Wynurzenie
Margaret Atwood
Tytuł oryginału: Surfacing
Tłumaczenie: Teresa Poniatowska, Jolanta Plakiewicz
Wydawnictwo: Książka i Wiedza
Liczba stron: 240
Na przełomie lat 60-tych i
70-tych XX wieku cywilizacja zachodnia uległa szeregowi przemian
społeczno-obyczajowych, które określa się wspólnym mianem rewolucji seksualnej.
Owe przeobrażenia to pochodne kontrkultury, czyli negacji dotychczasowych
systemów wartości wraz z propozycjami diametralnie nowych wzorców i ideałów.
Szumne hasła największym echem odbiły się w środowiskach ludzi młodych,
odrzucających konformistyczny styl życia swoich rodziców. Celem wyrastających
jak grzyby po deszczu ruchów społecznych stała się próba wkroczenia w erę wyzwolenia, miłości, pokoju,
współodczuwania i jedności rodzaju ludzkiego. Jednym z efektów ubocznych
tak diametralnych przetasowań był choćby głęboki konflikt międzypokoleniowy – o
tym na jakiej płaszczyźnie mogło dochodzić do konfliktów ciekawie opowiada
dzieło Wynurzenie autorstwa
kanadyjskiej pisarki Margaret Atwood (ur. 1939).
Główną bohaterką utworu, będącą
jednocześnie pierwszoosobową narratorką, jest bezimienna młoda kobieta, która
razem z obecnym partnerem Joe’m oraz zaprzyjaźnionym małżeństwem – Anną i
Dawidem – wyrusza w podróż do rodzinnej miejscowości. Wyprawa ma szczególny
charakter i to z uwagi na dwa aspekty. Po pierwsze protagonistka z przyczyn,
które odkrywane są stopniowo, w miarę zagłębiania się w fabułę, zerwała
kontakty z rodziną. W związku z tym powrót do miejsca, w którym spędziła
dzieciństwo jest zanurzeniem się w lodowatych odmętach przeszłości, dość
bolesnej i niemiłej. Wizyta w rodzimych stronach to także konieczność
wynikająca z dramatycznych wydarzeń, do których doszło – ojciec, wdowiec
prowadzący samotniczą egzystencję na odludnej wyspie, pewnego dnia znika, jak
gdyby rozpłynął się w powietrzu. Kobieta, gnana poczuciem obowiązku, postanawia
podjąć się beznadziejnej próby odszukania zaginionego rodziciela.
Akcja utworu rozgrywa się w scenerii
równie malowniczej, co niepokojącej. Północne rejony Quebecu w Kanadzie to
tereny pełne leśnych ostępów i dziewiczej przyrody, gdzie ludzkie skupiska
występują jedynie sporadycznie. Czwórka młodych ludzi trafia do domu, w którym
wychowała się narratorka – drewniana chata położona jest na niewielkiej wyspie
znajdującej się na środku potężnego jeziora. W rezultacie gromadka skazuje się
na dobrowolną izolację i odcięcie od cywilizacji oraz jej zdobyczy – znajomi zdani
są głównie na własne towarzystwo, co jak w wielu przypadkach skutkuje
pojawieniem się napięć i tarć o najróżniejszym podłożu.
To właśnie interakcje
międzyludzkie są jednym z kluczowych wątków Wynurzenia.
Margaret Atwood prezentuje je w różnoraki sposób, korzystając z wielu
perspektyw. Główną tezą, którą wydaje się przytaczać autorka, jest konstatacja,
że głęboka i szczera relacja między dwójką ludzi to swoisty święty Graal –
rzecz równie mocno pożądana, co niemożliwa do zdobycia. Atwood tej niemożności porozumienia
doszukuje się w całym szeregu przyczyn. Jedną z kluczowych jest egoizm, czyli
miłość własna, która zaślepia i nie pozwala na poznanie bliźniego – drugi
człowiek jest interesujący o tyle, o ile jest to zgodne z naszymi potrzebami (Przeszłość moich przyjaciół jest niejasna,
nie tylko zresztą dla mnie, ale i dla nich nawzajem; każde z nas mogłoby latami
cierpieć na zanik pamięci, a pozostali i tak by tego nie dostrzegli [1]).
Kolejnym powodem jest tworzenie wyobrażeń, bazowanie na stereotypach, poprzestawanie
na powierzchowności – ludzie okazują się zbyt leniwi, by podjąć się wysiłku
zrozumienia drugiej istoty, co wiązałoby się z koniecznością poświęcenia
swojego czasu, uwagi czy wykazaniem się empatią. W konsekwencji płytkich więzów
zadzierzganych z innymi wspólne życie nierzadko zamienia się w zmaganie się ze
sobą, walkę, próbę sił, których finalnym efektem jest dominacja jednej ze stron
(W zabawach tych można było zostać tylko
jednym z dwojga: zwycięzcą lub zwyciężonym [2]).
