Płacząca Zuzanna
Alona Kimchi
Tytuł oryginału: סוזנה הבוכיה
Tłumaczenie: Leszek Kwiatkowski
Wydawnictwo: W.A.B.
Seria: Z miotłą
Liczba stron: 403
Miłości, miłości, ach miłości,
czymże właściwie jesteś, jak poznać Twe oblicze, jak dowiedzieć się, kiedy
człowiek wpada w Twe sidła? I jak zareagować na podłe kalumnie, kiedy ktoś
bezpardonowo stwierdza, że miłość to (…)
rzecz najstraszliwsza, najmniej znacząca, najbardziej złudna, zwodnicza i
samolubna ze wszystkiego, co kiedykolwiek stworzył Bóg [1]?
Wydaje się, że próby odszukania odpowiedzi na wyżej wymienione pytania są
próżne, jałowe i z góry skazane na porażkę, ale zawsze przecież można posłużyć
się cudzymi doświadczeniami i dowiedzieć się, co też w materii tak szerokiej i
wciąż niezgłębionej jak ludzkie emocje, mają do powiedzenia inni – w takim
przypadku pomocą służy literatura. Dla przykładu, gdybyśmy chcieli poznać jeden
z odcieni więzi, jaka może łączyć matkę i córkę, warto sięgnąć po powieść Płacząca Zuzanna, prozatorski debiut
izraelskiej pisarki Alony Kimchi (ur. 1966).
Tytułową bohaterką dzieła, będącą
jednocześnie pierwszoosobową narratorką, jest Suzanna Rabin.
Trzydziestotrzyletnia mieszkanka Ramat Gan to kobieta, która nie potrafi
uniezależnić się od swojej rodzicielki, Ady. Ocalonej z Holokaustu (…) emerytce, byłej kierowniczce wydziału
gospodarki wodnej w urzędzie miejskim (…) [2]
można zarzucić nadopiekuńczość, bowiem nadmierna troska doprowadza do sytuacji,
w której Suzanna jest niestabilną emocjonalnie i przewrażliwioną jednostką, nie
potrafiąca stawić czoła najbardziej prozaicznym realiom ludzkiego żywota (jest
to (…) chucherkowata córeczka, leśny
hiacynt, kryształowa sarenka (…) [3]).
Jedzenie w obecności obcych ludzi, załatwianie potrzeb fizjologicznych poza
bezpiecznymi murami własnego domostwa, niespodziewane akty agresji słownej
(bądź – w przypadku psów – złośliwe ujadanie), odsłanianie niekoniecznie intymnych
części ciała – wszystko to onieśmiela, paraliżuje bądź przeraża Suzannę, która
w obawie przed opresyjną rzeczywistością zamyka się we własnym świecie. Należy
przy tym zauważyć, że jest to miejsce, w którym niemal zupełnemu wyciszeniu
ulegają wszelkie uczucia – protagonistka zapada się w bagno zobojętnienia,
usiłując niemal całkowicie odciąć się od bodźców zewnętrznych.
Bieg tej powtarzalnej,
schematycznej, nudnej, ale zarazem bezpiecznej egzystencji burzy przybycie
kuzyna z odległej Ameryki. Naor, młody mężczyzna o czarującej osobowości i
aparycji amanta filmowego (albo – w odczuciu Suzanny – Percyego Bysshe Shelleya)
pojawia się u pań Rabin w związku z osnutymi mgiełką tajemnicy i niejasności
interesami, które ma do załatwienia w Izraelu, ojczyźnie swoich rodziców. Naor
(uparcie określany w myślach Suzanny mianem Gościa), człowiek otwarty i
bezpośredni, jednak posiadający też swoje sekrety, traktuje przypadek krewnej
jako swoiste wyzwanie – postanawia on wyrwać dziewczynę ze skorupy, w której ta
się zaszyła i skłonić ją do zmierzenia się z przeszkodami, jakie na naszej
drodze stawia przewrotny los.
Siłą rzeczy, nietypowa terapia zaaplikowana
przez Gościa wystawi na próbę dotychczasowe kontakty matki i córki, bowiem
Suzanna zyskuje impuls, by przyjrzeć się prowadzonemu życiu i ocenić rolę,
odgrywaną przez Adę. Dopiero przybycie osoby z zewnątrz, nie uwikłanej w sieć
zależności i przeszłości, pozwala uniezależnić się na tyle, by ośmielić się
zerknąć na swój byt z nieco rozleglejszej perspektywy. Ponadto Naor staje się
bodźcem nakazującym głębsze zastanowienie się, nad przyczynami psychicznego
rozchwiania (A zatem, kiedy zaczął
zawiązywać się we mnie embrion rezygnacji? [4]).
Uwzględniwszy wszystkie te aspekty, i biorąc pod uwagę wcześniejszą wegetację,
będącej udziałem Suzanny i Ady, zrozumiałe jest to, że Gość pełni funkcję
zapalnika, burzącego spokojne trwanie obu kobiet.
