Kompleks sędziego Di
Dai Sijie
Tytuł oryginału: Le complexe de Di
Tłumaczenie: Krystyna Sławińska
Wydawnictwo: MUZA S.A.
Liczba stron: 352
Błędny rycerz ratujący z opresji
damę swojego serca to atrakcyjny motyw literacki, za sprawą którego można
wprowadzić czytelnika w świat przygód rozgrywających się w niezwykłych krainach.
W dodatku wątek ów jest na tyle uniwersalny, że z powodzeniem można go
trawestować i bawić się nim, dostosowując go do współczesnych realiów,
uzyskując oryginalne historie z intrygującą wymową. Najlepszym tego przykładem
jest powieść Kompleks sędziego Di,
pióra Sijie Dai (ur. 1954), pochodzącego z Chin francuskiego pisarza i
reżysera.
Utwór, którym raczy nas Sijie Dai
śmiało można określić post-modernistycznym tworem, zalotnie migoczącym swoją
nieszablonową fabułą. Akcja rozpoczyna się wraz z przedstawieniem nam pana Muo,
(…) początkującego psychoanalityka
pochodzenia chińskiego, który niedawno powrócił z Francji [1].
Bohater – uczeń Freuda i Lacana, (…)
dwóch swoich mistrzów, dla których żywi bezwarunkowe uwielbienie [2]
– decyduje się zawitać do Państwa Środka, mimo iż ojczyzna nie dla niego
źródłem miłych wspomnień. Dzieciństwo naznaczone traumą Wielkiej Proletariackiej
Rewolucji Kulturalnej, w ramach której pan Muo poddany został reedukacji może
sugerować, że protagonista podejmuje próbę zmierzenia się z dręczącymi go
demonami. Tyle, że rzeczywisty powód, dla którego mężczyzna przybywa do Chin
jest bardziej szlachetny (czy też, w zależności od punktu widzenia,
prozaiczny). Celem wyprawy pana Muo jest pomoc kobiecie, którą darzy miłością
już od czasów studiów. Podjęty projekt nie jest jednak łatwy do zrealizowania,
bowiem 36-letnia Wulkan Starego Księżyca (romantyzm sączący się z tego imienia
stopi zapewne najbardziej zatwardziałe czytelnicze serca) to (…) kobieta fotograf, która sprzedała
europejskiej prasie zrobione z ukrycia zdjęcia tortur zadawanych przez
chińskich policjantów [3],
za co trafia do więzienia dla kobiet w mieście Chengdu. Jedyną szansą na
opuszczenie aresztu jest tytułowy przekupny sędzia Di, który w mniemaniu pana
Muo zdaje się być (…) diabłem żądnym
krwi, wcieleniem czystego terroru, bezinteresownego okrucieństwa i zła [4].
Pierwsze wrażenie nie odbiega zbytnio od rzeczywistości – stary urzędnik to
zdemoralizowany i zblazowany osobnik, którego nie obchodzą już nawet
horrendalne łapówki. Jedyną akceptowalną zapłatą jest dziewczyna, (…) której czerwony melon nie jest jeszcze
pęknięty… [5].
W taki właśnie sposób pan Muo wyrusza na żmudne poszukiwanie dziewicy, dla
chciwego smoka, by ratować swoją królewnę.
Osią fabularną dzieła są
perypetie pana Muo i z tego względu lektura należy do tych, w trakcie których uśmiech
bardzo często wykwita na naszych ustach. Bohater to typ niezdary i ciamajdy –
jego przedsięwzięcia z góry skazane są na porażkę, podejmowane działania
nierzadko przynoszą skutek odwrotny niż zamierzony i oczekiwany, zaś sam żywot
to kakofonia sprzeczności. Cudownie absurdalny jest już fakt, że samozwańczy pierwszy chiński psychoanalityk stosuje
metody i teorie oparte na założeniu, że człowiek to od najmłodszych lat istota
seksualna, samemu będąc prawiczkiem, co jest zresztą zarówno źródłem niemałych kompleksów
oraz niepokojów jak i zaczątkiem niezwykłych przygód. Nie mniej zabawne i prześmiewcze
są historie, jakie pan Muo wysłuchuje od swoich pacjentów oraz napotkanych
ludzi – w rezultacie Kompleks sędziego Di
to wesoło skrząca się gawęda, w której wirują takie kwiatki jak: bezlitosna
dla ubrań pralka Wschodni Wiatr; salony
fryzjerskie intensywnie pracujące po zmierzchu; zależności pomiędzy
zawodowymi perspektywami w sądownictwie, a hemoroidami i mahjongiem; rowerowa
kozetka psychoanalityczna (nie bez kozery tytuł angielskiego przekładu to Mr. Muo's Travelling Couch, czyli Wędrowna kozetka pana Muo) czy wymyślne
eufemizmy (np. listy uwierzytelniające określające łapówki czy wspomniany już
pęknięty czerwony melon wyrażający utratę dziewictwa).
