Stuart MacBride
Ślepy zaułek
tytuł oryginału: Blinde Eyetłumaczenie: Maciej Pintara
cykl: Logan McRae (tom 5)
wydawnictwo: Amber 2009
liczba stron: 320
Jakoś tak się złożyło, że w bibliotece zrealizowały się dwa moje zamówienia, i oba na pozycje w klimacie tartan noir. Pierwszym była powieść Czarny Dom Petera Maya otwierająca cykl Wyspa Lewis, o której już pisałem, a drugim Ślepy Zaułek, piąta odsłona serii Logan McRae pióra Stuarta MacBride. Na tą ostatnią złożyłem rezerwację w ramach zapełniania luk w cyklach powieściowych, które mi się spodobały, a w których coś tam pominąłem.
Ktoś atakuje Polaków pracujących w Aberdeen, oślepia ich i zostawia okaleczonych na pustych placach budowy. Brutalne napady powtarzają się, listy przysyłane policji zapowiadają, że to nie koniec. Przerażone ofiary nie chcą zeznawać, jedyny świadek się ukrywa. A sierżant Logan McRae, który prowadzi śledztwo, ma własne kłopoty: oskarżenia o korupcję, groźby mafijnego bossa, złośliwość nowego szefa... Żeby schwytać zbrodniarza, musi naruszyć przepisy - nie po raz pierwszy. Ale po raz pierwszy musi szukać rozwiązania poza granicami Granitowego Miasta...
Tyle ujawnia zajawka zamieszczona na okładce „mojego” wydania i myślę, że w kwestii przybliżenia problematyki oraz fabuły, to wystarczy. Więcej nie będę zdradzał, żeby nie psuć frajdy przyszłym czytelnikom. Z tej notki od wydawcy dowiadujemy się rzeczy poniekąd najważniejszej, a mianowicie ścisłego związku powieści z Polakami i Polską. To rzadkość w zachodniej literaturze kryminalnej, bo choć nasi rodacy występują w niej często, to zwykle tylko epizodycznie lub w tle. Nie jest więc niczym dziwnym, że do lektury przystąpiłem bardzo zaintrygowany. Co z tego wyszło?
Logan McRae, sierżant wydziału zabójstw Policji w Aberdeen wykreowany przez Stuarta MacBride to jeden z moich ulubionych bohaterów w świecie kryminałów. Z pozoru cyniczny i bez skrupułów, takim może się wydawać tylko tym, którzy niezbyt dokładnie czytali, albo w ogóle opierają się tylko na informacjach z drugiej ręki. W rzeczywistości to człowiek prawy, wrażliwy, pożądający sprawiedliwości i miłości. Jest jednak policjantem w portowym, mrocznym mieście i to wymusza na nim pewne zachowania, decyzje, maski. Hardboiled; ten termin opisuje nie tylko kanon literacki, ale właśnie i konstrukcję protagonisty, od którego się wywodzi. Faceta, na którego życie działa jak wrzątek na jajko – im dłużej parzy, tym większego twardziela stwarza. Ale to dalej to samo jajko, ten sam facet, tylko twardszy z zewnątrz.
Twardszy, nie znaczy, że kuloodporny. Tej pokusie, której nie może się oprzeć wielu autorów, MacBride nie ulega nigdy. Policjanci są zwykłymi ludźmi, którzy w niesprzyjających okolicznościach, zwłaszcza przez zaskoczenie, mogą zostać pokonani przez każdego, nie tylko przez złych herosów. Elementy nieudolności szkockiej policji, które aż zbyt często widujemy w mediach i u naszych organów ścigania, nadają powieści swoisty sznyt realizmu. A jak wypadają Polacy i Polska? Bo właśnie do kraju nad Wisłą uda się McRae w ramach prowadzonego śledztwa...
Wydawnictwo podaje, że autor materiały do powieści zbierał w komendzie krakowskiej policji. Pomija jednak dyskretnym milczeniem, czy robił to osobiście, czy też na przykład via internet. Jak było nie ma sensu dociekać. Jedyna żenująca wpadka to Lubosław. Długo już żyję, ale nikogo o takim imieniu jeszcze wśród Polaków nie spotkałem, ani nawet o takim nie słyszałem. Podobno w 1994 roku imię to nosiło 25 mężczyzn w Polsce*. Trochę mało, więc jestem ciekaw, skąd autor tego Lubosława wytrzasnął.
