Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia
Witold Szabłowski
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 352
To miejsce o niezwykle bogatej historii, na pograniczu dawnej
Rzeczypospolitej, Rusi i Litwy, nazwane tak przed wiekami albo od walecznego
plemienia Wołynian, albo od wołów widocznych do dziś na każdym kroku; ziemia, o
którą toczone niepoliczone boje, której granice wyznaczają rzeki Bug, Prypeć i
Słucz (…) [1].
Tak o Wołyniu pisał Jan Jelinek, czeski pastor, którego słowa w swoim reportażu
przytacza Witold Szabłowski. Dzieło polskiego dziennikarza zatytułowane Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia,
to próba zrekonstruowania tragicznych wydarzeń, jakie rozegrały się na Wołyniu
w 1943 roku oraz świadectwo Polaków, którym udało się przetrwać (nierzadko w
niezwykłych okolicznościach i przy wymownej pomocy Ukraińców, działających z
narażeniem życia).
Rzeź wołyńska to miano jakim określa się eksterminację Polaków przeprowadzoną przez ukraińskich nacjonalistów przy niemałym udziale miejscowej ludności ukraińskiej na terenie województwa wołyńskiego II RP w latach 1943 – 1944. Wg szacunkowych danych w tym okresie śmierć poniosło ok. 50 – 60 tysięcy Polaków oraz bliżej nieokreślone ilości populacji pochodzenia rosyjskiego, czeskiego, ormiańskiego i żydowskiego. W ramach akcji odwetowych zginęło także ok. 2 – 3 tysięcy Ukraińców. Reportaż Szabłowskiego koncentruje się jednak na bardziej optymistycznych akcentach, jakich można było doszukać się w tych nieludzkich czasach – autor postanowił zebrać historie ocalałych z pogromu, zawdzięczających swój byt tym, którym udało się zachować ludzką godność i na potrzebującego spojrzeć jak na człowieka.
Rzeź wołyńska to miano jakim określa się eksterminację Polaków przeprowadzoną przez ukraińskich nacjonalistów przy niemałym udziale miejscowej ludności ukraińskiej na terenie województwa wołyńskiego II RP w latach 1943 – 1944. Wg szacunkowych danych w tym okresie śmierć poniosło ok. 50 – 60 tysięcy Polaków oraz bliżej nieokreślone ilości populacji pochodzenia rosyjskiego, czeskiego, ormiańskiego i żydowskiego. W ramach akcji odwetowych zginęło także ok. 2 – 3 tysięcy Ukraińców. Reportaż Szabłowskiego koncentruje się jednak na bardziej optymistycznych akcentach, jakich można było doszukać się w tych nieludzkich czasach – autor postanowił zebrać historie ocalałych z pogromu, zawdzięczających swój byt tym, którym udało się zachować ludzką godność i na potrzebującego spojrzeć jak na człowieka.
Utwór Szabłowskiego to bogata mozaika, która porusza się wokół kilku zagadnień. Z jednej strony książka jest zbiorem opowieści tych, którym udało się przetrwać. Pod tym względem jest to hołd i wyraz wdzięczności dla tych, którzy pod groźbą śmierci okazywali różną formę wsparcia dla ofiar ukraińskich nacjonalistów (przechowanie Polaków w chwili napadu przez zbrojne bandy, długotrwałe ukrywanie, przygarnianie sierot, itd.). Traumatyczne relacje siłą rzeczy stają się też portretem niegodziwości, do jakiej potrafią posunąć się ludzie, jeśli tylko stworzyć ku temu odpowiednie warunki. Sprawiedliwi zdrajcy są więc zapisem przerażających przypadków, które z perspektywy człowieka nie znającego mroków ludzkiej psychiki, jawią się jako niepojęte, wymykające się zdrowemu rozsądkowi, trudne do racjonalnego wytłumaczenia. Wreszcie dzieło Szabłowskiego to kolorowa paleta wspomnień poświęconych ziemi, która po wojnie na zawsze zmieniła swoje oblicze.
