Wzburzenie
Philip Roth
Tytuł oryginału: Indignation
Tłumaczenie: Jolanta Kozak
Wydawnictwo: Czytelnik
Seria: Nike
Liczba stron: 200
Młodość to
wyjątkowy etap w życiu każdego człowieka. Ciekawość otaczającego świata oraz
chęć poznania go powoli zaczynają ustępować miejsca pragnieniu, by go zmieniać,
ulepszać, poprawiać. W oczy rzuca się najmniejsza niesprawiedliwość, uwierająca
jest świadomość, że nie wszyscy otrzymują to, na co w pełni zasługują, nie do
pojęcia jest fakt, że zbrodnia nie może doczekać się należnej jej kary. Młody
człowiek, który nie zderzył się jeszcze z brutalną obojętnością świata, który
nie został przeciśnięty przez jego śmierdzące trzewia, chlupoczące od oszustw,
niegodziwości oraz niespełnionych obietnic, w pełni ufa własnym siłom, żyjąc w
przekonaniu, że są one wystarczające, by skorygować wszelkie niedociągnięcia
ułomnej rzeczywistości. Egzystencja sprowadza się do wiernej służby swoim
najświętszym ideałom. Kiedy jednak ludzki materiał, stanowiący główny budulec
tego świata, okazuje się wyjątkowo mało elastyczny oraz równie mało podatny na
zmiany, w sercu młodego człowieka, tak jak w przypadku bohatera powieści Philipa
Rotha zatytułowanej Wzburzenie,
powoli wzbiera się gniew – zaczyna on odczuwać wszechogarniające wzburzenie.
Philip Roth
to urodzony w 1933 roku amerykański pisarz o żydowskich korzeniach. W
literackim światku jego nazwisko jest stosunkowo dobrze znane – autor niemal co
roku pojawia się w zaszczytnym gronie kandydatów do literackiej Nagrody Nobla.
Tyle, że podobnie jak w przypadku Milana Kundery, Umberto Eco, Harukiego
Murakamiego, Margaret Atwood, Amosa Oza, Cormaca McCarthy’ego czy choćby naszego
Adama Zagajewskiego, członkowie Królewskiej Szwedzkiej Akademii Nauk nie są
skłonni docenić talentu Rotha na tyle, by uhonorować go tym zaszczytnym
wyróżnieniem. Amerykański literat może za to pochwalić się całym szeregiem
innych odznaczeń, wśród których warto wspomnieć o PEN/Faulkner Award, PEN/Nabokov
Award, National Book Award, Nagrodzie Franza Kafi, Nagrodzie im. Karela Čapka
oraz Nagrodzie Pulitzera. Imponująca kolekcja, której z pewnością godnym
zwieńczeniem byłby literacki Nobel.
Bohaterem rozgrywającej
się w Ameryce lat 50. powieści Wzburzenie,
a równocześnie jej pierwszoosobowym narratorem jest 19-letni Marcus
Messner.
Przyszedł on na świat w średnio sytuowanej rodzinie żydowskiej, jego
ojciec
jest koszernym rzeźnikiem. Młody Messner spędza swoje dzieciństwo w
rodzinnym
mieście Rotha, w niewielkim miasteczku Newark w stanie New Jersey. To
pierwszy
przedstawiciel swojego rodu, który ma ambicje, by zdobyć wyższe
wykształcenie.
Szanuje on pracę wykonywaną przez ojca oraz stryjków, ale jego marzeniem
jest
zawód prawnika. Wydaje się, że nic nie stoi na przeszkodzie, by Marcus
zrealizował swoje zamierzenia – to młody, ale rozsądny człowiek,
charakteryzujący się ponadprzeciętną ambicją, silnym poczuciem
obowiązku. Jeśli
dodać do tego sumienność, pracowitość oraz odpowiedzialność naprawdę
trudno
jest zrozumieć ojca Marcusa, który obok rozpierającej go dumy z racji
sukcesów
syna, zaczyna także odczuwać paranoiczny strach o swoją pociechę. To
zabawne,
bowiem permanentny lęk o życie Marcusa rodzi się w momencie, kiedy
młodzieniec
z wolna wydostaje się spod opiekuńczych skrzydeł rodziny, pragnąc
rozpocząć
życie na własny rachunek. W takich okolicznościach bezustanne pytania
kierowane pod adresem młodzieńca, przywodzące na myśl śledztwo mające
ustalić sprawcę okrutnych zbrodni (co? kiedy? gdzie? z kim? dlaczego?) stają się
miarką, przelewającą czarę goryczy – Marcus postanawia podjąć studia w
prowincjonalnym college'u Winesburg w Ohio, oddalonym o kilkaset mil od
rodzinnego Newark.
