Ostatnia wizja topielca
Juan José Millás
Tytuł oryginału: Visión del ahogado
Tłumaczenie: Zofia Wasitowa
Wydawnictwo: Czytelnik
Seria: Nike
Liczba stron: 217
Język, rozumiany jako system
budowania wypowiedzi i ekspresji własnych myśli, ukształtowany na przestrzeni
wieków oraz przez całe rzesze jego użytkowników, służy do komunikacji
interpersonalnej. Przy zastosowaniu przyjętych, a więc umownych znaków (dźwięków),
następuje odmalowanie danego zjawiska, pojęcia, czynności bądź przedmiotu.
Jednak od czasu do czasu na horyzoncie literackiej rzeczywistości pojawiają się
śmiałkowie, którzy starają się odebrać językowi jego naczelną funkcję, tj.
niesienie informacji – uwolnienie z oków żelaznych reguł kończy się na ogół
tylko krótkotrwałą erupcją treści, przyswajanych jedynie przez
literaturoznawców, którzy chłodnym okiem spoglądają na problem wyłącznie z
teoretycznej perspektywy. Najgłośniejszymi gwałcicielami języka byli jak dotąd
twórcy antypowieści, których
założenia przybliżyłem przy okazji lektur pozycji czołowego przedstawiciela
tego nurtu, Alaina Robbe-Grilleta (zobacz: Żaluzja,
Dom schadzek, Gumy). Do grona osobników, którzy podjęli się niełatwej walki z
tradycyjną formą budowania powieści zaliczyć można również Juana José Millása,
urodzonego w 1946 roku hiszpańskiego dziennikarza i pisarza, autora książki Ostatnia wizja topielca.
Ostatnia wizja topielca
(1977 r.), druga pozycja w literackim dorobku Millása, to zapis jednego
dnia z życia kilku trzydziestoparolatków, mieszkańców Madrytu, których losy
powiązane są ze sobą w różnym stopniu. W momencie rozpoczęcia utworu w
egzystencji każdego z protagonistów następują zmiany, podjęte zostają znaczące działania,
zapadają istotne decyzje – wszystkie te fluktuacje są konsekwencją misternej
sieci związków, jakie w przeszłości łączyły bohaterów. Wypadkowa dnia
wczorajszego oraz chwili obecnej skutkuje bardzo dobrą powieścią psychologiczną
z domieszką wątku sensacyjnego.
Ostatnia wizja topielca to dzieło, które z pewnością wyróżnia się
stylem, w jakim zostało utrzymane. W oczy rzuca się przede wszystkim
specyficzny język, naznaczony wymyślnymi metaforami, efektownymi porównaniami i
trafnymi ożywieniami (igranie z pozorami
wątpliwości; erozja leniwiej pamięci;
usiłowanie odnalezienie rysów własnej
twarzy zatartych podczas snu czy uleganie
presji wskazówki zegara to tylko niektóre z przykładów plastyczności, jaką
operuje Hiszpan) oraz specyficzna arytmiczność, spowodowana tym, że lapidarne i
zwięźle konstruowane zdania przeplatają się z sentencjami przerośniętymi,
posiekanymi wtrąceniami i dygresjami – z tego względu lektura początkowych
stron powieści może przysparzać drobnych problemów, ale styl Juana José Millása
jest stosunkowo szybko przyswajalny. Ostatnia
wizja topielca odznacza się także ciekawą formą narracji – historia
opowiadana jest z perspektywy trzecioosobowego narratora, ale wykorzystanie
mowy pozornie zależnej powoduje, że czytelnik otrzymuje sposobność zapoznania
się z wewnętrznymi przemyśleniami i spostrzeżeniami bohaterów. Warto zwrócić
również uwagę na zastosowany czas teraźniejszy, który dynamizuje akcję,
wprowadzając do niej elementy napięcia, wynikające z nerwowego oczekiwania,
zawieszenia, niepewności. Wszystko to zostaje podane do literackiej konsumpcji
przy użyciu języka precyzyjnego niczym chirurgiczny skalpel, który sprawia, że w
utworze łatwo doszukać się powabnej elegancji. Z drugiej zaś strony tendencja
do drobiazgowego opisywania poszczególnych struktur świata przedstawionego (nadmiar szczegółów z realnego świata,
nadmiar nie bezużyteczny, bowiem służy potwierdzeniu tego, że wszystko było
marginesem [1])
przywodzi na myśl pozycje spod znaku nouveau
roman, które cechowały się m.in. przesadnie silną koncentracją na detalach,
finalnie prowadzącą do zaciemnienia samej fabuły (zbyt mocne skupianie się na
fakturze zamiast na samym podmiocie miało reprezentować odebranie dziełu jego
funkcji informacyjnej, co traktowano jako jeden z przejawów autotematyzmu,
czyli autoanalizy literackiego płodu). O podobieństwie Ostatniej wizji topielca do powieści
fenomenologiczej świadczy też zaburzona chronologia zdarzeń – przeszłość
swobodnie plącze się z teraźniejszością, co znacznie ułatwia stosowanie
wspomnianego wcześniej suspensu.
