Drach
Szczepan Twardoch
Wydawnictwo: Literackie
Liczba stron: 400
Człowiek to istota dumna i
butna, mniej lub bardziej świadomie zakładająca, że to właśnie ona jest osią,
wokół której obraca się Wszechświat. Tyle, że Wszechświat zaskakująco często
udowadnia, że ludzkość, cały jej kulturowy oraz cywilizacyjny dorobek, to tylko
pewien etap, chwilowy rozdział, ulotny fragment – z perspektywy czasu wszystko
jawi się jako zdumiewająco kruche, wrażliwe i nieodporne na niszczącą
działalność entropii. Człowiecza małość i bezbronność przejawiają się również w
tym, że ludzie nieustannie narażeni są na działanie złośliwego i pokrętnego fatum,
które ciągle w ogromnym stopniu wpływa na nasz byt. O tych prostych prawdach
bardzo ciekawie przypomniano w książce Drach,
pióra Szczepana Twardocha (autora m.in. Morfiny oraz Króla).
Drach to pełna rozmachu powieść, w której ukazano zawiłe ludzkie
losy. Akcja osadzona została głównie na Śląsku, a największą uwagę poświęcono
biografiom urodzonego pod koniec XIX wieku Josefa Magnora oraz jego prawnuka
Nikodea Gemandera. Pozornie, obu mężczyzn dzieli bardzo wiele – Josef Magnor,
pracujący w charakterze (…) podziemnego
cieśli w kopalni Delbrück [1],
to weteran Wielkiej Wojny (na froncie przypadło mu walczyć w mundurze Cesarstwa
Niemieckiego) oraz uczestnik powstań śląskich mimo nie do końca odczuwanej
polskości; Nikodem Gemander nie ma wątpliwości, co do bycia Polakiem, ale na co
dzień daleko mu do rozważań poświęconych własnej narodowości, bez wątpienia
jest uznanym architektem, nie lubianym w środowisku za osiągnięty sukces,
bezkompromisowość, bycie spoza układu oraz zamiłowanie do luksusu i kosztownych
gadżetów. Josef to człowiek cieszący się poważaniem i szacunkiem, który potrafi
podjąć zdecydowane działania, gdy wymaga tego sytuacja, z kolei Nikodem zdaje
się karmić żywioną do niego nienawiścią, uciekając jednocześnie od konsekwencji
podjętych czynów. Jeśli jednak obserwować wspomnianych protagonistów bez
uwzględnienia czasowych barier, bardzo szybko odnajdują się punkty styczne,
pozwalające czytelnikowi stwierdzić, że oto przed jego oczami rozgrywają się
bliźniacze dramaty, z których drugi mógłby zostać uniknięty, gdyby jego bohater
znał przebieg pierwszego.
Ten paralelny charakter postępowania Josefa i Nikodema uzmysławia nam jak złudne jest przeświadczenie o naszej indywidualności i niepowtarzalności, biorące się z bardzo skromnej płaszczyzny, na której jesteśmy w stanie doświadczać zachodzących wydarzeń. Rzeczywistość otwiera przed nami swoje podwoje w niewielkim stopniu, w rezultacie czego wiele faktów nam umyka. Tym samym na otoczenie spoglądamy w sposób fragmentaryczny, z trudem dostrzegając korelacje pomiędzy poszczególnymi wypadkami. Ta ograniczona percepcja widoczna jest choćby na przykładzie nieznajomości dziejów naszych przodków, których błędy nieświadomie powielamy, zaplątując się w identyczne schematy czy błądząc w tych samych odnogach labiryntu.
Twardoch zwraca też uwagę na niezgrabność i ubóstwo międzyludzkiej komunikacji. Wzajemne zrozumienie okazuje się rzeczą równie pożądaną, co nieosiągalną – egoizm, brak empatii, nieufność czy nieumiejętność wyrażania własnych uczuć stanowią skuteczną przeszkodzę w drodze do poznania bliźniego, co sprawia, że nasz żywot przesiąknięty jest poczuciem wyobcowania oraz samotnością.
Drach wyróżnia się stylem, w jakim jest utrzymany, przypominającym konwencję, jaką zastosowała Olga Tokarczyk w dziele Prawiek i inne czasy. Utwór jest panoramicznym spojrzeniem na człowieka i jego koleje życia. Postacie Josefa i Nikodema przywodzą na myśl oczka pajęczyny, bowiem Twardoch wykorzystuje pojedyncze zajścia, w jakich uczestniczą i używa ich jako pretekstu do mozaikowego przytoczenia historii w mniejszym bądź większym stopniu z nimi związanych – rozgrywających się w tym samym miejscu, bądź (…) w tym samym czasie, chociaż w różnych, nakładających się na siebie latach (…) [2]. Przyjęta forma wymusza wprowadzenie omnipotentnego narratora, którego nie dotyczą pojęcia związane z upływającym czasem – byt wolny od tych barier i ograniczeń (tytułowy drach) może dyskretnie podpatrywać człowieczą egzystencję, co wiąże się z zaburzoną chronologią, powtarzaniem i odtwarzaniem wybranych sekwencji zdarzeń oraz obsianiem tekstu licznymi retrospekcjami i antycypacjami (futurospekcjami).
