Wszystko płynie
Wasilij Grossman
Tytuł oryginału: Всё течёт…
Tłumaczenie: Wiera Bieńkowska
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 240
Seria: Nowy Kanon
Format: papier
Terror i dyktatura pochłonęły tych, co stworzyli to państwo. A państwo, które się wydawało środkiem prowadzącym do celu, okazało się celem. Jego twórcy sądzili, że środek ten pozwoli im wcielić w życie swoje ideały, a okazało się, że ich marzenia, ich ideały były środkiem, który prowadził do powstania wielkiego, groźnego państwa. Ze sługi państwo przeobraziło się w ponurego samowładcę [1]. Ów satrapa, noszący zbiorcze imię Związek Socjalistyczny Republik Radzieckich, to potwór bezlitosny, w ciasnych i dusznych trzewiach którego wegetują ludzkie jednostki, walczące o odrobinę swobody czy przestrzeni. Tyle, że trud ten na ogół próżny jest i jałowy, bowiem wnętrzności lewiatana są zbyt twarde na słabe, ludzkie siły – nie sposób przebić się przez kiszki monstrum, tym bardziej, że brodzenie w nich to taplanie się w trujących wyziewach, które wysysają z człowieka resztki energii. Czyż zatem racji nie ma w przeświadczeniu co poniektórych, że lepiej poddać się i spokojnie leżeć w oczekiwaniu na strawienie? Choć może… Tam, gdzie zawodzi siła fizyczna, pozostaje jeszcze umysł i jego niespożyta moc. Może warto więc krążyć, obserwować i myśleć, a swe refleksje spisywać, tak, by można podzielić się nimi z innymi. Kropla drąży skałę. Droga do wolności bywa długa, kręta i wyboista, ale jak można żyć bez nadziei? Pięknie pisze o tym rosyjski pisarz i dziennikarz Wasilij Grossman (1905 – 1964), autor powieści Wszystko płynie.
Akcja książki osnuta jest wokół losów Iwana Gregorowicza, który w scenie otwierającej dzieło, na fali odwilży po śmierci Stalina (1953), opuszcza sowieckie łagry po ponad ćwierćwiecznej reedukacji. Zgodnie z ideą, że wolność jest jednoznaczna z możnością przemieszczania się, bohater rozpoczyna wędrówkę, która odbywa się na dwóch płaszczyznach. Mężczyzna odwiedza nieliczną, pozostałą przy życiu rodzinę, błąka się po miejscach swojej młodości i dojrzewania, gości w przestrzeniach kojarzących się z miłosnymi uniesieniami. Jednocześnie Iwan odbywa niewiele mniejszą wyprawę po zakamarkach swojego umysłu – protagonista wraca do swoich wspomnień, związanych z przymusowym osadzeniem i odosobnieniem, porównując łagrowe doświadczenia z przeżyciami ludzi znajdujących się po drugiej stronie drutów.
Dwoistość nie kończy się na podróżach, bowiem utwór Wasilija Grossmana osadzony jest na dwóch planach. W ujęciu bliższym, czysto ludzkim, Wszystko płynie to portret osoby, która ogołocona zostaje z możliwości wiedzenia normalnej, dorosłej egzystencji (I człowiek, który przez trzy długie dziesięciolecia nie pomyślał ani razu, że są gdzieś na świecie krzaki bzu, bratki, wysypane piaskiem ścieżki w ogrodach, wózki z wodą sodową – aż jęknął, przekonując się raz jeszcze, na nowo, że i bez niego życie się toczyło, trwało [2]). Iwan już jako student trafia za kratki i skazany zostaje na zesłanie do obozów pracy przymusowej. Stąd w księdze jego dobrze zapowiadającej się kariery naukowej nie zostaje napisany nawet