Miły i dobry
Iris Murdoch
Tytuł oryginału: The Nice and the Good
Tłumaczenie: Aldona Możdżyńska-Białaa
Wydawnictwo: Atext
Liczba stron: 343
Format: papier
O ile łatwiej jest mieć o sobie wysokie mniemanie w sprawach moralnych, gdy los pozostaje dla nas łaskawy. Dopiero kiedy kapryśna fortuna podłoży nam pod nogi kilka kłód, skazując na etyczne dylematy czy podejmowanie trudnych decyzji w ekstremalnych okolicznościach, bez możności odwołania się do wcześniejszych szablonów zachowań, oczom naszym ukazać się może własna małość. Człowiek staje się wówczas drobnym pyłkiem, targanym przez wichry przypadku. Przypomina nam o tym anglo-irlandzka pisarka i filozofka Iris Murdoch (1919 – 1999), autorka powieści Miły i dobry.
Głównym bohaterem, wokół perypetii którego osnuta jest fabuła utworu, jest John Ducane, doświadczony i cieszący się estymą pracownik brytyjskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. W chwili rozpoczęcia dzieła otrzymuje on polecenie rozpoczęcia wewnętrznego dochodzenia w trudnej i delikatnej kwestii. Jeden z pracowników departamentu popełnia samobójstwa. Ofiara, Joseph Radeechy, to człowiek cieszący się sławą dziwaka (Mówiono o nim, że ma, delikatnie to ujmując, nie po kolei w głowie [1]) – rozległe zainteresowania obejmujące ziołolecznictwo, czarną magię czy świat duchów, sytuują go w gronie nieszkodliwych szaleńców, co zmienia się w momencie śmierci. John Ducane musi ustalić, czy za zgonem Radeechy’ego nie kryje się coś więcej. Teoretycznie mężczyzna nie miał dostępu do żadnych tajnych dokumentów, tyle, że: Jeżeli Radeechy ex hypothesi został zmuszony do wykradzenia tych akt i jeżeli obawiał się demaskacji, to byłby to wystarczający powód do samobójstwa [2]. Pikanterii dodaje fakt, że prasa bulwarowa grozi opublikowaniem historii, którą stara się okrasić domniemanym szantażem. Zadanie Johna Ducane’a sprowadza się do szybkiego i sprawnego rozwiązania całej zagadki, bez nadawania jest zbytniego rozgłosu.
Co ciekawe, choć obowiązki służbowe Johna nadają rytm całej akcji, to jednak dla fabuły istotniejsze pozostają meandry życia prywatnego. Przybytkiem, w którym regularnie gości Ducane jest Trescombe House, wiejska posiadłość Oktawiana Gray'a, przełożonego, a zarazem przyjaciela Johna. Ducane’a łączą również zażyłe stosunki z Kate, małżonką Oktawiana – platoniczne uczucie rozwijające się pomiędzy Kate a Johnem zdaje się przyjmować coraz bardziej zmysłowe i sensualne kontury. Mieszkanką Trescombe House jest także Paula Biranne, była żona Richarda Biranne’a, pracownika MSZ, który odkrywa ciało Radeechy’ego. Paula właśnie w Trescombe wychowuje dwójkę swoich pociech, bliźniaki Henriettę i Edwarda. Kolejną lokatorką jest Mary Clothier, przyjaciółka Kate z czasów szkolnych, wdowa, samotnie opiekująca się nastoletnim synem, Piercem, beznadziejnie zakochanym w Barbarze, 14-letniej córce Kate i Oktawiana. Uzupełnieniem tej paradnej galerii postaci są Willy Kost, naukowiec na emigracji, człowiek cierpiący na melancholię katalizowaną wspomnieniami z pobytu w obozie koncentracyjnym w trakcie II wojny światowej oraz Theodore Gray, (…) chorowity starszy brat Oktawiana, niegdyś inżynier, pracujący w Delhi, obecnie – już od dawna bezrobotny (…) [3], osobnik, który przed laty, z bliżej nieokreślonych przyczyn, zmuszony jest opuścić Indie, a obecnie wiedzie żywot człowieka zgorzkniałego, rozczarowanego.
