Świat w płomieniach
Siri Hustvedt
Tytuł oryginału: The Blazing World
Tłumaczenie: Jerzy Kozłowski
Wydawnictwo: W.A.B.
Seria: Don Kichot i Sancho Pansa
Liczba stron: 398
Łacińskie słowo fictio oznacza tworzenie, kształtowanie
ale też zmyślenie. W tym kontekście,
fikcja literacka jest powoływaniem do istnienia tworów, które rodzą się w
wyobraźni autora bądź autorki. Materią do ich powstania mogą być rzeczy, ludzie
czy zdarzenia związane z bezpośrednią rzeczywistością demiurga, ale ciągle mamy
do czynienia z niezależnym bytem, który nie stanowi wiernego odwzorowania użytych
elementów składowych, natomiast funkcjonuje według własnych zasad,
niekoniecznie widocznych na pierwszy rzut oka. O tym jak pomysłowy i niebanalny
może być obraz świata przedstawionego przekonują nas kolei pisarze i pisarki, a
całkiem dobrym przykładem jest napisana w 2014 roku powieść Świat w płomieniach, pióra amerykańskiej
poetki, krytyk sztuki i prozatorki, Siri Hustvedt (ur. w 1955).
Utwór już od pierwszych stron
przywodzi na myśl literaturę uprawianą przez Vladimira Nabokova (w
szczególności takie tytułu jak Blady ogień oraz Dar), czyli mistrza
słownych gierek specjalizującego się w wodzeniu czytelnika za nos. Książka
Hustvedt to wielopoziomowa fikcja, której poszczególne warstwy zachodzą na
siebie składając się na wspaniałe dzieło, będące świadectwem kreatywności i
niezwykłego warsztatu pisarskiego. Powieść utrzymana jest w formie obszernego
opracowania naukowego poświęconego osobie i dorobkowi Harriet Harry Burden, kontrowersyjnej artystce,
której twórczość – za życia lekceważona, wręcz wzgardzona i odrzucona –
doceniona zostaje dopiero pośmiertnie. Będąc przeświadczona, że (…) podświadome wyobrażenia o płci, rasie i
sławie wpływają na rozumienie danego dzieła sztuki przez odbiorców [1]
oraz, że to właśnie z racji bycia kobietą jej płody nie spotkały się z należną
atencją, Burden przeprowadza eksperyment, mający potwierdzić stawiane przez nią
tezy. Kobieta (…) zaangażowała kolejno
trzech mężczyzn, podstawiając ich jako autorów swoich prac. Trzy wystawy
indywidualne w trzech nowojorskich galeriach, przypisywane Antonowi Tishowi
(1998), Phineasowi Q. Eldridge’owi (2002) i artyście posługującemu się
pseudonimem Rune (2003), w rzeczywistości stworzyła Burden [2].
Na ślad zagadkowej rzeźbiarki i autorki instalacji trafia I.V. Hess, profesor
estetyki, którego projekt Burden (…) z
miejsca zafascynował swoją ambicją, lecz także filozoficzną złożonością i
wyrafinowaniem [3].
Uczony uznaje za wskazane, (…) by z
różnorodnego materiału pozostawionego przez Burden skonstruować swoistą
historię [4],
oddając tym samym hołd niekonwencjonalnej personie. W takich właśnie
okolicznościach napisany zostaje Świat w
płomieniach, książka I.V. Hessa będąca intrygującą biografią Harriet
Burden.
Na utwór Hustvedt (czy może I.V.
