Kroniki marsjańskie
Ray Bradbury
Tytuł oryginału: The Martian Chronicles
Tłumaczenie: Paulina Braiter-Ziemkiewicz, Paweł Ziemkiewicz
Wydawnictwo: Mediasat Poland
Seria: Kolekcja Gazety Wyborczej - XX wiek
Liczba stron: 218
Człowiek dowiedziawszy się czym
jest Kosmos jednocześnie uświadomił sobie własną małość i bezmiar otaczającej
go pustki. Ogromna przestrzeń, w której zawieszone są przeróżne obiekty, a
wśród nich średniej wielkości planeta mieniąca się błękitem oraz zielenią. Co
zrozumiałe, uzmysłowienie sobie panujących w uniwersum odległości zrodziło w
nas poczucie samotności, która z kolei stała się bodźcem do poszukiwania innych
inteligentnych form życia. Zatem uparcie kierujemy nasze oczy w górę, bo tylko
tam, hen daleko pośród gwiazd może znajdować się to, za czym rozglądamy się z
takim utęsknieniem. Cóż jednak gdy nasze marzenia ziszczą się? Czy my, ludzie
jesteśmy gotowi na spotkanie z tym, co zupełnie nieznane i wymykające się
naszemu pojmowaniu?
Interesującą wizję kontaktu z
obcą cywilizacją snuje Ray Bradbury (1920 – 2012), autor powieści Kroniki Marsjańskie. Zgodnie z tytułem
na książkę składają się zapiski, których akcja rozgrywa się w latach 1999 –
2026, a ich tematem pozostaje kolonizacja Czerwonej Planety. Krótkie
opowiadania tworzące dzieło Bradbury’ego opisują kolejne etapy marsjańskiego
podboju.
Utwór, mimo iż uznawany za
klasykę literatury science fiction w
warstwie naukowej nie wypada zbyt okazale. Marsjanie odmalowani przez
amerykańskiego pisarza pod względem aparycji nie różnią się zbytnio od Ziemian
– złocista skóra, brązowe oczy jak złote monety, zdolności telepatyczne oraz 6
palców to cechy szczególne mieszkańców Czerwonej Planety. Równie ubogo
prezentuje się technologiczna otoczka – mięso przygotowywane w bulgoczącej
lawie, malowanie obrazów chemicznym ogniem, owoce wyrastające z kryształowych
ścian czy elektryczny ogień sączony z metalowych filiżanek to część skromnego
dorobku Marsjan. Jeśli dodać do tego jeszcze ziemskie rakiety poruszane bliżej nieokreślonym
napędem oraz wznoszone z drewna osady oczywistym staje się fakt, że Bradbury
położył w swojej prozie nacisk na zupełnie inne akcenty niż techniczne nowinki.
Podmiotem Kronik Marsjańskich pozostaje człowiek oraz wszystko, co z nim
związane ze szczególnym uwzględnieniem wad oraz słabostek ludzkiej natury.
Portret człowieka przyszłości nakreślony przez Amerykanina utrzymany jest w
mrocznych tonacjach. Bradbury odmalowuje m.in. butę zdobywców, którzy
zaślepieni mirażem własnej potęgi oczekują od napotkanej cywilizacji poklasku i
respektu, jednocześnie z góry zakładając, że jej przedstawiciele będą
zachowywać się oraz funkcjonować zgodnie z założonymi wzorcami i standardami (Przybywamy z Ziemi, mamy rakietę, jest nas
czterech – załoga i kapitan, jesteśmy wyczerpani, głodni i chcielibyśmy się
przespać. Pragnęlibyśmy, aby ktoś oddał nam klucze do miasta, albo coś w tym
guście, żeby uścisnął nam ręce mówiąc „niech żyją” i „moje gratulacje,
staruszku!” To chyba wszystko [1]).
W jeszcze gorszym świetle ukazano pionierów zajmujących się dostosowaniem
marsjańskiej rzeczywistości do ziemskich potrzeb, którzy zasiedlając kolejne
przestrzenie kompletnie lekceważą miejscową kulturę. W rezultacie ślady po
marsjańskiej cywilizacji zostają stopniowo wymazywane (My, Ziemianie, mamy talent do niszczenia wielkich pięknych rzeczy [2]),
a wszystko w imię palącej żądzy zysku, nachapania się, obłowienia się, której
przyświecają zasady: Łap, ile wlezie. Co
znajdziesz, to twoje. Jeśli ktoś nadstawi drugi policzek, uderz go czym
prędzej. I tak dalej, i dalej… [3].