Utwór
stanowi świetne studium trudnej relacji, jaka łączy ojca z synem. Z jednej
strony ze wspomnień Marcusa wyłania się idylliczna wizja doskonale
rozumiejącego się mężczyzny oraz chłopca, w którą niczym klin zaczyna wbijać
się brutalna rzeczywistość świata teraźniejszego. Przewrażliwiony rodzic, który
nie jest w stanie zaakceptować faktu, że dzieci dojrzewają, wyrywając się spod
klosza, chociaż nigdy nie będą w pełni przygotowane na pułapki, jakie czyhają
na nie w dorosłym życiu, z wolna otacza swojego syna nieustanną kuratelą,
zamieniając jego egzystencję w koszmar zwierzyny wiecznie trzymanej w klatce
troski oraz nadopiekuńczości. Zatem to ojciec, na skutek swojej maniakalnej i
wynaturzonej miłości, przeradzającej się w chorobliwy lęk o każdy najmniejszy
krok syna, staje bodźcem do całkowitego zerwania więzów z rodziną.
Będąc jednak
obiektywnym, należy uczciwie przyznać, że niepokój głowy rodziny Messnerów nie
jest bezpodstawny. Ojciec, nałogowy palacz papierosów, coraz częściej męczony
jest przez chroniczny kaszel, boleśnie uświadamiający jak słabą i kruchą istotą
jest człowiek, zdany na swoją wrażliwą, materialną powłokę. O trudach ludzkiej
egzystencji zdaje się przypominać także bezlitosna ekonomia – po II wojnie światowej coraz
częściej i gęściej zaczynają wyrastać supermarkety. Co prawda nie sprzedają one
koszernego mięsa, ale widmo znacznie niższej ceny stanowi skuteczny wabik,
pozwalający zapomnieć klientom zarówno o tradycji jak i religijnych nakazach. Wreszcie
lata 50. XX wieku to okres trwania wojny koreańskiej (1950 – 1953) – konfliktu,
w którym życie straciło kilkaset tysięcy żołnierzy amerykańskich.
To właśnie walki
prowadzone na Półwyspie Koreańskim stanowią tło Wzburzenia.
Marcus Messner rozpoczyna naukę w Winesburg z pełną
świadomością, że każde potknięcie, które wiązałoby się z relegacją z
uczelni
jest równoznaczne z wysłaniem go na front koreański. Warto przy tym
zauważyć,
że podejście Marcusa do wojny nie jest ani trochę naiwne – po
doświadczeniach konfliktu rozpętanego przez Hitlera, w którym zginęli
dwa kuzyni młodego Messnera, walka zbrojna w oczach Marcusa to
niezachwiana pewność rychłego zgonu. Główny bohater
na bieżąco śledzi relacje i doniesienia z odległej Azji, ze smutkiem i
obawą
konstatując, że każdy kolejny dzień trwania sporu zwiększa
prawdopodobieństwo,
że weźmie on udział w walkach. Zaskakująco trzeźwe spojrzenie na temat,
który
często prezentowany jest w mitologiczno-martyrologicznej otoczce, niczym
mgła
przysłaniającej sedno problemu, skutecznie uniemożliwiając dokonania
klarownej
oceny kwestii pt. czy warto oddawać swoje
jedyne życie za idee, za które nie jest gotów umrzeć prowodyr całego
zamieszania?
Powieść to
także znakomity portret amerykańskiego społeczeństwa lat 50. XX wieku. Ciche i
spokojne miasteczka, rodzinne, pokoleniowe interesy, baseball niespiesznie
przetaczają się przez świat kreowany przez Rotha. Ogromnie zajmujący jest także
obraz środkowoamerykańskiego college’u Winesburg, będącego ostoją purytanizmu.
Obowiązkowa wizyta na nabożeństwie w kaplicy w każdą środę, bursy męskie oraz
żeńskie ze ściśle kontrolowaną listą gości, dobrze uprzytamniają jak mocno
zmieniły się zapatrywania na sprawy religii oraz seksu w społeczeństwach
zachodnich. Autor ciekawie nakreślił ciasny gorset konwencji, który oplatał
młodych ludzi, doskwierając szczególnie tym, którzy mimo wszechobecnych zakazów
pragnęli poznać piekielne rozkosze płynące z bezpośrednich kontaktów z płcią
przeciwną.