Wybrany przez Twardocha sposób narracji umożliwia przedstawienie tragicznych i skomplikowanych losów Śląska i zamieszkujących go ludzi. Tym samym pisarz wkracza na grząskie i trudne tereny rozważań dotyczących tego czym właściwie jest nasza tożsamość narodowa i jakie składniki ją definiują. Autor umiejętnie sygnalizuje, że na wyżej wymienione pytania tym trudniej odpowiedzieć, im bliżej egzystencja nasza oraz naszych przodków toczy się na terenach spornych, przygranicznych, które sukcesywnie przechodzą z rąk do rąk. Jednocześnie przekonujemy się jak bardzo umowne są takie pojęcia jak ojczyzna czy naród, po które sięgają głównie politycy w momencie, kiedy wymaga tego ich interes – dla zwykłych zjadaczy chleba namolne przywoływanie tych szumnych haseł jest na ogół zapowiedzią nieszczęść i klęsk, z których rzeczą najgroźniejszą jest wojna. Wojna, która dzieli i skłóca przyjaciół, najbliższych, a nawet członków tej samej rodziny. Wojna, po której przychodzą nowe porządki, kiedy to jedni są w obozie wygranych, a drudzy – przegranych; gdy, ci, którzy w trakcie konfliktu walczyli po niewłaściwej stronie zmuszani są do przemilczeń, dyskrecji i zachowywania rodzinnych tajemnic (Yno niy gŏdej ô tym nikomu, ja? Ô tym sie niy gŏdŏ [3]).
Rozległość snutej wizji pozwala Twardochowi na przytoczenie całego szeregu smaczków i ciekawostek, tj. napomknięcie o faktach niewygodnych, o których się skrzętnie milczy bądź o wydarzeniach mniej znanych czy zapomnianych. Echa ludobójstwa plemion Herero i Nama w Afryce, okoliczności eliminacji członków Sturmabteilung (SA), konstytuowanie się granicy polsko-niemieckiej na Śląsku, wzmianka o Marokańczykach walczących w armii francuskiej w trakcie I WŚ czy przypomnienie o Żmiju i Welesie to na pozór drobne elementy, które jednak powodują, że lektura jest jeszcze ciekawsza. Ponadto utwór Twardocha wspaniale unaocznia, że najwyższa władza nad człowieczym bytem pozostaje w rękach fortuny (Wielu umiera. Josef nie umiera, bo trajektoria jego pełznącego w rudym błocie ciała nie przecina się z trajektorią żadnego pocisku ani odłamka [4]) – o życiu ludzkim decyduje przypadek, prawo wielkich liczb, ślepy traf, co bardzo boleśnie godzi w nasz antropocentryzm.
Reasumując, Drach to bardzo dobra powieść, w której interesująco zarysowano tło społeczno-historyczne śląskiej ziemi. Siłą utworu jest koncentracja na losach szarych ludzi: przybliżenie ich warunków bytowych w okresie międzywojennym oraz opis wojennej i powojennej rzeczywistości, będącej ich udziałem. Do słabszych stron, podobnie jak w przypadku Króla, należą rozważania natury metafizycznej – pytania o świadomość, o to, co dzieje się z nią po ludzkiej śmierci, emanują dość płytką i powierzchowną filozofią. Drażniące jest także mocne skupienie się na kwestiach materialnych – strony Dracha przesycone są szczegółami i technikaliami na temat wszelakiej maści broni, gadżetów czy samochodów. Na szczęście wspomniane wady rozpływają się w soczystej prozie, która wywiera bardzo dobre wrażenie.
Ten paralelny charakter postępowania Josefa i Nikodema uzmysławia nam jak złudne jest przeświadczenie o naszej indywidualności i niepowtarzalności, biorące się z bardzo skromnej płaszczyzny, na której jesteśmy w stanie doświadczać zachodzących wydarzeń. Rzeczywistość otwiera przed nami swoje podwoje w niewielkim stopniu, w rezultacie czego wiele faktów nam umyka. Tym samym na otoczenie spoglądamy w sposób fragmentaryczny, z trudem dostrzegając korelacje pomiędzy poszczególnymi wypadkami. Ta ograniczona percepcja widoczna jest choćby na przykładzie nieznajomości dziejów naszych przodków, których błędy nieświadomie powielamy, zaplątując się w identyczne schematy czy błądząc w tych samych odnogach labiryntu.