Owa połowiczność, metafizyczna
gnuśność, poprzestawanie na łatwych i wygodnych rozwiązaniach widoczna jest
także w codziennych działaniach – bohaterom brakuje stanowczości, uporu w
dążeniu do celu oraz wytrwałości. Podejmowane akcje przerywane są po pierwszych
niepowodzeniach, a zapał często okazuje się słomiany. Podobnie mają się sprawy
z ideologią wyznawaną przez protagonistów, uważających się za reprezentantów
nowoczesności – śledząc jednak nie słowa, a czyny, trudno nie zgodzić się ze
słowami narratorki, która poglądy grupy podsumowuje w następujący sposób: Trochę piwa, trochę marihuany, parę kawałów,
banalna polityczna pogawędka – złoty środek [3].
Bunt wyrażany jest głównie przez obraźliwe hasła kierowane pod adresem
Amerykanów (cholerne jankesie
faszystowskie świnie, wstrętne
kapitalistyczne sukinsyny, itd.), pozorną swobodę seksualną (która
sprowadza się do uleganiu chwilowym kaprysom i zachciankom oraz kompletnego
nieliczenia się z uczuciami partnera), krytykę tego, co w jakimkolwiek stopniu
wiąże się ze starym porządkiem
świata oraz bezmyślne powtarzanie
sloganów (najbladziej wypada Dawid, który mówiąc o żonie wyznaje: (…) ale ja jestem za równością kobiet,
tylko, że ona po prostu nie jest równa [4]).
Tę sztuczność i nieporadność w dążeniach do egzystencji zgodnie z głoszonymi
zasadami doskonale puentuje Anna, która w chwili złości na męża wykrzykuje: Całe to teoretyzowanie jest owijaniem gówna
w bawełnę [5].
Książka Margaret Atwood nie jest
jednak tylko opowieścią o człowieku i jego przywarach. Bardzo istotną rolę
odgrywa przyroda. Przyjemnymi akcentami utworu są bogate i oryginalne opisy
natury, które za sprawą żywego i plastycznego, a przy tym dość lapidarnego i
oszczędnego języka kojarzą się z barwnymi pejzażami (Słońce zaszło, suniemy z powrotem w stopniowo zapadającym zmierzchu.
Krzyki nurów w oddali; nietoperze przelatujące obok nas, niemal dotykające
jeziora, gładkiego i już spokojnego; szarobiałe skały i wymarły las, dublujące
się w pociemniałym lustrze wody. Otacza nas złudzenie nie kończącej się przestrzeni
albo braku przestrzeni; my i ten nieznany ląd, który zdaje się być na
wyciągnięcie ręki [6]).
Kolejną istotną częścią Wynurzenia są
kwestie i refleksje związane z ekologią, rozumianą jako odpowiedzialność za
użytkowanie i korzystanie z dobrodziejstw świata roślin i zwierząt. Margaret
Atwood surowej krytyce poddaje postawę chimerycznego łowcy i zdobywcy, której
uosobieniem są Amerykanie ((…) jedyny
kontakt, jaki potrafili (…) nawiązać, sprowadzał się do unicestwienia (…).
Zjeść, zniewolić lub zabić, wybór dość ograniczony [7])
– mordowanie dla sportu, znęcanie się nad ofiarą, bezsensowne okrucieństwo to
cechy znamienne dla ludzi, którzy nie zdają sobie sprawy z własnej mocy,
używanej bez zastanawiania się nad ewentualnymi konsekwencjami.
Interesującym aspektem lektury
jest także bogata symbolika – wyspa, na którą trafiają młodzi ludzie bardzo
dobrze odzwierciedla samą narratorkę, odznaczającą się chłodem i aurą
nieprzystępności. Rysunki naskalne o zagadkowym znaczeniu, tworzone przez
rdzennych mieszkańców można uznać za wyobrażenie ograniczonych możliwości
rozszyfrowania drugiego człowieka – treść malowideł, podobnie jak wnętrze
bliźniego pozostają przysłonięte woalem tajemnicy.