Hessa), będący prawdziwym konglomerat i popisem eklektyzmu, składają się
fragmenty dzienników prowadzonych przez Burden (ich treścią są zarówno
wspomnienia, refleksje i dywagacje jak i (…)
notatki o przeczytanych lekturach, bardzo licznych i zahaczających o wiele
różnych dziedzin: literaturę, lingwistykę, historię, psychologię i neuronaukę [5]),
artykuły naukowe traktujące o fenomenie prac Harry bądź fałszywych autorów (Tisha, Eldridge’a i Rune’a), wycinki recenzji
oraz rozmowy ze znajomymi i krewnymi artystki. Tym samym odbiorca poznaje
główną bohaterkę na kilku płaszczyznach, począwszy od życia prywatnego, poprzez
postrzeganie na forum publicznym, a na autoanalizie skończywszy. Fascynujący
jest fakt, że w zasadzie trudno jest mówić o spójnym portrecie – Burden okazuje
się postacią na tyle nieszablonową, że w zależności od tego, z jakiej
perspektywy ją oglądamy, wizerunek faluje i przybiera najróżniejsze kształty, zresztą
zgodnie ze słowami samej protagonistki, która zauważa: Wszyscy jesteśmy zwierciadlanym odbiciem i echem siebie nawzajem [6].
I tak Harry jawi się jako osoba (…) ekscentryczna, paranoiczna, zapalczywa,
histeryczna, a nawet agresywna [7],
z zacięciem do artystycznego auto-sabotażu. Nie brak też porównań do
napastliwej i zaczepnej feministki, która stara się uzmysłowić wszystkim, że
świat sztuki to uniwersum zdominowane przez zadufanych w sobie, kiepsko
wykształconych i próżnych samców (W tej
branży liczą się głównie mężczyźni. A gdy zauważa się kobiety, często jest to
jedynie próba naprawienia tego, co przeoczono w przeszłości. Co interesujące,
wiele kobiet – nie wszystkie – doczekały się sławy, gdy przestały już odgrywać
rolę obiektu pożądania seksualnego [8]).
Ale ze wspomnień bliskich wyłania się także oblicze piekielnie inteligentnej
kobiety, pełnej empatii, a jednocześnie trawionej przez poczucie krzywdy i
niesprawiedliwości, która przez lata musiała godzić się na wegetację w cieniu męża,
uznanego marszanda, poświęcając się obowiązkom domowym i wychowaniu dzieci.
Tłamszenie artystycznych aspiracji przerywa dopiero śmierć małżonka, która jest
zarówno aktem wyzwolenia jak i przyczyną ogromnego żalu, wrażenia pustki i
osamotnienia.
Sylwetka Harriet Burden oraz jej
dorobek zostają również wdzięcznie wykorzystane do zbadania skomplikowanej dynamiki samej percepcji.
Siri Hustvedt, momentami w sposób bardziej, a niekiedy mniej bezpośredni pyta o
mechanizmy, które kierują odbiorem płynących z otoczenia bodźców i zamianą ich
na emocje, odczucia. Amerykanka sygnalizuje, że sam proces postrzegania i
rejestrowania impulsów ze świata zewnętrznego może być zakłócany przez nasze
nastawienie i związane z tym wyobrażenia i przypuszczenia (Dlaczego ludzie widzą to, co widzą? Muszą istnieć jakieś konwencje.
Oczekiwania. W przeciwnym razie nie widzielibyśmy niczego; wszystko ginęłoby w
chaosie. Typy, kategorie, kategorie, koncepty [9]).
Ponadto podkreślona zostaje niejednoznaczność i tendencje do zmian obserwowanego
obiektu (mogącego ulegać transformacjom już z racji samego aktu obserwacji) –
stąd właśnie wynika (…) sens naprawdę
uważnego przyglądania się wszystkiemu, bo po pewnym czasie to, co się widzi,
wcale nie jest tym, co chwilę przedtem wydawało nam się, że widzimy [10].