Wydaje się, że tak kiepskie
mniemanie o ziemskiej społeczności to efekt długoletnich obserwacji oraz
znajomości ludzkiej historii. W Kronikach
marsjańskich można usłyszeć echa hiszpańskiej konkwisty, eksterminacji Indian
w Ameryce Północnej czy zniewolenia a następnie dyskryminacji czarnej
mniejszości. Tym samym Bradbury zdaje się sugerować, że największą przywarą ludzkości
jest lęk i nieufność wobec tego, co nieznane. Z jednej strony ta cecha
pozwoliła nam przetrwać jako gatunkowi, z drugiej zaś, w obliczu galopującego
rozwoju technologicznego, w (nie)sprzyjających okolicznościach może stać się
bodźcem do unicestwienia elementów, których nie pojmujemy. To, co nieokreślone
i niepoznane musi się poddać i zmienić w coś, co mieści się w naszych myślowych
schematach, w przeciwnym razie czeka je zagłada (A z nich wybiegali ludzie, unosząc w dłoniach młoty, gotowi przekuć ów
obcy świat w coś znajomego oku, przegnać to, co nieznane [4]).
Tyle, że Bradbury mocno podkreśla fakt, że nasze tendencje do siania
spustoszenia mogą obrócić się przeciwko nam – niemal powszechny dostęp do broni
masowego rażenia może doprowadzić do efektownego samounicestwienia z racji
faktu, że w głębi duszy pozostaliśmy barbarzyńcami, którzy w chwili
intelektualnej niemocy, gdy brak nam już argumentów i cierpliwości, uciekają
się do przemocy (Nasza uwaga skupiła się
nie tam, gdzie powinna, na maszynach, zamiast na sposobach kierowania nimi [5]).
Siłą prozy Bradbury’ego jest
styl, w jakim utrzymane są poszczególne opowiadania. Na uwagę zasługuje język,
zarówno bardzo plastyczny jak i poetycki, który pobudza czytelniczą wyobraźnię,
sycąc ją pięknymi słownymi obrazami. Malownicze przenośnie ((…) bielmo szronu powlekające szyby, dachy
obwieszone frędzlami sopli [6]),
ciekawe ożywienia (Stojące na szczycie
gór wielkie kamienne fasady spoglądały obojętnie na srebrzystą rakietę i
maleńkie ognisko [7])
czy rozbudowane porównania (Spęczniałe
fale gęstego ciemnego syropu ściekały na cynamonowy piach drogi. Rzeka powoli
płynęła naprzód, a składali się na nią mężczyźni i kobiety, chłopcy i
dziewczynki (…) [8])
to tylko kilka przykładów świadczących o bogactwie pisarskiego repertuaru, z
którego chętnie korzysta Amerykanin.
Reasumując, Kroniki marsjańskie to ten rodzaj literatury, która jest
ponadczasowa, mimo iż zawarte w niej wątki futurystyczne kompletnie rozminęły
się rzeczywistością, jaka nadeszła. Tyle, że autorowi udało się dokonać czegoś
więcej niż trafnego przewidzenia sekwencji przyszłych zdarzeń – Ray Bradbury
przeprowadza głęboką analizę człowieczej natury, punktując jej największe
słabości i przedstawiając zagrożenia, jakie mogą z tego wynikać. Dzieło jest
niczym blizna pulsująca na naszej człowieczej dumie, bowiem katastroficzne
wizje snute przez Amerykanina jeszcze się nie ziściły, ale uparcie przypominają
o naszej nieobliczalności. Szkoda też, że jako ludzkość nie robimy zbyt wiele,
by całkowicie je zanegować i podważyć ich sens.
.
