Cząstki elementarne
Michel Houellebecq
Tytuł oryginału: Particules élémentaires
Tłumaczenie: Agnieszka Daniłowicz-Grudzińska
Wydawnictwo: W.A.B.
Seria: Don Kichot i Sancho Pansa
Liczba stron: 364
Wyobraźmy sobie sytuację, że oto
jesteśmy współautorami słownika, który objaśniałby znaczenie wszelakich,
niekiedy trudniejszych, niekiedy wręcz banalnie łatwych wyrazów. Jednym z
terminów, który przypada nam do wytłumaczenia jest słowo kontrowersyjny. Definicja, zgodnie ze znaczeniem, wywołuje spory,
nie daje się jednoznacznie ocenić, jest nieco problematyczna i dyskusyjna.
Sprawa staje się jednak znacznie przyjemniejsza, kiedy wyjaśnienie określenia kontrowersyjny usiłujemy sformułować
kierując się konkretnym przykładem. Szukamy odpowiedniego kandydata, a jako, że
jesteśmy miłośnikami literatury, wybór po krótkim namyślne pada na Michela
Houellebecq’a, francuskiego pisarza i eseistę, skandalistę i autora wielu
niepochlebnych konstatacji dotyczących Europy Zachodniej. O tym, że Francuz to
uosobienie kontrowersji możemy przekonać się choćby za sprawą powieści Cząstki elementarne.
Ta książka jest przede wszystkim historią mężczyzny, który większą
część życia przeżył w Europie Zachodniej w drugiej połowie XX wieku.
W zasadzie samotny, od czasu do czasu utrzymywał jednak stosunki
z innymi ludźmi. Żył w nieszczęśliwych i skomplikowanych
czasach. Kraj, w którym się urodził, przechylał się powoli, lecz
nieuchronnie ku strefie ekonomicznej krajów średnio zamożnych; na ludzi
z jego pokolenia często czyhała nędza, poza tym spędzali życie
w samotności i goryczy. Uczucia miłości, czułości i braterstwa
właściwie przestały istnieć; we wzajemnych kontaktach jego rówieśnicy
najczęściej przejawiali obojętność na los drugiego człowieka, a nawet
okazywali okrucieństwo [1]. Uściślając prolog Cząstek elementarnych, można
doprecyzować, że w istocie dzieło traktuje o dwóch mężczyznach – przyrodnich
braciach, synach wyzwolonej kobiety, którą można rozpatrywać jako jedną z
prekursorek ruchu hippisowskiego w Europie. Michel, biolog molekularny oraz
Bruno, nauczyciel i seksoholik, prowadzą smutną wegetację
czterdziestoparolatków, którzy z różnych przyczyny odczuwają na dnie swoich
serc gorzki osad poczucia zmarnowanego życia. Przybliżanie szczegółów żywota Michela
nadaje Cząstkom elementarnym znamiona
science fiction i jest opisem
odkrycia, które na zawsze zmienia oblicze ludzkości, zaś przypadki Brunona to
zapis obsesji i obłędu, o ściśle seksualnym podłożu. Jednocześnie losy
wspomnianej dwójki służą francuskiemu artyście za pretekst do odmalowania
precyzyjnego portretu ludzkiej gromady znajdującej się na krawędzi niebytu.
Cząstki elementarne są przede wszystkim surowym osądem wydanym na
temat współczesnej cywilizacji Zachodniej. Społeczeństwo widziane oczami Houellebecq’a
to zbiór silnie zindywidualizowanych jednostek (tytułowych cząstek elementarnych) nastawionych na płytki hedonizm
oraz zaborczy konsumpcjonizm, których egzystencja sprowadza się do wybierania
najprostszych rozwiązań oraz trwaniu w głębokich koleinach rutyny (w miarę
dojrzewania są to osobnicy obdarci z marzeń, wypaleni, zgorzkniali, pozbawieni
złudzeń). Schematy, normy i reguły tkwiące w głębinach podświadomości okazują
się jedynymi wartościami stałymi w nieustannie i bardzo dynamicznie
zmieniającej się rzeczywistości – symbolem owej transformacji jest podejście do
cielesności, która staje się coraz bardziej rozbuchana, nachalna. Praktykowany
kult młodości jest jednak pułapką – w miarę starzenia się, jego wyznawcy
zaczynają odczuwać wstręt do własnego ciała, które wiotczeje, brzydnie, poddaje
się destrukcyjnej działalności czasu. Ponadto seks pojmowany wyłącznie przez
pryzmat fizyczności jest przyjemnością silnie związaną z egoizmem – własna
satysfakcja, samospełnienie, ja,
zostają wyniesione na piedestał, obsypane wszelkimi pochlebstwami, co w
rezultacie nakazuje traktować je w kategoriach Świętego Graala, do zdobycia
którego winien dążyć każdy człowiek. Efektem takiego podejścia jest zaistnienie
świata, (...) gdzie istoty mijają się w
astronomicznej pustce, gdzie nie istnieje możliwość jakiegokolwiek związku [2],
gdzie wszelkie kontakty są epizodyczne, kruche i nietrwałe i załamują się przy
byle powiewie w postaci przeciwności losu czy drobnych niezgodnościach
charakterów.
