Fakultet Snów
Georges Olivier Châteaureynaud
Tytuł oryginału: La Faculte des Songes
Tłumaczenie: Krystyna Arustowicz
Wydawnictwo: PIW
Liczba stron: 176
Kloszard to pochodzący z języka
francuskiego wyraz o silnie pejoratywnym znaczeniu. Słowo kojarzy się z
brudem, ubóstwem i zaniedbaniem. Mianem tym określa się bezdomnych, żebraków,
czyli ludzi, którzy na skutek różnych sytuacji życiowych znaleźli się na ulicy.
Pozbawieni wsparcia najbliższych, uwięzieni w sidłach nałogu, albo utraciwszy
wiarę w bliźniego, najczęściej skazani są na dojmującą samotność, której ukoić
nie mogą krótkotrwałe i przelotne kontakty z innymi. Jak słusznie w swojej
recenzji zauważyła Koczowniczka, do kloszardów niedaleko jest bohaterom
powieści Fakultet Snów autorstwa Georgesa-Oliviera
Châteaureynauda, francuskiego pisarza młodego pokolenia.
Akcja powieści rozgrywa się w
Paryżu i jego okolicach, a jej protagoniści to trójka mężczyzn, których z
perspektywy statystycznego członka wielkomiejskiej społeczności, postrzegać
można jako przegranych i nieudaczników. Niezrozumiałe zachowanie, podświadomie
kontestowanie utartych zasad i norm, nieumiejętność dostosowania się do
przyjętych wzorców prowadzą do zepchnięcia bohater na społeczny margines.
Jeśli jednak uczciwie spojrzeć na
postacie, kreślone piórem Georgesa-Oliviera Châteaureynauda (a uczciwość to
rzecz często przypisywana czytelnikom, uważanym przecież za ludzi
inteligentnych i kulturalnych), to przyznać należy, że każda z nich jest
niezwykle osobliwa i specyficzna. Quentin, który (…) zajmował w społeczeństwie nader ciasne miejsce, zaledwie podnoszone
siedzenie, a i tam wspiął się nie bez pomocy [1],
to człowiek nieodpowiedzialny, mający problemy ze znalezieniem kolejnego
pracodawcy, który akceptowałby jego (...) opieszałość,
ciągłe spóźnienia, nie usprawiedliwione absencje [2].
W rezultacie ima się różnorakich, raczej kiepsko opłacanych zajęć, żeglując
biernie niczym konar po mętnych wodach swojej egzystencji. Jean-Jacques Manoir
to urzędnik średniego szczebla, którego kariera utknęła w miejscu. Mimo
powolności i ociężałości, dzięki przykładnej pracy osiąga całkiem wysoki pułap,
którego jednak nie może przeskoczyć z racji faktu, że: Brakowało mu urodzenia i polotu, znajomości, właściwych słów i
towarzyskiego wyrobienia: prawie wszystkiego [3].
Dręczony sennymi koszmarami o fekalnym charakterze staje się nocnym włóczęgą,
bezskutecznie uciekającym przed objęciami Morfeusza. Ostatni z tria, Hugo, z
zawodu bibliotekarz, to miłośnik psów, prokrastynator (Później. Wszystko później [4]),
którego w dodatku można podejrzewać o syllogomanię, czyli chorobliwe
zbieractwo, bowiem jego na wpół opuszczony dom to swoiste muzeum wszelkiej
maści śmieci, w jakie zamieniły się przeróżne przedmioty, pozostawione w
miejscu ostatniego użycia. Strażnik przeszłości, który odnalazł schronienie w
skorupie wypełnionej dobrze znanymi sprzętami, musi stanąć naprzeciw brutalnej
rzeczywistości, usiłującej wyrwać go z przytulnego gniazdka.
Proza Georgesa-Oliviera
Châteaureynauda to wieloraki pejzaż niekompatybilności – protagoniści, czy to
przez niezręczność, roztargnienie, nieumiejętność nawiązywania relacji, strach
przed bliższymi więzami zadzierzgniętymi z innymi, bądź przez zbyt silną
koncentrację na samym sobie, padają ofiarami odosobnienia i izolacji. Mimo
bytowania w wielkiej metropolii, są niczym pojedyncze atomy, zepsute puzzle, nigdzie
nie pasują. Życie zdaje się przechodzić gdzieś obok nich – mężczyźni kompletnie
za nim nie nadążają, pozostając daleko w tyle, albo raczej zawieszeni w
chmurach, dopóki przykre doświadczenia nie zmuszą ich do powrotu na twardą i
chropowatą powierzchnię realności. Mimo tego powszechnego odrzucenia i
wykluczenia, bohaterowie trafiają na wyspę, w której odnajdują przynajmniej
znamiona empatii i zrozumienia – tym tajemnym miejscem, gdzie niedostosowanie
nie jest poczytywane jako grzech śmiertelny, jest tytułowy Fakultet Snów (czym
dokładnie jest owa przestrzeń nie warto wyjaśniać, by nie psuć przyjemności
płynącej z lektury i samodzielnego odkrywania niespodzianek, jakie serwuje nam Georges-Olivier
Châteaureynaud).
