Orły i anioły
Juli Zeh
Tytuł oryginału: Adler und Engel
Tłumaczenie: Sława Lisiecka
Wydawnictwo: W.A.B.
Seria: Don Kichot i Sancho Pansa
Liczba stron: 420
Narkotyki czy środki odurzające
to bardzo stary wynalazek, z którego ludzkość korzysta od tysięcy lat,
niebezpiecznie igrając z jego destrukcyjnym potencjałem. Dostęp do tego typu
substancji stał się bardziej powszechny dopiero w XIX wieku, kiedy to udało się
opracować przemysłowe metody ekstrakcji takich związków jak kokaina, morfina
czy heroina. Jednak dopiero wiek XX przyniósł prawdziwy przełom, kiedy to z
jednej strony starano się wznosić utopie, których fundamenty stanowiły
poszerzające świadomość używki, z drugiej zaś dostrzeżono poważne zagrożenia
płynące z uzależnienia. W literackim świecie nie brak tytułów mówiących o
pozytywnych jak i negatywnych aspektach narkotyków, ale powieść Orły i anioły pióra niemieckiej pisarki
Juli Zeh to pozycja traktująca zdecydowanie o niebezpieczeństwach, jakie niosą
ze sobą prochy.
Pierwszoosobowym narratorem utworu
jest Max. To 33-letni mężczyzna naznaczony trudnym dzieciństwem (otyłość,
trądzik, matka wydająca przyznane na syna alimenty na własne potrzeby), któremu
udaje się wspiąć się na szczyt i utrzymać się na nim przez chwilę (studia
prawnicze zwieńczone błyskotliwą i dobrze zapowiadającą się karierą w
renomowanej austriackiej kancelarii z widokami na miano jednego z bardziej
cenionych ekspertów w dziedzinie prawa międzynarodowego). Tyle, że osiągniętym
sukcesem nie jest dane cieszyć się zbyt długo – w momencie rozpoczęcia utworu
Max jest właściwie wrakiem człowieka, cieniem samego siebie. W przeciągu 2
miesięcy, jakie upływają od szokującej samobójczej śmierci Jessie, ukochanej
Maxa, bohater pogrąża się w sidłach kokainowej depresji. W trakcie jednej z
nielicznych przerw od szorowania po samym dnie i tarzania się w mule
samoudręki, Max pod wpływem impulsu zwierza się z doświadczonej traumy, przytaczając
swoją tragiczną historię na łamach nocnej audycji radiowej Rozmowy o marnym świecie. Clara, prezenterka radiowa prowadząca
program, postanawia odnaleźć Maxa i wydobyć z niego całą opowieść, łącznie z
najbardziej bolesnymi szczegółami.
Książka utrzymana jest w formie
wyznania, spowiedzi – protagonista zostaje zmuszony do skonfrontowania się z
nieprzyjemną przeszłością i z tego względu utwór to swoiste (…) poruszanie się po spalonej ziemi (…)
egzystencji i grzebnie w ruinach (…) [1].
Przyjęta konwencja skutkuje tym, że świat przedstawiony odmalowany jest z perspektywy
Maxa, którego osobowość wylewa się z poszczególnych kart dzieła. Tyle, że
bohater z pewnością nie jest typem człowieka, do którego łatwo zapałać sympatią
– silenie się na ton cyniczny i zgorzkniały, natarczywe epatowanie własnym
nieszczęściem, drażniące wynurzenia i przemyślenia, podejmowane próby słownej
szermierki, mające być w zamierzeniu popisem we władaniu ciętymi ripostami, a
będące w istocie pojedynkiem na slogany, cuchnące banałem i trywialnością,
wszystko to sprawia, że dłuższe przebywanie z Maxem nuży i irytuje.
Postać kluczowego protagonisty
powoduje, że książka ma dychotomiczny charakter. Poznając życiorys Maxa, jego
niełatwe dorastanie oraz podejmowane przez niego wybory, poddawani jesteśmy emocjonalnemu
szantażowi, przed którym jednak łatwo jest się wybronić z uwagi na nieznośny
sposób bycia. Z drugiej strony, w miarę śledzenia chaotycznej relacji,
przeplatanej narkotycznymi wizjami i jękami o chwile atencji i zrozumienia,
czytelnik przekonuje się, że mamy do czynienia z niezwykle intrygującym tłem
powieści. Obraz, powoli acz stopniowo wyłaniający się ze szczątków, które Max
pod wpływem Clary usiłuje złożyć w logiczną całość, przeraża bezwzględnością i
okrucieństwem – jego składowymi są wojna na Bałkanach, fatalna sytuacja
tamtejszych cywili, przemyt narkotyków oraz handel bronią.