Houellebecq sporo miejsca
poświęca także zwierzęcym aspektom człowieczej natury, podając bardzo
plastyczne przykłady dowodzące brutalności, chęci dominacji, bezcelowej
rywalizacji wiodącej do nieuzasadnionych aktów okrucieństwa czy znęcania się
nad osobnikami słabszymi. Nie brakuje również przerażających i szokujących
przykładów tego, jak diametralnie zmienia się zachowanie istoty ludzkiej, gdy
ta przestaje podlegać nadzorowi prawa – bezmyślna przemoc przytacza na kartach
książki boleśnie uświadamia jak rozczarowujący i pełen lęku oraz goryczy może
być świat. Warto jednocześnie nadmienić, że pod ostrze krytyki trafia przede
wszystkim samcza mentalność – Cząstki
elementarne to wręcz apoteoza (nieco koślawa i przewrotna, ale jednak)
kobiecości. Żeńskie istoty jako jedyne wzbudzają sympatię oraz zasługują na
szacunek. W tekście nie brakuje również stwierdzeń na temat wyższości kobiet
nad mężczyznami, która wyraża się choćby w gotowości do poświęcenia dla dobra
innych, altruizmie, łagodności czy inteligencji emocjonalnej.
Cząstki elementarne można rozpatrywać również jako gorzki wyrzut
kierowany pod adresem członków tzw. Pokolenia
’68 oraz jego popleczników. Hasła: Egalité!
Liberté! Sexualité! (Równość!
Wolność! Seksualność!) z perspektywy czasu jawią się jako slogany zrywu,
którego naczelnym celem było burzenie ustalonego porządku rzeczy, przekreślanie
dotychczasowego dorobku kulturowego i intelektualnego. Przewrót jest jednak o
tyle destrukcyjny, że po swoim przejściu nie pozostawia niczego – wszystko
zostaje starte na proch, a w miejscu zdewastowanej konstrukcji straszy tylko
ogromna dziura, bezbrzeżna pustka, przerażająca swoimi rozmiarami, której nie
sposób zapełnić półśrodkami oferowanymi przez pseudo duchowość w stylu New Age. Rodzina oraz religia to główne
ofiary nowego ładu – tyle, że człowiek nie jest w stanie funkcjonować w
permanentnej samotności (a do tego właśnie prowadzi ślepe i bezrozumne
adorowanie JA), w dodatku, kiedy jego
byt pozbawiony jest pierwiastków transcendentnych, które bezskutecznie usiłuje
się zastąpić surogatami, namiastkami, erzacami metafizyki (takimi jak mistyka
Wschodu, elementy jogi, etc.).
Co ciekawe, w prozie Houellebecqa
można doszukać się pewnych znamion determinizmu, bowiem z kart powieści zdaje
się parować przekonanie, że ludzka cywilizacja kroczy po ścieżkach rozwoju,
które są wynikowymi stanów poprzednich – postęp technologiczny oraz
towarzyszące mu przemiany kulturowe są nieodwracalne, a jednocześnie nie
wykraczają poza ściśle określone ramy (ich rozpiętość oraz wartości graniczne,
przy odpowiedniej ilości danych, można by wyliczyć, stąd postulowany
determinizm). Interesujące rozwinięcie takiego założenia można odnaleźć w
kolejnej powieści autora, zatytułowanej Możliwość
wyspy.
