Syn złodzieja
Manuel Rojas
Tytuł oryginału: Hijo de ladrón
Tłumaczenie: Zofia Chądzyńska
Wydawnictwo: Czytelnik
Seria: Nike
Liczba stron: 444
Człowiecza dola to wypadkowa
wielu czynników. Istotny jest materiał genetyczny, bowiem w ogromnej mierze
odpowiada za cechy charakteru czy wygląd zewnętrzny. Nie mniej ważna jest
epoka, w jakiej ludzka istota przyszła na świat – każdy okres w historii naszej
cywilizacji odznacza się panującymi wówczas wzorcami oraz normami, do których
jedni przystosowują się bez większych problemów, drudzy natomiast odczuwają do
owych reguł tak dalece posuniętą awersję, że usiłują walczyć z nimi różnymi
metodami. Wreszcie, w kształtowaniu się naszych losów, ogromną rolę odgrywa
środowisko, w jakim zostajemy wychowani, w którym dorastamy i uczymy się
trudnej sztuki przetrwania następujących po sobie dni. Rodzina, w której
przychodzimy na świat, może w ogromnym stopniu zdeterminować naszą przyszłość,
o czym przekonuje się bohater książki Syna
złodzieja, autorstwa Manuela Rojasa (1896 – 1973), chilijskiego pisarza, krytyka
literackiego i dziennikarza.
Protagonistą powieści, zgodnie z
tym, co sugeruje tytuł, jest syn złodzieja. W momencie rozpoczęcia utworu
chłopiec jest włóczęgą, który przemierza bezkres południowoamerykańskiego
kontynentu (Jak i dlaczego znalazłem się
tutaj? Dla tych samych powodów, dla których znalazłem się w tylu innych
miejscach. Historia to długa i, co gorsze, zawiła [1]).
Młodzieniec od pierwszych stron daje się poznać jako niespokojny duch, którego
żywot upływa na ciągłym przemieszczaniu się. Gnany wewnętrzną potrzebą,
zmuszany przez okoliczności – czy to szukając możliwości zarobku, czy też
uciekając przed sprawiedliwości i jej stróżami – bohater bez przerwy znajduje
się na wędrownym szlaku (Słońce i wiatr.
Niebo i morze [2]).
Pomysłowa konstrukcja utworu oraz
usposobienie protagonisty sprawiają, że czytelnik otrzymuje mocno rozbudowaną
powieść, obejmującą kilka wątków fabularnych, koncentrujących się wokół
centralnej postaci, którą jest złodziejski syn, będący jednocześnie
pierwszoosobowym narratorem. Chłopiec jest wdzięcznym słuchaczem, cierpliwie
spijającym cudze historie, w rezultacie czego książka jest zlepkiem doznań i
przeżyć głównego bohatera oraz cudzych historii – zasłyszanych od przygodnych
znajomych, towarzyszy niedoli, kompanów na wspólnym szlaku, etc. Ponadto dzieło
odznacza się nielinearnym upływem czasu – bardzo liczne są dygresje, wtrącenia
oraz retrospekcje. Styl ten bardzo umiejętnie odzwierciedla mechanizm
przywoływania wspomnień, mechanizm, który rzadko poddaje się chronologii, a
zdecydowanie częściej, przynajmniej pozornie, kojarzy się z chaosem i bezładem.
Jak tłumaczy sam protagonista: Moja
pamięć nie lepsza jest ode mnie; skacze od zdarzenia do zdarzenia, chwytając
te, które ukazują się najpierw, i zawracając, gdy inne, bardziej opieszałe lub
bardziej znamienne, zaczynają wyłaniać się z przeszłości [3].
Prezentowana przez Rojasa powieść
jest o tyle ciekawa, że w sporej mierze bazuje na przeżyciach samego pisarza,
który przed poświęceniem się pisarstwu, parał się całą paletą zawodów,
począwszy od cieśli, poprzez malarza pokojowego, krawca, peona, na linotypiście
skończywszy. Ta wielość doświadczeń znajduje odzwierciedlenie w utworze,
którego akcja osadzona jest na tzw. społecznych
nizinach – na kartach przewijają się najczęściej sylwetki wyrzutków,
wegetujących na granicy społecznego marginesu bądź ludzi odrzuconych, skazanych
na ostracyzm praworządnych obywateli.