Twardoch zwraca też uwagę na niezgrabność i ubóstwo międzyludzkiej komunikacji. Wzajemne zrozumienie okazuje się rzeczą równie pożądaną, co nieosiągalną – egoizm, brak empatii, nieufność czy nieumiejętność wyrażania własnych uczuć stanowią skuteczną przeszkodzę w drodze do poznania bliźniego, co sprawia, że nasz żywot przesiąknięty jest poczuciem wyobcowania oraz samotnością.
Drach wyróżnia się stylem, w jakim jest utrzymany, przypominającym konwencję, jaką zastosowała Olga Tokarczyk w dziele Prawiek i inne czasy. Utwór jest panoramicznym spojrzeniem na człowieka i jego koleje życia. Postacie Josefa i Nikodema przywodzą na myśl oczka pajęczyny, bowiem Twardoch wykorzystuje pojedyncze zajścia, w jakich uczestniczą i używa ich jako pretekstu do mozaikowego przytoczenia historii w mniejszym bądź większym stopniu z nimi związanych – rozgrywających się w tym samym miejscu, bądź (…) w tym samym czasie, chociaż w różnych, nakładających się na siebie latach (…) [2]. Przyjęta forma wymusza wprowadzenie omnipotentnego narratora, którego nie dotyczą pojęcia związane z upływającym czasem – byt wolny od tych barier i ograniczeń (tytułowy drach) może dyskretnie podpatrywać człowieczą egzystencję, co wiąże się z zaburzoną chronologią, powtarzaniem i odtwarzaniem wybranych sekwencji zdarzeń oraz obsianiem tekstu licznymi retrospekcjami i antycypacjami (futurospekcjami).
Wybrany przez Twardocha sposób narracji umożliwia przedstawienie tragicznych i skomplikowanych losów Śląska i zamieszkujących go ludzi. Tym samym pisarz wkracza na grząskie i trudne tereny rozważań dotyczących tego czym właściwie jest nasza tożsamość narodowa i jakie składniki ją definiują. Autor umiejętnie sygnalizuje, że na wyżej wymienione pytania tym trudniej odpowiedzieć, im bliżej egzystencja nasza oraz naszych przodków toczy się na terenach spornych, przygranicznych, które sukcesywnie przechodzą z rąk do rąk. Jednocześnie przekonujemy się jak bardzo umowne są takie pojęcia jak ojczyzna czy naród, po które sięgają głównie politycy w momencie, kiedy wymaga tego ich interes – dla zwykłych zjadaczy chleba namolne przywoływanie tych szumnych haseł jest na ogół zapowiedzią nieszczęść i klęsk, z których rzeczą najgroźniejszą jest wojna. Wojna, która dzieli i skłóca przyjaciół, najbliższych, a nawet członków tej samej rodziny. Wojna, po której przychodzą nowe porządki, kiedy to jedni są w obozie wygranych, a drudzy – przegranych; gdy, ci, którzy w trakcie konfliktu walczyli po niewłaściwej stronie zmuszani są do przemilczeń, dyskrecji i zachowywania rodzinnych tajemnic (Yno niy gŏdej ô tym nikomu, ja? Ô tym sie niy gŏdŏ [3]).
Rozległość snutej wizji pozwala Twardochowi na przytoczenie całego szeregu smaczków i ciekawostek, tj. napomknięcie o faktach niewygodnych, o których się skrzętnie milczy bądź o wydarzeniach mniej znanych czy zapomnianych. Echa ludobójstwa plemion Herero i Nama w Afryce, okoliczności eliminacji członków Sturmabteilung (SA), konstytuowanie się granicy polsko-niemieckiej na Śląsku, wzmianka o Marokańczykach walczących w armii francuskiej w trakcie I WŚ czy przypomnienie o Żmiju i Welesie to na pozór drobne elementy, które jednak powodują, że lektura jest jeszcze ciekawsza. Ponadto utwór Twardocha wspaniale unaocznia, że najwyższa władza nad człowieczym bytem pozostaje w rękach fortuny (Wielu umiera. Josef nie umiera, bo trajektoria jego pełznącego w rudym błocie ciała nie przecina się z trajektorią żadnego pocisku ani odłamka [4]) – o życiu ludzkim decyduje przypadek, prawo wielkich liczb, ślepy traf, co bardzo boleśnie godzi w nasz antropocentryzm.
