Szkoła na granicy
Géza Ottlik
Tytuł oryginału: Iskola a határon
Tłumaczenie: Tadeusz Olszański
Wydawnictwo: W.A.B.
Seria: Nowy Kanon
Liczba stron: 480
Pajęczyna powiązań spajająca
pojedynczą ludzką istotę ze społecznością, w której przyszło jej egzystować
jest równie subtelna, co potężna. Człowieczy żywot to ciąg nieustannych
relacji, które w mniejszym bądź większym stopniu zostają zadzierzgnięte z otoczeniem.
Te interakcje nie zawsze są dobrowolne, nierzadko są one wynikową konieczności
i przymusu. W końcu środowiska, w które trafiamy nie muszą być przyjazne, ba,
wrogość czy przemoc to rzeczy towarzyszące niejednemu osobnikowi. Cóż jednak
czynić, kiedy już znajdziemy się w sidłach nieżyczliwego i nieprzychylnego
towarzystwa? Do wyboru pozostają bierność i poddanie się przygniatającej woli
większości, co jednak może wiązać się z upokorzeniem. Inną ewentualnością jest
walka – opór, brak akceptacji narzucanych reguł, próba przeciwstawienia się
utartym schematom. Opcja druga pozwala na zachowanie niezależności, chociaż
jest zdecydowanie trudniejsza – boleśnie przekonują się o tym bohaterowie
książki Szkoła na granicy, autorstwa
węgierskiego prozaika Gézy Ottlika.
Najważniejsza część akcji
powieści rozgrywa się w latach 20-tych XX wieku w węgierskiej szkole kadetów,
położonej tuż przy granicy z Austrią. Do instytucji, z woli własnej bądź
rodziców, kierowani są 10-letni kandydaci. Nowicjusze rzucani są w tryby wojskowych
realiów, których znamiennymi cechami są rygor oraz posłuszeństwo, egzekwowane
za pomocą żelaznej dyscypliny, brutalności, ordynarności i nieustannych
pokrzykiwań. Hierarchiczna struktura, subordynacja oraz bezwzględność nie
pozostawiają zbyt wiele miejsca na bunt. Ale trójka młodych elewów – Benedek Bebe Both, Dani Szaravy i Gábor Medve – na
swój sposób przeciwstawia się przytłaczającym wpływom placówki.
Szkoła na granicy to klasyczny Bildungsroman,
czyli powieść i dojrzewaniu, przy czym pozycja węgierskiego pisarza jest o tyle
interesująca, że dorastanie jak i kształtowanie się umysłu oraz moralności
protagonistów następuje w warunkach niezwykłych, niecodziennych, wręcz
ekstremalnych, które doskonale podsumowuje Medve, konstatując, że: Świat akceptuje tylko hałaśliwą i brutalną
grę. Opiera swój sąd na pozorach. Na tym wszystkim, co ma jednoznacznie
określony charakter. Trzeba głośno krzyczeć, inaczej nie zwrócą na ciebie
uwagi. Z dwóch słów potrafią zrozumieć więcej niż z dwudziestu, ale sto razy trzeba
je powtórzyć. Jeszcze lepszy jest jeden silny kopniak. Innym razem to samo
można osiągnąć krótkim żartem. We wszystkim należy przesadzać, zgrywać się,
udawać: kaleczyć prawdę, to znaczy rzeczywistość, i deformować zdrową duszę
człowieka [1].
Szkoła kadetów jest miejscem, gdzie kluczową funkcję spełniają automatyzm, ślepe
oddanie się pod jurysdykcję władzy zwierzchniej czy bezrefleksyjne wypełnianie
rozkazów wydawanych przez przełożonych bądź starszych kolegów – tępione są
wszelkie przejawy indywidualizmu, samodzielności, niezależnego myślenia,
wszystkiego, co w jakikolwiek sposób mogłoby kontestować wolę dowództwa. Z tego
względu dziecięce natury, które cechują się ciekawością i otwartością, są
stanowczo i nieubłagalnie, a przy tym metodycznie tłamszone (Już dawno zrozumiałem, że tu nie można
swobodnie się poruszać, śmiać, płakać, okazywać radości lub smutku. Żyliśmy w
niesprzyjającej atmosferze, w innej temperaturze uczuć. Przez długi okres
wydawało mi się, że żyć można tylko w klimacie serdeczności, a tu byliśmy jak
sparaliżowani, pogrążeni w letargu, okiełznani [2]). Dzieci stopniowo
przedzierzgające się w młodzież wciskane są w ciasne ramy oczekiwań, które
prowadzą do taśmowej produkcji osobników odznaczających się doskonałą
jednorodnością oraz utylitarnością, o okrutnych i bezlitosnych usposobieniach,
gardzących jakimikolwiek przejawami obcości czy niedopasowania.