Kiedy w trakcie lektury będziemy się dziwić, jak różni się nasz sposób widzenia Polski i Polaków od tego, jak widzi ich MacBride, warto się zastanowić, który punkt widzenia jest słuszny – obserwującego, czy obserwowanego. Co ciekawe, ten problem przewinął się i w poprzednim dziele, które wyszło spod szkockiego pióra, czyli wspomnianym Czarnym Domu, choć już bez polskich powiązań.
Jak zwykle Stuart MacBride serwuje nam prozę, dzięki której czytelnik bez trudu wczuje się w depresyjne szkockie klimaty – pogodowe, społeczne, policyjne. Bardzo dobrze oddaje układy w pracy policyjnej, które są dla uczciwych, prawych funkcjonariuszy nie mniejszym obciążeniem niż kontakt z przestępczością i innymi patologiami społecznymi.
Niestety, mam za złe autorowi, choć nie wiem, czy to jego pomysł, czy któregoś z polskich „konsultantów”, że zawarł w swej powieści twierdzenie, jakoby SB za PRL systematycznie wyłupiało oczy opozycjonistom. Ciekawe, ilu czytelników na Zachodzie ma świadomość, że to fikcja literacka? Wpisuje się ten chwyt aż za dobrze w trwającą obecnie w naszym kraju kampanię zakłamywania historii i oczerniania PRL, bo chyba tylko w ten sposób można przesłonić mankamenty obecnej sytuacji.
Sam z kolei ciekaw jestem, czy wymalowane na podłodze kompasy (kierunek na Mekkę), dywaniki modlitewne i Koran w celach policyjnej izby zatrzymań w Aberdeen to jeszcze licentia poetica, czy już rzeczywistość.
Nieźle prezentują się wątki osobiste protagonisty i postaci drugoplanowych. Właśnie ze względu na nie usilnie zalecam czytanie powieści cyklu „po kolei”. Mieszanie, tak jak ja to uczyniłem, mniej szkodzi intrydze kryminalnej, ale całkowicie rozbija inne aspekty powieści.
Reasumując, muszę znów stwierdzić, że seria z Loganem McRae prezentuje nieco nierówny poziom. Ślepy zaułek, mimo tego, że zniesmaczył mnie tym pomysłem z SB i oślepieniami, stanowi kolejny kawałek soczystego kryminału. Dla miłośników tartan noir to pozycja chyba obowiązkowa, podobnie jak dla spragnionych klimatu dawnego dobrego hardboiled. Czytelnikom stroniącym od kryminałów Ślepego zaułka nie polecam, zwłaszcza na pierwszy kontakt z prozą Stuarta MacBride; nie tylko ze względu na modus operandi sprawców, ale również z uwagi na to, że nie czytali poprzednich części cyklu. Dla mnie to powieść, również ze względu na głębokie sięgnięcie do polskich tematów, bardzo dobra, a nawet w pewnych aspektach rewelacyjna.
Wasz Andrew
Twardszy, nie znaczy, że kuloodporny. Tej pokusie, której nie może się oprzeć wielu autorów, MacBride nie ulega nigdy. Policjanci są zwykłymi ludźmi, którzy w niesprzyjających okolicznościach, zwłaszcza przez zaskoczenie, mogą zostać pokonani przez każdego, nie tylko przez złych herosów. Elementy nieudolności szkockiej policji, które aż zbyt często widujemy w mediach i u naszych organów ścigania, nadają powieści swoisty sznyt realizmu. A jak wypadają Polacy i Polska? Bo właśnie do kraju nad Wisłą uda się McRae w ramach prowadzonego śledztwa...
Wydawnictwo podaje, że autor materiały do powieści zbierał w komendzie krakowskiej policji. Pomija jednak dyskretnym milczeniem, czy robił to osobiście, czy też na przykład via internet. Jak było nie ma sensu dociekać. Jedyna żenująca wpadka to Lubosław. Długo już żyję, ale nikogo o takim imieniu jeszcze wśród Polaków nie spotkałem, ani nawet o takim nie słyszałem. Podobno w 1994 roku imię to nosiło 25 mężczyzn w Polsce*. Trochę mało, więc jestem ciekaw, skąd autor tego Lubosława wytrzasnął.