Proza Juli Zeh z brutalną
szczerością uświadamia nam, że tam, gdzie w grę wchodzą ogromne pieniądze, nie
ma miejsca dla litości, wrażliwości na krzywdę bliźniego czy współczucia. Życie
ludzkie przestaje odgrywać jakąkolwiek rolę, a poszczególne jednostki
postrzegane są tylko jako przydatne narzędzia, niezbędne ofiary bądź potencjalne
źródło gotówki. Ponadto niemiecka pisarka sygnalizuje, że największe oszustwa,
szwindle i nadużycia nierzadko dokonywane są w białych rękawiczkach, tj. pod auspicjami
międzynarodowych organizacji czy państwowych instytucji.
Reasumując, mimo iż Orły i anioły nie wywarły na mnie takiego wrażenia jak Ciemna materia, to książka pozostaje solidną lekturą utrzymaną w mocno turpistycznym klimacie. Juli Zeh raczy czytelnika portretami ludzi brzydkich z moralnego punktu widzenia – są to osobnicy pełni wad i słabostek, a do tego emocjonalnie okaleczeni i puści. Nie potrafią okazywać swoich uczuć, zawiązywać realnych i trwałych relacji. Z tego powodu powieść traktować można jako surową krytykę współczesnego pokolenia trzydziesto- oraz czterdziestolatków. Utwór jest jednocześnie przestrogą, że właśnie tacy ludzie stanowią idealny cel dla narkotykowych mafii – używki są rodzajem erzacu, namiastki, substytutu, które pozwalają chociaż na chwilę zapomnieć o miałkości i jałowości codziennej egzystencji.
[1] Juli Zeh, Orły i anioły, przeł. Sława
Lisiecka, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2004, s. 254
Ta książka zrobiła na mnie kiedyś duże wrażenie, nawet niedawno próbowałam do niej wrócić. Sprawnie napisana, z nietuzinkowymi bohaterami osadzonymi w specyficznym środowisku - to już dużo. Mam nadzieję, że wreszcie sięgnę po inne tytuły tej pisarki, bo zdaje się pisać na dość różne tematy.
OdpowiedzUsuńHa, dla mnie postać głównego bohatera została chyba zbyt dobrze wykreowana, bowiem już od początku odczuwałem do niego szczerą antypatię, i uczucie to rzutowało na odbiór całej książki. Poznawanie losów Maxa mocno mnie drażniło, ale sama wymowa książki jest bardzo ciekawa i wartościowa.
UsuńJa też mam zamiar poznać pozostały dorobek Juli Zeh, bo oprócz "Orłów i aniołów" przeczytałem jeszcze tylko "Ciemną materię", która bardzo mi się spodobała.
Przy kolejnej Twojej lekturze znów mam wrażenie, że Wielka Literatura i obraz świata przez nią kreowany coraz bardziej rozmija się z tym, jak świat jest urządzony naprawdę.
OdpowiedzUsuńWeźmy na przykład pogląd większości, który pięknie ująłeś we wstępie Narkotyki czy środki odurzające to bardzo stary wynalazek, z którego ludzkość korzysta od tysięcy lat, niebezpiecznie igrając z jego destrukcyjnym potencjałem. Dostęp do tego typu substancji stał się bardziej powszechny dopiero w XIX wieku... . Powiedziałbym, że to, delikatnie mówiąc, bardzo naciągana teza. Były okresy w dziejach, i to trwające całe wieki, kiedy alkohol (według wielu neurobiologów dużo bardziej szkodliwy narkotyk, niż wiele innych ale nielegalnych) był w tak powszechnym i permanentnym użyciu, że w ogóle nie pito wody. Na dobrą sprawę, według dzisiejszych polskich norm, wszyscy byli od rana do nocy mniej lub bardziej pijani. Podobna sprawa z używaniem różnego rodzaju "ziela" i grzybków. Problem nie jest substancjach psychoaktywnych, tylko w tym, jak się ich używa. W latach osiemdziesiątych przed sesją można było na receptę dostać amfetaminę. I jakoś nie było problemu. Teraz jej użycie czyni ze studenta przestępcę. Podobało mi się stwierdzenie świętej pamięci prof. Vitulaniego - tezy o destrukcyjnej mocy narkotyków i konieczności penalizacji ich użycia najbardziej popierają baronowie z branży narkotykowej :)
"Problem nie jest w substancjach psychoaktywnych, tylko w tym, jak się ich używa" - dokładnie. Ale w przypadku twardych narkotyków trudno jest kontrolować sytuację i prędzej czy później dochodzi się do położenia, kiedy używamy tych środków "bez głowy", tzn. zażywamy je, bo musimy.
UsuńJeśli chodzi o alkohol to faktycznie jest to używka, którą się lekceważy, której nie traktuje się zbyt poważnie. Ale wystarczy spojrzeć na liczbę wypadków na polskich drogach spowodowanych przez kierowców na podwójnym gazie czy statystyki dotyczące przemocy w rodzinie, by przekonać się, że wielu ludzi nie potrafi korzystać z tej używki.
