Strony

niedziela, 29 kwietnia 2012

Z gmachu życia wyjścia szukanie

Okładka książki Pamiętnik znaleziony w wannie 

Pamiętnik znaleziony w wannie

Stanisław Lem

Wydawnictwo: Agora
Liczba stron: 212










W przedostatnim wpisie wspominałem o konkursie „Książka za recenzję”, związanym z twórczością Stanisława Lema, w którym kiedyś brałem udział. Regulamin polegał na napisaniu recenzji wybranego dzieła pana Lema oraz opublikowaniu jej na oficjalnym forum (http://forum.lem.pl). W przypadku przewagi ocen pozytywnych nad negatywnymi, zebranych od użytkowników forum, zyskiwało się jedną wybraną pozycję z bogatej twórczości naszego genialnego futurologa. Ponadto zwycięzca, tj. osobnik który uzyskał najwięcej przychylnych opinii otrzymywał komplet 33 książek z wydawnictwa Gazety Wyborczej.

Chciałbym się pochwalić się moją recenzją „Pamiętnika znalezionego w wannie”, za którą udało mi się nabyć „Filozofię przypadku” i przy okazji zareklamować tę fascynującą lekturę. Oto ona:

Stanisław Lem był dzieckiem wyjątkowym i nikt, kto zapoznał się z jego biografią nie może mieć co do tego absolutnie żadnych wątpliwości. Jako młody chłopiec, syn Samuela Lema, okazał się jednym z najgenialniejszych dzieciaków w południowej Polsce. Na przestrzeni lat, mały Stanisław miał wiele zainteresowań. Jednym z etapów jego dziecięcych lat, była obsesja na punkcie własnoręcznie wytwarzanych legitymacji. Młody Lem, jako, że niezbyt interesowały go lekcje, urozmaicał sobie czas pobytu na nich poprzez tworzeniem specjalnych dokumentów, legitymacji. W efekcie żmudnej i ciężkiej pracy, powstało prawdziwe legitymacyjne imperium. Minął jednak szczęśliwy czas młodości i wydawać by się mogło, zabawa się skończyła. Jeśli jednak weźmiemy do ręki książki „Pamiętnik znaleziony w wannie” i dodatkowo zdecydujemy jeszcze się ją przeczytać, to okaże się, że legitymacyjny moloch Lema wcale nie zdematerializował się tak całkowicie z wyobraźni genialnego pisarza.

Chociaż sam twórca wzbrania się przed taką trywializacją sprawy, trzeba sobie rzec, że czytając Pamiętnik, śledząc poczynania głównego bohatera, który prowadzi wędrówkę po Gmachu, bezskutecznie błądząc od drzwi do drzwi, kontaktując się z kolejnymi urzędnikami, oficjelami, bohatera, który z każdym krokiem coraz mocniej zaplątuje się w pajęczynę tajności, trudno jest odgonić wrażenie, że Lem już kiedyś takie tło akcji stworzył.

Podobnie, jak bohater pokoju, na który opiewała przepustka, nie mógł znaleźć, tak i my możemy mieć spore trudności z wyczytaniem wszystkich treści ukrytych w książce. Ale w końcu dzieło to jest prawdziwą księgą szyfrów, zresztą, jakże by mogło być inaczej, skoro opowieść rozgrywa się w świecie szpiegów. Dlatego też każde zdanie, każde słowo, posiadać może sens głębszy i jeszcze głębszy, niż na pozór nam się to wydaje. I tak, dzięki uprzejmości kapitana Prandtla, na podstawie krótkiego fragmentu Romea i Julii, dowiadujemy się, że Szekspir żywił prawdopodobnie nieprzyjemne uczucia do osobnika nazwiskiem Mathews. Drugą informacją, którą raczy nas miły kapitan, jest fakt, wszystko co nas otacza jest szyfrem. Jakby tego było mało, okazuje się, że rozłamany szyfr, jest nadal szyfrem, jest niewyczerpalny. Tajność, tajność, wszystko tajność. Jakakolwiek próba porozumienia się, kontaktu z pracownikami Gmachu kończy się zazwyczaj ogromnym fiaskiem, ewentualnie efektownym samobójstwem. Jedynym, który zdaje się co nie co rozumieć tułaczą męczarnię bohatera jest agent spotykany w łazience – jest on jednak niczym złośliwy chochlik. Posiadając nieco dłuższy staż błądzenia po Gmachu, przekonuje jedynie bohatera, że próżno są jego zmagania, bowiem i tak nic z nich nie wyniknie.

