Strony

piątek, 2 września 2016

Widok z bagna, czyli "Ostatnia wizja topielca" - Juan José Millás

Ostatnia wizja topielca

Juan José Millás

Tytuł oryginału: Visión del ahogado
Tłumaczenie: Zofia Wasitowa
Wydawnictwo: Czytelnik
Seria: Nike
Liczba stron: 217
 
 
 
Język, rozumiany jako system budowania wypowiedzi i ekspresji własnych myśli, ukształtowany na przestrzeni wieków oraz przez całe rzesze jego użytkowników, służy do komunikacji interpersonalnej. Przy zastosowaniu przyjętych, a więc umownych znaków (dźwięków), następuje odmalowanie danego zjawiska, pojęcia, czynności bądź przedmiotu. Jednak od czasu do czasu na horyzoncie literackiej rzeczywistości pojawiają się śmiałkowie, którzy starają się odebrać językowi jego naczelną funkcję, tj. niesienie informacji – uwolnienie z oków żelaznych reguł kończy się na ogół tylko krótkotrwałą erupcją treści, przyswajanych jedynie przez literaturoznawców, którzy chłodnym okiem spoglądają na problem wyłącznie z teoretycznej perspektywy. Najgłośniejszymi gwałcicielami języka byli jak dotąd twórcy antypowieści, których założenia przybliżyłem przy okazji lektur pozycji czołowego przedstawiciela tego nurtu, Alaina Robbe-Grilleta (zobacz: Żaluzja, Dom schadzek, Gumy). Do grona osobników, którzy podjęli się niełatwej walki z tradycyjną formą budowania powieści zaliczyć można również Juana José Millása, urodzonego w 1946 roku hiszpańskiego dziennikarza i pisarza, autora książki Ostatnia wizja topielca.

Ostatnia wizja topielca  (1977 r.), druga pozycja w literackim dorobku Millása, to zapis jednego dnia z życia kilku trzydziestoparolatków, mieszkańców Madrytu, których losy powiązane są ze sobą w różnym stopniu. W momencie rozpoczęcia utworu w egzystencji każdego z protagonistów następują zmiany, podjęte zostają znaczące działania, zapadają istotne decyzje – wszystkie te fluktuacje są konsekwencją misternej sieci związków, jakie w przeszłości łączyły bohaterów. Wypadkowa dnia wczorajszego oraz chwili obecnej skutkuje bardzo dobrą powieścią psychologiczną z domieszką wątku sensacyjnego.

Ostatnia wizja topielca to dzieło, które z pewnością wyróżnia się stylem, w jakim zostało utrzymane. W oczy rzuca się przede wszystkim specyficzny język, naznaczony wymyślnymi metaforami, efektownymi porównaniami i trafnymi ożywieniami (igranie z pozorami wątpliwości; erozja leniwiej pamięci; usiłowanie odnalezienie rysów własnej twarzy zatartych podczas snu czy uleganie presji wskazówki zegara to tylko niektóre z przykładów plastyczności, jaką operuje Hiszpan) oraz specyficzna arytmiczność, spowodowana tym, że lapidarne i zwięźle konstruowane zdania przeplatają się z sentencjami przerośniętymi, posiekanymi wtrąceniami i dygresjami – z tego względu lektura początkowych stron powieści może przysparzać drobnych problemów, ale styl Juana José Millása jest stosunkowo szybko przyswajalny. Ostatnia wizja topielca odznacza się także ciekawą formą narracji – historia opowiadana jest z perspektywy trzecioosobowego narratora, ale wykorzystanie mowy pozornie zależnej powoduje, że czytelnik otrzymuje sposobność zapoznania się z wewnętrznymi przemyśleniami i spostrzeżeniami bohaterów. Warto zwrócić również uwagę na zastosowany czas teraźniejszy, który dynamizuje akcję, wprowadzając do niej elementy napięcia, wynikające z nerwowego oczekiwania, zawieszenia, niepewności. Wszystko to zostaje podane do literackiej konsumpcji przy użyciu języka precyzyjnego niczym chirurgiczny skalpel, który sprawia, że w utworze łatwo doszukać się powabnej elegancji. Z drugiej zaś strony tendencja do drobiazgowego opisywania poszczególnych struktur świata przedstawionego (nadmiar szczegółów z realnego świata, nadmiar nie bezużyteczny, bowiem służy potwierdzeniu tego, że wszystko było marginesem [1]) przywodzi na myśl pozycje spod znaku nouveau roman, które cechowały się m.in. przesadnie silną koncentracją na detalach, finalnie prowadzącą do zaciemnienia samej fabuły (zbyt mocne skupianie się na fakturze zamiast na samym podmiocie miało reprezentować odebranie dziełu jego funkcji informacyjnej, co traktowano jako jeden z przejawów autotematyzmu, czyli autoanalizy literackiego płodu). O podobieństwie Ostatniej wizji topielca do powieści fenomenologiczej świadczy też zaburzona chronologia zdarzeń – przeszłość swobodnie plącze się z teraźniejszością, co znacznie ułatwia stosowanie wspomnianego wcześniej suspensu.

