Morze, morze
Iris Murdoch
Tytuł oryginału: The Sea, the Sea
Tłumaczenie: Wiesława Schaitterowa
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Seria: Współczesna Proza Światowa
Liczba stron: 598
Format: papier
Starość, bardziej niż z działaniem, kojarzy się z rozmyślaniami, orbitą których pozostają wszelakiej maści bilanse i podsumowania. Zmierzch człowieczej egzystencji zdaje się być dobrym momentem, by holistycznie spojrzeć na własny żywot i dokonać jego rozrachunku. Jak to jednak zazwyczaj bywa, schematy i klisze myślowe to jedno, zaś rzeczywistość to drugie, nierzadko znacznie odbiegające o tego, czego byśmy się spodziewali. Przypomina nam o tym Iris Murdoch (1919 – 1999), anglo-irlandzka pisarka i filozofka, autorka uhonorowanej Nagrodą Bookera powieści Morze, morze.
Charles Arrowby, główny bohater i zarazem pierwszoosobowy narrator to artysta (przyzwoity aktor, niezły dramatopisarz i genialny reżyser), który w pewnym momencie swojego życia decyduje się przejść na emeryturę. Kupuje on Shruff End, położony nad brzegiem Morza Północnego dom, (…) przycupnięty wprost na skałach [1], w którym zaszywa się z postanowieniem odcięcia się od londyńskiego światka teatralnego i spisania swojej autobiografii. Byt eremity kończy się w chwili, gdy w pobliskiej wiosce Charles przypadkiem natyka się na swoją pierwszą miłość, kobietę, z którą związany był w wieku młodzieńczym, i która nagle zerwała z nim znajomość, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Wizja wskrzeszenia relacji, która zakończyła się dla Charlesa tak niespodziewanie, na dobre obezwładnia umysł mężczyzny.
Morze, morze, którego fabuła osnuta jest na kanwie perypetii Charlesa Arrowby’ego to studium postępującej obsesji. Jej przedmiotem jest młodzieńcze zadurzenie, którego obraz jest wyidealizowany, wypieszczony, nieskazitelny. Charles zachłysta się stworzonym przez siebie mirażem, który zaślepia i ogłupia, sprawiając, że rzeczywistość oglądana jest przez bardzo restrykcyjny filtr, nie dopuszczający do świadomości faktów niewygodnych i zakłócających wykreowaną sielankę. Umysł protagonisty pogrąża się w uczuciowej kotłowaninie, która coraz mocniej odrywa go od otoczenia: Nienawiść, zazdrość, lęk, niepohamowana tęsknota i miłość kłębiły się w mojej głowie [2]. Lektura książki jest o tyle ciekawa, że Iris Murdoch pokazuje jak toksyczny może być wspomniany melanż emocji – utrudnia on racjonalne myślenie, uniemożliwia trzeźwe spojrzenie na zachodzące wypadki, zawęża horyzont podejmowanych decyzji.
Uzupełnieniem precyzyjnie nakreślonej sylwetki Charlesa Arrowby’ego są drobiazgowo odmalowane związki wybranych postaci z bliższego i dalszego kręgu znajomych protagonisty. Za ich sprawą Iris Murdoch sygnalizuje jak niełatwym, bo wymagającym ustawicznego wysiłku i pielęgnacji, przedsięwzięciem jest wspólne życie z drugim człowiekiem. W tym kontekście pisarka koncentruje się szczególnie na ukazaniu niszczycielskiej mocy zazdrości, która potrafi obrócić w koszmar (bądź w smutną tragifarsę) niemal każdy związek. Zazdrość oznacza bowiem brak zaufania, podejrzliwość, paranoiczny lęk, zaborczość, chęć kontroli najmniejszego ruchu bliskiej osoby, które stanowią pręty złotej klatki, w jakiej staramy się zamknąć obiekt naszych westchnień. Zazdrość to także emocjonalny szantaż katalizujący patologiczne zachowania: (…) strona, która czuje się winna, choćby to było nawet nieuzasadnione, bez przerwy pada ofiarą różnych kaprysów partnera i nie potrafi zająć moralnego stanowiska [3]. Interesującym spostrzeżeniem jest zwrócenie uwagi na fakt, że zazdrość nierzadko ma w sobie wiele elementów z samospełniającej się przepowiedni – nie do końca świadome czy podświadome wepchnięcie partnera czy partnerki w ramiona innej osoby pozwala na ziszczenie się wszelkich obaw, które, gdy pozostają w sferze domysłu, rodzą potężne, uciążliwe i trudne do udźwignięcia w dłuższej perspektywie czasowej napięcie. Analizując poszczególne przypadku, nietrudno o konstatację, że Morze, morze to przede wszystkim obraz tego, czym miłość nie jest – to przegląd jej karykatur czy wynaturzeń: Kiedy jesteś zakochany, to też jesteś w pewnym sensie niewolnikiem, a gdy się tak nad tym zastanowić, to wydaje się to głupotą, jakimś szaleństwem. Robi się z tej drugiej osoby Boga. To przecież nie w porządku. (…) Prawdziwa miłość jest wolna i zdrowa [4].
