Harfa i cień
Alejo Carpentier
Tytuł oryginału: El arpa y la sombra
Tłumaczenie: Kalina Wojciechowska, Janina Carlson
Wydawnictwo: Czytelnik
Seria: Nike
Liczba stron: 212
W roku 1873 na ręce Ojca Świętego
Piusa IX złożony został list, podpisany przez siedmiuset biskupów, w którym
zamieszczono propozycję Postulatu do Świętej Kongregacji Obrzędów, by otworzyć
proces beatyfikacyjny Krzysztofa Kolumba, wielkiego żeglarza i odkrywcy
Ameryki. Ogłoszenie Kolumba błogosławionym, a następnie świętym byłoby przypadkiem bez precedensu w kronikach
Watykanu, ponieważ w jego dokumentacji brakowało podstaw biograficznych,
potrzebnych według kanonu Kościoła, do przyznania aureoli [1].
Summa summarum Biskup Kościoła
Rzymskiego nie zdecydował się na ten ryzykowny krok, a Kolumb jest znany
obecnie jedynie jako podróżnik i niestrudzony eksplorator. Jak jednak
potoczyłaby się sprawa wielkiego genueńczyka, gdyby Pius IX przezwyciężył swoje
wątpliwości i postanowił przedstawić jego kandydaturę jako tego, który godzien
jest, by wynieść go na ołtarze? I co ważne – w jakim celu miałby ryzykować swój
autorytet, by beatyfikować kolonizatora bez teologicznego zacięcia?
Interesującą próbą odpowiedzi na powyższe pytania jest powieść Harfa i cień, autorstwa kubańskiego
pisarza Alejo Carpenteria (1904 – 1980), z którego twórczością zetknąłem się za sprawą zbioru Wojna czasu.
Harfa i cień to konstrukcja, której podstawę stanowią historyczne
fakty, podbudowane literacką fikcją oraz płodami wyobraźni artysty. Fragmenty
biografii (głównie papieża Piusa IX oraz Krzysztofa Kolumba) stanowią kanwę, na
którą nawinięto fabułę dzieła. Warto przy tym zaznaczyć, że Alejo Carpentier
podchodzi do wspomnianych życiorysów bardzo elastycznie, nierzadko kierując się
wybiórczością i selektywnością – wybierane są te udokumentowane wydarzenia,
które pozostawiają możliwość interpretacji czy uzupełnienia. W rezultacie
Kubańczykowi udało się stworzyć twór stanowiący mieszaninę ułudy i autorskiego
zmyślenia oraz epizodów znanych z oficjalnych kronik. Całości dopełniają
elementy charakterystyczne dla historii alternatywnych (wątek rozpoczęcia
procesu beatyfikacyjnego Kolumba), co w efekcie decyduje o unikalnym i interesującym
charakterze lektury.
Harfa i cień to powieść ogromnie intrygująca, ponieważ stanowi ona
próbę odtworzenia kontekstu wyprawy Kolumba, próbę, bowiem Carpentier zmuszony
jest uciekać się do przypuszczenia, domysłu, dociekania. Kubański autor stara
się przekonać czytelnika, że poszukiwacz
Ziemi Złotego Cielca, jakiego znamy z oficjalnych przekazów to tylko
zastygły i nieruchomy pomnik, wypadkowa wielu niedomówień i przekłamań, które
doprowadziły do powstania symbolu, przy okazji czego zagubiono jednak
człowieka. Alejo Carpentier na łamach swojej powieści dodaje Kolumbowi ludzkich
przymiotów, sprawiając, że sylwetka Wielkiego
Żeglarza staje się znacznie bardziej wielowymiarowa, a przez to ciekawsza. Niosący Chrystusa jest zatem osobnikiem
inteligentnym, oczytanym, z chęcią czerpiącym doświadczenia i uczącym się od
innych. Jednocześnie nie stroni od uciech cielesnych, a jego sztuka
żeglarska nie jest wolna od luk, które maskowane są pasją i determinacją. Z
zgoła innej perspektywy odmalowane są także okoliczności, w jakich Kolumb
decyduje się na rozpoczęcie swojej wielkiej podróży, której rzekomym celem
miało być dotarcie do Indii (o tych rozbieżnościach pomiędzy historią
oficjalną, a literacką wersją Alejo Carpentiera warto poczytać samodzielnie).