Ostatnią kwestią godną
poruszenia, jest styl, w jakim utrzymana jest pozycja Francuza. Książka posiada
wyraźnie zaznaczoną i klarowną linię fabularną, która jednak prezentowana jest
z różnych perspektyw czasowych. Oprócz tradycyjnej narracji trzecioosobowej, za
pomocą której przybliżane są dzieje Michela oraz Bruna, czytelnik raczony jest fragmentami
biografii Michela czy wycinkami, w których dokonania genialnego biologa
molekularnego przedstawiane są w ujęciu historycznym. To właśnie te skrawki
sygnalizują bogactwo wyobraźni Houellebecqa, który stara się odpowiedzieć na
pytanie, jak mogłaby wyglądać człowiecza nieśmiertelność, i w jaki sposób wiąże
się ona z płciowością.
Reasumując, ponowne, po ponad 5
latach, spotkanie z Cząstkami
elementarnymi było bardzo interesującym doświadczeniem (za które serdecznie dziękuję Marcie z bloga "Leżę i czytam"). Prozę Houellebecqa
w dalszym ciągu traktuję jako pesymistyczną do granic beznadziei oraz brutalnie
szczerą i bezkompromisową. Ogromny smutek oraz melancholia, którymi naznaczone
jest utwór wynikają z przeświadczenia, że współczesny człowiek zachodni nie
jest w stanie opuścić skorupy swojego egoizmu, co uniemożliwia nawiązanie
relacji opartej na miłości. Owo szlachetne uczucie zostaje bezpardonowo
zdeprecjonowane – zastępuje się je seksem, pożądaniem, cielesnością,
ewentualnie sprowadza do reakcji chemicznych, spraw o ściśle endokrynologicznym
podłożu, itd. Można więc powiedzieć, że książka Houellebecqa jest wizją świata
bez miłości, bez duchowości, czyli de
facto bez celu – ciągłe taplanie się w przyjemnościach jest w dłuższej
perspektywie nużące i monotonne, co prowadzi nas do frustracji i agresji.
[1] Michel Houellebecq, Cząstki elementarne,
przeł. Agnieszka Daniłowicz-Grudzińska, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2008, s. 5
[2] Tamże, s. 67
Dodam od siebie, że warto (jeśli kto lubi takie porównania i intertekstualne jazdy) po "Cząstkach..." przeczytać "Nowy wspaniały świat" Aldousa Huxleya. Zaręczam, że to o czym pisze Houellebecq zmienia odczyt powieści Huxleya. Houellebecq mówi nam gdzie Huxley się zatrzymał w swojej wizji i jak można byłoby niektóre rzeczy zrobić "lepiej" (cudzysłów jak najbardziej zamierzony:))
OdpowiedzUsuńWidzę, że częściej będę tu zaglądał bo sporo zainteresowań czytelniczych mamy podobnych. Aż skonfrontuję to ze swoimi recenzjami :)
Ajć, "Nowy wspaniały świat" czytałem bardzo dawno temu, w ramach przygotowań do prezentacji maturalnej, ale faktycznie Houellebecq często odnosi się do dorobku (nie tylko literackiego) Anglika.
UsuńHa, ja także pozwoliłem sobie na eksplorację Twojego bloga i ogromnie się ucieszyłem widzą recenzje takich autorów jak Gombrowicz, Lem, Tokarczuk czy Houellebecq .
Mam nadzieję, że będziesz stałym gościem :)
UsuńMacie Panowie jakiegoś fanpage'a na facebooku?
Ja również :) A fanpage'a nie posiadamy.
UsuńHouellebecqa czytałam niegdyś tylko "Uległość", która zrobiła na mnie całkiem dobre wrażenie, choć czegoś mi w niej brakowało. Możliwe jednak, że teraz odebrałabym ją inaczej, dlatego nie podejmuję się krytyki po tym czasie, zwłaszcza że dotyczyłaby tylko subtelności książki. Czytałeś może? Z drugiej strony zrobił na mnie na tyle duże wrażenie, że planuję zabrać się za kolejną jego powieść w tym lub przyszłym roku. "Cząstki elementarne" brzmią bardzo interesująco i na pewno je kiedyś przeczytam, choć nie wiem czy w najbliższym czasie - na obecną chwilę najbardziej ciągnie mnie do "Platformy" i "Możliwości wyspy".