W ujęciu nieco szerszym, proza Iris Murdoch to przypomnienie tego, iż nie sposób w pełni poznać bliźniego, co skutecznie utrudnia, a niekiedy wręcz uniemożliwia, efektywną komunikację. Człowiek, rozpatrywany jako jednostkowy byt, pozostaje zagadką, której nie da się zgłębić: Jesteśmy istotami skrytymi, ta nasza skrytość najbardziej zdumiewa, bardziej nawet niż nasz rozum. Ale nie można wejść do pieczary duszy i rozejrzeć się dookoła. Większość tego, co nam się wydaje, że wiemy o naszym umyśle, to jedynie pseudowiedza [5]. Owej tajemnicy, jaką jest każdy człowiek, towarzyszą rozważania znamienne dla twórczości Iris Murdoch, których orbitą pozostają potrzeba wiary, szeroko rozumiany wschodni mistycyzm czy religijność w świecie, w którym ogłoszono śmierć Boga. Co znamienne, autorka nie wygłasza przed nami niemal żadnych tez, zdecydowanie mocniej koncentrując się na podsuwaniu pytań: Cóż to jest w końcu zabobon? (…) Co to jest religia? Gdzie się kończy pierwsze i zaczyna drugie? Jak można odpowiedzieć na to pytanie w przypadku chrześcijaństwa? [6]; Miłość jest odkupieniem, a to coś znaczy, prawda? [7].
Innym, jakże ważkim fundamentem utworów Iris Murdoch, są nawiązania do teatralnej sceny – większość powieści pisarki poprzetykana jest aluzjami i nawiązaniami do teatralnego przedstawienia. Morze, morze idzie w tej materii o krok dalej, bowiem z racji artystycznej kariery Charlesa, bohater snuje liczne przemyślenia poświęcone tej formie sztuki, która zdaje się być dla niego kwintesencją ludzkiego żywota, w ogromnej mierze sprowadzającego się do maskarady, udawania, przywdziewania kolejnych masek: Prawdziwe uczucia rodzą się wtedy, kiedy człowiek się znajdzie na dnie albo u szczytu powodzenia, w normalnych warunkach jedynie gramy. I właśnie dlatego cały świat to scena, a teatr cieszy się taką popularnością. W gruncie rzeczy dlatego tylko istnieje: właśnie dlatego, że przypomina życie, jest samym życiem, nawet jeśli bywa horrendalnie sztuczny i najbardziej wulgarny ze wszystkich dziedzin sztuki [8]. To także przypomnienie o ulotności ludzkiego istnienia, o jego kruchości i nietrwałości: Teatr jest bez wątpienia miejscem, gdzie człowiek może sobie uświadomić, jak szybko przemija ludzka sława [9]. To również dualistyczna przestrzeń, w której, podobnie jak w człowieczym życiu, to, co dobre i miłe, przeplata z tym, co złe i bezwzględne: Jaki przyjazny i pełen serdecznego ciepła może się wydawać teatr, a jaki czasem potrafi być żałośnie pusty [10].
Ostatnim elementem, na który warto zwrócić uwagę, jest styl, w jakim utrzymana jest powieść. Jego wyróżnikiem jest autotematyzm, bowiem Charles dzieli się z nami refleksjami dotyczącymi płodzenia swojego dzieła – już pierwsze strony nasycone są dywagacjami na temat formy, jaką ma przybrać jego „pisanina” (Powiedziałem: wspomnienia. Czy te moje zapiski okażą się czymś takim? Czas pokaże [11]) z zastrzeżeniem, że proza naznaczona będzie eklektyzmem: Oczywiście nie ma potrzeby precyzować, czy będzie to „dziennik”, „wspomnienia”, czy też „dariusz filozoficzny”. Pisząc o tym i owym mogę ci opowiedzieć, czytelniku, o swoim życiu, a także zapoznać ze swoim poglądem na świat [12]. Charles pisze też o literaturze samej w sobie, zastanawiając się nad jej meandrami i arkanami (Wielu znanych mi dramatopisarzy uważa, że bezdialogowa proza jest tak trudna jak obcy język, o którego opanowaniu nawet nie marzą [13]) czy jej potęgą (Dopiero teraz przyszło mi do głowy, że właściwie mogę wypisywać w tych moich wspomnieniach przeróżne głupstwa o swoim życiu, wszyscy i tak w nie uwierzą! Ludzie są tak łatwowierni, potęga drukowanego słowa tak wielka, a magia znanego nazwiska czy osobistości ze świata rozrywki tak potężna [14]). Ciekawe są również nawiązania do innych tytułów Iris Murdoch, jak choćby gdy Charles wspomina jedną ze swoich partnerek, której nie było dane wystąpić w adaptacji powieści Ucięta głowa: Niestety, nigdy nie miała okazji zagrać Honory Klein [15].
