Jak pewnie wiedzieliście z zapowiedzi, miałem zamiar napisać o książce, która w pewnych okresach mogła uchodzić za najbardziej znaną powieść skandynawską. Chodzi o Rudego Orma pióra Fransa Gunnara Bengtssona. Postanowiłem jednak odłożyć to do momentu, gdy ponownie ją przeczytam, gdyż zauważyłem, iż z biegiem czasu wszystko się zmienia. Ameryki nie odkryłem, fakt. Zmieniają się jednak nie tylko nasze oceny dawnych lektur, jak się spostrzegłem po ponownym przeczytaniu Tajemniczej Wyspy, ale zmienia się nawet spojrzenie na książki przeczytane nie tak dawno temu, jak u mnie w przypadku powieści Czarne. Co powoduje tak szybką zmianę punktu widzenia? Czas. Czas, w którym mogliśmy poznać coś bardziej wartościowego, przeżyć coś ciekawego, zobaczyć coś inspirującego. Skoro więc nie o Rudym Ormie dziś będzie, to o czym? O refleksji, która mnie naszła w związku z tą niedoszłą recenzją.
Kiedyś kupiłem przez Allegro w jednym z antykwariatów w Bielsko-Białej książkę, której jednak nie otrzymałem. Gdy rozpocząłem procedurę antyoszustową w tym portalu aukcyjnym, gość mi wysłał „sztukę”, by mieć dowód nadania. Był to jakiś wydawniczy śmieć tak spleśniały, iż natychmiast wyrzuciłem go do kosza, by syfa jakiegoś nie załapać. Straciłem raptem kilka złotych, a znając zaangażowanie naszych organów ścigania i wymiaru „sprawiedliwości” w takie sprawy o znikomej wartości szkody – dałem sobie spokój i przekonałem sam siebie, że to tylko szokujący wyjątek, bo jednak kontakt z książkami wpływa pozytywnie na ludzi.
Mając zamiar z pamięci opisać dawne wrażenia z lektury przygód Rudego Orma postanowiłem poszukać w sieci okładki z tego właśnie wydania, które miałem przyjemność kiedyś poznać. I okazało się, iż jeden z antykwariatów w Łodzi ma na sprzedaż na Allegro akurat to wydanie. Zdjęcie okładki było jednak przesłonięte napisikiem z nazwą owego sklepu niegodnego nazwy antykwariatu, a dlaczego tak o nim piszę, zaraz się wyjaśni.
Napisałem e-maila z prośbą o nadesłanie zdjęcia bez owych ozdobników i wyjaśniłem do czego zostanie użyte. Liczyłem na to, że jeśli nie uprzejmość, to może chociaż zwykły dobrze pojęty własny interes każe im przychylić się do mojej prośby. Wyjaśnię tutaj, iż wówczas była to jedyna oferta sprzedaży Rudego Orma w sieci i pozytywna recenzja na pewno pozwoliłaby sprzedać tę książkę szybciej i drożej. Jakżeż się zawiodłem. A może w końcu otrzeźwiałem? Po raz kolejny się przekonałem, iż dobrego czy złego, mądrego czy głupiego, równie łatwo spotkać można przy łopacie, co między książkami. Może nawet wśród elit w naszym kraju trudniej znaleźć prawdziwego człowieka, niż wśród marginesu. A co się konkretnie stało?