OdpowiedzUsuńJa czytałem "Platformę" (jeden z pierwszych prezentów książkowych, jakie otrzymałem od mojej dziewczyny), "Cząstki elementarne", "Możliwość wyspy" oraz "Mapę i terytorium" + krótki esej "H.P. Lovecraft. Przeciw światu, przeciw życiu". "Uległość" nabyłem dopiero niedawno - długo było mi nie po drodze z tą książką, jako, że W.A.B. postanowiło ją wydać w zupełnie innej konwencji niż dotychczasowe pozycje. Skończyło się na tym, że kupiłem "Uległość" w twardej oprawce (wydanie jubileuszowe). A lektura ciągle przede mną :)
UsuńA "Możliwość wyspy" sugeruję przeczytać dopiero po lekturze "Cząstek elementarnych".
Widzę, że nie tylko ja bardzo nie lubię, gdy wydawnictwo zmienia szatę graficzną i sposób wydawania książek jakiegoś autora, tak że potem trzeba kupować w wydaniu zupełnie innym. Ja miałam to szczęście, ze załapałam się już na nowy sposób wydania, więc teraz będę mieć wszystkie takie same. I czekam w takim razie na Twoje wrażenia z lektury "Uległości", choćby i za rok miały być. ;)
UsuńPrzyznaję, że tak dobrych prezentów książkowych trochę zazdroszczę - ja dostaję rzadko, a jeśli już, to same nietrafione, np. romanse młodzieżowe z wampirami w roli głównej. ;/
A za sugestię dziękuję, zastosuję się do niej.
Mnie te nowe wydania Houellebecqa w ogóle nie przypadły do gustu - o ile jeszcze grafikę byłbym gotów przełknąć, o tyle miękka oprawka okazała się czynnikiem kompletnie dyskwalifikującym.
UsuńA na prezenty książkowe nie mogę narzekać, bo moja dziewczyna bardzo dobrze czuje, co może przypaść mi do gustu - w ten sposób uraczony zostałem właśnie Houellebecq'iem, dzięki niej poznałem także prozę Louisa-Ferdinanda Céline'a.
Cała przyjemność po tej stronie klawiatury! ;-)
OdpowiedzUsuńA na marginesie dodam jeszcze, że nazywanie "Cząstek" książką kontrowersyjną - co wciąż się powszechnie czyni - jest w zasadzie tym samym, co nazwanie kontrowersyjnym życia człowieka w XXI wieku. Co, swoją drogą, ma być może sens większy, niż się na pierwszy rzut oka zdaje ;-)
:)
UsuńZ tą kontrowersyjnością to rzecz jasna takie puszczanie oka z mojej strony, bowiem ja również w prozie Houellebecqa nie widzę nic drażliwego, itd. - autor bardzo trafnie diagnozuje przypadłości zachodniej cywilizacji, opartej na konsumpcji i płytkim hedonizmie. Ale takie głośne i zdecydowane wyrażanie zdania w społeczeństwach europejskich uchodzi za nietakt :)
Houellebecq jeszcze przede mną. Na razie podczytuję Wasze dyskusje, choć nie mogę w nich wziąć udziału. Jednak mogę wtrącić coś do Twojego wstępu. Gdybym dziś była współautorką słownika, to zastanawiałabym się jednak, czy do zobrazowania hasła: "konrotwersyjny"- odważyłabym się wykorzystać nazwisko pisarza. To, co kontrowersyjne dziś - nie wiadomo czy będzie takim za chwilę. Uznana za kontrowersyjną była "Nana" Zoli...