Bezsprzecznie
jednak najbardziej interesującym punktem powieści pozostaje Marcus oraz jego
postępowanie, na podstawie którego czytelnik może przekonać się, że wybory
często pozornie błahe i nieistotne mogą mieć kolosalny wpływ na całą człowieczą
egzystencję. Główny bohater to perfekcjonista, który zawsze ściga jakiś cel i
konsekwentnie dąży do jego realizacji. Nie koncentruje się przy tym na
przyjemnościach płynących z podejmowanych działań, nie zastanawia się wyłącznie
nad potencjalnymi korzyściami – kiedy już postanawia, żeby się czymś zająć, po
prostu skupia się na tym, by robić to jak najlepiej. Z tego też powodu Marcus
jest krystalicznie uczciwy, przede wszystkim wobec samego siebie – nie znosi on
kłamstwa, oszustwa, wybiegów. Jego jedynym słabością wydaje się niechęć wobec
bezpośredniej konfrontacji – najczęściej stosowanym środkiem przy wszelkiego
rodzaju konfliktach, sporach czy problemach jest ucieczka. Marcus ucieka od
prześladującego go ojca, od współlokatorów skutecznie utrudniających edukację,
od widma koreańskiej wojny.
Przez
pryzmat całego utworu główny bohater kojarzy mi się z postacią Żyda Wiecznego
Tułacza, który ośmielił się znieważyć Chrystusa, niosącego ciężkie brzemię
krzyża w drodze na Golgotę, za co został skazany na wieczną tułaczkę po
świecie. Według jednej z legend to człowiek, który nie mógł doczekać się końca
własnego żywota, ponieważ zgubił śmierć. Stąd nieustanne błąkanie się, brodzenie
przez rzeczywistość, na którą składa się wyłącznie kontemplacja,
rozpamiętywanie przeszłości oraz oczekiwanie na ponowne przyjście Jezusa,
oznaczające koniec męczarni. Nad Marcusem, którego śmiało można określić mianem
wojującego ateisty, również zdaje się ciążyć klątwa, wszechwładne fatum, które zabawia
się losem Messnera, za nic mając sobie fakt, że młody Żyd uważa się za
racjonalistę, samodzielnie decydującego o kształcie swojej egzystencji. Cytowane
ustępy z Dlaczego nie jestem
chrześcijaninem, autorstwa angielskiego filozofia i matematyka Bertranda
Russella są niczym słowa modlitwy, zaklęcia rzucane na wiatr, które jednak nie
mogę odmienić rzeczywistości. Ba, nie są one w stanie zmienić postawy nawet dziekana
Caudwella, symbolizującego skostniałą kadrę naukową, który ponad studiowanie
dzieł filozofów, burzących ustalony porządek rzeczy przekłada grę w baseball
oraz cotygodniowe wizyty w kaplicy. Tryumf religii oraz kultu zdrowego ciała
nad rozumem!
Krótko reasumując, spotkanie z Philipem Rothem odrobinę mnie zaskoczyło.
Nie oczekiwałem od autora aż takiej obfitości znakomitej prozy, jaką zostałem
uraczony. Pisarz ogromnie zaimponował mi swoim literackim warsztatem oraz talentem, dzięki
którym z wprawą godną wybitnie uzdolnionego krawca połączył ze sobą Bildungsroman, powieść obyczajową oraz
filozoficzny traktat. Interesująca historia, opowiedziana z perspektywy
oryginalnego bohatera, kojarzącego się odrobinę z postaciami Nabokova, została
zgrabnie opleciona amerykańskimi realiami lat 50. XX wieku. Całość utrzymana
jest w interesującym stylu, a żywy język oraz jego plastyczność sprawiają, że
zanurzając się w świat dzieciństwa Marcusa, z łatwością wyobrażamy sobie krew,
tłuszcz, skrawki wnętrzności, ostrzałki do noży oraz mechaniczne krajalnice,
gdzie nozdrza świdruje uporczywy zapach śmierci. Na uwagę zasługuje także obrazoburcze,
ale intrygujące spojrzenie na religię, której sednem, wedle narratora, jest lęk
– przed tajemnicą, przed śmiercią, przed potępieniem; lęk, który jest ojcem
okrucieństwa.
Ameryka lat 50-tych bardzo mnie interesuje, głównie dlatego że stanowi tło dla pierwszych działań bitników na szerszą skalę. Historia opowiadana we "Wzburzeniu" wydaje się mieć spory potencjał, tak jak postać głównego bohatera. Chętnie sprawdzę; od Rotha czytałem jak dotąd tylko "Kompleks Portnoya".