Kubański mistrz pióra umiejętnie
ukazuje trudności, z jakimi z pewnością borykał się Krzysztof Kolumb, by
do swojej idei wielkich odkryć namówić odpowiednio majętnych władców, którzy
byliby gotowi sponsorować jego ogromne przedsięwzięcie. W drugiej części
książki, która stanowi spowiedź znajdującego się na łożu śmierci Kolumba,
możemy przeczytać, do jakich sztuczek prawdopodobnie uciekał się Wielki Admirał
Ferdynanda i Izabeli: Kleciłem mój teatr
przed oczami diuków i ich wysokości, finansistów, mnichów i bogaczy, księży i
bankierów, grandów stąd, grandów stamtąd, podnosiłem kurtynę słów i natychmiast
ukazywał się w olśniewającej paradzie wielki karnawałowy pochód Złota,
Diamentów, Pereł, a przede wszystkim Korzeni. Pan Cynamon i pani Wanilia, pan
Papryka i pani Gałka Muszkatołowa wchodziły pod rękę z panem Szafirem, panem
Topazem i panem Szmaragdem, a pani Miedź z panem Szczere Srebro, a za nimi pan
Imbir i pan Goździk w tak hymnu barwy szafranu i wonności Wschodu (…) [2].
Te zwierzenia Kolumba znakomicie
kontrastują z treścią zawartą w pierwszej części Harfy i cienia, która koncentruje się wokół działalności Piusa IX
(sprowadza się ona m.in. do usiłowań dążących do odzyskania wpływów Rzymu na
kontynencie południowoamerykańskim, do czego pomocna mogłaby okazać się postać
Kolumba w roli świętego, stanowiącego przedmiot kultu ekumenicznego).
Zestawiając oba rozdziały, możemy przekonać się, jak wygląda mechanizm
mitologizacji, w wyniku którego człowiek, niewolny od wad i słabostek,
przekształcany jest w ideę, promieniującą blaskiem chwały i świetności.
Harfa i cień z uwagi na podejmowaną tematykę (co wydaje się jeszcze
bardziej oczywiste, jeśli weźmie się pod uwagę narodowość autora) to gorzkie
rozliczenie z konkwistą – krwawym podbojem obu Ameryk – którą zapoczątkował
Krzysztof Kolumb. Niosący Chrystusa przywiózł, co prawda Słowo Boże i Ewangelię
(głoszone nierzadko przemocą i siłą), ale jednocześnie otworzył amerykańską
ziemię dla chciwości i rozpusty
Europejczyków. Europejczyków, uważających się za władców świata, krzewicieli
kultury, budowniczych cywilizacji. Z goła odmienny obraz zdobywców prezentuje
Alejo Carpentier: Od Dieguita, jedynego,
który nam został, dowiedziałem się, że ci ludzie ani nas nie kochali, ani nas
nie podziwiali: mieli nas za fałszywych, kłamców, gwałtowników, pieniaczy,
okrutników, brudnych i cuchnących, dziwili się, że prawie nigdy się nie
kąpaliśmy, oni, którzy w swoich krajach po kilka razy dziennie odświeżali swe
ciała w rzeczkach, górskich strumykach, pod wodospadami. Mówili, że nasze domy
śmierdzą zjełczałym tłuszczem; gównem – nasze wąskie ulice; nasi
najwykwintniejsi kawalerowie – potem (…) [3].
Wisienką na torcie jest gorączka złota, która rozpętał Kolumb, mamiąc sponsorów
swojej kosztownej wyprawy ogromem skarbów, jaki skrywa w sobie Nowy Świat –
złaknieni bogactwa Biali rozpełzli się po kontynencie (…) bijąc Indian, podpalając ich wsie, raniąc, zabijając, znęcając się
nad nimi, aby wreszcie dowiedzieć się, gdzie, gdzie, gdzie znajduje się
przeklęta kopalnia utajona przed naszym wzorkiem (…), nie mówiąc o setkach
kobiet i dziewcząt gwałconych w czasie każdej napaści [4].