Ogromną zaletą Sprawiedliwych zdrajców jest żmudna i solidna praca, jaką wykonano, by ukazać kontekst historyczny, w jakim doszło do wołyńskiej masakry. Co ważne Szabłowski unika prób jakichkolwiek zbędnych sprostowań czy tłumaczeń, starając się zachować maksimum obiektywizmu, by sumiennie odmalować tło społeczno-kulturowe ówczesnego Wołynia. Z racji postulowanej bezstronności artysta przytacza mało wygodne dla Polaków fakty: wspomniany już w tekście pastor Jelinek stwierdzał, że jeszcze przed wojną bywali oni zarozumiali, dumni i pyszni [2], nie brakuje też wzmianek o wstydliwym incydencie, jakim była krótka współpraca II RP z Hitlerem, w ramach której Polska zajęła Zaolzie, wreszcie otwarcie mówi się o akcjach odwetowych polskich partyzantów, w ramach których ginęli ukraińscy cywile. Wszystko to pozwala lepiej zrozumieć tło i fundamenty wołyńskich mordów. Szabłowski prezentuje także skomplikowane geopolityczne położenie ziem ukraińskich, które po I Wojnie Światowej zostały rozdzielone między II RP (skutecznym pretekstem do wcielenia zachodniej Ukrainy okazali się nieliczni Polacy zamieszkujący jej tereny) a Związek Radziecki – autor wyraźnie sygnalizuje, że jedną z motywacji władnych Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów było niedopuszczenie do podobnej sytuacji po zakończeniu II Wojny Światowej, poprzez metodę faktów dokonanych, sprowadzającą się do całkowitej zagłady ludności polskiej.
Zebranie bardzo bogatej kolekcji opowieści wskazuje na ogromny upór, zacięcie i cierpliwość Szabłowskiego, który musiał odbyć wiele podróży i wypraw na ukraińskie ziemie, by na podstawie przeprowadzonych rozmów stworzyć rozbudowany obraz wołyńskiej apokalipsy. Sprawiedliwi zdrajcy to również długotrwałe poszukiwania i mozolna, detektywistyczna wręcz praca związana z odtwarzaniem i rekonstruowaniem losów wielu ludzi – próby dotarcia do bezpośrednich świadków zdarzeń, starania o nawiązanie kontaktu z potomkami tych, którzy nieśli pomoc, wszystko to wymagało zaciętości oraz psychicznej odporności. Poszczególne rozdziały książki są napisane w porządku chronologicznym, ale chronologią jest tutaj kolejność, w jakiej autor gromadził swoje materiały (wynika stąd swobodny upływ czasu, bowiem mroczna przeszłość miesza się tu z teraźniejszością).
Te odwołania do współczesności do efekt stylu, w jakim utrzymano Sprawiedliwych zdrajców. Szabłowski demonstruje swój zmysł obserwacji poprzez wyłapywanie detali, wynajdywanie szczegółów w otoczeniu odwiedzanych miejsc, które to elementy zostają zgrabnie wplecione w snutą opowieść. Reportaż nie jest zatem wyłącznie zapisem zasłyszanych historii, ale również portretem okoliczności, w jakich te historie zostały przedstawione. A samo tło jest na tyle zręcznie zaprezentowane, że stanowi interesującą składową lektury, pozwalającą pokazać jak przeszłość oddziałuje na teraźniejszość.
Zestawienie wielu różnych relacji pozwala Szabłowskiemu uzmysłowić nam, że wojna to czas bezprawia, kiedy w oparach przemocy i agresji rozwiewają się wszelkie zasady, a o moralności pamiętają tylko nieliczni, prawdziwie odważni, którzy nie wartościują ludzi według wyznania, religii czy pochodzenia. Polski dziennikarz udowadnia także, że dobra nie można czynić za pomocą broni – narzędzie walki jest zbyt potężną pokusą, by samodzielnie wytaczać sprawiedliwość, by osądzać, by ferować wyroki, co często prowadzi do nadużyć, przed którymi bardzo trudno się uchronić. Właśnie stąd na Wołyniu ginęli zarówno niewinni Polacy, ale i niewinni Ukraińcy, którzy płacili najwyższą cenę za grzechy swoich krajanów. W rezultacie trudno jednoznacznie rozstrzygnąć, kto jest prawdziwym katem, a kto ofiarą, kto ma więcej na sumieniu, a kto jest czysty jak łza. Jakże słuszna jest konstatacja pastora Jelinka, który podsumowuje: Kto mówi prawdę? Wszyscy. Tylko że każdy swoją. Każdy ma tu swoją pamięć. Każdy ma swoją historię [3].
