Strony

czwartek, 24 lutego 2022

„Lista śmierci” Jack Carr - o czym myślą sealsi pomiędzy misjami?

Jack Carr

Lista śmierci

tytuł oryg. Terminal List
(Terminal List #1)
tłumaczenie: Bartłomiej Nawrocki
audiobook
czyta: Filip Kosior
czas trwania: 11 godz. 48 min.
wydawnictwo: Czarna Owca 2022


Lista śmierci, debiut powieściowy Jacka Carra, to tytuł jak dla mnie niezbyt zachęcający. Co tu dużo ukrywać – zalatuje sztampą i płytkością, sugeruje dzieło kategorii B. Jednak od dłuższego już czasu odczuwam głód czegoś dobrego plasującego się w obszarze pomiędzy military fiction, technothrillerem i powieścią wojenną osadzoną w najnowszych realiach, więc postanowiłem bliżej przyjrzeć się autorowi. Gdy dowiedziałem się, że Jack Carr dwadzieścia lat spędził w Naval Special Warfare i przeszedł drogę od snajpera Seal, outdoorsmana, specjalisty w komunikacji i wywiadzie, przez dowódcę snajperskich zespołów szturmowych w Iraku i Afganistanie, do stanowiska dowódcy oddziału specjalnego, stwierdziłem, że może warto spróbować.



Można domniemywać, że James Reece, główny bohater powieści, jest w pewnym sensie alter ego pisarza. Jednak kariera powieściowego sealsa nie przebiega tak gładko jak autora powieści. Podczas nocnej operacji w Afganistanie cały dowodzony przez niego oddział wpada w zasadzkę i zostaje zniszczony. Tylko James, samowtór z przyjacielem, unika śmierci, ale to łamie karierę komandosa dowódcy. Zostaje oskarżony o odpowiedzialność za największą klęskę w historii sił specjalnych USA.

Stopniowo James Reece utwierdza się w przekonaniu, że zagłada jego oddziału jest wynikiem zdrady i spisku. Postanawia dowiedzieć się prawdy i rozliczyć z odpowiedzialnymi za śmierć przyjaciół. Co dalej oczywiście nie będę zdradzał, choć i tak nie ma to większego znaczenia. O ile sam początek w miarę trzyma w napięciu, to cała reszta książka, czyli zemsta, jest tak sztampowa jak tylko można. W dodatku z faktu, iż mamy do czynienia z pierwszą powieścią cyklu, można słusznie domniemywać, że protagoniście wszystko się upiecze. Chyba to sprawia, że powieści czegoś brakuje. Jakiejś tajemnicy, napięcia, niepewności…

Zaletą książki jest jej przesłanie. Nawiązuje ono do tego, co zaczęło się już za caratu, i co pokazują takie dzieła jak Cmentarz w Pradze – służby nie są zainteresowane w udaremnianiu każdego zamachu, gdyż zamach przeprowadzony, paradoksalnie, daje im więcej władzy i pieniędzy niż udaremniony akt terroru Spektakularna klęska, przynajmniej co pewien czas, jest korzystniejsza niż sukces. Od tamtych czasów, od czasów carskiej Ochrany, służby coraz bardziej przenikały niczym rak struktury władzy aż doszło do tego, że w wielu krajach, jeśli nawet nie dzierżą władzy oficjalnie, to faktycznie sprawują ją w dużym zakresie lub też jak w innych - uniemożliwiają normalne funkcjonowanie państwa. W związku z tym każdy powinien władzom i służbom patrzeć na ręce, gdyż demokracja i wolność nie są dane nam raz na zawsze, a głównymi ich wrogami są ambicje ludzkie i żądza pieniądza. Fakt, że po serii o Bournie za podobny temat bierze się oficer SEAL, daje do myślenia i każe się zastanowić, czy naprawdę coś nie jest na rzeczy. O czym myślą sealsi pomiędzy misjami?

Kolejnym cennym aspektem powieści jest atmosfera elitarnych formacji mocarstwa, które w zakresie ducha sił zbrojnych chyba najpełniej i twórczo rozwinęło tradycje Rzymu. Ukoronowaniem fachowości autora jest świetnie rozegrana scena finałowa powieści; Carr powstrzymał się od bzdur charakterystycznych dla scen z bronią przytkniętą do głowy zakładnika, na których wykłada się absolutna większość jego kolegów po piórze i które są żenujące nie tylko dla tych, którzy mieli z tematem coś wspólnego, ale nawet dla zwykłego, ale logicznie myślącego czytelnika.