Reasumując, autorska wizja
zaproponowana przez Alejo Carpentiera jest niezwykle sugestywna. To
wspaniała, choć niewesoła powieść, napisana przez człowieka miłującego swoje
kulturowe dziedzictwo i kontynent, będącego w pełni świadom ogromu krzywd,
jakich doświadczyli jego przodkowie. To także surowa ocena dokonań Europejczyków – ludzi ogarniętych żądzą posiadania, manią
wielkości oraz przekonaniem o boskich przymiotach, dających prawo decydowania o
cudzym życiu i śmierci.
[1] Alejo Carpentier, Harfa i cień, przeł. Kalina Wojciechowska
i Janina Carlson, Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 1982, s. 15
[2] Tamże, s. 80
[3] Tamże, s. 146
[4] Tamże, s. 155
Błogosławiony Krzysztof Kolumb? Nie słyszałam o tym wątku, to by dopiero było, chociaż niejeden święty ma za uszami... Zaciekawiłeś mnie, tym bardziej, że pochłonęła mnie swego czasu książka "Podróż do źródeł czasu" i już wówczas przekonałam się, że autor potrafi spojrzeć na człowieka przez pryzmat cywilizacji; pamiętam, że podobały mi się przedstawione różne aspekty "podróży" człowieka przez życie. Nie wiem dlaczego zatrzymałam sie na tamtej pozycji.
OdpowiedzUsuńJa również zostałem zaskoczony przed Alejo Carpentiera. Jestem pod wrażeniem, że autor dotarł do takiej ciekawostki, o której nawet dzisiaj, w dobie Internetu i powszechnego dostępu do informacji, niewiele się pisze.
UsuńA jako, że znasz już prozę Kubańczyka to nie będę jej specjalnie zachwalał - wg mnie autor ma bardzo specyficzny styl (subtelna ironia, treści filtrowane między wierszami, elegancja języka), którym zjednuje się czytelników.
Też nie miałem pojęcia o takich pomysłach. Kolumb byłby pewnie dziś jednym z najbardziej kontrowersyjnych świętych/błogosławionych. Wystarczy przypomnieć sobie, jakie kontrowersje w USA budzi Dzień Kolumba. W ramach synchroniczności i mych ulubionych uwag na marginesie - w recenzowanych niedawno Tesktach Drugich napotkałem wzmiankę o ciekawym wątku poglądów Leszka Kołakowskiego. Zaryzykował on bowiem stwierdzenie, że ostatnimi prawdziwymi Europejczykami byli hiszpańscy konkwistadorzy. Nie pochwalał on, oczywiście, ludobójstwa, ale wskazywał na niczym niezachwianą wiarę w europejski wartości, a co za tym idzie konieczność ich propagowania.
OdpowiedzUsuńHa, historia musiała być jednym z koników Carpentiera - lekkość, z jaką autor dociera do wszelakiej maści rewelacji budzi respekt.
UsuńA co do tezy Kołakowskiego to jest ona dość spójna, chociaż w nie najlepszym świetle stawia owych "prawdziwych Europejczyków". Taka niezachwiana wiara połączona z przekonaniem o moralnym przyzwoleniu, by wpajać je innym "dla ich własnego dobra" (co jednoznaczne jest z przymknięciem oka na wszelakiej maści wykroczenia) są wg mnie śmiertelnie niebezpieczne.
Bardzo ciekawy koncept na powieść. Zarazem bardzo ryzykowny, bo w moim odczuciu, jeśli uznać, że jakiekolwiek pisanie jest łatwe, to łatwiej stworzyć historię nową, której nie oprzemy na istniejących postaciach czy prawdziwych wydarzeniach.
OdpowiedzUsuńZgadzam się w pełni - pomysł wplecenia do fabuły autentycznych wydarzeń czy postaci wymaga od autora bardzo dużej samokontroli oraz ostrożności (nie wspominając już o erudycji oraz wszechstronnym wykształceniu). Pod kontrolą trzeba mieć zarówno fakty (nie można tworzyć wątków, które zbyt wyraźnie przeczyłyby temu, do czego pisarz pragnie się odwołać) jak i postacie (aby uzyskać spójny portret psychologiczny). Biorąc pod uwagę te wszystkie wymagania, uważam, że A. Carpentier w zupełności je spełnił.
Usuń