Reasumując, Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia to bardzo dobra i wstrząsająca lektura, która pozostawia w umyśle czytelnika trudny do zmazania ślad. Proza Szabłowskiego boleśnie uświadamia jak łatwo jest zagubić nasze człowieczeństwo, jeśli tylko zaistnieją stosowne okoliczności – zatargi z przeszłości, rasowe niesnaski, urazy i resentymenty, w czasie wojennej zawieruchy bardzo łatwo mogą przerodzić się w bodźce, pchające na pozór normalnych ludzi do popełniania nawet najbardziej odrażających zbrodni. Jednocześnie Szabłowski przestrzega, byśmy pamiętali, że (…) nie morduje nacja ani religia. Mordować może człowiek, i to człowieka należy winić [4]. Oskarżenia rzucane pod adresem całych narodów czy grup etnicznych są prymitywnym uproszczeniem, wyrosłym na stereotypach, które są deformacją rzeczywistości. Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia to również rozpaczliwe wołanie o pamięć, o to, by świat dowiedział się, że Wołyń to czarna karta polsko-ukraińskiej historii, o której jednak warto rozmawiać. Świadomość tego, do czego zdolny jest się posunąć człowiek to cenna lekcja – pomimo tego ciągle pozostajemy uparci i nie wyciągamy z niej zbyt wielu wniosków.
[1] Witold Szabłowski, Sprawiedliwi zdrajcy.
Sąsiedzi z Wołynia, Wydawnictwo Znak, Kraków 2016, s. 48 – 50
[2] Tamże, s. 52
[3] Tamże, s. 133
[4] Tamże, s. 286
Te optymistyczne akcenty z jednej strony rzeczywiście mogą dawać choć odrobinę nadziei, ale z drugiej podkreślają na swój sposób okrucieństwo pozostałych. Masz zdecydowanie rację - warto pamiętać, warto rozmawiać - zwłaszcza, że historia wszystkim po równo rozdziela podobne epizody.
OdpowiedzUsuńNiestety, ale to taki odwieczny dylemat - dobro nie istnieje bez zła, piękno bez brzydoty, itd. Przeciwieństwa są potrzebne, bowiem wiele przymiotów czy cech jest nadawanych na zasadzie porównań, stopniowania czy też kontrastu. Szabłowskiemu dobrze udało się pokazać, że można pozostać człowiek w nieludzkich czasach.
UsuńCzytałam, ale nie dokończyłam "Fałszerza" i to mi w zasadzie wystarczy, niestety. Ale może jestem w błędzie, może jednak w a r t o? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń"Fałszerza"? Czy chodzi o książkę "Fałszerze pieprzu", czy jeszcze inną pozycję?
UsuńJeśli natomiast chodzi o "Sprawiedliwych zdrajców", to uważam, że warto sięgnąć po tę książkę.
Cenię takie rozliczenia z głosem rozsądku, nawet jeśli ciężko się na niego zdobyć (tak jak w tym przypadku). Czytałam o zbrodniach na Wołyniu i Polesiu, ale zawsze był to kontekst wyłącznie polski. Warto spojrzeć szerzej...
OdpowiedzUsuńZgadza się. Książka Szabłowskiego dobitnie uświadamia nam, że w czasie wojny liczy się przede wszystkim prawo silniejszego, a do głosu dochodzą stereotypy i uogólnienia. Stąd samowolne wymierzanie "sprawiedliwości" na niewinnych Ukraińcach, akcje odwetowe, itd. Oczywiście jest to trochę niewygodne, bowiem na ogół głośno mówi się, że tylko Polacy byli mordowani.
UsuńTo, co zdecydowanie zachęca mnie do lektury, to to, że jest to ciągle bardzo gorący temat, bywający wręcz nie tylko obietnicą kłótni, jeśli go podejmiemy w towarzystwie, ale jej gwarancją.