Tak, jak ma to miejsce w przypadku niemal każdej powieści Iris Murdoch, liczne grono bohaterów wchodzi ze w sobą w rozmaite interakcje. Owe stosunki są często gwałtowne, intensywne, niespodziewane i zaskakujące, obejmując bardzo szeroki wachlarz emocji, począwszy od miłosnego uniesienia, poprzez zazdrość, a na podziwie i przyjaźni skończywszy. Poszczególne postacie przejawiają tendencje do pompatyczności, do rozległych deliberacji, do uważnych analiz własnych oraz cudzych stanów uczuciowych: A ja zaplątałem się w tę pułapkę zdrady i obłudy [4]; Ale zazdrość to straszna rzecz (…). Ze wszystkich złych namiętności ona przychodzi nam z największą łatwością, wnika głęboko i zatruwa duszę. Trzeba jej się sprzeciwiać uczciwą przebiegłością i rozmyślaniami o cnocie, choć mogą się one wydawać zbyt abstrakcyjne i puste w porównaniu z tą nikczemną siłą. Myśl o cnocie, której potrzebujesz i nazwij ją szczodrością, wielkodusznością, miłosierdziem [5]. Ta maniera wzniosłych wypowiedzi, w której pobrzmiewa ironiczna sztuczność i groteskowość, przywodzi na myśl teatralną scenę – owo wrażenie wzmagają liczne nawiązania do teatru, które porozsiewane są na przestrzeni całego tekstu: Czuło się tu ludzką mowę, słowa wypowiadane i natychmiast – niczym w teatrze pod gołym niebem – wchłaniane przez powietrze [6]; Lecz czuła też głębokie niezadowolenie, a niekiedy miewała bolesne uczucie niedosytu i wówczas zdawało jej się, że całe jej życie to jakaś maskarada, i że odgrywa rolę uprzejmej, uczuciowej, usłużnej kobiety, którą tak naprawdę nie jest [7]; Dziwne, bo to człowiek dosyć absurdalny. Początkowo go za takiego uważałem, przypominał mi jakiegoś pompatycznego aktora teatralnego [8]. To subtelne przywoływanie teatralnego anturażu jest o tyle istotne, że pozwala przypomnieć, iż ludzki żywot to nieustanna gra, to ciągłe przywdziewanie następnych masek, to ustawiczne dostosowywanie się do zmieniających się ludzi i okoliczności. Z tego też względu poznanie drugiego człowieka, wiążące się z koniecznością przebicia się przez warstwy sztuczności, jawi się jako ogromne, wręcz karkołomne, żmudne i wymagające przedsięwzięcie. Owa niemożność zgłębienia pokładów ludzkiej natury zostaje także podkreślona przez sytuacje krańcowe, ekstremalne, w obliczu których cała wiedza o nas samych zostaje wystawiona na poważną próbę – nasza egzystencja przed i po tego typu niezwykłym doświadczeniu może diametralnie się różnić. Tym samym Murdoch uzmysławia nam, że zrozumienie zarówno samego siebie jak i bliźniego jest umysłową aktywnością, której należy poświęcić należytą ilość energii oraz uwagi. W przeciwnym wypadku poprzestaniemy na powierzchniowej wiedzy, uniemożliwiającej akceptację samego siebie czy zadzierzgnięcie mocnych i trwałych więzi z tymi, którzy wydają się nam bliscy.
Nie mniej istotnym elementem Miłego i dobrego jest szeroko rozumiana filozofia. Iris Murdoch zastanawia się nad moralnością, próbując ustalić co to znaczy być dobrym człowiekiem – te dywagacje są szczególnie ciekawe, jeśli odnosi się je do tytułu, tzn. czy można być zarazem dobrym i miłym? Czy uprzejmość i serdeczność to nieodzowne składowe bycia dobrym? I kim w zasadzie jest ktoś, kogo określamy mianem „dobrego”, szczególnie, jeśli nie odnosimy się do religijnych pryncypiów? Czy dobroć bardziej przejawia się w szeroko rozumianej miłości wobec bliźniego, czy też w ścisłym trzymaniu się zasad i obyczajów? Czy istnieje uniwersalny schemat dobroci, nie budzący żadnych wątpliwości, aktualny w każdej kulturze?