Książka hiszpańskiego artysty jest także interesującym portretem współczesnego człowieka, którego wyznacznikami są samotność, lęk oraz egoizm. Izolacja, odosobnienie, pomimo życia w coraz większych ludzkich skupiskach, jak trafnie pokazuje Millás jest najczęściej efektem niemożności nawiązania relacji z drugim człowiekiem – skuteczną przeszkodą by ją zadzierzgnąć okazują się miłość własna, uniemożliwiająca nawet najmniejsze próby zrozumienia bliźniego. Egocentryzm pełni rolę wygodnej skorupy, którą mało kto ma odwagę opuścić. Ponadto hiszpański pisarz świetnie odmalowuje sylwetkę członka miejskiej społeczności, który na ogół jest mistrzem odwracania głowy od przykładów przykrych stron ludzkiej egzystencji, ekspertem od uników i wykrętów, mających na celu zachowanie w stanie nienaruszonym mozolnie wznoszonej, monumentalnej lecz kruchej konstrukcji, jaką jest święty spokój i małe prywatne szczęście.

Figury bohaterów kreowane są przez Millása z charakterystycznym chłodem oraz bezwzględnością. Hiszpański literat na łamach swojego dzieła kreśli postacie zagubione, bezskutecznie próbujące doszukać się trwałych wartości w swoim ziemskim bycie – finałem owych usiłowań jest zazwyczaj gorzka świadomość trwania w chwili obecnej, będącej przelotnym momentem istnienia, naznaczonym doświadczanymi porażkami i mniej licznymi sukcesami, której rytm regulują wymogi życia w zbiorowości (innymi słowy byt to krótkotrwała tytułowa wizja topielca, a więc osobnika tonącego w bagnie codzienności, nudy, braku perspektyw). Protagoniści starają się zdefiniować własną osobowość, wyznaczyć swoje miejsce w drobnym wycinku rzeczywistości, który jest elementem potężnej układanki o zasadach trudnych do całościowego zgłębienia. Wizję człowieka jako bezludnej wyspy wzmacnia również obraz miłości, która za sprawą pióra Millása jawi się jako pusty slogan, pod którym skrywa się cielesne pożądanie, seksualność i perwersyjna wręcz namiętność. Uczucie zostaje zdegradowane do odruchów, instynktu, co zdaje się wyznaczać stopień zaawansowania zepsucia i degeneracji. Hiszpański autor zauważa także, że obecni ludzie, tj. żyjący w dobie błyskawicznego przepływu informacji, są określani przez cały szereg danych, dokumentów oraz liczb, które w mniejszym lub większym stopniu kształtują, jak również zawężają granice naszej prywatnej rzeczywistości.

Ostatnia wizja topielca przykuła także moją uwagę z racji poruszonego w niej motywu telefonu, który od pewnego czasu staram się śledzić w trakcie moich literackich wędrówek. Juan José Millás, jest kolejnym po Harukim Murakamim (telefon jako czysta idea, którą uwięziono w niezręcznym kształcie cielesnym [1]) i Alberto Moravii (wg którego telefon jest środkiem komunikacji utrudniającym komunikację, narzędziem kontroli niepozwalającym dowiedzieć się niczego konkretnego; maszyną łatwą w obsłudze, która okazywała się coraz bardziej zawodna i kapryśna [3]) pisarzem, który skłania swoich bohaterów do rozważań nad tym urządzeniem – jedna z drugoplanowych postaci w pewnym momencie utworu zaczyna myśleć o telefonach, o tym, co zadziwia w ich mechanizmie, i o niepewności, jaką nam dają [4]. Fascynującym wydaje się że pomimo faktu, iż telefon został oficjalnie wynaleziony w drugiej połowie XIX wieku, czyli grubo ponad 100 lat temu, to w dalszym ciągu jest on przedmiotem roztrząsań oraz wszelkiej maści interpretacji.

Reasumując, Ostatnia wizja topielca to z pewnością solidna pozycja, dzięki której czytelnik szansę, by zupełnie inaczej spojrzeć na otaczający nas świat, który w swojej prozie Juan José Millás rozkłada na czynniki pierwsze, bacznie przyglądając się jego poszczególnym składowym. Książka jest interesująca przede wszystkim z literaturoznawczego punktu widzenia, ponieważ stanowi przykład nowych form wyrazu, próbę wyzwolenia się spod jarzma schematu klasycznej powieści, chociaż szary zjadacz chleba z pewnością również wydłubie z niej kilka smakowitych kąsków, które wynagrodzą trud włożony w lekturę dzieła.


