Strony

sobota, 15 sierpnia 2015

Jedna Polska, dwa światy



Dziś miała być kolejna recenzja, lecz będzie co innego. Myślałem, że do wszystkiego w Polsce już się przyzwyczaiłem, że nic mnie nie zadziwi, ale się myliłem. I nie wytrzymałem. W naszym kraju mamy coś, co nazywam Polskim Pendolino - mamy wszystko to, co gdzie indziej, tylko że na ogół różni się drobnym, lecz najbardziej znaczącym szczegółem od tego, co myślą wszyscy na całym świecie patrząc na coś i wymawiając jakąś nazwę. Pendolino (z wł. „wahadełko”) to rodzina włoskich elektrycznych zespołów trakcyjnych o prędkościach maksymalnych od 200 do 250 km/h. Mamy? Mamy! Ale inne niż wszyscy. Bo funkcja, która jest wyróżnikiem tej konstrukcji, i od której nazwa pochodzi, w Polsce nie działa*. I tak w niezliczonych aspektach naszej rzeczywistości, zwłaszcza tych najważniejszych, bo odpowiedzialnych za procesy regulacyjne w społeczeństwie, państwie, ekonomii, itd. W dodatku mamy w Polsce dwa światy - deklarowany i rzeczywisty. Tu też można wymieniać w nieskończoność. Dotąd jednak, jak się okazuje błędnie, myślałem, że współistnienie tych dwóch sprzecznych światów wymaga ich rozdzielenia - ksiądz nie może publicznie przyznać się do spłodzenia w trakcie pełnienia posług kapłańskich grupki dzieci, choć może do nich publicznie mówić „synu” i „córko”, urzędnik PIP jadący co dzień obok pola należącego do jego krewnego, który nikogo nigdy nie zatrudniał, może widzieć dwudziestu robotników rolnych zasuwających przy zbiorach, ale nie może na ten temat napisać oficjalnego dokumentu w pracy, itd. Ale okazuje się, że niedługo dojdziemy do takiego stopnia społecznego zakłamania, że i ten rozdział pozostanie tylko urokliwym wspomnieniem. W ostatnim programie z cyklu Kuchenne rewolucje właściciel restauracji bez najmniejszego cienia krępacji, wręcz z dumą, oświadczył Marcie Gessler, że kelnerka może u niego zarobić nawet 3 zł za godzinę, a kucharz nawet 5! I w dodatku z dalszej wypowiedzi wynikało, iż uważa, że to i tak za dużo. I co? I nic.


Gdyby to był normalny kraj, gdyby miały być nadzieje, że kiedyś w nim  będzie lepiej nie tylko nielicznym, ale wszystkim, że zmniejszy się przepaść między najbogatszymi a najbiedniejszymi, że dogonimy państwa cywilizowane nie w PKB, nie w płacy średniej, ale w dominancie płacy, to w tym momencie uczciwa prowadząca program powinna zerwać współpracę z takim „biznesmenem”. Oczywiście ustawodawca zadbał o to, żeby przepisy o płacy minimalnej były martwe (dotyczą tylko umów na etat, nie ma w nich stawki godzinowej) i stąd dobre samopoczucie wszystkich, bo prawa przecież ów dobroczyńca klasy pracującej (daje im pracę, więc powinni być wdzięczni) nie złamał. Takie wyznania na antenie, to tylko w Polsce. Nie dziwne więc, że do tego kraju trafiają liczni inwestorzy z Zachodu. Gdzie w Unii znajdą tańszych robotników? A może niewolników? Bo 3 zł za godzinę to chyba idealna definicja niewolnika.

Dodam tylko, że już kiedyś pisałem, iż pewne muzeum w Polsce proponowało w ogłoszeniu 2,5 zł za godzinę pracy na pełny etat! Napisałem do PIP, żeby nie było, że żaden z ich urzędasów o tym nie wie, i też bez rezultatu. 