pierwszy rozdział, pozostają jedynie niespełnione nadzieje (Przyjaciele z dzieciństwa i koledzy uniwersyteccy pamiętali go długo, mówili: „Teraz Iwan byłby członkiem Akademii”. „Tak, to był niezwykły człowiek, ale oczywiście miał pecha” [3]). Podobnie wygląda sytuacja z ukochaną, która po kilku latach wyczekiwania na lubego, poddaje się, uzmysławiając sobie, że Iwan staje się bardziej podobnym do widma niż do człowieka z krwi i kości. Protagonista pozbawiony zatem zostaje szansy założenia rodziny, co jest tym smutniejsze, że własna, jako od wroga ludu, nierzadko się od niego odwraca. Iwan staje się trędowaty, naznaczony, co skutkuje wykluczeniem, wyrzuceniem poza społeczny nawias. Jednym z nielicznych, który wyraża chęć spotkania się z Iwanem po 29 latach poniewierki jest jego stryjeczny brat, Nikołaj Andriejewicz, niespełniony i raczej kiepski (choć ceniony w środowisku politycznym) naukowiec, oportunista i konformista, człowiek odznaczający się podłą pokorą. Postawa, jaką przyjmuje Nikołaj wobec Iwana jest bardzo znamienna i dobrze pokazuje, jak trudni i niewygodni z moralnego punktu widzenia są łagiernicy, powracający z niewoli. Iwan jest nie tylko napiętnowany, co wzbudza niemały dyskomfort i obawy przed utrzymywaniem z nim kontaktu (wydaje się, że Nikołaj ma w sobie resztki przyzwoitości, nie pozwalające wyrzec się kuzyna, lecz niebagatelną rolę zdaje się też odgrywać chęć pochwalenia się osiągniętym sukcesem). Iwan jest przede wszystkim chodzącym wyrzutem sumienia, przypominającym, jak wysoką cenę musieli zapłacić ludzie uczciwi, którzy ośmielili się skrytykować radzieckie państwo. U Nikołaja owocuje to natrętną potrzebą doszukiwania się wad i skaz w charakterze krewniaka – upór, nieustępliwość, niezłomność, odwaga głoszenia własnych poglądów jawią się jako wytłumaczenie traumatycznych doświadczeń Iwana, za które nie można winić nikogo innego (Gdyby jednak teraz zaczynał życie, niewątpliwie znów spotkałyby go niepowodzenia. Nie była to więc kwestia zewnętrznych okoliczności, nieudany, gorzki los Iwana zależał wyłącznie od niego samego… [4]). Iwan jest również kamieniem wrzuconym do jeziora pamięci, mącącym jego dotychczas gładką taflę – na powierzchnię wypływają dawno utopione i raczej niemiłe wspomnienia, co wzmaga niepewność (Nikołaj Andriejewicz przypomniał sobie, jak na wiecu zwołanym w związku z procesami 1937 roku głosował za wyrokiem śmierci na Rykowa i Bucharina. Przez siedemnaście lat nie myślał o tych wiecach i oto nagle ożyły w jego pamięci. Czymś dziwnym, szalonym wydawało się wówczas, że pewien profesor instytutu górniczego, którego nazwiska Nikołaj Andirjewicz nie zapamiętał, i poeta Pasternak nie zgodzili się głosować za wyrokiem śmierci na Bucharina. Przecież na procesie złoczyńcy sami przyznali się do winy [5]). Przykład Iwana doskonale pokazuje też, że człowiek powracający do świata żywych z syberyjskich rubieży jest istotą obcą, nieznaną (Jak ma rozmawiać z Iwanem? Minęło przecież kilkadziesiąt lat, całe życie minęło [6]). Płaszczyzna wspólnych doznań ulega gwałtownemu zawężeniu, co prowadzi do trudności z komunikacją i wzajemnym zrozumieniem.