Książka hiszpańskiego artysty
jest także interesującym portretem współczesnego człowieka, którego
wyznacznikami są samotność, lęk oraz egoizm. Izolacja, odosobnienie, pomimo
życia w coraz większych ludzkich skupiskach, jak trafnie pokazuje Millás jest
najczęściej efektem niemożności nawiązania relacji z drugim człowiekiem –
skuteczną przeszkodą by ją zadzierzgnąć okazują się miłość własna,
uniemożliwiająca nawet najmniejsze próby zrozumienia bliźniego. Egocentryzm
pełni rolę wygodnej skorupy, którą mało kto ma odwagę opuścić. Ponadto hiszpański
pisarz świetnie odmalowuje sylwetkę członka miejskiej społeczności, który na
ogół jest mistrzem odwracania głowy od przykładów przykrych stron ludzkiej
egzystencji, ekspertem od uników i wykrętów, mających na celu zachowanie w
stanie nienaruszonym mozolnie wznoszonej, monumentalnej lecz kruchej
konstrukcji, jaką jest święty spokój i małe prywatne szczęście.
Figury bohaterów kreowane są przez
Millása z charakterystycznym chłodem oraz bezwzględnością. Hiszpański literat
na łamach swojego dzieła kreśli postacie zagubione, bezskutecznie próbujące
doszukać się trwałych wartości w swoim ziemskim bycie – finałem owych usiłowań
jest zazwyczaj gorzka świadomość trwania w chwili obecnej, będącej przelotnym
momentem istnienia, naznaczonym doświadczanymi porażkami i mniej licznymi
sukcesami, której rytm regulują wymogi życia w zbiorowości (innymi słowy byt to
krótkotrwała tytułowa wizja topielca,
a więc osobnika tonącego w bagnie codzienności, nudy, braku perspektyw). Protagoniści
starają się zdefiniować własną osobowość, wyznaczyć swoje miejsce w drobnym
wycinku rzeczywistości, który jest elementem potężnej układanki o zasadach
trudnych do całościowego zgłębienia. Wizję człowieka jako bezludnej wyspy
wzmacnia również obraz miłości, która za sprawą pióra Millása jawi się jako
pusty slogan, pod którym skrywa się cielesne pożądanie, seksualność i
perwersyjna wręcz namiętność. Uczucie zostaje zdegradowane do odruchów,
instynktu, co zdaje się wyznaczać stopień zaawansowania zepsucia i degeneracji.
Hiszpański autor zauważa także, że obecni ludzie, tj. żyjący w dobie
błyskawicznego przepływu informacji, są określani przez cały szereg danych,
dokumentów oraz liczb, które w mniejszym lub większym stopniu kształtują, jak
również zawężają granice naszej prywatnej rzeczywistości.
Ostatnia wizja topielca przykuła także moją uwagę z racji
poruszonego w niej motywu telefonu, który od pewnego czasu staram się śledzić w
trakcie moich literackich wędrówek. Juan José Millás, jest kolejnym po Harukim
Murakamim (telefon jako czysta idea,
którą uwięziono w niezręcznym kształcie cielesnym [1])
i Alberto Moravii (wg którego telefon jest środkiem
komunikacji utrudniającym komunikację, narzędziem kontroli niepozwalającym
dowiedzieć się niczego konkretnego; maszyną łatwą w obsłudze, która okazywała
się coraz bardziej zawodna i kapryśna [3])
pisarzem, który skłania swoich bohaterów do rozważań nad tym urządzeniem –
jedna z drugoplanowych postaci w pewnym momencie utworu zaczyna myśleć o telefonach, o tym, co zadziwia w ich mechanizmie, i o
niepewności, jaką nam dają [4].
Fascynującym wydaje się że pomimo faktu, iż telefon został oficjalnie
wynaleziony w drugiej połowie XIX wieku, czyli grubo ponad 100 lat temu, to w
dalszym ciągu jest on przedmiotem roztrząsań oraz wszelkiej maści
interpretacji.
Reasumując, Ostatnia wizja topielca to z pewnością solidna pozycja, dzięki
której czytelnik szansę, by zupełnie inaczej spojrzeć na otaczający nas świat,
który w swojej prozie Juan José Millás rozkłada na czynniki pierwsze, bacznie
przyglądając się jego poszczególnym składowym. Książka jest interesująca przede
wszystkim z literaturoznawczego punktu widzenia, ponieważ stanowi przykład
nowych form wyrazu, próbę wyzwolenia się spod jarzma schematu klasycznej powieści, chociaż szary zjadacz chleba z pewnością również wydłubie z niej kilka smakowitych kąsków, które wynagrodzą trud włożony w lekturę dzieła.