Oczywistym akcentem, którego nie mogło zapomnieć, jest morze, które pełni centralną funkcję w utworze. Z ospałą obojętnością przygląda się ono perypetiom Charlesa, od czasu do czasu znacząco wpływając na tory jego egzystencji. To żywioł, który z łatwością przywdziewa najróżniejsze maski, mamiąc niekiedy pozornym lenistwem i opieszałością (Morze było złowieszczo spokojne, całkowicie gładkie, lustrzane, lśniące oleiście, jednolicie lazurowe [16]; Dzisiaj całe niebo zasnuwa przyjemna, delikatna mgiełka, a morze jest srebrzyste i zwodniczo spokojne (…) [17]); stając się lustrem dla innych cudów natury (Morze pociemniało z pokorą w obliczu gwiazd, które płynęły teraz tak, jak gdyby oglądało się rotację niebo jako rodzaj gigantycznej krepitacji [18]); prowokując figlarnością (Mnie też opanował jakiś szalony zachwyt, morze było wesołe, nawet słona woda miała smak radości i nadziei [19]) czy zachwycając swoją rozległością, kojarzącą się z brakiem ograniczeń (Potem podniosła głowę i zaczęła patrzeć na morze, ten symbol nieosiągalnej wolności [20]).
Zestawiając ze sobą te wszystkie cegiełki, które składają się na Morze, morze, okazuje się, że nagrodzona w 1978 roku Bookerem powieść to dzieło znamienne dla twórczości Iris Murdoch. Czytelnicy i czytelniczki ceniący sobie pióro irlandzko-angielskiej autorki znajdą tu niemal wszystko, do czego autorka zdążyła nas przyzwyczaić. Nie brak wątków związanych z religią, duchowością, wschodnim mistycyzmem, egzystencjalnymi rozważaniami, które zostają podane w romantycznym anturażu. Miłość oraz wyobrażenia o miłości stanowią motor napędowy fabuły, która zabiera nas w podróż po najróżniejszych obliczach człowieczeństwa, z naciskiem na miłosną obsesję – jej destruktywny charakter zostaje przekonująco ukazany. Mimo wszystko uważam, że to trochę za mało jak na Nagrodę Bookera – Morze, morze to lektura solidna, ale według mnie daleko jej do wybitności, stąd przyznanie jej tak prestiżowego wyróżnienia jest dla mnie zaskoczeniem.
Ambrose
P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/dfa8df
----------------------------------------
[1] Iris Murdoch, Morze, morze, przeł. Wiesława Schaitterowa, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1986, s. 17
[2] Tamże, s. 194
[3] Tamże, s. 367
[4] Tamże, s. 297
[5] Tamże, s. 215
[6] Tamże, s. 531
[7] Tamże, s. 365
[8] Tamże, s. 45
[9] Tamże, s. 6
[10] Tamże, s. 23
[11] Tamże, s. 6
[12] Tamże, s. 7
[13] Tamże, s. 87
[14] Tamże, s. 97
[15] Tamże, s. 93
[16] Tamże, s. 386 – 387
[17] Tamże, s. 86
[18] Tamże, s. 178 – 179
[19] Tamże, s. 312
[20] Tamże, s. 320
Jeśli "Morze, morze" jest tylko solidną pozycją w dorobku autorki, to, jak rozumiem, inne jej książki stawiasz wyżej. Które?
OdpowiedzUsuńBardziej do gustu przypadły mi choćby "Zielony Rycerz" czy "W sieci".
UsuńDziękuję :) Przyjrzę się wymienionym pozycjom.
UsuńSłużę uprzejmie.
UsuńNo to tym razem mamy inne zdanie, bo mnie się Morze, morze ogromnie podobało i przyznałabym mu tę nagrodę. Mam je na swojej półce i kiedyś na pewno do niego wrócę. Czy będziesz czytał „A Severed Head”? Chyba nie przetłumaczono tej książki na polski, a Ty lubisz takie wyzwania jak czytanie w oryginale. :)
OdpowiedzUsuńJa może też się nieprecyzyjnie wyraziłem - mnie "Morze, morze" podobało się, ale nie w takim stopniu jak choćby wspomniane "Zielony Rycerz" czy "W sieci". A czy nagroda się należała czy nie, to już faktycznie rzecz gustu ;)
UsuńHehe, przeszło mi przez myśl, żeby sięgnąć po "A Severed Head" i pewnie tak uczynię, choć nie wiem jeszcze kiedy. Trochę to dziwne, że książka nie została przełożona na polski, bo akurat Murdoch ma ogrom przetłumaczonych tytułów i to w najróżniejszych wydawnictwach.