Kolejnym aspektem decydującym o
atrakcyjności prozy Gézy Ottlika jest styl, w jakim została utrzymana. Dzieło
to swoisty konglomerat wyróżniający się heterogonicznością oraz
niejednorodnością – na książkę składają się retrospekcja snuta przez Bebe,
dorosłego i dojrzałego człowieka, będąca komentarzem do obszernych fragmentów
dziennika pisanego przez Medve w momencie pobytu w szkole kadetów. Konsekwencją
jest zaburzona chronologia, liczne wtrącenia i dygresje, swobodne przeplatanie
się zdarzeń z różnych okresów, ale jednocześnie zabieg ten umożliwia zderzenie
perspektyw dziecięcej oraz dorosłej, dzięki czemu spojrzenie na przytaczane i
komentowane wydarzenia jest bardzo wielowymiarowe. Przy okazji Ottlikowi
znakomicie udało się uchwycić jak skomplikowaną maszynerią jest ludzki umysł, w
jak różny sposób odtwarzane jest to, co było i minęło bezpowrotnie, jak
subiektywna i wybiórcza potrafi być ludzka pamięć (zaraz na początku utworu
Bebe szczerze przyznaje: Na dobrą sprawę
każde wypowiedziane przeze mnie słowo będzie niedokładne i fałszywe [3]). Mówiąc o przeszłości,
należy podkreślić, że Węgier, podobnie jak wielu innych, wybitnych literatów,
także sygnalizuje trudną do zgłębienia naturę czasu: Dziś już łatwo mi jest mówić. Siedzę w wygodnej loży, żongluję dniami,
miesiącami, latami, ba, nawet dziesiątkami lat. Traktuję miniony czas niczym
podbite imperium, przemierzam je wzdłuż i wszerz, a przecież kiedy ten czas
przemijał wraz z nami, trudno było to znieść, tak trudno, iż licznie
poszczególnych dni (…) wydawało się udręką [4].
Szkoła na granicy to również książka, której tematem jest
człowiecza komunikacja. Pisarz uświadamia nam na jak niewielu płaszczyznach
kontaktują się ze sobą ludzie, jak trudno jest o wzajemne zrozumienie. Wyrazem
tej niemożności nawiązania realnej więzi jest choćby maniera Bebe, który w
trakcie przytaczania historii bez
przerwy usiłuje doprecyzować swoje myśli, dopowiedzieć kontekst danej sytuacji,
szczegółowo wyjaśnić wszelkie możliwe znaczenia. Efektem są pełne niuansów i
komunikacyjnych warstw słowne budowle, przyjmujące bardzo płynne i niepewne kształty
– usiłowania Bebe odnoszą skutek odwrotny od zamierzonego: zamiast rozjaśniać,
jedynie zaciemniają obraz, uzmysławiając przy tym, że do pełnego porozumienia
potrzebna jest wspólnota doświadczeń, egzystowanie w tej samej bańce czasowej,
itd.
Na osobny akapit zasługuje
polskie wydanie (a właściwie: wznowienie) powieści na łamach oficyny W.A.B. w
ramach serii Nowy Kanon. Pozycja
opatrzona została znakomitym posłowiem innego węgierskiego literata, Pétera
Esterházy’ego, autora m.in. Niesztuki.
Rozważania Esterházy’ego umożliwiają rozpatrywanie dzieła Ottlika jako opisu
konfrontacji jednostki z opresyjnym systemem. Dzięki naświetleniu kontekstu
historycznego polski czytelnik przekonuje się, że Szkołę na granicy można odczytywać przez pryzmat wydarzeń, jakie w
latach 40-tych oraz 50-tych miały miejsce na Węgrzech, których kulminacyjnym
punktem było powstanie węgierskie (1956). Dzięki temu płód Ottlika okazuje się
pięknym manifestem wolności i niezależności, impulsem do tego, by nie
akceptować biernie tego, co złe, niehumanitarne, nieludzkie: Do świata nie należy się dostosowywać, tylko
go kształtować! Nie przemeblowywać tego, co w nim już jest, ale ciągle dodawać
nowe wartości i wzbogacać je! [5]
Reasumując, Szkoła na granicy to bardzo solidny kawał prozy, z którą obcuje się
z ogromną przyjemnością. Gézy Ottlik na oczach czytelnika zarówno buduje jak i
wskrzesza (Węgier także był elewem w szkole wojskowej) specyficzny mikroświat,
który rządzi się swoimi prawami. To niezwykle plastyczne odwzorowanie reguł i
zasad, ważnych osobistości, chwil tryumfu, często zaznawanej goryczy porażek
wyznaczających granice szkolnej egzystencji stanowią o niewątpliwej sile dzieła.
[1] Géza Ottlik, Szkoła na granicy, przeł. Tadeusz
Olszański, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2014, s. 310
[2] Tamże, s. 363
[3] Tamże, s. 21
[4] Tamże, s. 163
[5] Tamże, s. 474
Właśnie, solidny kawal prozy albo kawał solidnej prozy - takie miałam wrażenie, bo nawet zaczęłam ją czytać, ale niestety nie zdążyłam w terminie. Nic to, wrócę do niej. Węgrzy coraz bardziej mi się podobają.