[3] Alberto Moravia, Nuda,
przeł. Monika Woźniak, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2009, s. 177
Czekam zatem na post pt. "Telekomunikacja i literatura" ;-) i polecam "Komórkę" Stephena Kinga. Komórka, która jest zawsze i wszędzie z właścicielem, zniewala jeszcze bardziej niż stacjonarny aparat - i, paradoksalnie, chyba nie ułatwia komunikacji w stopniu, w którym się spodziewaliśmy. A wręcz przeciwnie.
OdpowiedzUsuńIm jestem starsza, tym bardziej przemawia do mnie prosta literacka forma: klasyczny język, bez "udziwnień" i formalnych eksperymentów. Przekonuję się, że takim językiem można (a właściwie: może jedynie takim?) przekazać świetne historie. Tak czy inaczej, "Ostatnia wizja topielca" powinna być dla mnie interesująca z racji poruszanych tematów: egoizm, samotność i wyobcowanie jednostki. To temat, który nigdy mi się nie nudzi - i który zawsze jest aktualny, niestety.
Ha, trochę tych motywów "komórkowych" udało mi się już wyłapać. To naprawdę zaskakujące w jak wielu lekturach pojawia się przynajmniej jedna głębsza refleksja na temat natury telefonu. "Komórki" Kinga akurat nie czytałem, chociaż tytuł jest mi znany od dawna. Gdybym szykował się do napisania wspomnianego posta, chyba będę musiał sięgnąć po to dzieło mistrza :)
UsuńDla mnie forma ma znaczenie, ale bardzo cenię sobie zarówno lakoniczność, zwięzłość i prostotę jak również odwagę w eksperymentowaniu, próby negacji i kontestacji utartych schematów, itp. Każdy sposób przekazu informacji oferuje coś ciekawego, dlatego z chęcią sięgam zarówno po klasyczne konwencje jak i dziwadła pokroju nouveau roman.
Nie ufam telefonom i niezbyt lubię ten wynalazek, więc również chętnie przeczytam Twój post, w którym poddasz go gruntownej, literackiej analizie;)
OdpowiedzUsuńWracając do lektury - nie spotyka się zbyt często akcji powieści prowadzonej w czasie teraźniejszym... To chyba wymaga żelaznej dyscypliny od autora...
Ha, zaczynam powoli odczuwać presję dotyczącą tego posta, którego będę musiał kiedyś stworzyć - obawiam się, że oczekiwania mogą mnie przerosnąć :)
UsuńDyscyplina to bardzo trafne określenie i zastosowałbym je w odniesieniu do całej książki, która utrzymana jest w b. specyficznym stylu, który z pewnością wymagał od autora ogromu pracy i koncentracji.
Podpisuję się pod apelem "Leżę-i-czytam":)
OdpowiedzUsuńA tak nie wiem czy ta książka, by mnie zainteresowała. Chyba zabawa formą wydaje mi się dość przerażająca.
ps. Jeśli chodzi o okładki Nike, to nie wiem dlaczego, ale zawsze trochę mija zanim zobaczę, to co faktycznie na nich jest.
Zacznę już robić notatki to tego quasi-eseju :)
UsuńA forma tej powieści nie jest jeszcze taka straszna - bardziej "przerażające" były wspomniane płody Robbe-Grilleta, o których teraz myślę z całkiem sporym sentymentem :)
Ha, a co do serii Nike, to niby na wszystkich książek jest to samo - sylwetka Nike z Samotraki - ale mnie początkowo także trudno było uchwycić sedno okładki, szczególnie jeśli chodzi o starsze wydania (te bez światłocienia, z samym obrysem pomnika).
Odnoszę wrażenie, że mamy do czynienia z niezwykle skomplikowaną prozą. Z drugiej strony forma ma znaczenie, więc jestem ciekawa jak Millas wypada w porównaniu z Robbe-Grlletem.
OdpowiedzUsuńHa, stopień komplikacji jest dość wysoki, chociaż nie jest to dzieło tak poplątane jak płody Robbe-Grilleta. Słowo "wyrafinowanie" dobrze pasuje do prozy Millása ;)
UsuńJeśli "Gumy" przypadły Ci do gustu, to warto także dać szansę "Wizji topielca".
Kiedyś próbowałam czytać, bo zaintrygował mnie tytuł. Ale po kilku kartkach zrezygnowałam, bo nie lubię nowych form, wolę te stare i normalne. Autor jest w Polsce niezbyt popularny, bo na LC ma tylko jednego fana...
OdpowiedzUsuńPS
Telefon odgrywa dużą rolę w „Pętli” Marka Hłaski.
Ja lubię zarówno poznawać te nowe, jak i czytać stare i sprawdzone. A tytuł zaiste bardzo intrygujący :)
UsuńDzięki za podpowiedź co do telefonicznego tekstu :)
Muszę to napisać... jestem pod ogromnym wrażeniem tego bloga. I ten dobór lektur... prawdziwe cudo! *_*
OdpowiedzUsuńNaprawdę bardzo mi miło czytać takie komentarze. Ogromnie cieszy, że nasza praca zostaje doceniona. To bardzo mobilizujące na przyszłość :)
Usuń