UsuńTrafiłaś w samo sedno bowiem dla mnie Houellebecq jest dokładnie tak kontrowersyjny jak Zola i jego dorobek. Autor często mówi to, co myśli, nie ubierając tego w szaty politycznej poprawności i stąd łatka "kontrowersyjnego", którą się nieco zabawiłem :)
UsuńBardzo interesujący tekst. Wynika jednak z niego, iż książka faktycznie jest kontrowersyjna. Dla mnie bowiem tezy, które powodują melancholię autora i smutek czytelników są bardzo dyskusyjne. Szlachetna miłość. Czy to nie to samo uczucie, w imię którego ludzie się nawzajem mordują od najdawniejszych czasów, że wspomnę choćby Troję i Helenę czy zabójstwa i samobójstwa z miłości? Czy to nie to samo uczucie, do którego cybernetyczne prawa zastosował nasz wielki rodak Marian Mazur? A duchowość? Czy święte wojny, „honorowe” pojedynki, zamachowcy samobójcy i w ogóle jakieś wojny byłyby możliwe, gdyby nie duchowość i wzniosłe uczucia, jak miłość (do ojczyzny, wodza, wiary... wstawić co się podoba). A ten pogardzany egoizm? Sądzę że wielu socjologów i psychologów przychyla się do tezy, że egoizm to jedyne zdrowe uczucie. Nawet poświęcenie się jest realizacją egoizmu, gdyż zawsze wypełnia jakąś egoistyczną potrzebę - choćby bycia sobą, pozostania w zgodzie z własnymi wartościami, podtrzymania własnej wysokiej samooceny, zaprzeczenia niskiej, wypełnienia potrzeby czynienia dobra, możliwości nieskończenie wiele.
OdpowiedzUsuńA ten upadek zachodniej cywilizacji? Skąd Wam to do głowy przyszło? Jakiś inny świat Wam się bardziej podoba? Może szariat albo komunizm, może faszyzm albo feudalizm? To brzmi jak bajanie starców – dawniej to było lepiej. Na pewno? Poczytajcie, jak wyglądało choćby życie w starożytnym Rzymie, ale nie Rzymie bogaczy. Nie mówię o niewolnikach, bo ci paradoksalnie mieli spokój – obawiali się tylko swojego pana. Mówię o plebsie, który stanowił większość i który co dzień i co noc drżał o swoje życie (nie było policji, ale gangi terroryzujące całe dzielnice były). A może te lepsze dawne czasy to średniowiecze? Sorry, ale przypomina mi się sformułowanie z jednej z moich ostatnich lektur – literacki drobnomieszczański onanizm.
Domyślam się, że książka ma wielkie walory stylistyczne, ale poznawcze, biorąc pod uwagę Wasze bezkrytyczne przyjmowanie refleksji autora, są dla mnie mocno wątpliwe. Nie, żebym nie widział niedomagań „demokracji”, ale nie tędy droga. Nie przez narzekanie na upadek i degeneracje, bo takie rzeczy można poczytać odkąd powstała literatura, podobnie jak narzekania na dzisiejszą młodzież słychać chyba odką powstała mowa. Droga przez zauważenie, że w tym zgniłym świecie są obszary jak najbardziej godne pochwały a potem zastanowienie się, dlaczego to jest złe, skoro gdzieś indziej jest dobre, jakie są mechanizmy, przyczyny i sposoby, by to poprawić. Niestety nie jest to tak łatwe, jak rozpaczanie nad upadkiem. W dodatku, w moim odczuciu, wcale nie prowadzi do bardziej optymistycznych wniosków.
Andrew, wszystko zależy od nomenklatury :) Dla mnie uczucie jakim Parys pałał względem Heleny to bardziej pożądanie, natomiast prowadzenie wojen religijnych w imię jakiegokolwiek bóstwa to zwykły fanatyzm.
UsuńSamo słowo upadek też można rozumieć rozmaicie - dla Ciebie może to być zrównanie z ziemią, gruzy, ruiny, ale przecież koniec zachodniej cywilizacji może sprowadzać się do tego, że jej dotychczasowi przedstawiciele zostaną stopniowo (nie w wyniku jednego krwawego wydarzenia) zastąpieni np. przez muzułmanów. Akurat w tej książce Michel Houellebecq poszedł ze swoją wizją trochę dalej i przeprowadził eksperyment myślowy, zgodnie z którym gatunek ludzki zostaje zastąpiony przez kolejną formę rozwoju. Ale już choćby w "Uległości" aż takiego ekstremum nie ma.
Odkąd przekroczyłam trzydziestkę (choć to umowna granica), coraz więcej widzę nawet w sobie ten wzorzec postępowania i pewnego rodzaju upadku, o którym pisze francuski autor.Jestem pełna podziwu, że zdecydowałeś się wrócić do tej powieści, mnie nie byłoby na to stać. Taka jest mocna i bezwzględna, że aż boli.