To oddziaływanie obiekt-obserwator rozważane jest w odniesieniu do szeroko
rozumianej sztuki (Czym jest gust? Czy
powstało kiedykolwiek dzieło sztuki nieobciążone oczekiwaniami i uprzedzeniami
oglądającego, czytającego lub słuchającego, choćby najbardziej wykształconego i
wyrafinowanego? [11]),
reguł według których pracuje człowiecza pamięć (Sceny z przeszłości, oglądane z perspektywy dnia dzisiejszego, ulegają
bezustannym przeobrażeniom i modyfikacjom, i tyle, i zmiany te zachodzą bez naszej
świadomości [12])
jak i międzyludzkich interakcji. Hustvedt ogromną wagę przywiązuje do motywu
masek i luster, które stanowią prawdziwą obsesję Harriet Burden. Zgon męża
pozwala uzmysłowić sobie w jak dużym stopniu dotychczasowa egzystencja
sprowadzała się do tkwienia w pętach schematów i ról, wynikających z płci,
seksualności, pozycji społecznej, pochodzenia, etc., a jednocześnie stanowi
impuls do tego, by spróbować wykorzystać do własnych celów owe etykiety i
konwenanse. Co ciekawe, działalność Harriet Burden pokazuje, że nie można
bezkarnie grać, kłamać, udawać, że każde podszywanie się pod kogoś, kim się nie
jest, zawiązuje nić interakcji pomiędzy naszą osobowością a ową wykreowaną
tożsamością.
Wszystkie zastosowane przez
Hustvedt puzzle – zabawa formą, plątanie się w następnych poziomach fikcji
(świetna jest choćby analogia: Anton, Phineas i Rune jako twórcy prac Harry
Burden oraz profesor I.V. Hess jako autor książki napisanej przecież przez Siri
Hustvedt), zahaczanie o szereg zagadnień z pogranicza sztuki, techniki, nauki
społecznych, filozofii czy literatury (bardzo przyjemne jest choćby nawiązanie
do utworów i samej osoby Philipa K. Dicka) – umożliwiają zbudowanie powieści,
którą czyta się z prawdziwą przyjemnością, ale i odrobiną intelektualnego wysiłku.
Zagłębiając się w odmęty wykreowanego przez Amerykankę świata przyświecają nam słowa:
Obierasz cebulę masek, warstwa po
warstwie, posuwając się coraz dalej w głąb książki [13].
A gdzieś pod całym tym ciężarem (ang. burden
to właśnie ciężar, brzemię) otrzymujemy portret kobiety,
usiłującej dokonać aktu zemsty na pogardzanej części męskiego świata sztuki,
stosując jednak te same narzędzia, które wzbudzają w niej złość, tj.
przedmiotowe traktowanie płci przeciwnej. Zdecydowanie polecam – Świat w płomieniach to jedna z lepszych książek
przeczytanych przeze mnie w 2018 roku.
[1] Siri Hustvedt, Świat w płomieniach, przeł. Jerzy
Kozłowski, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2017, s. 6
[2] Tamże, s. 5
[3] Tamże, s. 6
[4] Tamże, s. 12
[5] Tamże, s. 9
[6] Tamże, s. 121
[7] Tamże, s. 14
[8] Tamże, s. 81
[9] Tamże, s. 70
[10] Tamże, s. 102
[11] Tamże, s. 120
[12] Tamże, s. 265
[13] Tamże, s. 227
Cieszy mnie Twoja pozytywna recenzja Hustvedt. Może zdążę ją przeczytać jeszcze w tym życiu.;) Z zamieszczonych przez Ciebie cytatów wnioskuję, że styl autorki zagęścił się, znam ją z bardzo prostych zdań (ale świetnie budujących atmosferę.)
