Strony

sobota, 15 grudnia 2018

Nieudany eksperyment, czyli Śmierć w podróży Jamesa Ellroya



James Ellroy

Śmierć w podróży

tytuł oryginału: Killer on the Road
tłumaczenie: Violetta Dobosz
wydawnictwo: C&T Crime & Thriller 2009
liczba stron: 270


James Ellroy, właśc. Lee Earle Ellroy (urodzony w 1948 w Los Angeles) to amerykański pisarz specjalizujący się w tematyce kryminalnej, który bez wątpienia zasługuje na to, bym go zaliczył do moich ulubionych. Choć jest znany i doceniany zarówno w USA, jak i w świecie, to w Polsce jakoś nie należy do czołówki poszukiwanych czy kupowanych. Dlaczego? – to temat na osobne rozważania.




Niewyjaśnione do dziś zabójstwo jego matki, które miało miejsce, gdy Ellroy był dziesięciolatkiem, prawdopodobnie wpędziło go w młodzieńczy alkoholizm. Zdarzył się mu się też epizod więzienny, ale na szczęście wrócił na dobrą stronę mocy i wyszedł na prostą. Być może te doświadczenia z dzieciństwa i lat młodzieńczych, które potem przeszły w stałe zainteresowanie pracą policji i tematyką kryminalną, sprawiają, iż jego twórczość cechuje wyjątkowy realizm, znajomość nie tylko zwyczajów, zachowań i procedur policji oraz specyfiki przestępczych środowisk, ale również nieczęsto spotykane wyczucie klimatu; niuansów, które decydują, iż jedna opowieść tchnie autentyzmem, choćby była fikcją, a druga może wydawać się sztuczna, nawet jeśli jest literaturą faktu. Choć jego twórczość charakteryzuje się pesymistycznym spojrzeniem na świat, często pełna jest brutalności i okrucieństwa, to mimo wszystko zawsze była dla mnie świetną rozrywką. Po Śmierć w podróży sięgnąłem więc z radosnym oczekiwaniem. Co z tego wyszło?

Wśród powieści kryminalnych od czasu do czasu pojawia się kolejna napisana z perspektywy seryjnego zabójcy. Najbardziej znana to oczywiście American Psycho (1991) Breta Eastona Ellisa, którą zresztą oceniam bardzo krytycznie. Można by powiedzieć, że Ellroy w Śmierci w podróży idzie w podobnym kierunku, gdyby nie to, że jego książka była pierwsza (1986). Dzieło ma w swej zasadniczej części formę spowiedzi protagonisty, który dokonał kilkudziesięciu zabójstw, ale umiejętnie wplecione w nią elementy w formie meldunków policji i innych dokumentów dodatkowo wzmacniają wrażenie realności całej opowieści. Niestety – lektura tej książki nie była dla mnie taką przyjemnością, jak poprzednie dzieła Ellroya, z którymi się zetknąłem.

Nie, nie przeszkadzają mi brutalne opisy zbrodni, gdyż są niezbędnym elementem przy takim głównym bohaterze. Zdarzyło się kilka merytorycznych i logicznych potknięć, których kulminację stanowi powielanie tak charakterystycznych dla „stylu Hollywood” bzdur na temat tłumików do broni palnej, ale nawet nie o to chodzi. Nawet nie o brak jakiegokolwiek napięcia, bo być może w konwencji wyznania nie jest możliwe jego osiągnięcie. Po prostu – czegoś tu brak i nie czuję zadowolenia z lektury. Książka nawet interesująca, nawet daje do myślenia, ale nie wciąga, nie przykuwa uwagi. Nie poprawia sytuacji nawet wielce interesujące przedstawienie specyfiki amerykańskich wędrownych seryjnych zabójców i obcych innym krajom problemów, z jakimi muszą się zmierzyć w takich sprawach służby, prokuratura i sąd. Nawet prawdziwa literatura faktu, że wskażę choćby na dzieła naszej Mistrzyni Małgorzaty Szejnert, jest o niebo bardziej fascynująca niż Śmierć w podróży, która jednak jest fikcją, więc osiągnięcie w niej tempa, napięcia a nawet zafascynowanie czytelnika, powinno być dużo łatwiejsze, niż w reportażu. Nie, żeby książka Ellroya odrzucała. Nie żeby była słaba pod względem stricte literackim. Po prostu, gdyby to była pierwsza rzecz pióra Jamesa, która wpadła mi w ręce, najprawdopodobniej byłaby ostatnią. Ten eksperyment z formą, odejście od tradycyjnego kryminału i sensacji na rzecz konwencji spowiedzi, kompletnie się nie sprawdził.

Czy warto po tę książkę sięgać? Sam nie wiem, decyzję pozostawiam Wam. Na pewno jest o niebo lepsza niż wspomniany już American Psycho. Przestrzegam jednak przed rozpoczynaniem znajomości dorobku Ellroya od Śmierci w podróży. Nie jest to dzieło reprezentatywne dla tego pisarza - to się nie może dobrze skończyć


Wasz Andrew

Słowna skala ocen:
  1. beznadziejna
  2. bardzo słaba
  3. słaba
  4. może być
  5. przeciętna
  6. dobra
  7. bardzo dobra
  8. rewelacyjna
  9. wybitna
  10. arcydzieło

4 komentarze:

  1. A co byś polecił na początek od Ellroya?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepiej zacząć od debiutu, czyli od Requiem dla Browna. Ja zaczynałem z przypadku od Czarnej Dalii, jest jednak o klasę wyżej.

      Usuń
  2. Widziałem tą recenzję, ale celowo nie czytałem - dopiero teraz, po napisaniu swojej. Na 12 powieści Mistrza które czytałem to ta jest bez wątpienia najsłabsza. W ogólnym zarysie mam w sumie nawet podobne zarzuty i spostrzeżenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc dziś już niczego z tej książki sobie nie przypominam, nawet po przeczytaniu swojej i Twojej recenzji. To chyba dobry komentarz do samej lektury.

      Dzięki za przypomnienie o tym pisarzu. Chyba będę musiał kiedyś do niego wrócić, tym bardziej, że najgorszą jego książkę, jak piszesz, mam już za sobą :)

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)