Tę wierność realiom i duchowi formacji można traktować szerzej i rozciągnąć ją ogólnie na realia polityczne, zewnętrzne i wewnętrzne, w jakich przychodzi działać amerykańskim specjalsom i siłom zbrojnym w ogóle. Przytoczone powiedzenie afgańskie z czasów wojny - Amerykanie mogą mieć zegarki, ale to my mamy czas – jest chyba najcenniejszym podsumowaniem istoty konfliktu asymetrycznego pomiędzy islamem a Zachodem.

Jedyną rzeczą, która mnie w tej książce zadziwia, jest uwielbienie autora dla butów pewnej marki. Może amerykańscy żołnierze cenią tylko wygodę i walory użytkowe, nie zwracając uwagi na trwałość, ale ja raz się skusiłem na ich model z wyższej półki i się na tym przejechałem. Nie wytrzymały dłużej niż zwykłe trekkingowe adidasy.

O ile autor nie zawiódł jeśli chodzi o realia, zresztą czego innego można się było spodziewać, to tłumacz poległ na całej linii. Przekład jest fatalny. Roi się od takich sformułowań jak jednostki powietrzne krążyły w powietrzu, ale zdarzają się i prawdziwe kwiatki. Gdy przeładował pistolet łuska wypadła na tylne siedzenie – nikt nie strzelał, więc to nie łuska, tylko nabój. Zresztą, nawet po strzale z pistoletu łuska wyrzucona byłaby automatycznie, więc i tak po przeładowaniu wypadłby nabój. Ewidentne niedouczenie tłumacza widać, gdy dziura kalibru 30 to dla niego 30mm. W anglosaskim systemie miar to nie 30mm tylko 0,3 cala. Jest to błąd tak powszechny w tłumaczeniach made in Poland, tak nagminny, że świadczy o jakimś graniczącym z niedorozwojem umysłowym zadufaniu tłumacza, któremu się nie chce poświęcić kilku sekund by sprawdzić to w google, choć znajomość systemu miar będącego w użyciu jest takim samym elementem znajomości języka jak wkucie na pamięć słownictwa. Może nawet ważniejszym, bo mamy już automatyczne translatory, tyle że nie myślą. Jaki więc pożytek z tłumacza, skoro ten też nie myśli? Żebyż to chociaż popełniła kobieta, ale facet? Wisienką na torcie jest nabój karabinowy kalibru 303 przetłumaczony jako 303mm (sic!). To już dużo nawet jak na działo kolejowe. Przykład, że można nie tylko czytać, ale nawet pisać bez zrozumienia.

Tłumacz nie jest w swym partactwie odosobniony. Terminy wojskowe i wyrażenia obce nie są tłumaczone na bieżąco, jako wtrącenia do tekstu, ale zebrane na końcu w formie słowniczka. Jak z tego korzystać w audiobooku? To po prostu idiotyzm i widać, że myślenie nie jest najmocniejszą stroną pracowników wydawnictwa.

Książkę kończą nietypowe podziękowania na zakończenie, w których poza zwyczajowymi formułkami jest również lista pisarzy, których dzieła autora Listy śmierci inspirowały i z którymi kontakty nawiązał. Ciekawe i przyjemnie świadczy o pewnego rodzaju skromności Carra.

Cóż powiedzieć na koniec?… Słuchało się tego, mimo fatalnego poziomu procesu wydawniczego, całkiem dobrze, a lektor stanął na wysokości zadania, choć szkoda, że bezkrytycznie czytał różne bzdury, które aż prosiły się o poprawienie. Schematyzm fabuły został zrównoważony innymi aspektami i mam przeczucie, że chyba kiedyś sięgnę po następną odsłonę serii Lista śmierci. Myślę, że jeśli komuś nie przeszkadza wiodący motyw zemsty i lubi klimaty rodem z Tożsamości Bourne’a, to jest to lektura dla niego.


Wasz Andrew

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)