OdpowiedzUsuńTo moje pierwsze spotkanie z prozą Hustvedt i przyznaję, że nie wiedziałem czego się spodziewać, chociaż podświadomie oczekiwania miałem całkiem spore. Książka jest wg mnie fantastyczna - śmiało można stawiać ją w tej samej lidze, co wspomniany "Dar" czy "Blady ogień". Ogromnie spodobały mi się tez opisy prac Harriet Burden (jedna z instalacji odrobinę skojarzyła mi się ze sławetnymi abakanami) - nie zdziwiłbym się, gdyby któryś artysta próbował nawet wcielić w życie opisane pomysły :)
UsuńA po inne książki Hustvedt na pewno sięgnę i wtedy porównam różnice w stylu ;)
Ciekawe, jak do książki odniósł się mąż pisarki, Paul Auster. Czytałam kilka jego książek i są znakomite. Mam nadzieję, że powieść Siri nie spowodowała małżeńskiego kryzysu... W końcu (prawie) każda powieść jest po części autobiograficzna i być może Siri oddaje w niej również swoje uczucia jako pisarki, żony wybitnego pisarza, (być może) pomijanej w rankingach najlepszych twórców.
OdpowiedzUsuńCiekawy będzie dla mnie wątek (gdy już sięgnę po tę książkę) podszywania się pod cudzą tożsamość, a także to co określasz "skomplikowaną dynamiką percepcji" i jak nasze nastawienie, uprzedzenia, wcześniejsze doświadczenia, czy informacje mogą na nią wpływać. Jak - widząc współczesny obraz po raz pierwszy - sięgnąć do naszego wewnętrznego, niezakłóconego niczym gustu, poczucia piękna itd. Jest to bardzo trudne, pewnie niemożliwe. Dlatego czasem krytycy sztuki "objaśniają" nam istotę jakiegoś dzieła, a my potulnie się z nimi zgadzamy...
Ha, ja z kolei nie znam jeszcze dorobku Paula Austera. Analogii Auster-uznany pisarz kontra Hustvedt-pisarka pewnie można by się doszukać, ale w przypadku bohaterki "Świata w płomieniach" podkreślony zostaje fakt, że Harriet tworzy przed związkiem z mężem i w okresie, kiedy jest już wdową, czyli element męski jest tutaj czynnikiem hamującym twórczą działalność. Hustvedt nie pisze do szuflady, bo przecież inne jej dzieła także cieszą się szacunkiem czytelników, stąd nie uważałbym protagonistki za alter-ego pisarki :)
UsuńO tak, zagadnienie odbioru dzieła poprzez wcześniejsze doświadczenia to jeden z głównych tematów książki i wg mnie został on znakomicie zaprezentowany. A co do krytyków, to niestety i u nich można zauważyć pewne stereotypy, uprzedzenia czy uproszczenia - na przykładzie swojej bohaterki Hustvedt pokazuje, że geniusz na ogół nie daje się schwytać w karby prostych formułek, co może prowadzić do ostracyzmu.
W eksperymentalno-metafikcyjnym duchu odczuwam tu bliskość do "Trylogii nowojorskiej", której zresztą autorka też się pojawiła. Ciekawy bardzo ten przypadek małżeństwa literackiego i przenikania jego do fikcji. Bardzo chcę przeczytać tę powieść.
OdpowiedzUsuńTak jak wspominałem przy okazji "4 3 2 1" zamierzam sięgnąć po twórczość Paula Austera i ciekaw jestem ogromnie, jak na kartach jego książek została odmalowana Hustvedt. A "Świat w płomieniach" gorąco polecam - wg mnie to rewelacyjna powieść, która zasługuje na czytelniczą uwagę. Obcowanie z nią to czysta przyjemność.
UsuńRównież uważam, że to jedna z lepszych książek jakie czytałam - powieść zmusza do myślenia. Podobała mi się zarówno forma, jak i problemy jakie poruszone zostały w tej historii.
OdpowiedzUsuńHa, forma jest rzeczywiście bardzo pomysłowa, chociaż jak słusznie zauważyłaś, wymusza na czytelniku podjęcie pewnego intelektualnego wysiłku. I faktycznie, jak to ujęłaś w swojej recenzji, mamy do czynienia z pewnego rodzaju śledztwem, bowiem spośród dostarczanych informacji (nierzadko wykluczających się) musimy skonstruować postać Harriet, którą poznajemy nie tylko jako artystkę, ale także jako żonę, matkę czy ukochaną.
Usuń