Bardzo ciekawie prezentuje się
struktura utworu. Książka wymagana pewnej dozy skupienia, bowiem narracja
przejawia tendencje do chronologicznego meandrowania oraz skakania z formy
pierwszo- w trzecioosobową. Ponadto tekst poprzecinany jest licznymi dygresjami
i wtrąceniami najczęściej przybierającymi postać snów (co nadaje lekturze
oniryczny sznyt), które dla swoich pacjentów interpretuje pan Muo, zaś
drugoplanowi bohaterowie są wprowadzani na scenę z niemałą pieczołowitością – wielu
z nich odgrywa niepoślednią rolę w Wielkim
Marszu psychoanalityka. Detale i szczegóły są zresztą stosowane w nadmiarze
przy opisach tła, na jakim rozgrywa się dany incydent, co sprawia, że momentami
Kompleks sędziego Di kojarzy się z
utworem dramatycznym, gdzie dialogom towarzyszą didaskalia nakreślające
kontekst poszczególnych epizodów. Ciekawym uzupełnieniem są też fragmenty, w
których książka przechodzi w notatkę prasową oraz w wycinki z prywatnego
dziennika prowadzonego przez pana Muo.
Równie nieszablonowy jest styl, w
jakim utrzymane jest dzieło, które stanowi konglomerat najróżniejszych
literackich gatunków. Kompleks sędziego
Di to powieść drogi jako, że pan Muo podejmuje kolejne działania bez
zbędnego roztrząsania ich ewentualnych konsekwencji, kierując się potrzebą
chwili, w rezultacie czego mamy do czynienia z łańcuchem zdarzeń, które rzucają
protagonistę w liczne, niekiedy znacznie oddalone od siebie lokalizacje, zaś
sam ruch, przemieszczane się stają się zarzewiem przemyśleń i refleksji. Oprócz
tego nie brak elementów przywodzących na myśl romans, w którym figlarny los co
rusz rzuca kłody pod nogi pragnących połączyć się w miłosnym uścisku kochanków.
Bliskie są też konotacje z literaturą sensacyjną, w której niemało jest
dramatycznych zwrotów akcji utrzymujących czytelnika w ciągłym napięciu. Wreszcie
Kompleks sędziego Di to pastisz
powieści łotrzykowskiej, w której skarykaturyzowany zostaje portret
przebiegłego i sprytnego oszusta, awanturnika i rzezimieszka. Pan Muo jest
zaprzeczeniem wyrachowania i cwaniactwa, zaś miano krętacza zyskuje tylko z
racji faktu, iż psychoanaliza nie jest nauką cenioną, ani nawet znaną na
chińskiej prowincji z przełomu XX i XXI wieku. Jednocześnie – co pozostaje
zgodne z duchem pikareski, Kompleks
sędziego Di jest nafaszerowaną groteską i ironią, intrygującą panoramą
chińskiego społeczeństwa stojącego w szerokim rozkroku pomiędzy komunizmem a
żarłocznym kapitalizmem, w którym tradycja w dziwaczny i chaotyczny sposób
łączy się z nowoczesnością (to wymykające się schematom i upraszczającym
definicjom oblicze ChRL świetnie wyraża zdanie: (…) od chwili gdy Muo postawił stopę w Chinach ogarnęły go pewne
wątpliwości co do psychoanalizy [6]).