Siłą prozy francuskiego autora są
drobiazgowe portrety psychologiczne poszczególnych person, występujących na
kartach powieści. Autor bardzo ciekawie ukazuje różnorodne korzenie inności
każdego z protagonistów, doskonale uświadamiając jak skomplikowanym bytem jest
człowiek, i jak wiele czynników na niego oddziałuje. Châteaureynaud umiejętnie
przedstawia sposób kształtowania się ludzkiej psychiki, charakteru, osobowości,
które wykuwane są poprzez życiowe doświadczenia, różnorakie wydarzenia,
środowisko w jakim się dorasta, itd. Cała paleta bodźców, przeplatająca się z
pulą genową oraz ślepym trafem i kapryśnym losem decydują o tym, kim staniemy
się w przyszłości, i jak będziemy spoglądać na otaczający nas świat. Zaznaczyć
przy tym należy, że Châteaureynaud w swoim dziele koncentruje się na doznaniach
niezwykłych, okolicznościach wyjątkowych, w rezultacie czego formowani są
ludzie niepowtarzalni i specyficzni, których odmienność jest jednak zbyt
wyraźna, zbyt jaskrawa – tak zdecydowane odbieganie od tego, co przyjęte jako
norma prowadzi do wspomnianej marginalizacji i ostracyzmu.
Reasumując, Fakultet Snów to melancholijna i nostalgiczna powieść, która tchnie typowym dla literatury francuskiej psychologizmem. Châteaureynaud koncentruje się na ludziach przegranych, starając się udowodnić, że za każdym takim człowiekiem stoi mniej lub bardziej wyrafinowana historia, która doprowadziła go na skraj przepaści. Ale mimo mizernej sytuacji życiowej, tego typu osobnicy wciąż pozostają istotami ludzkimi, którym należy się szacunek i wyrozumiałość.
[1] Georges-Olivier Châteaureynaud, Fakultet Snów, przeł. Krystyna
Arustowicz, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1987, s. 7
[2] Tamże, s. 7
[3] Tamże, s. 26
[4] Tamże, s. 32
Widać, że za każdym kloszardem stoi ciekawa historia. Dobrze, że autor podszedł do sprawy właśnie w taki sposób, by podkreślić, iż każdemu należy się przyjrzeć z osobna i nie generalizować problemu. Mam też swoje własne doświadczenia w tej sprawie - kiedy pojechałam po raz pierwszy do Paryża, pierwszy napotkany kloszard okazał się Polakiem.
OdpowiedzUsuńŻeby nie zakłamywać treści książki, to dodam, że nie wszystkich bohaterów można uznać za kloszardów sensu stricto. Wszyscy zaliczają się do wyrzutków, odszczepieńców, ale nie każdemu brakuje gotówki, nie każdy zmuszony jest do tego, by żyć na ulicy. Zgadza się natomiast to, że Châteaureynaud świetnie pokazuje, że za każdym takim "niedopasowaniem" skrywa się jakaś historia.
UsuńHa, ja parę lat temu goszcząc w Montpellier także natknąłem się na grupy hippisów i kloszardów - wielu z nich było Polakami właśnie :)
Czytając Twój tekst niespodziewanie poczułam jakiś zgrzyt. Nie czuję się osobą przegraną i taką nie jestem, ale często odczuwam niedopasowanie i silną potrzebę istnienia miejsca, w którym nie byłoby to dla mnie męczące. A więc skąd ten zgrzyt, a stąd, że mam wrażenie, że w literaturze niedopasowanie tyczy się tylko osób, które sobie nie radzą. A co z resztą?
OdpowiedzUsuńChâteaureynaud w swojej książce koncentruje się na ludziach przegranych i niedopasowanych, ale oczywiście nie oznacza to, że te cechy występują ze sobą nierozerwalnie. Przecież wielu artystów to takie społeczne wyrzutki, nierzadko padające ofiarą ostracyzmu ze strony mas, a nie można przecież powiedzieć, żeby byli to nieudacznicy, którym brak pomysłu na życie.
UsuńNiedostosowanie w wersji paryskiej... Przyznaję, że zainteresowały mnie drobiazgowe portrety. I, oczywiście umiejętnie - udało Ci się podsycić moją ciekawość - owym tajemniczym Fakultetem Snów. Tak się nie robi! ;)
OdpowiedzUsuńFrancuzi posiadają niemały talent w tworzeniu drobiazgowych portretów psychologicznych - jeśli pokusić się o generalizowanie, to można by nawet rzec, że to taki wyróżnik literatury francuskiej.
UsuńA podsycanie ciekawości to naturalny objaw unikania zdradzania treści fabuły - ale przyznaję, że korciło mnie, by w kilku słowach wyjaśnić znaczenie tytułu :)
Kończę właśnie czytanie "Wady ukrytej" Pynchona i Twój opis postaci z "Fakultetu snów" od razu skojarzył mi się z częścią postaci Pynchona. Niedopasowanie, kontestacja i prokrastynacja. Zdecydowanie. Choć akurat u Pynchona mało kto z tych wyrzutków postrzega siebie jako przegranego albo też pozbawionego szans na odkupienie.
OdpowiedzUsuńOj, "Fakultet snów" to ciut inny klimat - to raczej smutek, rozczarowanie, zgorzknienie, melancholia podczas gdy proza Pynchona to taka ostra psychodela zakrapiana gorzkim absurdem, ale z odrobiną humorystycznych akcentów. No i jak słusznie zauważyłeś, postacie Pynchona nie rozdzierają zbytnio szat nad swoim losem.
UsuńP.S. Czytasz w oryginale?
Masz rację, że każda z tych postaci jest osobliwa i specyficzna. Każda też z innego powodu czuje się wykluczona ze społeczeństwa i odwiedza Fakultet Snów. Najbardziej rozumiałam Hugona, który musi opuścić dom z ogrodem i wprowadzić się do ciasnego mieszkanka w bloku. Każdy by się załamał w takiej sytuacji...
OdpowiedzUsuńCieszę się, że książka Cię zainteresowała. :)
Szkoda, że jak do tej pory to jedyna książka, która doczekała się polskiego tłumaczenia. Ale i tak cieszę się, że mogłem ją poznać. Dzięki za zwrócenie uwagi na ten tytuł!
Usuń