziwia mnie, jak różnymi językami mówią ludzie (mężczyźni, kobiety) i jak zupełnie się nie rozumieją. Z przyjemnością sięgnę po tę książkę o komunikacyjnej niemocy. Szkoda, że nie ma wznowienia tej powieści, bo jednak, mimo że uwielbiam serię Nike, to większy druk byłby milej widziany....
OdpowiedzUsuńHa, ja uwielbiam Nike właśnie z racji tego niezwykłego formatu - niewielkie książeczki są bardzo urokliwe i całkiem praktyczne jeśli chodzi o przemieszczanie się z nimi. Niestety ceną jest bardzo drobny druk, który faktycznie jest dość uciążliwy.
UsuńA sam zbiór opowiadań jest bardzo, bardzo ciekawy. Wszystkie teksty łączą się ze sobą i przeplatają w mniejszym bądź większym stopniu, podejmując bardzo ciekawą tematykę ;)
Najbardziej jestem ciekawa opowiadania „Szczekanie”, bo podobno występują w nim te same postacie, co w
OdpowiedzUsuń„Przypadku F.”, czyli Franciszka i profesor Jordan. Ja z książek Bachmann czytałam tylko ten „Przypadek”, który okazał się powieścią ciekawą, ale ogromnie smutną, poruszającą tematy przemocy w małżeństwie i szukania śmierci. Teraz muszę poszukać „Symultanki”. :)
Ha, ja z kolei jestem szczerze zaintrygowany "Przypadkiem F.". Część bohaterów przewija się na kartach kilku opowiadań, ale nie wiedziałem, że niektórzy wywędrowali aż do osobnych powieści ;)
UsuńO! To muszę koleżance symultanicznej podrzucić ;) Ale i sam chętnie przeczytam. Miałem swego czasu do czynienia obserwować taką pracę i wiem, że to dla mnie za wysokie progi. Tłumaczę od lat ponad 10, ale to tak inny zestaw umiejętności, że szans bym nie miał.
OdpowiedzUsuńHa, Twoje zdanie też mogłoby być interesujące ;) Ciekawi mnie jak do prozy Bachmann podchodzącą tłumacze czy lingwiści, bowiem autorka bardzo dużo miejsca poświęca językowi, semantyce, komunikacji.
Usuń