OdpowiedzUsuńJa Rotha nie znałem w ogóle, a byłem ciekaw jego twórczości. W Składnicy Taniej Książki w Krakowie natknąłem się na utwory tego pana i padło na "Wzburzenie", głównie z racji wzmianki o wojnie koreańskiej. W powieści można znaleźć nawet jednego osobnika, którego postępowanie kojarzy się z działalnością bitnika - w bardzo oryginalny i nietypowy sposób łamie on konwencje purytańskiej społeczności college'u :)
UsuńW Newark rozgrywa się też akcja wielu innych książek Rotha, choćby doskonałej "Nemezis" :-)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam już kilka książek Rotha, bo fascynuje mnie ten pisarz. Jego książki są bardzo różne. W niektórych jest za dużo seksu, a za mało sensu. Najsłynniejsza powieść Rotha, czyli "Kompleks Portnoya", nie przypadła mi do gustu. "Wzburzenia" jeszcze nie znam.
Lubię, kiedy autor osadza akcje swoich powieści w dobrze znanych miejscach - tchną wtedy one autentyzmem, sentymentalną nutą przeszłości.
Usuń"Wzburzenie" to moja pierwsze książka Rotha. Utwór został napisany stosunkowo niedawno, bo w 2011 roku. Proza wydawała mi się b. dojrzała, wyważona - nie ma w niej epatowania seksem, wulgarnością, czy przemocą, przynajmniej w mojej opinii :)
Z późnych powieści Rotha czytałam "Nemezis" (2010) i "Everymana" (rok 2006). I wolę te późniejsze powieści od wcześniejszych. Późniejsze są spokojne, refleksyjne. Mam wrażenie, że Roth nie starał się trafić do masowego odbiorcy i poruszał w nich niemodne tematy, pisał o tym, co mu leżało na sercu.
UsuńPrzez wiele lat moim kandydatem do nagrody Nobla był właśnie Roth, ale w tym roku sięgnęłam po książki Oates - i chyba jednak Oates postawię na pierwszym miejscu :)
W takim razie sama chętnie bym ją przeczytała. Podoba mi się wiele rzeczy o których tutaj napisałeś, m.in.to, że przedstawiony jest tu obraz amerykańskiego społeczeństwa z przeszłości. Lubię takie klimaty.
OdpowiedzUsuńJa również lubię klimaty amerykańskich lat 50., 60. XX wieku. Ciągle żywy był jeszcze mit "amerykańskiego snu" - cenię sobie lektury, ukazujące jak te marzenia o bogactwie i sławie przekuwane były na rzeczywistość.
UsuńWiele interesujących wątków: obraz amerykańskiego społeczeństwa lat 50., trudna relacja ojciec-syn, tło walk na Półwyspie Koreańskim. Wszystko to sprawia, że lektura wydaje mi się idealną.
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy obraz wykreowany na podstawie lektury mojego tekstu wytrzymałby starcie z rzeczywistością :) W każdym razie, mam nadzieję, że gdyby sięgnęła po tę lekturę to nie będziesz nią zawiedziona.
UsuńZacznę od tego, że lubię tę serię Czytelnika. Co do Filipa Rotha, to czytałam jego najbardziej kontrowersyjną książkę: "Kompleks Portnoya" oraz "Pierś". Myślę, że i "Wzburzenie" byłoby ciekawym doznaniem literackim, choć chętnie jeszcze sięgnęłabym po "Everymana".
OdpowiedzUsuńOj, ja też bardzo ją lubię tę serię, szczególnie za Żaluzję oraz Dom schadzek.
Usuń"Kompleks Portnoya" zaczyna mnie coraz bardziej ciekawić, bowiem wielu tutejszych komentatorów o nim wspomina. Jeśli zdecydujesz się na "Everymana" to z chęcią przeczytam Twoją recenzję na temat tej książki.
No cóż, na początek może warto podkreślić, że powieść na pewno nie ukazuje typowego obrazu Stanów z tamtego okresu, o ile w ogóle coś takiego kiedykolwiek w historii USA istniało. Może obrazek przeważający obszarowo, ale niekoniecznie już ludnościowo. Pamiętajmy, że rzecz cała dzieje się już po publikacji pierwszej pracy Kinseya, a tuż przed drugą, więc jest to już okres zapowiedzi nowych prądów, na pewno jednak bardziej widocznych w wielkich miastach.