Opis zmian, jakie zachodzą w
tytułowej bohaterce oraz jej otoczeniu stanowią główny przedmiot lektury. Płacząca Zuzanna jest przy tym powieścią
o tyle przyjemną, że utrzymana jest w charakterystycznym stylu, wyróżniającym
się pogodną ironią oraz gorzkim sarkazmem. Za sprawą specyficznego języka,
wesoło mieniącego się nietypowymi porównaniami (Rozciągała się przede mną bezkresna i przestrzeń anten i kotłów
słonecznych, jakby miasto było fragmentem Morza Sargassowego, w którego
śmiercionośnych wodorostach zaplątały się i zatonęły tysiące statków [5])
oraz sposobu odbierania świata przez Suzannę, cechującego się tendencjami do
hiperbolizacji, rzeczy prozaiczne i błahe nabierają znamion zdarzeń niezwykłych
i niesamowitych (W taksówce przez całą
drogę Gość przygotowywał mnie na spotkanie z Katiuszą. Ponieważ był to środek
dnia, a na ulicach korki, miał czas, by omówić temat szczegółowo i dogłębnie,
tak że zanim dotarliśmy do Tel Awiwu, zapoznałam się gruntownie z materiałem
operacyjnym, jaki mi przekazał [6]).
Wreszcie nie brak komizmu sytuacyjnego, który zakwita w pełni w scenie, kiedy
Suzanna i Naor starają się zawiązać dialog z Arturem, chłopcem cierpiącym na (…) nadpobudliwość psychoruchową w
połączeniu z rzadkim zespołem Tourette’a (…) [7]
– choroba powoduje, że dziecko (…) prawie
bez przerwy rzuca mięsem, a co najdziwniejsze, nabrał zwyczaju mówienia do rymu
[8].
W tym miejscu warto podkreślić, że właśnie poprzez śmiech Alona Kimchi
uczłowiecza swoich protagonistów (Suzannę i Artura) – ludzie według powszechnie
obowiązujących standardów uchodzący za nie w pełni normalnych, nie są
traktowani jako przykry temat tabu, który najlepiej pominąć milczeniem. Natomiast
chwila poświęconej uwagi i zaangażowania pozwala dostrzec w nich człowiecze
istoty, zasługujące na taki sam szacunek, jak reszta społeczeństwa.
Ostatnią kwestią godną
zasygnalizowania jest tło, na jakim rozpostarto wydarzenia. Z jednej strony
sztuka, jawiąca się jako przestrzeń, w której można wyrazić, a nawet stworzyć
samego siebie, chociaż wymaga to zarówno odwagi jak i uporu oraz determinacji.
Z drugiej zaś Izrael, państwo określane mianem kraju pogrążonego w depresji (Nieszczęście narodowe u każdego znajduje
inny, indywidualny wyraz [9])
– Alona Kimchi ukazuje nam oblicze swojej ojczyzny naznaczonej nieustannymi
niepokojami i napięciami oraz zmagającej się z problemami dotyczącej własnej
tożsamości. Kwestia palestyńska, lewicowe ruchy dążące do laicyzacji, tąpnięcia
na rodzimej scenie politycznej to tylko część z zagadnień, jakie przewijają się
na kartach dzieła.
Wypadkową wszystkich składników,
których użyła Alona Kimchi do stworzenia swojego literackiego debiutu jest
bardzo dojrzałe dzieło. Płacząca Zuzanna
wspaniale uświadamia nam, że nie odcięta pępowina może niebezpiecznie zapętlić
się na szyi dziecka, zaś integralną częścią człowieczeństwa są błędy, porażki i
niepowodzenia, z których konsekwencjami musimy się zmierzyć, by móc wyciągnąć z
nich wnioski na przyszłość.
[1] Alona Kimchi, Płacząca Zuzanna,
przeł. Leszek Kwiatkowski, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2006, s. 75
[2] Tamże, s. 45
[3] Tamże, s. 246
[4] Tamże, s. 310
[5] Tamże, s. 136
[6] Tamże, s. 120
[7] Tamże, s. 121
[8] Tamże, s. 121
Czytałam kiedyś i pamiętam Suzannę. Była to dziewczyna nadwrażliwa, wstydliwa, lękliwa, z mnóstwem zaburzeń emocjonalnych. Podczas czytania zastanawiałam się, kto jest odpowiedzialny za jej tragiczny stan – czy tylko matka? Bardzo ciekawa książka, kto nie czytał, powinien po nią sięgnąć. :)
OdpowiedzUsuńPopieram.;) Książka świetna, pokazuje niezwykły związek matki i córki. Do dzisiaj dobrze ją wspominam.
UsuńAgnieszko, faktycznie nie sposób obwiniać matki za wszystkie zaburzenia Suzanny, ale trzeba też przyznać, że rodzicielka w znaczącym stopniu przyczynia się do pogłębienia problemów córki.
UsuńAnno, przyznaję, że powieść jest znakomita, ale wcześniej w ogóle o niej nie słyszałem. Możliwe, że gdyby nie postanowienie, by częściej sięgać po dzieła napisane przez kobiety i wynikłe stąd zaprzyjaźnienie się z "Serią z miotłą", upłynęłoby jeszcze sporo czasu, nim trafiłbym na tę lekturę.
Też ze wzruszeniem wspominam tę książkę. Niezwykłe studium toksycznego związku z matką, uzależniającego i destrukcyjnego. Ale też o metamorfozie i przeobrażeniu się Zuzanny w wolną kobietę. Poza tym jest przepięknie napisana.
OdpowiedzUsuńO tak, dla mnie największą zaletą tej książki jest pierwszoosobowa narracji Suzanny. Dzięki temu powieść zyskuje niezwykły wymiar, bowiem perspektywa z jakiej ogląda świata protagonistka jest bardzo nieszablonowa i oryginalna.
Usuń