Krzysztof Bochus
Wachmistrz
audiobook
czyta: Mariusz Weber
czas trwania: 10h25’
wydawca: Skarpa Warszawska 2020
ISBN: 9788366644359
Jakiś czas temu sięgnąłem po Czarny manuskrypt, debiut powieściowy z 2017 roku pióra polskiego współczesnego pisarza, dziennikarza i publicysty, Krzysztofa Bochusa. Lektura tego kryminału, którego akcja rozgrywa się na przedwojennym niemieckim Pomorzu i którego protagonistami są radca kryminalny Christian Abell oraz wachmistrz Kukułka, okazała się bardzo przyjemnym zaskoczeniem czytelniczym. Zaskoczeniem, gdyż nie spodziewałem się tekstu, który by mi aż tak przypadł do gustu. Może idealnie nie było, ale za to bardzo klimatycznie, wciągająco i na tyle satysfakcjonująco, iż postanowiłem sięgnąć po Wachmistrza, książkę dużo późniejszą, ale pierwszą w chronologii przygód wspomnianej policyjnej pary.
Grudzień 1929, niszczone Wielkim Kryzysem Wolne Miasto Gdańsk, to teatr pierwszego wspólnego śledztwa Abella i Kukułki. Postępowanie dotyczy serii zaginięć młodych, atrakcyjnych kobiet, które znikają bez śladu. Fabuły nie będę bardziej przybliżał, gdyż choć może jest niezbyt odkrywcza w ogólnym zarysie, w zasadniczym pomyśle na kryminalną intrygę, to jednak tak twórczo wpasowana w przedwojenne realia i historyczną specyfikę miejsca oraz czasu, iż powstała nowa, oryginalna i niepowtarzalna jakość, a że czytelnik niemal do samego końca trzymany jest w niepewności co do osoby sprawcy, więc nie ma co tej niepewności psuć poprzez zdradzanie przed czasem kto, jak i dlaczego.
Do czytelniczej konsumpcji wybrałem wersję audio w interpretacji Mariusza Webera i muszę przyznać, że spisał się na na piątkę. Z minusem niestety, ale o tym później.
Wachmistrz wciąga od samego początku i od razu urzeka. Wręcz czaruje czytelnika lub słuchacza niezwykle plastycznie odmalowanym przedwojniem. Bez problemu odrywamy się od rzeczywistości i przenosimy się w wyobraźni do Wolnego Miasta, choć nie jest to miejsce zbyt ładne ani miłe. Samo nasuwa się tu porównanie do twórczości Marka Krajewskiego, a zwłaszcza cyklu jego powieści z komisarzem Eberhardem Mockiem w roli głównej. Rejonu działania Abella i Kukułki nie znam i nie siliłem się na sprawdzanie, czy Bochus wzorem Krajewskiego kopał w źródłach by świat odmalowany w powieści topograficznie odpowiadał dawnej rzeczywistości. W końcu powieść to literatura piękna i ważniejsze od oddania historycznych szczegółów zabudowy miasta jest wywołanie u odbiorcy odczucia realności, bycia tam i wtedy. A tutaj Krzysztof Bochus wypada lepiej od Pana Marka, gdyż wykreowany przez niego powieściowy świat jest równie wiarygodny, co ten prawdziwy; jest wręcz namacalny. Zdecydowana większość reportaży wydaje się mniej przekonująca…
Choć słownictwo bogate i wystylizowane na epokę, nie ustrzegł się niestety autor pewnych, sporadycznych na szczęście, niezręczności, a nawet wpadek (choć część błędów jest być może dziełem lektora). Można przejść do porządku dziennego nad incydentalnymi potknięciami typu emancją zamiast emanacją. Gorzej już z wątpliwym realizmem niektórych scen, jak na przykład przestrzeliwania z pistoletu zamka lub kłódki, w dodatku w zamkniętym pomieszczeniu. Taki eksperyment jest bardzo ryzykowny z powodu możliwych rykoszetów. Jeszcze bardziej rażą niedoskonałości w stylizacji języka, jak w przypadku prostego oprycha używającego słów takich jak niesubordynacja. Wisienka na torcie językowych poślizgów to miała indiańską urodę - kto w przedwojennym Gdańsku widział jak wyglądała indiańska kobieca uroda? Szkoda też, że Bochus pokazał w powieści rodzaj przestępczości zorganizowanej, której nazwy nie wymienię, żeby nie spojlerować, ale przypisał ją do Gdańska i narodowości polskiej, gdy tymczasem w tamtym momencie dziejów globalny monopol mieli zdaje się na to warszawscy Żydzi.
Ogólnie, coraz częściej mam krytyczne refleksje na temat jakości współczesnych audiobooków. Wydawałoby się, że dziś, w epoce cyfrowej, w której tak łatwo wszystko edytować po wielokroć, powinno być w nich mniej przejęzyczeń i innych błędów. W rzeczywistości, od czasu przesłuchania kilku książek czytanych z epoki analogowej, widzę, iż lepsza technologia nie jest w stanie zrównoważyć coraz powszechniejszej bylejakości, zwłaszcza w zakresie pracy z tekstem.
Wachmistrz miłośników powieści psychologicznej raczej nie zainteresuje. Choć postacie zaludniające karty powieści, zwłaszcza osoby protagonistów, są wyraziste, realistyczne i nie pozostawiają czytelnika/słuchacza obojętnym, to ich wewnętrzne przeżycia nie zajmują zbyt wiele miejsca, zgodnie chyba z klasycznym przekonaniem, że o człowieku świadczą czyny, a nie to, co o sobie mówi lub mniema, ani co mówią o nim inni. Siła tej książki tkwi jednak w plastyczności kreowanych słowem obrazów, w oddaniu ducha czasu i miejsca, zresztą bardzo specyficznego czasu i miejsca, w stworzeniu i utrzymaniu niepowtarzalnego klimatu nieco pokrewnego kanonowi noir zza oceanu, ale jednak oryginalnego i całkowicie gdańskiego. Być może tak się wtedy czuło tamten Gdańsk. A jeśli nie, to i tak świetnie się tego słucha, w czym zasługa i Mariusza Webera, który mimo wspomnianych potknięć wykonał świetną pracę. Szczerze polecam i mam zamiar sięgnąć po kolejną (zgodnie z chronologią wydarzeń powieściowych) odsłonę cyklu pod niezbyt oryginalnym niestety tytułem - Wachmistrz. Dogrywka.
Wasz Andrew
Przeczytałabym tę książkę ze względu na Gdańsk ^^ Oraz aby sprawdzić, czy błędy, o których piszesz, znajdują się także w tekście, czy coś stało się na linii tekst-audio.
OdpowiedzUsuńChętnie się dowiem, daj znać jakie będą Twoje wrażenia. Pozdrawiam
Usuń