Strony

piątek, 9 lutego 2024

"Być może gwiazdy" Ada Palmer - O wojnie raz jeszcze

Ada Palmer

Być może gwiazdy

Tytuł oryginału: Perhaps the Stars
Tłumaczenie: Michał Jakuszewski
Wydawnictwo: MAG
Cykl: Terra Ignota (tom 4)
Seria: Uczta Wyobraźni
Liczba stron: 896
Format: papier
 

Wojna jest postawieniem tezy, że istnieje specjalny czas, gdy zadawanie śmierci jest czymś normalnym, legalnym, akceptowalnym, bohaterskim i słusznym [1]. To, co dotychczas uchodziło za złe i dyskusyjne staje się prawnie usankcjonowane. Chaos wypuszczony zostaje z pęt i rozpuszcza wszędzie swoje niszczycielskie wici. Moralność karleje w obliczu powszechności wszelakiej maści niegodziwości i plugastw. Entropia wyrusza na łowy, karmiąc się destrukcją, która przyjmuje taką skalę, że nietrudno o zadławienie się nią. Obserwując ten czas pogardy i barbarzyństwa, aż trudno uwierzyć, że nadal nie brak zwolenników antropocentryzmu – człowiek umieszczany jest na piedestale, hołubiony i wielbiony, choć nadal ucieka się do prymitywnej przemocy, gdy brakuje mu argumentów, by przekonać innych do swojej racji. Innych, którzy stają się wrogami, oponentami, których można pozbawiać życia tylko z racji faktu, że wyznają odmienne niż my wartości. Ale czy tak musi być zawsze? Czy wojna musi wiązać się z agresją i mordowaniem? Czy ludzkość nie jest w stanie wspiąć się na wyżyny humanitaryzmu i wyrzec się tego wstydliwego dziedzictwa? Bodźców do rozważań nad tego typu kwestiami nie brakuje w książce Być może gwiazdy, czwartym i finalnym zarazem tomie serii Terra Ignota amerykańskiej pisarki Ady Palmer.

Książka zamykająca cykl rozpoczyna się od bardzo mocnego akcentu, i to podwójnego. Dla czytelników i czytelniczek szokiem może być gwałtowne pożegnanie z jednym z kluczowych bohaterów. Zaś dla mieszkańców Ziemi przyszłości nie mniejszym ciosem jest brutalne przypomnienie, że istnieją czas i odległość, o których jak dotąd pozwalała zapomnieć bardzo mocno rozwinięta technologia. Rozpoczęty konflikt w mgnieniu oka ogołaca ludzkość z jej największych zdobyczy, skazując ją na stagnację i regres. Tyle, że nawet te niemałe niedogodności nie są w stanie stłamsić pragnienia zemsty i mordu, które na dobre rozgaszczają się w ludzkich sercach.

Być może gwiazdy to ziszczenie się gróźb wiszących nad człowieczą cywilizacją, które ujawniają się w poprzednich tomach. Logiczny ciąg przyczynowo-skutkowy doprowadza do erupcji nienawiści, co nadaje fabule dynamiki, choć przyznać trzeba, że ci którzy oczekują krwawych, efektownych i epickich scen batalistycznych mogą poczuć się srodze zawiedzeni. Ada Palmer jest bowiem niezwykle konsekwentna w swoim pisarstwie, pozostając wierna stylowi, który znany jest nam z wcześniejszych utworów. Stylowi, którego wyróżnikami i wyznacznikami są dygresje i wtrącenia dotyczące szerokiego spektrum zagadnień, począwszy od filozofii, poprzez socjologię, historię, religię, na literaturoznawstwie skończywszy, co w wielu miejscach skutecznie wyhamowuje akcję. Autorka celebruje moc słowa, zachwycając się jego potęgą, dociekając źródła tej siły ((…) a w całych dziejach ludzkości nigdy nie było takiej mocy jak Pióro, zdajecie sobie z tego sprawę…, mocy, która jest zdolna uczynić bardzo wiele dobrego… przez wiele pokoleń.. ale może też zniknąć w jednej chwili… [2]) – stąd rozważania nad mocą zaklętą w wyrazach i zdaniach są znacznie bardziej rozbudowane niż opisy prowadzonych walk, które pozostają mocno zdawkowe. Od samej bitwy znacznie ważniejsze pozostają przygotowania do niej, usiłowania mające na celu jej uniknięcie czy też mierzenie się z jej destrukcyjnymi konsekwencjami. I o ile tendencje do stosowania licznych wtrętów mogłyby posłużyć do oskarżeń o niezdarność w budowaniu napięcia, o tyle te lakoniczne sprawozdania z bezpośrednich starć żywo kontrastujące z szczegółowym nakreśleniem zdarzeń poprzedzających czy następstw, każą sądzić, iż jest to celowy zabieg Ady Palmer, poprzez który Amerykanka zdaje się podkreślać zbędność, jałowość i bezsens wojaczki.

