Strony

sobota, 28 kwietnia 2012

Czy wielkie wygrane są równie wielkim szczęściem?

Okładka książki Wielkie wygrane 

Wielkie wygrane

Julio Cortázar


Tytuł oryginału: Los premios
Tłumaczenie: Zofia Chądzyńska
Wydawnictwo: MUZA S. A.
Liczba stron: 444
 
 
 
 
Julio Cortázar, argentyński pisarz ogromnego kalibru. Twórca książki o legendarnym statusie „Gra w klasy”, która przez wielu uważana jest/była za biblię intelektualistów. Powieść to o tyle przewrotna, ze możemy ją formować sami, w dowolny sposób. Autor daje nam możliwość czytania jej wg kolejności rozdziałów, ponadto zdradza nam klucz wg którego również możemy przystąpić do lektury. Jakby tego było mało, równie dobrze możemy zdać się na przypadek i czytać kolejne rozdziały na chybił trafił.

Jako, że fascynującą zabawę, z której można ułożyć kilka powieści mam już za sobą, postanowiłem skusić się na inne pozycje argentyńskiego autora. W sposób wielce wymowny pomogła mi w tym księgarnia Matras, w której natrafiłem na „Wielkie wygrane” oraz „Książkę dla Manuela” z 50 % rabatem. Na pierwszy ogień poszły „Los premios”, o których pragnąłbym napisać teraz słów kilka.

Bohaterami powieści są szczęśliwcy, którzy wygrali bilety w państwowej loterii na wycieczkę luksusowym statkiem „Malcolm”. Początkowo akcja rozwija się leniwie, spokojnie chłoniemy kolejne karty powieści, na których prowadzona jest krótka charakterystyka uczestników rejsu. Siedząc z bohaterami w kawiarni London w Beunos Aires, w której czekają na dalsze instrukcje, od razu zdajemy sobie sprawę, że podróż na pewno dostarczy nam wielu wrażeń, choćby ze względu na ludzi, z którymi przyjdzie się nam spotkać. Mamy bowiem do czynienia z przekrojem całego argentyńskiego społeczeństwa. Jest i typowa rodzina z dwójką dzieci, samotna matka z synem, dwoje przedstawicieli ciała pedagogicznego, dentysta, korektor, czy milioner poruszający się na wózku inwalidzkim. Mozaika charakterów, przypadkowa zbiorowość, których połączył przewrotna fortuna, zsyłając im bilety na niezapomniane morskie wojaże.

Nie chciałbym zdradzać więcej szczegółów co do wydarzeń, które zajdą na statku, rzeknę jedynie, że będzie dość tajemniczo i ciekawie. Po pierwsze cały czas nie wiadomo, dokąd właściwie płynie statek „Malcolm”. Po drugie, tuż po odpłynięciu od nabrzeża okazuje się, że wśród załogi wybucha epidemia – wirus tyfusu 224 powoduje, że pasażerowie nie mogą wejść na rufę statku, gdzie znajdują się chorzy członkowie załogi. W dodatku kontakt z obsługą jest bardzo ograniczony, a jakby tego było mało, wysłani do uspokojenia sytuacji i wyjaśnienia całej sprawy oficerowie wcale nie są zbyt wylewni i nie chcą przedstawić jak maluje się obraz sytuacji.

W ten oto sposób, poprzez kategoryczny zakaz, ale połączony z niedomówieniem oraz mgłą tajemnicy, rufa staje się pojęciem mistycznym, owocem zakazanym, rajem, do którego bramy pozostają ciągle zamknięte. Konsekwencje nie trudno sobie wyobrazić. Dość szybko spośród pasażerów wyłania się grupa Argonautów, która postanawia wyruszyć po złote runo, wyjaśniając opornym, że tyfus to na pewno tylko przykrywka, wymówka, by ukryć coś znacznie bardziej poważniejszego.

Ale naprawdę kończąc już z dalszym wyjawianiem arcyciekawej fabuły muszę oddać autorowi, że oprócz świetnej opowieści, mamy do czynienia z dobrze nakreślonymi postaciami, charakteryzującymi się autentycznością, wręcz namacalnością. Nie są to bohaterowie tekturowi, stereotypowi, zaskakują nas swoim postępowaniem. Fascynujące jest śledzenie interakcji, które zachodzą pomiędzy tymi przypadkowo zestawionymi ze sobą ludźmi. Jeszcze większego smaku dodaje fakt, że na okręcie znajdują się osoby, które same zajmują się analizują sytuacji, w jakiej zostały postawione. Znakomicie zdają sobie sprawę, że chociaż wyprawa na rufę wydaje się im tak kusząca, tak niezbędna, to jednak nie można spodziewać się po niej niczego wielkiego, nie obiecują sobie zbyt wiele po przekroczeniu tej mistycznej bariery. Nie przeszkadza im to jednak w poszukiwaniu byle pretekstu, który pozwoli im wyruszyć na wyprawę ku rufie oraz jej sekretom.

Wydaje się, że autor pokazał jak łatwo jest wywołać u człowieka poczucie dyskomfortu, izolacji, zamknięcia. Dopóki nie ogranicza się pasażerów żadnymi obostrzeniami, zdaje się nie przeszkadzać im świadomość, że przez kilka miesięcy będą zamknięci w metalowej puszce (bo czymże innym wydaje się potężny liniowiec wobec niekończącego się bezmiaru fal), którą będą dryfować przez kilka miesięcy po bezkresnym oceanie. Dopiero, gdy okazuje się, że pewna część pokładu, z przyczyn przecież nie prozaicznych, zostanie wyłączona z użytku, część świeżo upieczonej mikrospołeczności, mimo nieograniczonego dostępu do baru, basenu, sali gimnastycznej, czy fachowej obsługi, zaczyna dopatrywać się grozy nowego położenia i czuć się niczym szczury w klatce („Jesteśmy w Zoo, tylko że to nas oglądają”). Ta wzburzona grupa nie może spokojnie egzystować ze świadomością, że ograniczono ich swobodę poprzez zakaz poruszania się po absolutnie całym statku. Rufa wręcz puchnie od domysłów, rozrastając się do absurdalnych rozmiarów. Ponadto Cortázar obnażył bezwstydnie naszą ludzką, nie dającą się poskromić ciekawość, która zawsze wiedzie nas ku nieznanemu, każąc nam rozwiązywać wszelakie zagadki, wyjaśniać tajemnice, jakie pojawią się na naszej drodze życia. A o tym, czy owa ciekawość to rzeczywiście pierwszy stopień do piekła, czy też do poznania, czytelnik będzie musiał rozstrzygnąć już sam.

Podczas lektury nasunęło mi się również pytanie czym właściwie jest szczęście, rozumiane potocznie jako fart. Na pierwszy rzut oka wszystkich, którzy wylosowali bilety na państwowej loterii można nazwać szczęściarzami. W końcu nie na co dzień wygrywa się trzymiesięczny rejs luksusowym statkiem. Jednak morska podróż nie dla wszystkich skończy się szczęśliwie. Wielu podróżnych pragnie odmienić swoje dotychczasowe życie, a rejs traktuje jako pierwszy rozdział czegoś nowego, lepszego. Trudno jednak powiedzieć, by któraś z tych prób zakończyła się spektakularnym sukcesem. Życie po raz kolejny okazuje się tylko sumą szczęśliwych splotów wypadków oraz równie pechowych incydentów, które doświadczają każdego bez wyjątku.

P. S.
Książkę "Wielkie wygrane" można nabyć w księgarniach Matras w cenie 19,90 zł. Wydaje mi się, że to naprawdę rewelacyjna okazja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)