Złodzieje, prości robotnicy, rybacy, marynarze, mechanicy, murarze, albo jak
pięknie ujął to autor: (…) mali ludzie,
którzy budują porty i łodzie, wydobywają sól, węgiel i miedź, produkują cement,
układają szyny, a nie mają nic, ale to nic więcej, oprócz krótkiej chwili – a i
tę chciano im odebrać – aby z sobą porozmawiać i wypić łyk wina, w oczekiwaniu
następnego – może ostatniego – dnia [4]
– oto środowisko, które odmalowuje przed nami Manuel Rojas.
Chilijski pisarz w swojej prozie
udowadnia, że nierzadko, to właśnie ci mali
ludzie są najbliżej wolności, bowiem ich postępowanie w mniejszym stopniu krępowane
jest światem zasad i reguł. Tyle, że ceną za ową niezależność (którą ustawicznie próbuje
się ukrócić) jest anonimowość, niebyt. Złodziejski syn, w świetle prawnych
przepisów i w oczach urzędników (ludzie o
twarzach segregatorów), jest osobnikiem bez tożsamości – oprócz tego zagubiona
metryka (z którą i tak nie mógłby się dumnie odnosić, ponieważ zawód uprawiany
przez ojca nie był zbyt chwalebny) mocno utrudnia swobodę ruchów, na którą
można sobie pozwolić jedynie wtedy, gdy posiada się stosowne dokumenty. Te
narzucone pęta (zupełnie abstrakcyjne, jeśli spojrzeć na nie przez pryzmat
odwiedzanych przez bohatera miejsc, wśród których nie brakuje otwartych
przestrzeni – chilijskiej Kordyliery, plaż Pacyfiku – oraz ciasnych i krętych
zaułków wielkich metropolii) zdają się definiować ramy człowieczej egzystencji,
która nieustannie wymaga potwierdzenia, dowiedzenia swojej zasadności (Ma pan zaświadczenie uprawniające do
oddychania, chodzenia, rozmnażania się, jedzenia, patrzenia? [5]).
Syna złodzieja można uznać za apoteozę świadomego trwania, które
nie jest skażone chorobliwą ambicją czy bezmyślnym gnaniem za karierą. Pieniądz
czy władza kuszą swoją złudną potęgą, ale to możność dysponowania upływającymi
minutami jest największym skarbem – To
czas, jeśli się go ma, daje nam złudzenie, że posiadamy wszystko. Kto nie ma
czasu – nie ma nic, a zapędzony w nieuzasadnionym pośpiechu, niczym nie może
rozkoszować się naprawdę, ma więc w istocie tylko ten swój pośpiech [6].
Sęk w tym, że mało kto posiada na tyle odwagi, by wyrwać się z kieratu
codzienności, ponieważ wolność to, paradoksalnie, suma wielu wyrzeczeń, bowiem wolność
to nieposiadanie niczego, czego można by żałować w przypadku straty, to
brak stałego miejsca, to brak przywiązania, a przecież te wszystkie sprawy
nierozerwalnie łączymy ze swoim bytem.
Reasumując, książka Manuela
Rojasa to znakomita literacka przygoda – autor zaprasza czytelnika do
odwiedzenia miejsc, do których rzadko zapuszczają się porządni ludzie. Razem z protagonistą przyjdzie nam poznać
więzienną rzeczywistość, poczuć lodowaty wiatr hulający między przełęczami,
towarzyszący śmiałkom i pionierom budującym kolej transandyjską, wreszcie
zapuścimy się w mroczne osiedla conventillo
(małe domki, czy też kamieniczki, w których gnieździły się całe rodziny
niezamożnych robotników). Proza Rojasa, dość surowa, chociaż nie lakoniczna,
bardzo dobrze uświadamia, że jednostka to drobny pyłek, który w obliczu potęgi
i majestatu przyrody nie znaczy zbyt wiele. Ta sama jednostka jest równie
bezsilna wobec bezduszności wielkich miast i ludzkich skupisk – jedyną pociechą
jest fakt, że wszędzie, jeśli tylko posiada się odpowiednie pokłady cierpliwości,
można odnaleźć sympatię, życzliwość czy dobroć. Jednak dociekanie ich źródeł
wydaje się równie jałowe, jak próba zrozumienia tego, dlaczego niektórzy czynią
zło – psychika istoty ludzkiej to wynikowa ogromnej masy czynników. Nie sposób
ich wszystkich objąć, przeanalizować i stąd człowiek zawsze będzie skrywać w
sobie ziarno tajemnicy.