Jako, że rozdziały, w których śledzimy perypetie Iwana poprzecinane są wycinkami jego historiozoficznych dygresji, w szerokiej perspektywie, utwór Wasilija Grossmana to bardzo gorzkie rozliczenie z realiami życia w Związku Socjalistycznym Republik Radzieckich. Artysta bezwzględnie rozprawia się ze spuścizną Lenina oraz Stalina, sygnalizując jak okrutnym, represyjnym i nieludzkim systemem jest komunizm w wydaniu sowieckim (W tym państwie ogromne fabryki, sztuczne morza, kanały, elektrownie wodne nie służą człowiekowi, służą państwu bez wolności. W tym państwie człowiek nie sieje tego, co chce posiać, nie jest właścicielem pola, na którym pracuje, nie jest właścicielem jabłoni i mleka; ziemia rodzi wedle instrukcji państwa bez wolności. W tym państwie nie tylko małe narody, ale też naród rosyjski nie mają wolności narodowej [7]). Grossman podkreśla, że ZSRR to struktura, w której jednostka jest dającym się łatwo wymienić i zastąpić trybikiem, trybikiem poruszającym się w ściśle określonym zakresie i wedle precyzyjnie zdefiniowanego rytmu ((…) dla władzy radzieckiej najważniejszej jest plan. Wykonaj plan! Dawaj kontyngent, dostawy! Najważniejsze jest państwo. A ludzie to po prostu zero, ludzie to nic [8]). Nic nie jest tu pozostawione przypadkowi, wszystko jest starannie zaplanowane, z góry obmyślone: Tak samo programowano burzliwe wiece protestacyjne, wybuchy gniewu całego narodu i objawy braterskiej przyjaźni, tak samo, na wiele tygodni przed świątecznymi defiladami, zatwierdzano reportaże z placu Czerwonego: „Patrzę w tej chwili na pędzące czołgi…”. Tak samo zawczasu przygotowywano osobiste inicjatywy Izotowa, Stachanowa, Dusi Winogradowej, masowe przystępowanie do kołchozów, mianowano i odwoływano legendarnych bohaterów wojny domowej, planowano spontaniczne akcje robotników domagających się rozpisania pożyczki narodowej, pracy bez dni wolnych, tak samo programowano powszechne uwielbienie wodza, zawczasu ustalano, kto ma być tajnym agentem zagranicznego wywiadu, dywersantem, szpiegiem, a dopiero później, na podstawie skomplikowanych przesłuchań w ogniu krzyżowych pytań, spisywano protokoły, i ludzie, którym się nie śniło, że należą do kontrrewolucyjnych niedobitków – księgowi, inżynierowie, radcy prawni – przyznawali się w nich do różnorodnej działalności terrorystycznej i szpiegowskiej [9]. Owa ścisła kontrola jest o tyle nieodzowna, iż statek proletariackiej utopii co rusz natyka się na rafy i mielizny, na które usiłują kierować go wszelakiej maści sabotażyści i dywersanci. Wrogowie są wszędzie, są podstępni, imają się różnorakich sztuczek i forteli, by dopiąć swego. Z tego też powodu walka z nim nie jest łatwa – o błąd nietrudno, bo przecież gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Tyle, że skala tych uchybień, wypaczeń jest tak kolosalna, że nie dostrzeganie jej jest nie lada wyzwaniem: Czy socjalizmem jest to wszystko: Kołyma, kanibalizm podczas kolektywizacji, zagłada milionów istnień ludzkich? Zdarzało się przecież, że coś całkiem innego wślizgiwało się w najgłębsze warstwy świadomości – zbyt nieludzki był terror, zbyt potworne cierpienia robotników i chłopów [10]. Jednocześnie powszechność wspomnianego nieludzkiego terroru w połączeniu z wszechobecnym donosicielstwem sprawia, iż wszelkie wątpliwości najbezpieczniej jest roztrząsać w zakamarkach własnego serca, bez dzielenia się nimi z innymi. Sceptycy siedzą więc cicho, a do głosu dochodzą serwiliści i klakierzy, którzy w służalczości widzą szansę na wybicie się, zdobycie stołków, przywilejów i choćby odrobiny władzy – społeczeństwo, wytresowane długoletnimi prześladowaniami, bacznie się pilnuje, głęboko zastanawia się nad każdą wypowiedzią, słowem nakłada na siebie kaganiec autocenzury, co jest jednym z wielu objawów zniewolenia: Iwan Grigorjewicz poczuł atmosferę koszar obozowych, patrząc na okna leningradzkiego komisariatu milicji, słuchając przy wspaniale zastawionym stole wywodów swojego stryjecznego brata, przyglądając się wywieszce biura paszportowego… Wydało mu się nagle, że drut kolczasty już nie jest potrzebny: życie na swobodzie zostało w swojej najgłębszej istocie zrównane z