OdpowiedzUsuńKolejne, co mnie przekonuje to: "Jednocześnie Szabłowski przestrzega, byśmy pamiętali, że (…) nie morduje nacja ani religia. Mordować może człowiek, i to człowieka należy winić [4]. " Bo mogę się pod tym podpisać obiema rękoma.
Kwestia wołyńska to tematyka niesłychanie trudna, ale wg mnie warto o nie głośno mówić. Zamiatanie sprawy pod dywan i udawanie, że nic się nie wydarzyło to najgorsze z możliwych wyjść - zarówno Polacy, Ukraińcy jak i inne nacje powinny przekonać się, że w ekstremalnych warunkach bardzo łatwo jest zagubić nasze człowieczeństwo. Poznanie mechanizmów, które do tego prowadzą być może chociaż w niewielkim stopniu przyczynią się do tego, że będziemy robić coś w kierunku tego, by unikać zajścia podobnych sytuacji.
UsuńPrzeczytam, wiadomo :) Spodziewałam się, że warto, skoro jest nominacja do Nagrody im. Kapuścińskiego, a Ty oczywiście utwierdziłeś mnie w tym podejrzeniu. Przy "Bieżeństwie" uderzyło mnie to, jak niewiele nauki wynosimy z historii (o bieżeńcach w Imperium mówiło się czasami podobnie jak w dzisiejszych czasach o uchodźcach), a Ty podobne wnioski wyciągasz z książki Szabłowskiego, więc coś musi w tym być.
OdpowiedzUsuńNo i mam jeszcze jeden powód, żeby przeczytać tę książkę - byłam trochę rozczarowana autorem w związku z zamieszaniem związanym z "Murem" i bardzo chciałabym, żeby to się zmieniło.
Na tych nagrodach i nominacjach zbytnio bym nie polegał. Teraz mamy w DKK na tapecie „następcę Kapuścińskiego” i wyłapałem sporo niedoróbek, nawet takich, za które w podstawówce obniżano stopień o jeden za każdą. Co innego rekomendacja Ambrose. Na tym można polegać :)
UsuńAkurat tej nagrodzie przyglądam się już od lat i tutaj nigdy nie miałam zastrzeżeń. Ręczę, że można na niej polegać, słowo! :) Ambrose też mnie dotąd nie zawiódł, więc jest dobrze ;)
UsuńPrzemyślałam to, przyjmijmy, że Nagroda jest prawie tak wiarygodna jak Ambrose ;) Może być? :)
UsuńJasne :) Dodam tylko, że ta lektura z żenującymi niedoróbkami, to właśnie Szabłowski ;)
UsuńAndrew, Małgorzato (ha, jak pięknie i oficjalnie to zabrzmiało!) - dzięki za miłe słowa, ale chyba trochę przesadzacie. Każdy z nas ma swoje preferencje czytelnicze i w trakcie lektury przywiązuje uwagę do innych aspektów, stąd nie można polegać bezkrytycznie na cudzych sądach.
UsuńA pan Szabłowski, za sprawą tego, o czym wspominacie, jawi mi się jako postać coraz bardziej intrygująca (niekoniecznie w pozytywnym znaczeniu tego słowa). Przyznaję, że nie sprawdzałem żadnych informacji na temat tego dziennikarza, ufny, że to, co otrzymałem to wynik jego ciężkiej i rzetelnej pracy. Nie mniej jednak "Sprawiedliwi zdrajcy" wydają mi się w dalszym ciągu książką dobrą - siłą utworu są interesujące osoby i ich świadectwa.
Myślę, że oboje z Andrew trochę żartowaliśmy, bo masz rację, każdy w końcu oceni książkę sam :) A "Sprawiedliwi zdrajcy" to już z czasów po "Murze", zdaje się, że przyłożył się bardziej ;) Myślę, że warto to sprawdzić, więc pewnie nadrobię, choć do kolejnego etapu Kapusty nie przeszedł.
UsuńEtap Kapusty - zabrzmiało jak co najmniej mieli go ukisić :)
UsuńA wracając jeszcze do tego nieszczęsnego "Muru" to takie wpadki są w stanie nadkruszyć czytelnicze zaufanie - przyznaję, że gdybym słyszał o tej aferze wcześniej, to zastanowiłbym się 2 razy czy sięgać po "Sprawiedliwych zdrajców".