[1] Manuel Rojas, Syn złodzieja, przeł. Zofia Chądzyńska,
Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 1965, s. 7
[2] Tamże, s. 8
[3] Tamże, s. 7
[4] Tamże, s. 127
[5] Tamże, s. 142
[6] Tamże, s. 390
Ooo - to może być naprawdę interesujące. Lubię ludzi, którzy z niejednego pieca chleb jedli i mają do tego skłonność do autorefleksji i wyciągania wniosków...
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że żadnej z tych cech nie można odmówić Manuelowi Rojasowi, stąd "Syn złodzieja" to niezwykle ciekawa literatura.
UsuńLektura zapowiada się ciekawie, z jednej strony dzięki treściom jakie ze sobą niesie, z drugiej zaś dzięki południowoamerykańskiej scenografii, która dla mnie jest raczej egzotyczna.
OdpowiedzUsuńMoje literackie skojarzenia po lekturze Twojego tekstu, to z jednej strony "Tortilla Flat" Steinbecka (trwanie w czasie, z dala od pogoni za wartościami materialnymi, jeśli nie liczyć butelki wina), a z drugiej "Dziennik złodzieja" Geneta, z uwagi na oddanie stanu bycia na marginesie społeczeństwa.
Z uwagi na tematykę, powieść od razu skojarzyła mi się z Twoją osobą. Sądzę, że pozycja przypadłaby Ci do gustu, gdybyś zdecydował się po nią sięgnąć. Społeczny margines to bardzo istotne tło, na którym rozpostarto fabułę.
UsuńA dzieła Steinbecka oraz Geneta ciągle przede mną :)
Polecam, choć szczerze się przyznam, że najbardziej chciałbym przeczytać Twoją opinię o "Zwrotniku Raka", ale nie żebym coś sugerował :P
UsuńOkey, obiecuję, że jak tylko nabędę "Zwrotnik Raka" (tradycyjnie przyczają się na jakąś promocję) to od razu po niego sięgnę. A jak już to uczynię, to postaram się przelać na wirtualny papier moje przemyślenia zrodzone pod wpływem lektury :)
UsuńO, bardzo lubię taki styl narracji z licznymi dygresjami i retrospekcjami, oddający potok ludzkich myśli. Ponadto zagadnienie wolności i pęt narzucanych przez społeczeństwo (a właściwie to także wszystkich innych ograniczeń o jakiejkolwiek genezie) jest fascynujące, zarówno w wydaniu bohatera walczącego z tym, jak i tego, który porzucił już społeczeństwo (albo ono porzuciło jego). Przyznaję, że powieść bardzo mnie zainteresowała - zaczęłam się już nawet rozglądać za możliwością zdobycia jej. ;)
OdpowiedzUsuńHa, czasami takie zabiegi bardzo mocno zaciemniają fabułę (za przykład niech posłużą płody spod znaku francuskiej antypowieści), ale w przypadku książki Rojasa udało się utrzymać balans - akcja meandruje, czas biegnie w różnych kierunkach, ale sama fabuła pozostaje dość czytelna. A motyw jednostki i jej egzystencji w ramach społecznych został tutaj b. ciekawie przedstawiony. Wydaje mi się, że książkę będzie najłatwiej spotkać w bibliotece bądź antykwariacie.
UsuńNie czytałam żadnej francuskiej antypowieści jeszcze. Jaką polecasz na początek?