Kiedy w trakcie lektury będziemy się dziwić, jak różni się nasz sposób widzenia Polski i Polaków od tego, jak widzi ich MacBride, warto się zastanowić, który punkt widzenia jest słuszny – obserwującego, czy obserwowanego. Co ciekawe, ten problem przewinął się i w poprzednim dziele, które wyszło spod szkockiego pióra, czyli wspomnianym Czarnym Domu, choć już bez polskich powiązań.
Jak zwykle Stuart MacBride serwuje nam prozę, dzięki której czytelnik bez trudu wczuje się w depresyjne szkockie klimaty – pogodowe, społeczne, policyjne. Bardzo dobrze oddaje układy w pracy policyjnej, które są dla uczciwych, prawych funkcjonariuszy nie mniejszym obciążeniem niż kontakt z przestępczością i innymi patologiami społecznymi.
Niestety, mam za złe autorowi, choć nie wiem, czy to jego pomysł, czy któregoś z polskich „konsultantów”, że zawarł w swej powieści twierdzenie, jakoby SB za PRL systematycznie wyłupiało oczy opozycjonistom. Ciekawe, ilu czytelników na Zachodzie ma świadomość, że to fikcja literacka? Wpisuje się ten chwyt aż za dobrze w trwającą obecnie w naszym kraju kampanię zakłamywania historii i oczerniania PRL, bo chyba tylko w ten sposób można przesłonić mankamenty obecnej sytuacji.
Sam z kolei ciekaw jestem, czy wymalowane na podłodze kompasy (kierunek na Mekkę), dywaniki modlitewne i Koran w celach policyjnej izby zatrzymań w Aberdeen to jeszcze licentia poetica, czy już rzeczywistość.
Nieźle prezentują się wątki osobiste protagonisty i postaci drugoplanowych. Właśnie ze względu na nie usilnie zalecam czytanie powieści cyklu „po kolei”. Mieszanie, tak jak ja to uczyniłem, mniej szkodzi intrydze kryminalnej, ale całkowicie rozbija inne aspekty powieści.
Reasumując, muszę znów stwierdzić, że seria z Loganem McRae prezentuje nieco nierówny poziom. Ślepy zaułek, mimo tego, że zniesmaczył mnie tym pomysłem z SB i oślepieniami, stanowi kolejny kawałek soczystego kryminału. Dla miłośników tartan noir to pozycja chyba obowiązkowa, podobnie jak dla spragnionych klimatu dawnego dobrego hardboiled. Czytelnikom stroniącym od kryminałów Ślepego zaułka nie polecam, zwłaszcza na pierwszy kontakt z prozą Stuarta MacBride; nie tylko ze względu na modus operandi sprawców, ale również z uwagi na to, że nie czytali poprzednich części cyklu. Dla mnie to powieść, również ze względu na głębokie sięgnięcie do polskich tematów, bardzo dobra, a nawet w pewnych aspektach rewelacyjna.
Wasz Andrew
* Za wiki
Słowna skala ocen:
- beznadziejna
- bardzo słaba
- słaba
- może być
- przeciętna
- dobra
- bardzo dobra
- rewelacyjna
- wybitna
- arcydzieło
cykl: Logan McRae:
- Chłód Granitu (Cold Granite, 2005)
- Zamierające Światło (Dying Light, 2006)
- Otwarte Rany (Broken Skin, 2007)
- Dom krwi (Flesh House, 2008)
- Ślepy zaułek (Blinde Eye, 2009)
- Zimny pokój (Dark Blood, 2010)
- Połamać kości (Shatter the Bones, 2011)
- Close to the Bone (2013)
Co do imienia, to może z racji końcówki "-sław", autor stwierdził, że jest ono typowo polskie. Trochę dziwne, że żaden z konsultantów nie zasygnalizował, że są bardziej popularne. O wyłupywaniu oczu też pierwsze słyszę. Nie zmienia to faktu, że sam kryminał sprawia wrażenie dość ciekawego - najbardziej ciekawi mnie to ukazanie układów i układzików, które panują chyba w każdej organizacji.
OdpowiedzUsuńŁadnie, ładnie. A ja ledwo co opublikowałem wpis o ślepocie jako motywie w literaturze. Ładna synchronizacja.
OdpowiedzUsuń