Być może gwiazdy to w ogromnej mierze wiwisekcja wojennego absurdu i niedorzeczności. Amerykanka silnie akcentuje, że uciekanie się do krzywdzenia bliźniego na masową skalę to wyraz intelektualnej bezradności, bowiem brak nam sprytu, by polubownie udowodnić swoje racje. Miast tego zaczynamy podążać za prymitywnymi impulsami (w efekcie wojna to w niemałej mierze wypadkowa (…) zrodzonych z paniki czynów, które razem złożą się na niepowstrzymaną lawinę [3]), dajemy się zaślepić, nasz umysł zaćmiony zostaje przez żądzę krwi rywala – wszystko to prowadzi nas do zaklętego kręgu przemocy, bowiem każde poniżenie domaga się zadośćuczynienia, stąd nieustanna potrzeba odwetu, który wymaga pomsty, który wymusza rewanż, i tak ad infinitum. A im dłużej tli się ta rewanżystowska wymiana ciosów, tym większy chaos ogarnia wszystkie zaangażowane strony, a nierzadko i tych, którzy chcieliby pozostać jedynie obserwatorami – w mgnieniu oka zniszczenie pochłania to, co budowano, wznoszono czy konstruowano z ogromnym trudem i mozołem. Co gorsza, wojna to na ogół podsycanie wszelkich lęków i fobii, co sprawia, że nietrudno o pogromy i lincze przeprowadzane na tych, których łatwo posądzić o bycie nośnikami obcości – żadna mniejszość nie może czuć się bezpieczna, musząc liczyć się z tym, że w pierwszej kolejności to ona jest kandydatem na kozła ofiarnego odpowiedzialnego za najróżniejsze klęski i niepowodzenia.

Te uniwersalne prawdy poświęcone wojnie śledzi się o tyle ciekawie, że Ada Palmer skrzętnie nawiązuje w swojej prozie do jednego z najpopularniejszych eposów heroicznych, jakim jest Iliada. Ba, niemałe fragmenty powieści Być może gwiazdy to parafraza homeryckiego dzieła, parafraza, którą przystrojono w futurystyczne szaty. Co ciekawe, w świecie przedstawionym także istnieje awangardowa wariacja Iliady, o której wspomnienie pojawia się już w Do błyskawicy podobne – za jej sprawą liczne analogie do wojny trojańskiej dostrzegają sami bohaterowie, co po raz wtóry pozwala Adzie Palmer wprowadzić wątek autotematyzmu, jakże znamienny dla postmodernistycznego pisarstwa.

Interesujący jest również sposób, w jaki Amerykanka patrzy na popularny w literaturze science fiction motyw pierwszego kontaktu. Autorka zaznacza jak to wydarzenie może zostać skażone przez bieżące sprawy i problemy, przez aktualną sytuację społeczno-polityczną, które w niemałym stopniu będą determinować ludzkie reakcje: To prawda, że sytuacja była skomplikowana i wiele kierujących wami impulsów wywodziło się z napięć w waszej strukturze politycznej, ale jesteście zwierzętami politycznymi i w związku z tym żaden Pierwszy Kontakt nigdy nie obejdzie się bez podobnych napięć [4].

I choć Być może gwiazdy jest na wielu płaszczyznach intrygującą lekturą, to w beczce miodu nie zabrakło łyżki dziegciu, którą w mojej opinii jest zbyt nachalny a zarazem infantylny dydaktyzm. Po zakończeniu wojny praktycznie każda ze stron poddaje się autokrytyce, kajając się za błędy i przewiny, sygnalizując jak można by zapobiec patologiom na przyszłość. Nieliczni, którzy do takiego zachowania nie byliby skłonni, zostają wcześniej uśmierceni w czym zasadza się pewna toporność i uproszczenie – osobnicy będący archetypami męskości i patriarchatu zostają pokonani i zgładzeni, zaś zwolennicy pokoju, zrównoważonego rozwoju, parytetu płci i równości, po łzawych i pełnych wzruszeń momentach zwątpienia, finalnie tryumfują. Ten nadmiar szczęśliwych rozwiązań sprawia, że końcówka książki jest zbyt czarno-biała, co odbiera jej wiarygodność, zaś poszczególne wystąpienia do niedawna jeszcze zwaśnionych stron kojarzą się z partyjnym rytuałem samokrytyki z czasów stalinizmu.

Mimo tego drobnego zgrzytu Być może gwiazdy to całkiem udane domknięcie bardzo dobrego cyklu, jakim jest Terra Ignota. Ada Palmer stworzyła oryginalne dzieło, z którym obcowanie zapewnia niemałą przyjemność – możność przebywania w wykreowanym przez Amerykankę świecie przedstawionym to godziny intelektualnej przygody oraz uczta dla naszej wyobraźni (pomysł wydawnictwa MAG, by czteroksiąg wydać w swojej sztandarowej serii Uczta Wyobraźni uznaję za jak najbardziej trafny). Książka, podobnie jak trzy wcześniejsze, odznacza się swoją specyfiką – nie brak tutaj retardacji, spowolnień, dłużyzn, deliberacji, które w ogromnej mierze składają się na hołd złożony słowu i literaturze, co przypaść do gustu powinno szczególnie czytelnikom i czytelniczkom zainteresowanym procesem literackiej kreacji. Ada Palmer chętnie sięga po mity i archetypy, tchnąc w nie nowe życie, uzyskując tym sposobem dzieło, które mocnym blaskiem migocze na firmamencie współczesnej science fiction.



P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/dfa8df


------------------------------

[1] Ada Palmer, Być może gwiazdy, przeł. Michał Jakuszewski, Wydawnictwo MAG, Warszawa 2022, s. 844

[2] Tamże, s. 567

[3] Tamże, s. 54

[4] Tamże, s. 859

2 komentarze:

  1. Mam zamiar przeczytać ten cykl, więc tylko pobieżnie rzuciłem okiem na podsumowanie ;) Rozejrzę się za pierwszym tomem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To będę wypatrywać Twoich opinii. Ciekaw jestem, jak odbierzesz ten cykl.

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)