Niesztuka
Péter Esterházy
Tytuł oryginału: Semmi muveszet
Tłumaczenie: Elżbieta Sobolewska
Wydawnictwo: Czytelnik
Seria: Nike
Liczba stron: 240
Przeszłość to chwila, która
bezpowrotnie odeszła, i którą przywrócić może jedynie wspomnienie. Tyle, że
obraz tego, co minęło nigdy nie będzie jego dokładnym odwzorowaniem, wierną
kopią, lustrzanym odbiciem. Przeżyte momenty, zebrane doświadczenia, nagie fakty
uzupełniające naszą wiedzę o danym wydarzeniu spełniają funkcję pryzmatu, na
którym następuje jego rozszczepienie – uzyskane wiązki, pojedyncze strumienie
nie jest łatwo ze sobą powiązać, bowiem nasza pamięć pracuje wybiórczo,
wzmacniając przekaz jednego z fragmentów, prowadząc jednocześnie do
wyblaknięcia innego. Z tego względu błąkanie się po ścieżkach wspomnień
(szczególnie cudzych) jest zajęciem zarówno zajmującym jak i interesującym,
bowiem jest to znakomita sposobność, by podejrzeć jak pracuje nasz bądź cudzy
aparat recepcyjny, rejestrujący to, co dzieje się wokół nas. Bardzo dobrym przykładem
jest powieść Niesztuka autorstwa
uznanego węgierskiego prozaika i eseisty Pétera Esterházy’ego.
Fabuła Niesztuki, czy raczej szkielet wokół którego nawleczone są
poszczególne wątki składające się na książkę, osnuta jest wokół retrospekcji
dokonywanych przez przebywającego w szpitalu mężczyznę. Powieść, która kojarzy
się z pamiętnikiem, kroniką, quasi-dokumentem
porusza szereg zagadnień, orbitując wokół spraw nieważkich, prywatnych, raczej
intymnych, takich jak okres beztroskiego (nie zawsze) dzieciństwa, rodzinne
anegdoty czy zapamiętany portret ojca. Kluczowym kwestiami, które powracają
regularnie w różnych konfiguracjach jest miniony okres komunizmu, na tle którego
rozpostarte są relacje bohatera z matką oraz futbol, dyscyplina, do której
rodzicielka pałała szczerą namiętnością. Wiek bohatera (58 lat),
pierwszoosobowa narracja oraz liczne nawiązania do prozy Pétera Esterházy’ego,
zawierające choćby bardzo precyzyjne informacje dotyczące warsztatu pisarskiego
węgierskiego twórcy, pozwalają doszukiwać się w głównej postaci utworu samego
autora, niechlujnie ukrytego pod postacią gawędziarza, raczącego czytelnika
reminiscencjami z całego swojego żywota. Ale nawet, jeśli Niesztuki nie potraktujemy jako fikcji przeplatanej
autobiograficznymi wstawkami, dzieło węgierskiego pisarza pozostaje pozycją
bardzo ciekawą.
Niesztuka to dzieło, która przykuwa czytelniczą uwagę już samym,
mocno autoironicznym tytułem, zdającym się deprecjonować zawartość książki.
Gdyby powieść rozpatrywać według klasycznych wzorców, odwołując się do
sprawdzonych schematów to ów tytuł można by potraktować jako adekwatny i
trafny. Na szczęście literatura, podobnie jak i mowa, którą się posługujemy nie
jest skostniałą bryłą, błyszczącą pięknem i uporem tkwiącym w bezruchu,
stałości i niezmienności. Wręcz przeciwnie – pisarstwo to żywa, plastyczna i
stale ewoluująca struktura, w obrębie której co rusz pojawiają się śmiałe
koncepcje oraz odważne eksperymenty, czego bardzo dobrym przykładem jest
właśnie Niesztuka. Pozycja
węgierskiego pisarza to płód, który bardzo trudno jednoznacznie zaklasyfikować,
bowiem pierwszoosobowy narrator, roztaczający przed czytelnikiem śmiałą wizję
znaków, zdań, wypowiedzi i słownych formacji, pławi się w dowolności, jaką daje
świadomość faktu, że pisarz jest słownym demiurgiem równym boskiemu kreatorowi,
samemu ustalającemu zasady w powoływanym do istnienia świecie. Snujący opowieść
podmiot, który łatwo może być utożsamiany z samym Péterem Esterházym (dzielą
bowiem sporo autobiograficznych wątków) z przyjemnością i od pierwszych stron
daje do zrozumienia czytelnikowi, kto jest panem sytuacji, tzn. kto dzierży moc
sprawczą w literackim świecie przedstawionym – narrator nie trzyma się żadnych
reguł czy przyjętych norm, zaskakując (na ogół bardzo przyjemnie) erudycją, oczytaniem jak i łatwością nawiązywania do dzieł światowej literatury
(zarówno do tych znanych jak i zdecydowanie słabiej kojarzonych). W rezultacie Niesztuka to barwny kolaż, który
pobłyskuje mnogością stylów – gawędziarska forma utworu przywodzi na myśl
eseistkę czy też felieton, nie brakuje również mocno wyeksponowanego
autotematyzmu, czyli sztandarowego założenia nouveau roman.