Otrzymałem nie tylko propozycję kupna tego zdjęcia (sic!), ale także i obszerny wykład na temat tego, że jest ono chronione prawami autorskimi i po to są owe „znaki wodne” zaimplementowane w Allegro. Oczywiście nie podjąłem tematu. Po co tracić czas na dalszą rozmowę z kimś, kto nie ma pojęcia o zwykłej ludzkiej życzliwości i jakichkolwiek wartościach, o prawie nie wspominając? Przecież tego zdjęcia już nikt więcej nie będzie oglądał po tym, jak ów egzemplarz zostanie sprzedany. Pies z kulawą nogą się nim więcej nie zainteresuje. W jakim kontraście jest to podejście do tego, gdy się zwracałem do autorów naprawdę pięknych i interesujących zdjęć z krajów starej Europy. Zgadzali się oni od razu, gdy otrzymywali informację, iż fotki zostaną wykorzystane w konkretnym miejscu i na określonych zasadach. Nawet byli wdzięczni, że temat, który kiedyś uznali za interesujący czy ważny, znalazł uznanie i będzie szerzej popularyzowany. Na tym jednak nie koniec. Okazało się, że żyjąc między książkami można propagować pseudowiedzę i pozostać człowiekiem ograniczonym. Nie przyszło nigdy tej osobie z nibyantykwariatu poczytać przepisów prawa, ale uważa się za jego znawcę. Gdyby choć trochę poznała temat, wiedziałaby czym się różni mechaniczne odwzorowanie obiektu dwuwymiarowego od pracy twórczej podlegającej ochronie w tzw. Prawach autorskich, o czym zresztą nie tak dawno pisałem. Jest oczywiste, że na Allegro pojawiają się grafiki różnego rodzaju, również fotografie, które takiej ochronie podlegają i w tym celu Allegro proponuje możliwość używania znaku wodnego. Pewnie również dla celów reklamowych, ale to inna para kaloszy. Reasumując – jeszcze jedna z niezliczonych nauczek z cyklu, iż nie suknia, ani nie książka czyni człowieka. Nie tytuł, stanowisko ani pieniądze. Każdego trzeba oceniać indywidualnie. Obym znów o tym nie zapomniał, i więcej o nikim nie założył z góry niczego dobrego ani złego, czego i Wam życzę
Wasz Andrew
Samo życie na niwie polskiej. Ludzi życzliwych i uczynnych za free też się spotyka, wiec nie zrażajmy się mając świadomość ograniczeń jakie ludzi dotykają.
OdpowiedzUsuńMnie się ostatnio na allu nie udało otrzymać dwu książek i to nowych ale nie dochodzę swoich praw bo szkoda mi nerwów na te dwie oszustki.)
Szkoda tylko, że u nas jakoś mniej ich widać niż w Niemczech czy Czechach, choć pewnie jest och procentowo podobna ilość. Może to po prostu ci źli nie mają u nas obaw, by pokazywać swą prawdziwą twarz?
UsuńNieraz się zastanawiam, dlaczego my jesteśmy tacy jacy jesteśmy. Dlaczego jak za granicą Cię ktoś oszuka, to będzie to Polak. Pracy za darmo Ci nie przekaże, musi na tym zarobić.I od obcych prędzej pomoc uzyskasz niż od rodaków. Czyżbyśmy to w genach jako naród posiadali?
UsuńBardzo ciekawy temat i skomplikowany. Myślę, iż kluczowy jest dobór negatywny. Tacy Brytyjczycy zawsze na śmierć wysyłali najgłupszych, najmniej obiecujących, a na nowe ziemie więźniów, kryminalistów i awanturników. U nas nie dość, że dla skazanych na klęskę walk poświęcaliśmy kwiat społeczeństwa, to jeszcze się tym chełpimy. Kto ma przekazywać dobre geny i tradycje? W dodatku ciągła emigracja. Ponadto mądrzy sąsiedzi, którzy szybko się uczyli jak nami manipulować i podgrzewać polskie piekiełko. I jeszcze kilka innych rzeczy na dokładkę, jak choćby nowa wersja Gomorry :) A teraz to już weszliśmy w społeczne perpetum mobile - sami tego nie odkręcimy.
UsuńTrafiłeś na typa, który chciał przy jednym ogniu upiec dwie pieczenie. Ciekawe tylko czy sobie sprawdził, że gdyby Ci "sprzedał" to zdjęcie - to byłoby to zgodne z prawem?
OdpowiedzUsuńNa Rudego Orma wpadnę, bo podobała mi się książka, pozdrawiam.
Ja też. Jest u nas w bibliotece :)
UsuńDobrze, że w bibliotece też są książki, chociaż panie mówią, że czytelnicy najczęściej wolą nowe woluminy, a w starocie nie zaglądają...
OdpowiedzUsuńJa tam wolę starsze wydania. Mniej błędów i w ogóle mają swój urok.
UsuńOj tak... I jeszcze ten sentyment :)
Usuń:)
Usuń