Swoistym sanatorium, przyjemnym chłodem marmuru dla rozgrzanego czoła trawionego gorączką, panaceum na wszelkie prześladowcze paranoje okazuje się wspomniana łazienka, gdzie gość znajdzie zarówno brzytwę, która oprócz poczucia świeżości, zawsze towarzyszącemu dopiero co ogolonej twarzy, zapewni również czas potrzebny na pozbieranie myśli i uporządkowania tej gmatwaniny wniosków w coś na wzór całości oraz wannę, w której to, utrudzony po przebrnięciu przez labirynty korytarzy Gmachu wędrowiec, będzie mógł zasnąć snem sprawiedliwego. Och, któż po przejściu tylu okropności, wstrząśnięty taką dozą przeżyć, całkowicie szalonych i zwichrowanych nie zechce przynajmniej na chwilę spocząć w tej oazie chłodnego i uporządkowanego myślenia, w tym kontemplatorium, tej rozpaczliwej próbie racjonalizacji naszych myśli, działań i poczynań.

Wychodząc jednak z tego sanktuarium trzeźwości, warto wspomnieć o tragedii, która spotkała ludzkość i która sprawiła, że tytułowy pamiętnik znaleziony w wannie stał się jednym z niewielu dokumentów, pozwalających na badanie życia codziennego ludzi żyjących w tym okresie. Papyroliza (rozpad papieru), bo o niej mowa jest moim zdaniem kolejną maską, przebraniem dla problemu, któremu Lem przyglądał się już od swoich najwcześniejszych utworów – problemu związanego z ograniczeniem przepustowości przepływu informacji. Mistrz był zdania, że ewolucja biologiczna człowieka pozostaje coraz bardziej w tyle za spłodzoną sztucznie ewolucją techniczną. Człowiek, twórca i konstruktor w miarę upływu czasu coraz słabiej jest w stanie objąć, a co dopiero kontrolować, swoje dzieła. Pisarz po raz kolejny przejawia swoje obawy i wątpliwości co do tego, czy ludzkość jest gotowa gromadzić i przechowywać otaczającą ją informację, przy założeniu, że owa ilość informacji rośnie w sposób wręcz eksponencjalny. Aby przekonać się, że owa kwestia nigdy nie przestała dawać Mistrzowi spokoju, wystarczy sięgnąć po jedne z jego ostatnich przemyśleń – choćby nawet po dzieła zebrane w Molochu. Roi się tam od artykułów krytykujących Internet jako sieć bezrozumną i bezproduktywną, która nie może i nie ma takich możliwości, by stać się Sztuczną Inteligencją. Bardzo ciekawy jest tok rozumowania Lema, który uważa, że Sztuczna Inteligencja może narodzić się niejako przypadkiem, przy próbie skonstruowania inteligentnych kontrolerów sieci, którzy byliby w stanie przesiewać informacje istotne od zwykłego chłamu i śmiecia, które to już teraz zalewają Internet. Wydaje się, że nie grozi nam póki co katastrofa na miarę papyrolizy, jednak Lem ciągle na kolejnych kartkach swoich książek, esejów czy artykułów przestrzega nas, że nadmiar informacji może być równie szkodliwy co jej brak (w sposób karykaturalny problem z przesytem informacyjnym został przedstawiony w książce „Wizja Lokalna”).

Wracając jednak do samego Pamiętnika znalezionego w wannie, osobiście, lubię odczytywać go jako wielką metaforę naszego życia – podobnie jak główny bohater, przez większość naszej ludzkiej egzystencji, błąkamy się bez celu, sami nie zdając sobie sprawy czego tak właściwie od życia oczekujemy, a gdy przychodzi nam już umrzeć (bohater Pamiętnika różni się od nas o tyle, że miał on możliwość opuszczenia Gmachu, nie był jednak zobligowany by to uczynić, śmierć nasza jest natomiast nieodwołalna i nie możemy z niej zrezygnować, czy też nagle się z niej rozmyślić), nagle okazuje się, że życie jest nam bardzo miłe, cenne i za żadne skarby świata nie mamy zamiaru opuszczać ziemskiego padołu, na którym przytrafiło się nam tyle nieszczęść.

P. S.
Warto również dodać, że znalazł się odważny, który spróbuje przenieść tę pozycję na duży ekran. Efekty starań pana Rogera Christiana (który święcił też sukcesy jako scenograf: Gwiezdne Wojny, Obcy - 8. pasażer Nostromo) będziemy mogli podziwiać w okolicach 2013 roku. Więcej szczegółów tutaj:

http://www.culture.pl/kalendarz-pelna-tresc/-/eo_event_asset_publisher/L6vx/content/ekranizacja-pamietnika-lema

Wasz Ambrose


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)