Reasumując, Drach to bardzo dobra powieść, w której interesująco zarysowano tło społeczno-historyczne śląskiej ziemi. Siłą utworu jest koncentracja na losach szarych ludzi: przybliżenie ich warunków bytowych w okresie międzywojennym oraz opis wojennej i powojennej rzeczywistości, będącej ich udziałem. Do słabszych stron, podobnie jak w przypadku Króla, należą rozważania natury metafizycznej – pytania o świadomość, o to, co dzieje się z nią po ludzkiej śmierci, emanują dość płytką i powierzchowną filozofią. Drażniące jest także mocne skupienie się na kwestiach materialnych – strony Dracha przesycone są szczegółami i technikaliami na temat wszelakiej maści broni, gadżetów czy samochodów. Na szczęście wspomniane wady rozpływają się w soczystej prozie, która wywiera bardzo dobre wrażenie.
[1] Szczepan Twardoch, Drach, Wydawnictwo Literackie, Kraków
2017, s. 104
[2] Tamże, s. 349
[3] Tamże, s. 352
[4] Tamże, s. 220
Celne podsumowanie. Jako Ślązaczka - doceniam próbę ujęcia historii śląskiej ziemi i losów Ślązaków. Przekonała mnie również obecność dracha. Natomiast wydaje mi się, że powtarzających się (jak refren) zwrotów i nawiązań do dracha autor jednak nieco nadużył...
OdpowiedzUsuńJa Ślązakiem nie jestem, ale bardzo spodobała mi się ta polifoniczna perspektywa uświadamiająca jak bogatym w historię regionem jest Śląsk.
UsuńO, kolejny Twardoch, tym razem, jak widzę, lepszy :D. Choć i tu nie obyło się bez kilku potknięć. "Morfinę" też czytałeś? Bo to od niej mam ochotę zacząć przygodę z Twardochem ;).
OdpowiedzUsuńA postanowiłem za jednym zamachem walnąć 2 powieści tego pisarza. Fakt "Drach" wydaje mi się bardziej dojrzały warsztatowo, chociaż powstał przed "Królem". "Morfiny" jeszcze nie czytałem, ale poznał i zrecenzował ją Andrew.
UsuńO, brzmi bardzo ciekawie i chyba ma najmniej wad ze wszystkich książek Twardocha, o których pisaliście :P.
UsuńMnie drach rozczarował, po Morfinie to już nie było to.;( Zwłaszcza pomysł na "pozaziemskiego" narratora wydał mi się zbyt nachalnym powtórzeniem. Ale "Śląskość" b. mi odpowiadała, zawsze to coś nowego.
OdpowiedzUsuńHa, wychodzi na to, że kolejność obcowania z dziełami Twardocha ma znacznie. Ja po "Dracha" sięgnąłem po nie w pełni satysfakcjonującym mnie "Królu" i utwór wydał mi się znacznie lepszy. Ciekawe jak oceniłbym go, gdybym wcześniej zapoznał się z "Morfiną".
UsuńA narratora-dracha byłem w stanie jak najbardziej kupić, ale pewnie wynikało to z irytacji wywołaną lewitującego kaszalota, królującego na warszawskim niebie w "Królu". W "Drachu" tego typu wszechwiedzący narrator-obserwator sprawiał wrażenie znacznie trafniejszego pomysłu.
W Królu lewituje kaszalot?;)))) To już jakaś autoparodia chyba.;)
UsuńW sumie nie spojrzałem na to w ten sposób, ale może coś w tym jest :)
UsuńA ten kaszalot to Litani, prawdopodobnie nawiązanie do biblijnego Lewiatana.
„Ta ograniczona percepcja widoczna jest choćby na przykładzie nieznajomości dziejów naszych przodków, których błędy nieświadomie powielamy, zaplątując się w identyczne schematy czy błądząc w tych samych odnogach labiryntu”.
OdpowiedzUsuńMyślę, że nawet gdybyśmy znali błędy popełnione przez przodków, i tak byśmy je powielali, ponieważ uczyć się można tylko na własnych błędach. Mało kto potrafi uczyć się na cudzych. Inna sprawa, że istnieją ludzie, którzy nawet z własnych błędów nie potrafią wyciągnąć wniosków. :) A książek Twardocha jeszcze nie znam, postaram się sięgnąć po którąś.
Mój nauczyciel od historii dopełnił kiedyś znane przysłowie w ten oto sposób: "Historia jest nauczycielką życia, tylko uczniów ma głupich".
UsuńKoczowniczko, sztuka wyciągania wniosków z cudzych błędów to wyższa szkoła jazdy, ale pewnie znalazłoby się kilku osobników posiadających tę wyjątkową umiejętność. Ale fakt, zdecydowana większość ludzi to uparciuchy, którzy z determinacją godną podziwu wpadają w te same dołki, za każdym razem będąc zaskoczonym, że za każdym razem efekt końcowy jest tak samo mizerny.
UsuńQbusiu, celnie i w punkt :)