W przypadku Niesztuki
trudno też mówić o fabule czy nawet jakichkolwiek jej zalążkach – tekst skażony
jest nielinearnością z racji bardzo częstych wtrąceń, anegdot oraz dygresji, w
efekcie czego historia prezentowana na łamach powieści wije niczym rzeka o
licznych meandrach. Odbiorca z niemałym trudem może starać się pochwycić i
powiązać ze sobą przewijające się motywy, intrygi czy podejmowane tematy, ale
niemożliwe jest zszycie ich w jedną, spójną całość. Proza Esterházy’ego przy
każdej takiej próbie, pozostawia wielkie i rzucające się w oczy szwy, które w
sposób niezwykle demonstracyjny ukazują osnowę całej konstrukcji. Co ciekawe,
wydaje się, że taki właśnie zamysł przyświecał węgierskiemu literatowi, który
obnaża przed nami niemal cały warsztat literackiego rzemieślnika (a w tym
przypadku: artysty). Gołym okiem widoczne są stelaże, na których wznoszony jest
słowny twór, co odrobinę przypomina paryskie Centrum Pompidou (gdzie mieści się
m.in. Narodowe Muzeum Sztuki Nowoczesnej) – budynek ów zaskakuje przede
wszystkim elewacją, bowiem wszystkie elementy konstrukcyjne umieszczone są na
zewnątrz. Podobnych zabiegów dokonał Esterházy, który surowość prozy ukazał w
całym jej majestacie.
Uwzględniając wymienione powyżej
aspekty Niesztuki, powieść można
uznać za ciekawy przykład metafikcji, tj. książki traktującej o naturze
literatury. Péter Esterházy za sprawą pierwszoosobowego narratora nawiązuje z
czytelnikiem subtelną emocjonalną więź, która oparta jest na ironii,
prześmiewczym podejściu do rzeczywistości oraz zdradzaniu tajników własnego rzemiosła
pisarskiego. Ponadto autor sukcesywnie podkreśla i uświadamia czytelnikowi, że
ten obcuje z prozą, tj. fikcyjnym tekstem płodzonym po to, by zaspokoić
intelektualne zapotrzebowanie adresata. Ani przez moment nie jesteśmy w stanie
zapomnieć, że stykamy się czymś zmyślonym, będącym dziełem wyobraźni literata,
co powoduje, że sami stajemy się częścią literackiego płodu, posłusznie (albo
wręcz bezwolnie) wcielając się w rolę, którą wyznaczył nam omnipotentny
artysta. Rzeczywistość, w której na co dzień przebywamy ulega zgrabnemu
demontażowi – Esterházy wyciąga z niej interesujące go fragmenty, zakłócając
przez to chronologię zdarzeń oraz doprowadzając do wymieszania realności ze
zmyśleniem, przypuszczeniem, fantazją oraz ułudą, po czym całość montowana jest
w wysoce postmodernistyczny twór, który z dumą epatuje swoją niezwykłością,
odmiennością oraz nieprzystosowaniem w stosunku do naszych oczekiwań.
Niesztuka pomimo swojej niecodziennej otoczki, jest też powieścią,
w której omówiono całkiem pokaźne grono różnorakich problemów, wykraczających
poza wspomniany futbol czy kontakty z matką. Esterházy posiłkując się życiową
mądrością rodzicielki podkreśla, że europejska
pogoń za czasem jest trendem szaleńczym, gdyż dniowi trzeba poświęcić czas, dzień należy uszanować, dzień trzeba święcić! [1]. Węgier, jak na
intelektualistę przystało, zwraca również uwagę na łatwość krzywdzenia innych –
może to działa automatycznie? zła nie
trzeba nawet chcieć? [2] – Esterházy sygnalizuje rzeczy
na pozór oczywiste, które jednak, co dobitnie pokazuje historia, należy stale i
bez ustanku przypominać i podkreślać, bowiem ludzkość to wyjątkowo mało pojętny
uczeń, który z wrodzoną pasją tkwi w schematach, pławiąc się w przyjemności
płynącej z popełniania tych samych błędów i gaf. Bardzo celna jest także
konstatacja matki, która wedle słów narratora stwierdza (pytająco): czy nie po to zostałeś pisarzem, by z
zimnych, niezrozumiałych i niemożliwych do zniesienia faktów produkować
rzeczywistość, na którą składają się tajemnicze, ale możliwe do zniesienia
fakty? [3].