[1] Ray Bradbury, Sierpień 1999: Ziemianie w: Kroniki marsjańskie, przeł. Paulina
Braiter i Paweł Ziemkiewicz, Mediasat Poland, Kraków 2005, s. 31
[2] Ray Bradbury, Czerwiec 2001: Księżycowy blask w: Kroniki marsjańskie, przeł. Paulina
Braiter i Paweł Ziemkiewicz, Mediasat Poland, Kraków 2005, s. 66
[3] Tamże, s. 72
[4] Ray Bradbury, Luty 2002: Szarańcza w: Kroniki marsjańskie, przeł. Paulina
Braiter i Paweł Ziemkiewicz, Mediasat Poland, Kraków 2005, s. 95
[5] Ray Bradbury, Październik 2026: Milion lat wakacji w: Kroniki marsjańskie, przeł. Paulina
Braiter i Paweł Ziemkiewicz, Mediasat Poland, Kraków 2005, s. 214
[6] Ray Bradbury, Styczeń 1999: Rakietowe lato w: Kroniki marsjańskie, przeł. Paulina
Braiter i Paweł Ziemkiewicz, Mediasat Poland, Kraków 2005, s. 7
[7] Ray Bradbury, Czerwiec 2001: Księżycowy blask w: Kroniki marsjańskie, przeł. Paulina
Braiter i Paweł Ziemkiewicz, Mediasat Poland, Kraków 2005, s. 65
[8] Ray Bradbury, Czerwiec 2003: Droga w przestworzach w: Kroniki marsjańskie, przeł. Paulina
Braiter i Paweł Ziemkiewicz, Mediasat Poland, Kraków 2005, s. 112
Czytałam "Kroniki marsjańskie" i również widzę w niej opowieść o człowieku i tym jak wpływa na swoją własną planetę i jej mieszkańców, a nie historię s-f.
OdpowiedzUsuńGdybyś szukała science fiction, w której oprócz opowieści o naszej naszej ludzkiej naturze, można znaleźć też rozbudowaną warstwę naukowo-socjologiczną, to polecam dzieła Kima Stanleya Robinsona, w szczególności trylogię marsjańską.
UsuńTak! Dobra SF to właśnie taka, która się broni przed czasem niezależne od tego, czy poszczególne aspekty futurystycznej wizji się sprawdzą, czy nie. Ba - niektóre klasyki gatunku świadomie pokazują przyszłość, której nie będzie i być nie może.
UsuńChyba czekają mnie te Kroniki marsjańskie. To chyba trafi w moje klimaty.
Nadmienię tylko, sam o tym nie widziałem, że ortodoksyjne reguły dopuszczają tylko pisownię s.f. lub SF, no i oczywiście fantastycznonaukowy pisany razem. Science fiction is OK of course :)
O proszę, o tym "s.f" i "SF" to nie słyszałem. A możesz podać źródła tych informacji?
UsuńNo i czekam na Twoje wrażenia z lektury "Kronik marsjańskich". Bo jestem pewien, że wyłapiesz tam wiele socjologicznych smaczków i szerzej je omówisz.
Poradnia Językowa PWN :)
UsuńZgadzam się w stu procentach ze słowami o ponadczasowości i uniwersalności tej książki. Dla mnie powrót do "Kronik..." które czytałem jako nastolatek (średnio mi się wtedy podobały) był bardzo ciekawym doświadczeniem, a Bradbury w charakterystyczny sposób punktuje człowieka jako jednostkę, ale też ludzkość zwłaszcza cywilizacja zachodu nie ma się czym pochwalić... Co w sumie jest smutne i przerażające... Może dlatego jeszcze nikogo nie spotkaliśmy, bo zwyczajnie wszyscy w kosmosie nas unikają?
OdpowiedzUsuńO tak, "Kroniki marsjańskie" to poniekąd przegląd grzeszków i przewin popełnionych przez ludzkość, chociaż w kwestii niemożności nawiązania kontaktu z inną cywilizacją upatruję bardziej w wyjaśnieniu Staszka Lema, tj. jego koncepcji okna kontaktu.
UsuńI cóż tu wiele dodać? Czytałem ten zbiór krótko po wydaniu go właśnie w serii, z której okładkę prezentujesz, i wtedy zrobił na mnie wielkie wrażenie, pod którym pozostaję do dziś. Na swój sposób bardzo smutne to opowiadania, choć momentami pełne humoru.
OdpowiedzUsuńBardzo celne spostrzeżenie! W książce nie brakuje zabawnych epizodów, ale wymowa całego dzieła jest niezwykle pesymistyczna. Taka bardziej wyrafinowana i subtelna forma, jaką posługuje się Vonnegut w swoich wizjach końca świata, gdzie czarny humor splata się z beznadzieją.
Usuń