Ostatnim akcentem, na którym
chciałbym zwrócić uwagę jest Wielka Proletariacka Rewolucja Kulturalna (1966 –
1976), której echa pobrzmiewają na kartach utworu. Sam autor, pochodzący z
Chengdu, w latach 1971 – 1974 został skazany na reedukację przez pracę i
zesłany na syczuańskie peryferia cywilizacyjne. Podobnie wygląda biografia pana
Muo, który powracając do Chin spogląda na ojczyznę przez pryzmat nieprzyjemnych
doświadczeń (Przez kilka sekund
przypomina sobie znany z przeszłości, jeszcze z dzieciństwa, odór, kiedy – było
to na początku rewolucji kulturalnej – schodził do piwnicy, w której zamknięto
jego dziadka, chrześcijańskiego pastora (…) wraz z innymi więźniami: smród
uryny, fekaliów, cierpkiego potu, nieczystości, wilgoci, zaduchu, a także
rozkładających się zdechłych szczurów, leżących na wąskich stopniach schodów, o
których zwłoki bez przerwy się potykał [7]).
Mimo iż rewolucja jest tylko cieniem, wspomnieniem, to jednak jej złowieszcze
widmo majaczy gdzieś w oddali, wpływając na to jak pan Muo postrzega kraj, z
którego się wywodzi – jest to spojrzenie pełne nieufności, ale i zdumienia,
bowiem Chiny to państwo, w którym zaszło bardzo wiele zmian, gdzie komunizm
wszedł w pokrętny mariaż z kapitalizmem. Sijie Dai jest więc kolejnym, po Zhang Xianliangu (Zielonodrzew,
Zupa z trawy), Tie Ning (Kobiety w kąpieli) czy Xiaobo Wangu (Miłość w czasach rewolucji), poznanym przeze mnie chińskim autorem podkreślającym jak wielkie piętno na psychice chińskich obywateli odcisnął zapoczątkowany i zainspirowany przez Mao Zhedonga przewrót.
Wypadkową składników, których
użyto do skomponowania Kompleksu sędziego
Di jest lektura, która zapewnia czytelnikowi strawę intelektualną jak i
rozrywkową. Dai Sijie bawi się literackimi konwencjami, igra sobie z
czytelniczymi oczekiwaniami, swobodnie miesza powieściowe style, wnosząc
budowlę pełną absurdu i niezwykłości, nad którą unosi się duch Freuda, razem ze
wszystkimi schodami, czerwonymi kapturkami, kominami, drabinami i żelazkami.
Uzupełnieniem są intrygujące obserwacje poświęcone współczesnym Chinom, które
pokazują jak Państwo Środka widziane jest przez Chińczyków, którzy zdecydowali
się opuścić ojczystą ziemię. Pozycja godna polecenia, szczególnie dla
miłośników dziwacznego poczucia humoru.
[1] Sijie Dai, Kompleks sędziego Di,
przeł. Krystyna Sławińska, Wydawnictwo Literackie MUZA S.A., Warszawa 2004, s.
7
[2] Tamże, s. 13
[3] Tamże, s. 64 – 65
[4] Tamże, s. 94
[5] Tamże, s. 100
[6] Tamże, s. 104
[7] Tamże, s. 26 – 27
Przełom dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku, a mieszkańcy chińskiej prowincji jeszcze nie słyszeli o psychoanalizie? Jaki to kontrast ze Stanami Zjednoczonymi, w których psychoterapia jest bardzo modna. :)
OdpowiedzUsuńProwincja to prowincja - tutaj czas płynie swoim rytmem, a ludzie się do niego dostosowują :) A co do USA to wydaje mi się, że w wielkich miasta, owszem, ludzie nie mogą wyobrazić sobie codziennej egzystencji bez wizyty u psychoterapeuty, ale w mniejszych mieścinkach, np. w Pasie Rdzy, to raczej nikt tam nie myśli o tego typu rzeczach, bo są zwyczajnie za drogie.
UsuńNie tylko prowincja. Nawet w wielkich miastach większość nie słyszała o psychoanalizie, a jeśli słyszała, to ma to za taki jeszcze dziwaczniejszy pedicure dla bogatych.
Usuń