UsuńA książki w bibliotekach szukałam, ale w żadnej z trójmiejskich nie ma, zaś najbliższy antykwariat ma większość rzeczy w magazynie, a sprzedawca nie wie, co w nim ma. Jak je rozwozi na Jarmark Dominikański (taki jarmark, trwający w Gdańsku przez 3 tygodnie wakacji) to też średnio ogarnia co zostało przywiezione. Ale na allegro ją znalazłam. :)
Na początek polecam esej Lema "Nowa powieść i matematyka". O antypowieści dowiedziałem się właśnie dzięki tekstom Lema i wydaje mi się, że płody naszego mistrza są dobrym przetarciem przed konfrontacją z Francuzami :) A co do tytułów nowopowieściowych to proponuję zacząć od "Gum" Alaina Robbe-Grilleta - tam fabuła nie jest jeszcze tak rozmyta, ale widać, że autor wyraźnie coś kombinuje. Bo "Żaluzja" oraz "Dom schadzek" to już pełny odlot, podobnie zresztą jak "Droga przez Flandrię" Claudea Simona.
UsuńA pan Rojas trochę mnie zaskoczył - jego książka uchowała się w mojej dębickiej bibliotece, podczas gdy żadna z trójmiejskich jej nie posiada. Spodziewałem się, że jako tytuł wydany na łamach serii "Nike" będzie bardziej dostępny :)
Dzięki, w takim razie postaram się zachować taką kolejność. Jak podałeś tytuły, to okazało się, że o połowie książek słyszałam i już na liście "do przeczytania" były, nie wiedziałam tylko, że to antypowieści. ;)
UsuńSuper! Będę cierpliwie czekać na pierwsze wrażenia, ale raz jeszcze ostrzegam, że antypowieść już z samego założenia nie jest lekturą łatwą. Dostarcza za to sporo czytelniczej satysfakcji oraz zapewnia intelektualną gimnastykę :)
Usuń"Ludzie o twarzach segregatorów". Próbuję je sobie wyobrazić;)
OdpowiedzUsuńW sumie - książka wygląda na dosyć pogodną... Trochę pachnie epikureizmem:)
„Nie bez powabów jest ten straszny świat,
nie bez poranków
dla których warto się zbudzić”
(W. Szymborska)
Ogromnie spodobało mi się to porównanie. A książka jest faktycznie raczej optymistyczna, chociaż nie brakuje w niej momentów smutnych, tragicznych, melancholijnych. Przytoczony wiersz świetnie oddaje nastrój, jaki udało się wykreować Rojasowi :)
UsuńTe mroczne zakątki pełne życiowych wyrzutków i innych typów spod ciemnych gwiazd to bardzo ciekawy materiał na literaturę, ale w tym przypadku robię wyjątek dla swojego niezaglądania w biografię autora i zastanawiam się, czy autor "ma to papiery". Jeśli jednak autor zaznał takiego życia, to jestem tym bardziej zainteresowany.
OdpowiedzUsuńTaka literatura uliczna posiada dodatkowy urok i powab, jeśli autor doświadczył tego, o czym pisze. Pod tym względem dzieło Rojasa kojarzy się odrobinę z Siedmioma szaleńcami Roberto Arlta.
UsuńLubię pisarzy, którzy z niejednego pieca chleb jedli, próbowali zarobić w najróżniejszy sposób i mieli zatargi z prawem. Wydaje mi się, że wiedzą oni o życiu znacznie więcej niż ci, którzy urodzili się w zamożnych rodzinach i nie wystawili nosa z biblioteki. Książkę na pewno przeczytam. Nazwisko tłumaczki jest dodatkową zachętą. :)
OdpowiedzUsuń"ci, którzy urodzili się w zamożnych rodzinach i nie wystawili nosa z biblioteki" - niebezpiecznie blisko Borgesa :P
UsuńHa, są pisarze, którzy by napisać coś wiarygodnego, wielkiego, itd. muszą to przeżyć, doświadczyć tego. Są też tacy, których los obdarzył wyobraźnią na tyle bogatą, że potrafią wykreować wszystko we własnym umyśle, bez konieczności czerpania ze świata zewnętrznego :)
UsuńDokładnie. Kreatywność tych ostatnich budzi we mnie znacznie większy podziw dla ,możliwości ludzkiego umysłu, niż dzieła najbystrzejszych nawet obserwatorów. Oczywiście pod warunkiem, że ci fantaści nie popłyną na wzburzonej fali swej wyobraźni ;)
Usuń