Konstatacja o tyle trafna, że Esterházy
niemal wszystko traktuje jako surowiec, materiał, tworzywo, substancję, z
której kreowany jest świat przedstawiony – na potrzebę chwili rozważany jest
nawet zgon rodzicielki, a wszystko po to, by w wyobraźni móc odmalować scenę
tłumaczenia przeklętej zasady spalonego
znajdującej się na łożu śmierci matki.
Uwzględniając wszystkie
wymienione aspekty Niesztukę można
postrzegać jako typowego przedstawiciela literackiej ponowoczesności.
Eklektyczna bryła zaserwowana przez Esterházy’ego wesoło migocze bogactwem
użytych stylów oraz napoczętych zagadnień. Węgierski pisarz nurkuje w głębokiej
autorefleksji, by za chwilę zarysować nieśmiały szkic fragmentów swoich wspomnień,
które zabarwione zostają blagą i zuchwałym wymysłem. Całość składa się na
utwór, który z pewnością przyciągnie uwagę miłośników nieszablonowych powieści
i literackich eksperymentów. Proza Esterházy’ego to także oryginalna apoteoza
futbolu, dyscypliny której piękno i tajemnica zamyka się w boisku, które jest skomplikowanym, aczkolwiek w
psychologicznym sensie zwyczajnym prostokątem [4]. Polecam!
[1] Péter Esterházy, Niesztuka, przeł.
Elżbieta Sobolewska, Wydawnictwo Czytelnik,
Warszawa 2010, s. 76
[2] Tamże, s. 86
[3] Tamże, s. 136
[4] Tamże, s. 61
Kiedyś zaczęłam czytać to dziełko, ale stwierdziłam, że wymaga większego skupienia, bo narracja jest dość specyficzna. Autor b. ciekawy, bez wątpliwości.
OdpowiedzUsuńSerdecznie polecam powrót do lektury. Obcowałaś może z innymi dziełami tego artysty?
UsuńNie czytałam, ale sądzę, że powinna mnie zainteresować, podejmę to wyzwanie czytelnicze. :)
OdpowiedzUsuńWyzwanie to bardzo dobre określenie w odniesieniu do tej książki, która wymaga skupienia i koncentracji. Esterházy prowadzi z czytelnikiem grę, której reguły zmieniają się - ciekaw jestem jak Ci się spodoba proza tego artysty.
UsuńDawno, dawno temu, gdy do książek przyciągały mnie takie błahostki, jak ich wdzięczne tytuły, wpadły mi w ręce "Czasowniki posiłkowe serca" Esterházy'ego. I... poległam. Może kiedyś wrócę, zwłaszcza, że "Niesztuka" zapowiada się obiecująco - lubię książki o książkach.
OdpowiedzUsuńA propos osadzenia "akcji" (cudzysłów zamierzony, bo chyba w "Niesztuce" niewiele się dzieje?) w szpitalu: ciekawe, że rozmaite ośrodki pomocy medycznej, jakie spotykamy w książkach, oznaczają, że tematyka powieści dryfuje w rejony wspomnień, życiowych podsumowań i najczęściej niewesołych refleksji. Może to przez odczuwaną silniej w takich miejscach nieuchronność końca?
"Niesztuka" to moje pierwsze spotkanie z Esterházy'm, ale mam nadzieję, że nieostatnie. Spróbuję zmierzyć się także z "Czasownikami posiłkowymi serca". Ciekawe jak ja wyjdę z tej konfrontacji :)
UsuńTak, szpital to zdecydowanie miejsce, w którym człowiek uświadamia sobie własną śmiertelność. A stąd już niedaleko do podsumowań, rozliczeń, dywagacji nad przeżytym czasem.
Bardzo obrazowo przedstawiłeś czego możemy oczekiwać:)
OdpowiedzUsuńHa, w sumie przez to efekt zaskoczenia może być znacznie mniejszy, niż zakładał autor. Być może wyrządziłem mu w ten sposób niedźwiedzią przysługę.
UsuńHmm, zdaje się, że nie mam na swoim czytelniczym koncie, żadnej pozycji literackiej napisanej przez węgierskiego autora. To nazwisko jednak nie jest mi obce. Może spotkanie z literaturą Węgier warto własnie zacząć od niego. Czy Ty planujesz sięgnąć po coś jeszcze tego autora?
OdpowiedzUsuńJa na dzień dobry sugerowałbym Sándora Máraia. To naprawdę wspaniały i bardzo wszechstronny twórca. Piękny język, niebanalne fabuły - zdecydowanie polecam.
UsuńA co do pana Esterházy'ego to z pewnością jeszcze po niego sięgnę, chociaż obcowanie z jego prozą to swoiste wyzwanie.
Hmm, zapomniałam o Sándorze:) Mam go nawet na półce i czytałam bardzo dawno temu. Dzięki za przypomnienie.
UsuńSłużę uprzejmie. Z Máraiem sprawa jest o tyle ciekawa, że w Polsce mamy bardzo dużo przekładów dzieł tego wybitnego artysty.
Usuń