Ornamentem Miłego i dobrego jest interesująca symbolika, która mocno koncentruje się na człowieczej naturze. Dla protagonisty przełomowe okazują się dwa wydarzenia, które można uznać za zejście do podziemi – zamieniona w schron przeciwlotniczy, zapomniana piwnica reprezentuje mroczne aspekty ludzkiej osobowości; z kolei jaskinia z podmorskim wejściem, łatwo mogąca zamienić się w śmiertelna pułapkę, kojarzy się z atawistycznym strachem, z którym konfrontacja może być przeżyciem formującym na nowo naszą jaźń. Nie mniej znaczącą funkcję pełni światło, które może oślepiać, porażać; które bezlitośnie ukazuje zło, słabość czy małość; które może być też delikatną pieszczotą, odrobiną ciepła dla naszej duszy.
W rezultacie, Miły i dobry, to solidna książka, a przy tym bardzo typowa próbka prozy Iris Murdoch. Autorka raz jeszcze sięga po formę momentami przywodzącą na myśl komedię romantyczną, by pieczołowicie zająć się obserwacją ludzkiej istoty, sporządzić swoisty katalog jej zalet i wad, jej szlachetności i małości. To także przyglądanie się człowiekowi, a więc istocie błądzącej i ułomnej, wyniesionej na piedestał, posadzona na tronie, z którego przed chwilą strącono Boga – autorka nie bez ironii i groteski pisze o ludziach, w których inni starają się doszukać Absolutu oraz o osobnikach zadufanych w sobie na tyle, że wydaje im się, iż mają moc godną Demiurga.
Ambrose
P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/dfa8df
----------------------------------------
[1] Iris Murdoch, Miły i dobry, przeł. Aldona Możdżyńska-Biała, Wydawnictwo Atext, Gdańsk 1994, s. 9
[2] Tamże, s. 73
[3] Tamże, s. 14
[4] Tamże, s. 181
[5] Tamże, s. 186 – 187
[6] Tamże, s. 57
[7] Tamże, s. 89
[8] Tamże, s. 275
Słyszałam o tej autorce różne opinie, przeważnie bardzo przychylne. Dotąd nie zdarzyło mi się sięgnąć po jej książki, czego żałuję. Tym większe dzięki za recenzję.
OdpowiedzUsuńJa prozę Murdoch lubię - to taki typ literatury do której chętnie się wraca (jeśli przypadnie nam do gustu, rzecz jasna), bo pisarka często korzysta z podobnych motywów. Spotkanie z każdą kolejną pozycją, to trochę jak wizyta u starego znajomego. Dlatego, jeśli zastanawiasz się czy Murdoch jest dla Ciebie, radzę sięgnąć po jedną, którąkolwiek książkę - jeśli Ci się spodoba, to śmiało można czytać pozostałe.
UsuńRozumiem, że ta zrecenzowana powyżej jest odpowiednia na dobry początek?
OdpowiedzUsuńDziękuję za poradę, na pewno skorzystam.
Wg mnie jest ok. Generalnie ja wszystkie książki Murdoch oceniam podobnie, tj. jako dobre, albo bardzo dobre. Najbardziej przypadły mi do gustu "W sieci" oraz "Zielony rycerz", ale tak jak wspomniałem, w moim odczuciu żadna z przeczytanych przeze mnie pozycji nie odstaje znacząco od pozostałych (a uzbierało się już tego 13 tytułów - o ostatnio poznanym, "Morze, morze", będzie niedługo).
UsuńJa przepraszam najmocniej, ale ta okładka to zbrodnia na estetyce, literaturze i godności człowieka.
OdpowiedzUsuńHehe, ta okładka to taka kwintesencja przełomu lat 90-tych XX i 00-wych XXI wieku. Niektóre wydawnictwa dopiero odkrywały uroki i możliwości grafiki komputerowej ;)
UsuńCiekawe, czy obecnie ktoś jeszcze pisze w podobny sposób o moralności. Wydaje się, że ludzkość jest tak zepsuta, że dylematy roztrząsane niegdyś przez Murdoch to obecnie anachronizm.;(
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, że Murdoch jest dla mnie szczególną pisarką, jeśli chodzi o styl oraz poruszaną tematykę. Ale nie byłbym takim pesymistą, co do roztrząsanych przez nią dylematów - czas mija, ale natura ludzka jest raczej odporna na większe zmiany, co oznacza, że w społeczeństwie zawsze znajdą się osobnicy przyzwoici, dla których problematyka rozważana przez Murdoch będzie ważka :)
Usuń