[1] Millás Juan José, Ostatnia wizja topielca, przeł. Zofia Wasitowa, Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 1983, s. 107
[2] Haruki Murakami, Tańcz, tańcz, tańcz, przeł. Anna Zielińska-Elliott, Wydawnictwo MUZA S.A., Warszawa 2013, s. 168
[3] Alberto Moravia, Nuda, przeł. Monika Woźniak, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2009, s. 177
[4] Millás Juan José, Ostatnia wizja topielca, przeł. Zofia Wasitowa, Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 1983, s. 173

 

12 komentarzy:

  1. Czekam zatem na post pt. "Telekomunikacja i literatura" ;-) i polecam "Komórkę" Stephena Kinga. Komórka, która jest zawsze i wszędzie z właścicielem, zniewala jeszcze bardziej niż stacjonarny aparat - i, paradoksalnie, chyba nie ułatwia komunikacji w stopniu, w którym się spodziewaliśmy. A wręcz przeciwnie.
    Im jestem starsza, tym bardziej przemawia do mnie prosta literacka forma: klasyczny język, bez "udziwnień" i formalnych eksperymentów. Przekonuję się, że takim językiem można (a właściwie: może jedynie takim?) przekazać świetne historie. Tak czy inaczej, "Ostatnia wizja topielca" powinna być dla mnie interesująca z racji poruszanych tematów: egoizm, samotność i wyobcowanie jednostki. To temat, który nigdy mi się nie nudzi - i który zawsze jest aktualny, niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, trochę tych motywów "komórkowych" udało mi się już wyłapać. To naprawdę zaskakujące w jak wielu lekturach pojawia się przynajmniej jedna głębsza refleksja na temat natury telefonu. "Komórki" Kinga akurat nie czytałem, chociaż tytuł jest mi znany od dawna. Gdybym szykował się do napisania wspomnianego posta, chyba będę musiał sięgnąć po to dzieło mistrza :)

      Dla mnie forma ma znaczenie, ale bardzo cenię sobie zarówno lakoniczność, zwięzłość i prostotę jak również odwagę w eksperymentowaniu, próby negacji i kontestacji utartych schematów, itp. Każdy sposób przekazu informacji oferuje coś ciekawego, dlatego z chęcią sięgam zarówno po klasyczne konwencje jak i dziwadła pokroju nouveau roman.

      Usuń
  2. Nie ufam telefonom i niezbyt lubię ten wynalazek, więc również chętnie przeczytam Twój post, w którym poddasz go gruntownej, literackiej analizie;)
    Wracając do lektury - nie spotyka się zbyt często akcji powieści prowadzonej w czasie teraźniejszym... To chyba wymaga żelaznej dyscypliny od autora...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, zaczynam powoli odczuwać presję dotyczącą tego posta, którego będę musiał kiedyś stworzyć - obawiam się, że oczekiwania mogą mnie przerosnąć :)

      Dyscyplina to bardzo trafne określenie i zastosowałbym je w odniesieniu do całej książki, która utrzymana jest w b. specyficznym stylu, który z pewnością wymagał od autora ogromu pracy i koncentracji.

      Usuń
  3. Podpisuję się pod apelem "Leżę-i-czytam":)
    A tak nie wiem czy ta książka, by mnie zainteresowała. Chyba zabawa formą wydaje mi się dość przerażająca.

    ps. Jeśli chodzi o okładki Nike, to nie wiem dlaczego, ale zawsze trochę mija zanim zobaczę, to co faktycznie na nich jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zacznę już robić notatki to tego quasi-eseju :)

      A forma tej powieści nie jest jeszcze taka straszna - bardziej "przerażające" były wspomniane płody Robbe-Grilleta, o których teraz myślę z całkiem sporym sentymentem :)

      Ha, a co do serii Nike, to niby na wszystkich książek jest to samo - sylwetka Nike z Samotraki - ale mnie początkowo także trudno było uchwycić sedno okładki, szczególnie jeśli chodzi o starsze wydania (te bez światłocienia, z samym obrysem pomnika).

      Usuń
  4. Odnoszę wrażenie, że mamy do czynienia z niezwykle skomplikowaną prozą. Z drugiej strony forma ma znaczenie, więc jestem ciekawa jak Millas wypada w porównaniu z Robbe-Grlletem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, stopień komplikacji jest dość wysoki, chociaż nie jest to dzieło tak poplątane jak płody Robbe-Grilleta. Słowo "wyrafinowanie" dobrze pasuje do prozy Millása ;)

      Jeśli "Gumy" przypadły Ci do gustu, to warto także dać szansę "Wizji topielca".

      Usuń
  5. Kiedyś próbowałam czytać, bo zaintrygował mnie tytuł. Ale po kilku kartkach zrezygnowałam, bo nie lubię nowych form, wolę te stare i normalne. Autor jest w Polsce niezbyt popularny, bo na LC ma tylko jednego fana...
    PS
    Telefon odgrywa dużą rolę w „Pętli” Marka Hłaski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja lubię zarówno poznawać te nowe, jak i czytać stare i sprawdzone. A tytuł zaiste bardzo intrygujący :)

      Dzięki za podpowiedź co do telefonicznego tekstu :)

      Usuń
  6. Muszę to napisać... jestem pod ogromnym wrażeniem tego bloga. I ten dobór lektur... prawdziwe cudo! *_*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę bardzo mi miło czytać takie komentarze. Ogromnie cieszy, że nasza praca zostaje doceniona. To bardzo mobilizujące na przyszłość :)

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)