OdpowiedzUsuńDruga uwaga, to ateizm i racjonalizm. Jedno z drugim, wbrew opinii większości, raczej niewiele ma wspólnego. Ateista WIERZY, że Boga nie ma, jest więc wierzącym, tylko wierzącym odwrotnie, a nie racjonalistą. W każdym bądź razie w tej materii. Racjonalista, przynajmniej obecnie, nie może się wypowiadać na temat istnienia lub nieistnienia Boga. Choć nie można wykluczyć, że kiedyś się to zmieni. Nie tak dawno temu uczeni odmawiali wypowiedzi na temat tego, co działo się przed Wielkim Wybuchem, gdyż „czas wtedy nie istniał”. Teraz istnieje już aparat matematyczny, by badać rzeczy, które się dzieją bez upływu czasu, więc ta nieprzekraczalna do niedawna bariera została pokonana. Kto wie, co jeszcze da się w przyszłości racjonalnie rozstrzygnąć?
Bardzo lubię poznawać różne twarze różnych społeczeństw. Stany, jako bardzo niejedno- i różnorodne pod wieloma względami, są zawsze wysoko na liście. Z tego względu książkę zaznaczam jaką wartą przeczytania, choć w drugiej kolejności. Po Twojej recenzji, mam wrażenie, niewiele więcej się dowiem z książki, niż z Twego tekstu, gdyż Wzburzenie nie wnosi zbyt wiele do wiedzy o tajemnicach natury ludzkiej. Zwłaszcza wiedzy, którą by można wykorzystać w życiu. To wszystko jakby już gdzieś wcześniej było. Jako rozrywka za to zapowiada się niezbyt porywająca. Z drugiej strony, te nagrody za coś pewnie autorowi przyznawano, więc może diabeł tkwi w szczegółach. Gdy znajdę czas, chętnie sprawdzę.
Co do ostatniego zdania, to zdaje się ono jak najbardziej celne. Ludzie zawsze w coś wierzyli i zawsze wierzyli, że tylko oni wierzą prawdziwie, a pozostali błądzą. I w imię tego tych innych starali się nawrócić, pod dobroci lub nie, albo wręcz totalnie zniszczyć.
Oczywiście książka prezentuje obraz USA lat 50. XX wieku znany autorowi i oglądany z jego perspektywy. To naturalne, że portret ten będzie skazany subiektywizmem, sentymentalizmem, że nie jest to przekrojowe spojrzenie na całe Stany. Nie zmienia to faktu, że wykreowany klimat jest b. ciekawy.
UsuńCo do racjonalizmu i ateizmu, główny bohater faktycznie wierzy, że chrześcijański Bóg nie istnieje, wierzy również, że sam jest osobnikiem kierującym się wyłącznie rozumem. Samo życie bohatera zweryfikuje dość brutalnie te poglądy i wg mnie na tym polega gorzka ironia płynąca z tej książki. Ateista, któremu wydaje się, że jest racjonalistą, przekonuje się, że życie wieczne istnieje, chociaż daleko mu do wizji nieba, czy piekła znanych z kościelnego nauczania. W tym momencie muszę niestety zamilknąć, bowiem i tak zdradziłem już zbyt wiele z fabuły.
A, to ciekawe. teraz jestem dużo bardziej zaintrygowany :)
UsuńA ja WIERZĘ, że nie ma Świętego Mikołaja, elfów i Kościeja Nieśmiertelnego ;) podejście irracjonalne, wiem, ale to silniejsze ode mnie.
UsuńPo Rothie można spodziewać się głównie obfitości dobrej prozy.;) Może nie zawsze jest to proza spektakularna, efektowna, ale inteligentna.
OdpowiedzUsuńW tej powieści było kilka mocnych akcentów, końcówka - świetna.;)
Ha, dobrze wiedzieć, czego może oczekiwać od tego autora. Pewnie w najbliższym czasie rozejrzę się jeszcze za jakąś jego książką :)
UsuńDla mnie Roth to jedna z młodzieńczych miłości, w czasie studiów zaczytywałam się nim.;)
UsuńWydaje mi się, że w sieci Dedalus jest kilka jego książek w sprzedaży.
Ha, ja po pierwszej lekturze również czuję, że coś we mnie wzbiera :)
UsuńTwoje przypuszczenia są słuszne - "Wzburzenie" nabyłem właśnie w Dedalusie. Widziałem tam jeszcze jakieś 2 pozycje, ale podczas ostatniej wizyty wygrała z nimi biografia Schulza oraz książka Fallady.