obozowym barakiem [11]. Opresyjność władzy przeplatająca się z staraniami, by kontrolować najmniejszy aspekt codzienności rodzi nie tylko tragizm, ale i absurd. Centralne planowanie jest jednoznaczne ze stale powtarzającymi przejściowymi brakami i niedoborami, z którymi szarzy ludzie muszą radzić sobie na własną rękę. Stwarza to żyzną glebę dla kombinowania, które może stać się przyczynkiem do oskarżeń ze strony państwa o spekulację, ale i pasożytnictwo czy uchylanie się od pracy: Milicja zrobiła w mieszkaniu rewizję i okazało się, że krawiec szyje w nocy palta chłopięce i damskie, monter zainstalował pod podłogą elektryczną płytę, na której piecze wafle, a jego żona sprzedaje ten przysmak w dzień na targu; tokarz z fabryki „Czerwona Pochodnia” okazał się nocnym szewcem – robił eleganckie pantofelki, a wdowy nie tylko plotły siatki, lecz robiły także sweterki na drutach [12]. Pokłosiem są również łapówki będące nieodzowne do przyspieszenia, a niekiedy do załatwienia danej sprawy – bez ich wręczania próżno liczyć na szybki czy pomyślny finisz: W pracy Iwan Grigorjewicz nieraz słyszał opowieści o łapówkach, które biorą w sądzie miejskim, o stopniach, które w technikum radiowym można kupić dla dzieci zdających egzaminy konkursowe, o dyrektorze fabryki, który za łapówki wydaje deficytowe metale spółdzielniom produkującym artykuły pierwszej potrzeby, o kierowniku młyna, który za skradzione pieniądze wybudował sobie piętrowy dom i kazał w nim ułożyć dębowy parkiet, o naczelniku milicji, który za zawrotną sumę sześciuset tysięcy rubli wypuścił na wolność jubilera, powszechnie znanego kanciarza [13]. Wszystkie te spostrzeżenie prowadzą Iwana Grigorjewicza (a więc i Wasilija Grossmana) do smutnej konkluzji, że ZSRR to państwo stworzone przez ludzi umiejących jedynie niszczyć i dlatego też destrukcja i terror stają się celem samym w sobie (Zburzyli stary świat i pragnęli nowego, ale go nie budowali [14]). Co jeszcze bardziej tragiczne, ale i ironiczne, sowieccy demiurgowie okazują się spadkobiercami swoich carskich poprzedników – obie grupy władców opierają swój system na powszechnym zniewoleniu: Lenin dokonał prawdziwego przewrotu w życiu Rosji. Zlikwidował ziemiaństwo, zniszczył fabrykantów i kupców. I mimo to wiek dwudziesty wyznaczył Leninowi w Rosji – choć brzmi to potwornie i dziwnie – rolę tego, kto zachował ciążące nad Rosją przekleństwo: związek jej rozwoju z niewolą, z poddaństwem [15].
O dziele Wasilija Grossmana można by jeszcze pisać i pisać, tyle, że żadne słowa nie są w stanie w pełni oddać geniuszu tego utworu. Niektóre rozdziały nadają się w całości do zacytowania – fragment o donosach i donosicielach (i narastającym problemie z potępieniem ich działalności w miarę przybliżania okoliczności popełniania tych niecnych czynów i nakreślania środowiska, które je katalizuje) czy opowieść o Wielkim Głodzie na Ukrainie z perspektywy młodej podówczas Komsomołki, albo wykład o leninizmie są tak znakomite, że czyta się je niemal jednym tchem. Ich lektura doskonale uzmysławia także jaka potęga tkwi w słowie, w zdaniach, w książkach. To także piękna opowieść o ludziach, ich słabościach, ale i ideałach, o niełatwych wyborach i cenie, jaką trzeba płacić nie tylko za błędy, lecz i za przyzwoitość.
Wasz Ambrose
[1] Wasilij Grossman, Wszystko płynie, przeł. Wiera Bieńkowska, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 201, s. 185 – 186
[2] Tamże, s. 24
[3] Tamże, s. 51
[4] Tamże, s. 50
[5] Tamże, s. 46
[6] Tamże, s. 28
[7] Tamże, s. 217
[8] Tamże, s. 147
[9] Tamże, s. 40 – 41
[10] Tamże, s. 47
[11] Tamże, s. 72
[12] Tamże, s. 100
[13] Tamże, s. 164
[14] Tamże, s. 172
[15] Tamże, s. 205
Czytałam gdzieś, że ta książka nie została przez Wasilija Grossmana dokończona. Czy to widać w czasie lektury? Mam ją oczywiście w planach, podobnie jak "Życie i los" tego autora.
OdpowiedzUsuńZgadza się, powieść nie została ukończona, ale wg mnie nie widać tego zbytnio. "Życie i los" też mam w planach :)
UsuńDzięki za poddanie pod uwagę. Zapowiada się ciekawie.
OdpowiedzUsuńNie ma za co ;) Ja rozglądałem się jeszcze za "Życiem i losem", bo to ponoć równie niesamowita lektura.
Usuń