No i jeszcze jeden kwiatek. Państwo płaci za wynagrodzenie „stażystom”, czyli darmowej sile roboczej przydatnej do prostych prac. Chyba nikt nie wierzy, że przez sześć miesięcy można się uczyć zamiatania zakładu fryzjerskiego, kopania dołów łopatą czy przebierania jabłek? Tym, którzy nie wiedzą, powiem jednak, że państwo (czyli wszyscy podatnicy) płacą również... organizatorom tych staży, czyli przedsiębiorcom. Daje im więc darmowego pracownika i jeszcze płaci za to, że ten go łaskawie weźmie. Aż dziw, że wszyscy biznesmeni z Niemiec i innych podobnych krajów jeszcze się do nas nie przenieśli ze swymi firmami. Ciekawe dlaczego? Za głupi czy za mało elastyczni moralnie?

Zdjęcie na górze zostało zrobione kilka dni temu w Ahlbecku (obok Świnoujścia). Tyle o drożyźnie paliwowej w Niemczech.

No, dosyć na dzisiaj. A wszystko przez Kuchenne rewolucje.


Wasz Andrew




* Chodzi o wychylne nadwozie, które w Polsce jest niewychylne.

6 komentarzy:

  1. To ciekawe spostrzeżenie neoliberalizmu po polsku - nie ma darmowych obiadów ale są darmowe staże. Kiedyś niewolnik dostawał jedzenie i dach nad głową, teraz już nie. Zaiste, rozwój.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pendolino. Mamy opiekę społeczną, tak jak gdzie indziej, ale nie taką, jak gdzie indziej.

      Usuń
  2. Nic dodać, nic ująć. Najgorsze, że to rozdwojenie, ten dualizm jest widoczny dosłownie wszędzie, w każdym aspekcie naszej egzystencji. W mojej firmie panuje podobna "moda", by nie nazywać rzeczy po imieniu, by myśleć życzeniowo, by uparcie twierdzić, że sprawy mają się tak jak powinny się mieć, a nie jak wyglądają w rzeczywistości.

    A co do Pendolino, to jest to również świetny przykład niekompetencji polskich mediów, o czym zresztą wielokrotnie już wspominałeś. Zakupiony przez PKP model winno nazywać się po prostu Alstom EMU250. Pendolino, jak słusznie zauważyłeś, znaczy tyle co "wahadełko", a nabyte przez nasz kraj składy, pozbawione są unikalnej konstrukcji, z której wywodzi się nazwa.

    Jeśli natomiast chodzi o staże to już w ogóle jest to pole wszelakiej maści patologii i zwyrodnień - bardzo często spore korporacje oferują możliwość odbycia DARMOWYCH staży, z mglistą obietnicą przyjęcia do pracy po ich zakończeniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te staże darmowe są i w innych krajach, nawet w najbardziej poważanych firmach. Ale znowu Pendolino - ten sam mechanizm trochę inaczej tam wygląda. Świetnie to widać w rewelacyjnym filmie W pogoni za szczęściem opowiadającym o upadku i sukcesie Chrisa Gardnera, który przeszedł drogę od dosłownego zera, do milionera. I wcale nie musiał pierwszego miliona ukraść ;) Od dawna zbieram się do napisania recenzji z tego filmu, ale tak wciąż schodzi...

      Usuń
  3. Niedawno rozmawiałam z właścicielką restauracji, w pewnym momencie powiedziała z oburzeniem, że miała NIEZAPOWIEDZIANĄ kontrolę z Sanepidu. Ja naiwnie myślałam, że wszystkie kontrole są niezapowiedziane, inaczej nie mają zbyt dużego sensu. Oczywiście myliłam się.
    Druga sytuacja, byłam w odwiedzinach w moim rodzinnym miasteczku, dwa tysiące mieszkańców, jeden duży pracodawca, przetwórnia drobiu. Słyszę od rodziny, że coraz więcej mieszkańców przerabia domy, żeby móc wynajmować pokoje. Komu? Ukraińcom, bo nasz lokalny pracodawca, duma gminy, płaci tak mało, że miejscowi nie chcą się zatrudniać. I nie wydaje mi się, żeby byli bardzo rozpuszczeni. Jak tu ma być dobrze?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze to już było ;) Jak mi powiedział autochton z Radkowa :)

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)