Reasumując, Wynurzenie to ogromnie ciekawa, choć krótka powieść – mocną stroną
jest ogrom płaszczyzn, na których można analizować utwór. Książkę można
rozpatrywać jako ostrą satyrę na kontrkulturę (sprowadzającą się do głoszenia
pustych haseł i bezmyślnego buntowania się wobec wszystkiego, co odbiega naszym
wyobrażeniom), apoteozę bliskich relacji z naturą, czy historię kobiety, która
dzięki kontakcie z przyrodą wynurza swoje ja
ze skorupy konwenansów, zahamowań i społecznych ról, i rozpoczyna fascynującą
wędrówkę po ścieżkach własnej duszy. Uzupełnieniem Wynurzenia są akcenty feministyczne, które, o zgrozo!, mimo upływu
ponad 40 lat od momentu napisania dzieła (1972 r.) w dalszym ciągu są aktualne
– choćby w naszym kraju wciąż nie udało się ustalić czy kobieta jest tylko
inkubatorem, workiem na spermę, istotą do spełniania męskich zachcianek i
fantazji czy też samodzielnym bytem, posiadającym możność decydowania o własnym
losie.
[1] Margaret Atwood, Wynurzenie, przeł. Jolanta Plakwicz i
Teresa Poniatowska, Wydawnictwo Książka i Wiedza, Warszawa 1987, s. 33
[2] Tamże, s. 88
[3] Tamże, s. 45
[4] Tamże, s. 174
[5] Tamże, s. 124
[6] Tamże, s. 82
[7] Tamże, s. 146 – 147
Widzę, że to kolejna fantastyczna książka Atwood. Tym, co wydaje się w niej takie fascynujące jest opowieść o relacjach między ludźmi i ich analiza - z autopsji wiemy, jak kruche bywają, z reguły jednak nie jesteśmy w stanie tak głęboko przeanalizować wszystkich przeczyn takiego stanu rzeczy, zwłaszcza że skoro dotyczy to nas samych, jesteśmy skazani na brak obiektywności. A zdanie "Trochę piwa, trochę marihuany, parę kawałów, banalna polityczna pogawędka – złoty środek" bardzo celnie pokazuje pewien smutny ludzki zwyczaj. "Wynurzenie" to zatem dla mnie pozycja obowiązkowa.
OdpowiedzUsuńZgadza się, motyw międzyludzkich relacji pełni w tej książce b. ważną rolę - Atwood uświadamia nam, jak często postrzegamy samych siebie przez pryzmat tego, jak patrzą na nas inni oraz jak mało wiemy o sobie samych.
UsuńNa mnie czeka jeszcze zakupiony allegro-lumpeksowo "The Blind Assassin" i przyznam, że Twoja recenzja zwiększyła ma chęć sięgnięcia. Ale i "Wynurzenie" zapowiada się niezwykle ciekawie.
OdpowiedzUsuńO proszę. Jeśli sięgniesz po "Ślepego zabójcę" to z niecierpliwością będę wypatrywać Twojej recenzji. "Wynurzenie" to jedna z pierwszych książek Atwood, i chyba nie jest najwyżej oceniana, chociaż mnie osobiście b. przypadła do gustu - odmienność, manifestacja samego siebie, poszukiwania własnej tożsamości, no i sam sposób narracji to składniki, które zadecydowały o mojej sympatii do tej powieści.
UsuńCzas przyjrzeć się autorce bliżej. Kiedyś miałam z nią krótką przygodę i jakoś nie wgłębiłam się dalej. Twoja recenzja mnie zaintrygowała. Zaciekawił mnie ten symboliczny związek z malunkami jaskiniowymi. Dodało to pewnie całej historii smaczku. Muszę poznać.
OdpowiedzUsuńJa od tego roku postanowiłem solidnej przysiąść do literatury, która wychodzi spod ręki kobiet. Jedną z "ofiar" tego zamierzenia jest M. Atwood - aktualnie jestem po lekturze trzeciej książki jej autorstwa i jak na razie jestem b. zadowolony. Śmiem przypuszczać, że pióro Atwood (w większej dawce) i Tobie przypadnie do gustu.
UsuńCzytałam tę książkę ok. 20 lat temu i niestety niewiele pamiętam. Głównie to, że na tle innych powieści Atwood wydała mi się najsłabsza.;(
OdpowiedzUsuńCo do jednego się zgodzę - symbolika jest tu uderzająca.
Ha, trochę wody upłynęło w Wiśle od momentu, kiedy zetknęłaś się z "Wynurzeniem" :) Przyznam, że Twoje mgliste wspomnienia są dość pocieszające, bowiem książka bardzo przypadła mi do gustu. A jeśli to jedna ze słabszych pozycji, to tym lepiej, bo następne powinny być jeszcze smakowitsze.
Usuń