OdpowiedzUsuńHa, oba wyrażenia można uznać za stosowne. A jeśli zdecydujesz się na powtórną lekturą (dokończającą), to polecam wydanie z "Nowego Kanonu". Bardzo interesujące posłowie Esterházy’ego.
UsuńJa nieco intensywniej poznawałem Węgrów w roku ubiegłym - wróciłem do Sándora Márai'ego, poznałem György Spiró oraz wspomnianego Esterházy'ego. W tym roku, jak na razie, mam na rozkładzie tylko Ottlika.
Też miałam dużo przyjemności z Węgrami w ub. roku i nadal kontynuuję tę znajomość.;)
UsuńBardzo ciekawy jest najnowszy numer pisma Herito poświęcony właśnie naszym bratankom znad Dunaju.;)
Muszę tę książkę w końcu kupić, bo zbieram się do tego i zbieram, a zebrać się nie mogę. Wydaje się wyjątkowo interesująca ze względu na mieszanie stylów oraz bycie retrospekcją i komentarzem do dzienników, ponadto czas i pamięć, jak zawsze fantastyczne tematy, kupiła mnie jednak także komunikacja Bebe, już sobie wyobrażam, jak dobrze będę się bawić czytając takie doprecyzowywanie doprecyzowywania myśli. :) I szczerze powiedziawszy, ze wszystkich książek, które znam spośród tych, które ukazały się w serii Nowy Kanon, ta wydaje się jedną z tych najbardziej interesujących.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o samą konstrukcję utworu, to powieść rzeczywiście prezentuje się niezwykle frapująco. Wspaniała mieszanka stylów, która idealnie pozwala odtworzyć wydarzenia z przeszłości i okrasić je komentarzem człowieka dojrzałego, spoglądającego na fakty z perspektywy czasu.
UsuńA co do całej serii "Nowy Kanon", to mnie ciężko byłoby wskazać najlepszą z dotychczas przeczytanych pozycji (mam ich na rozkładzie 15). Wiem za to, że jak dotąd żadna mnie nie rozczarowała :)
Od motywów po wykonania - całość brzmi bardzo ciekawie. Ja mam zaś skojarzenie, może nieco na wyrost, z "Grą Endera" Orsona Scotta Carda. To klasyczne już w zasadzie SF dzieli ze "Szkołą na granicy" motyw szkoły kadetów oraz komunikacji. Card to proza rozrywkowa mocno, ale wątki ludzkie są u niego ważne.
OdpowiedzUsuń"Grę Endera" czytałem b. dawno temu i pamiętam jedynie szkic fabuły. Ale wydaje mi się, że szkoła kadetów odmalowana piórem Ottlika jest znacznie bardziej surowa i bezwzględna.
UsuńBrzmi zachęcająco. :) Z książek o pobycie w szkole wojskowej czytałam tylko "Władców dyscypliny" Pata Conroy'a. Dobra, tyle że dużo w niej przemocy. Przemoc jest chyba nieodłącznym elementem takich powieści.
OdpowiedzUsuńZ tego, co dowiedziałem się z posłowia, na Węgrzech książka uchodzi za kultową :) A z podobnej tematyki polecam jeszcze "Miasto i psy" Mariano V. Llosy.
UsuńA przemoc to chyba składnik konieczny, jeśli chce się w miarę wiarygodnie odmalować tego typu instytucje. To właśnie za sprawą brutalności, siły i agresji zaprowadzane są dyscyplina i posłuch.
https://www.facebook.com/OttikGeza/posts/10155502606223908
OdpowiedzUsuńKöszönöm szépen!
UsuńBardzo lubię serię W.A.B. Nowy Kanon, bo dzięki niej można poznać niezwykle ciekawe książki - jak do tej pory jeszcze się nie zawiodłam. Natomiast jako dziecko czytałam "Chłopców z Placu Broni" i od tego czasu mam słabość do literatury węgierskiej.
OdpowiedzUsuńWg mnie "Nowy Kanon" to jedna z lepszych, współczesnych serii i bardzo żałuję, że póki co wydawnictwo nie zdecydowało się na jej kontynuację. Istnieją szanse na jej wznowienie, ale nie wiadomo, kiedy miałoby to nastąpić.
UsuńKurczę, miałem tę książkę w rękach, gdy przeglądałem ofertę jednego z wakacyjnych straganów z książkami, dwa czy trzy lata temu. Cena była atrakcyjna, 10 albo maks 20zł, ale i tak poskąpiłem, choć pokusa była wielka...
OdpowiedzUsuńBardzo spodobał mi się pomysł na poprowadzenie narracji: dwóch uczestników tych samych wydarzeń, które jeden z nich komentował na bieżącą, a drugi po latach komentuje jego komentarz. Super!
Jeśli chodzi o skojarzenia, to ja mam filmowe: "Full Metal Jacket" Kubricka i szkolenie marines z pierwszej połowy filmu.