A co do legalizacji narkotyków - parę dni temu napisałem bardzo podobny komentarz do książki "Ameksyka. Wojna wzdłuż granicy", którą zrecenzował Filip.
A wracając jeszcze do Juli Zeh to w "Orłach i aniołach" też widać, że atrakcyjność przemytu zasadza się na tym, że po przekroczeniu granicy wartości danej substancji psychoaktywnej gwałtownie wzrasta. Ale wg mnie proza Niemki jest o tyle wartościowa, że pokazuje iż przemytem nie zajmują się tylko typowe schwarzcharaktery - owszem, nie brakuje stereotypowych gangsterów, ale często pełnią oni rolę pionków.
Tak, i tylko te pionki są widoczne. No - może czasem jakiegoś gońca lub skoczka się zobaczy ;)
UsuńCo do szkodliwości narkotyków - spójrzmy na to prościej. Weźmy dowolną listę głównych przyczyn przedwczesnych zgonów Polaków. Czy jest na górze tej listy jakiś narkotyk, dopalacz lub jakaś choroba przez nie powodowana? Nie. Ale za to są choroby i zespoły chorób powodowane przez inne uzależnienia. Cukier, śmieciowe jedzenie, komputerowy tryb życia, stres od pogoni za szmalem. To są prawdziwe uzależnienia, które naprawdę zabijają a narkotyki? To taki straszak jak seryjni zabójcy - pikuś przy wypadkach drogowych i wielu innych zagrożeniach :)
Brzmi trochę jak Pynchon. Czy skojarzenie jest adekwatne?
OdpowiedzUsuńCzytałem tylko "Wadę ukrytą" oraz "Vineland", ale wydaje mi się, że u amerykańskiego pisarza więcej jest czarnego humoru oraz ironii.
UsuńMimo że mam tę książkę na półce (jestem fanką twórczości Juli Zeh) to jednak przeraża mnie wizja przedzierania się przez chaotyczne zwierzenia kokainisty i chyba sobie ją odpuszczę.
OdpowiedzUsuńNie będę namawiać, ale przyznaję, że sam chętnie zagłębię się w pozostałą twórczość niemieckiej pisarki.
UsuńZaskoczyłeś mnie informacją, że trzydziesto- i czterdziestolatkowie są idealnym celem dla narkotykowych mafii. Sądziłam, że na uzależnienie od narkotyków najbardziej podatne są osoby w wieku kilkunastu lat, a starsi szybciej wpadną w alkoholizm niż narkomanię.
OdpowiedzUsuńTak jakby alkohol nie był narkotykiem :)
UsuńPisząc o alkoholu, miałam na myśli wódkę, spirytus, wino. Ale rzeczywiście alkohol należy do narkotyków. :)
UsuńWydaje mi się, że młodzież szuka w narkotykach dobrej zabawy bądź próby zaimponowania rówieśnikom. A dla części dorosłych używki są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania - pozwalają odstresować się, zapomnieć o codziennych niepowodzeniach, redukują napięcie, itd.
UsuńWydaje mi się, że dochodzi tu też kwestia prozaiczna: pieniądze. Osoby dorosłe, na etacie, mają dużo większe możliwości oddawania się uzależnieniom.
UsuńMyślę, że mocno upraszczacie; młodzież to, dorośli tamto. Nagminne używania narkotyków przez studentów w okresie przed- i sesyjnym raczej nie jest dowodem na hedonistyczne podłoże działań młodzieży. Szturm młodzieży na dopalacze nie świadczy o tym, by dorośli mieli większe możliwości oddawania się uzależnieniom. Nie wspomnę o tym, że na narkotykach uzależnienia się nie kończą. A skoro czas to pieniądz, więc brak pieniędzy młodzież nadrabia nadmiarem czasu i wszystko się równoważy, dlatego młodzież przoduje tam, gdzie wymagany jest czas, a dorośli tam, gdzie kasa. Choć oczywiście część młodzieży ma więcej kasy niż większość dorosłych, a część dorosłych ma więcej czasu niż większość dzieci :)
UsuńProblematyka ludzkiej moralności to chyba temat literacki, który zawsze będzie budził wiele kontrowersji. Bardzo dobrze, że są i takie pozycje, które pokazują, że życie bywa bardziej skomplikowane niż nam się wydaje. :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że ludzie, którym taka wiedza by się przydała, na ogół rzadko sięgają po tego typu literaturę :)
UsuńWiększość ludzi lubi proste odpowiedzi i proste prawdy. Boją się pytań, niejednoznaczności, zawiłości i możliwości, że na wiele pytań nie ma jednej odpowiedzi. Po co takim podobna literatura? Po co im w ogóle literatura?
UsuńBardzo fajny wpis. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem. Bardzo fajny artykuł.
OdpowiedzUsuń