OdpowiedzUsuńNie bierzesz pod uwagę, że z wiekiem zmienia Ci się perspektywa? Tezy i odczucia upadku są powtarzane od wieków i każde pokolenie w pewnym wieku zaczyna mieć takie odczucia i takie tezy głosić. Może lepiej przyjrzeć się swojemu pryzmatowi, przez który patrzymy? Gdyby te osądy były prawdziwe, biorąc pod uwagę liczbę pokoleń, które narzekają na następne i wieszczą upadek, już dawno nie powinno nas być...
UsuńPs. Choć jeśli masz na myśli stan naszego środowiska, to bym się zgodził. Tylko autor raczej nie o tym pisał ;)
UsuńMasz rację, że z wiekiem zmienia się perspektywa, a pryzmat przez, który patrzymy został wykreowany na tym, co "powszechnie" uznawane za "dobre i złe". Upadek, który ja zauważam, przeraża mnie dlatego, że książkę tę czytałam dość dawno i wówczas w swoim idealizmie uznałam, że nie mogę dopuścić, by moje życie, choć trochę przypominało, to opisywane w "Cząstkach.." a niestety widzę analogie. I pewnie można uznać, że gdy ma się te dwadzieścia lat, to wszystko jest dość beztroskie i nie zahacza o tzw. "prawdziwe problemy" i wtedy łatwo o idealizm oraz wygórowane oczekiwania wobec siebie. W każdym razie nie zgodzę się z tym, że mój osąd nie jest prawdziwy, bo to jednak ja oceniam siebie. Co do Francuza, to nie można nie zauważyć, że wybrał sobie taką a nie inną grupę bohaterów, więc zgodzę się, że jest on trochę na wyrost.
UsuńAndrew, ale każde pokolenie może boleć na swoim losem i z tego punktu widzenia racja jest po stronie jego członków, ponieważ faktycznie zostają oni zastąpieni przez swoich następców, tj. potomków :)
UsuńBookie, wg mnie to naturalne, że dojrzewając (a nie tylko dorastając) stajemy się coraz bardziej świadomi mechanizmów, które rządzą społeczeństwem. Dla jednych te obserwacje mogą być powodem ironicznych uśmieszków, dla innych będą powodem do bezbrzeżnego smutku czy narzekań, wreszcie znajdą się tacy, którzy postanowią zakazać rękawy i coś z tym zrobić. Ale wg mnie nie można kategorycznie stwierdzić, że jedna postawa jest b. dobra, druga naganna, itd. Wiele przecież zależy od naszych wrodzonych dyspozycji, charakteru, tego, jak postrzegamy rzeczywistość, itd.
Dla mnie to narzekanie na upadek jest tak samo uprawnione dziś, jak i dwa tysiące lat temu. Jest jednocześnie tak samo nieuprawnione. Według mnie człowiek po prostu nie zmienił się wiele. Jest zdolny do wielkiego zła i podłości, ale i do piękna. Tak było, jest i będzie. Owszem, czasy kształtują zachowania, mody i inne podobne, ale według mnie natura ludzka nie zmieniła się od tysięcy lat. Zmieniają się tylko warunki.
OdpowiedzUsuńA ja zgadzam się z Qbusiem pożerającym książki. Właśnie: człowiek zawsze był zdolny do czynienia okrucieństw, ale też i dobra. I nie uważam, by współczesny człowiek z zachodu nie umiał nawiązać relacji opartej na miłości. Jeden umie, drugi nie umie – tak było zawsze. Świat się zmienia, a my, ludzie, zostajemy tacy sami. :)
UsuńQbuś - każda epoka, cywilizacja, społeczność ma swój koniec i początek, ale faktycznie natura ludzka pozostaje raczej stała. Człowiek nie ma w zwyczaju wyciągania wniosków z błędów popełnianych przez innych.
UsuńKoczowniczko, zawsze jednak można stworzyć warunki, które w mniejszym bądź większym stopniu sprzyjają nawiązywaniu relacji.
Dla mnie ta książka była i jest (obok Hańby Coetzee'ego)jedną z najważniejszych powieści pierwszej dekady XXI w. Nie do końca podzielam pesymizm autora, ale pewnie wynika to z innych doświadczeń życiowych.;)
OdpowiedzUsuńHa, już zaczynam rozglądać się za "Hańbą" ;) A znając pobieżnie życiorys Francuza, faktycznie można pokusić się o stwierdzenie, że jego niezwykle pesymistyczna wizja została chociaż w pewnym stopniu uformowana przez to, czego doświadczył.
Usuń