Świętej pamięci Mattia Pascal
Luigi Pirandello
Tytuł oryginału: Il fu Mattia Pascal
Tłumaczenie: Stanisław Kasprzysiak
Wydawnictwo: PIW
Liczba stron: 304
Łacińska sentencja esse est percipi (istnieć, to być postrzeganym) sformułowana przez George’a Berkeleya
(1685 – 1753), irlandzkiego filozofa i myśliciela, ani odrobinę nie straciła na
aktualności. W dalszym ciągu byt jednostki ludzkiej determinowany jest przez pryzmat
tego, w jaki owa jednostka jest widziana oczami grupy, w obrębie której
egzystuje. Człowiek jest istotą społeczną, w efekcie czego całe jego życie
opiera się na mniej lub bardziej zażyłych kontaktach i interakcjach z innymi
osobnikami. Wyobrażenia, przekonania, a nierzadko również plotki dotyczące
naszej postaci znacząco kształtują naszą sylwetkę, w ogromnej mierze definiując
nasze trwanie. Owo zagadnienie można też rozszerzyć, np. poprzez dosłowne
potraktowanie przytoczonej maksymy – na tego typu zabieg zdecydował się Luigi
Pirandello, włoski prozaik oraz ceniony dramatopisarz, laureat Literackiej
Nagrody Nobla za rok 1934 (w uznaniu za twórczą
śmiałość i wynalazczość w odrodzeniu sztuki dramaturgicznej i scenicznej),
który w swoim utworze Świętej pamięci
Mattia Pascal rozważa żywot człowieka, który przestał być postrzegany, w
rezultacie czego przestał również istnieć.
Już pierwsze strony dzieła, które
rozpoczyna się od zdania: Niewielu rzeczy
byłem w życiu pewien, jeśli wręcz nie tej jednej tylko, że nazywam się Mattia
Pascal [1];
wskazują, że proza włoskiego autora odnosi się do wspomnianej problematyki, tj.
kwestii osobowości rozpatrywanej na dwóch płaszczyznach: z jednej strony
bohater przeprowadza swoistą autoanalizę, traktując się jako jednostkę, a więc
byt samodzielny, świadom swego istnienia i odrębności, z drugiej zaś strony
protagonista stanowi integralną częścią większej gromady, z którą łączą go ustalone
zależności i przez którą jest postrzegany w określony sposób.
Głównym bohaterem utworu, będącym
jednocześnie pierwszoosobowym narratorem, jest tytułowy Mattia Pascal, do
którego los uśmiecha się sposób niezwykle wyrafinowany i specyficzny – oględnie
rzecz ujmując, tak by nie zdradzać zbyt wielu szczegółów i zawiłości fabuły,
można stwierdzić, iż protagonista otrzymuje szansę ponownego przyjścia na
świat. Kajdany przeszłości zostają zrzucone, a węzły rodzimych koligacji –
zerwane. Mattia Pascal rodzi się jako zupełnie nowy człowiek – z jednej strony
traci on dotychczasową tożsamość, z drugiej zaś w niepamięć odchodzą wszelakiej
maści negatywne doznania, klęski, niepowodzenia i utrapienia, które
nagromadziły się w życiu niczym niechciany bagaż, zbędny balast coraz mocniej
przytłaczający strudzone barki. Brzemię uprzednich doświadczeń zostaje zatem
strącone, a przyszłość, widziana głównie w świetlanych i kolorowych barwach,
zdaje się stać szeroko otworem. Oto bohater zyskuje białą kartę, którą może
zapełnić, będąc przy tym bogatszy o empirię płynącą z poprzedniego wcielenia.
Powieść włoskiego artysty
utrzymana jest w lekkim stylu, w którym tragedia, tak jak często bywa to w
codziennym życiu, swobodnie przeplata się z komedią. Słowne wynurzenia głównego
bohatera oraz jego maniera oceny zachodzących wydarzeń, pozwalają doszukać się
komizmu w wielu sytuacjach. Ta przystępność formy oraz wesołe usposobienie
narratora mocno kontrastują z poruszaną tematyką, która orbituje wokół
problemów filozoficznych oraz metafizycznych. Rozmyślania protagonisty często
zahaczają o granice ludzkiej wolności, egzystencję i rolę człowieka w
społeczeństwie, obiektywność prawdy, itd. Na przestrzeni całej książki, niczym
grzyby na leśnej ścieżce, porozrzucane są także pojedyncze sentencje, będące
owocem obserwacji protagonisty. Moją uwagę przykuła konstatacja, iż w danym przedmiocie kochamy to, co
pomieszczamy z siebie samych, a więc tę zgodność i harmonię, jaką ustalamy
pomiędzy nim a nami, wyraz duchowy, którego nabiera on jedynie dla nas i który
jest utworzony z naszych wspomnień [2]. Błyskotliwa dygresja bardzo dobrze
wyjaśnia, dlaczego te same wydarzenia, przedmioty bądź osoby będą u różnych
osób wzbudzać diametralnie odmienne przeżycia oraz odczucia. Równie
interesująca, choć z pewnością mocno niepoprawna politycznie, jest wypowiedź
traktująca o demokracji – rozgoryczony bohater zauważa, że tzw. władza ludu to tyrania najgłupsza i najbardziej
nienawistna: tyrania przybierająca maskę wolności [3].
W moim przypadku lektura Świętej pamięci Mattia Pascala jawiła
się jako ogromnie interesująca, szczególnie ze względu na poruszone w niej
zagadnienie gier losowych. Główny bohater na skutek zbiegu okoliczności, po
serii kolejnych decyzji dyktowanych potrzebą chwili oraz podszeptami
podświadomości, ląduje w przybytku hazardu, tj. w kasynie w Monte Carlo. Bystry
i inteligentny narrator nie zatraca się jednak zupełnie w ryzykownej loterii,
racząc czytelnika swoimi spostrzeżeniami i płynącymi z nich refleksjami poświęconymi
samemu kasynu oraz goszczącym w nim ludziom. Na uwagę zasługuje szczególnie
następujący fragment:
Zdawało się, że tylko ona, ta kuleczka z kości słoniowej tam pośrodku
tocząca się z wdziękiem po ruletce, w kierunku przeciwnym kierunkowi wskazówek
zegara bawi się tutaj dobrze: „Stuk, stuk, stuk...” Tylko ona jedna, a nie ci
wszyscy, którzy na nią patrzyli, poddani katuszom, jakie zadawał im kaprys tej,
której – otóż to! – tam na żółtych kwadratach stołu gry tyle rąk ludzkich
złożyło, jak w błagalnej ofierze, złoto, złoto i złoto, tyle rąk drżących teraz
w lękliwym wyczekiwaniu, dotykających bezwiednie innych sztuk złota, tych,
które złożą tu za chwilę, a oczy tych wszystkich cierpiących męki zdawały się
przy tym mówić: - Idź tam, gdzie sama masz ochotę pójść, gdzie sama chcesz się
zatrzymać, wdzięczna kuleczko z kości słoniowej, ty nasza okrutna bogini [4].
Równie ciekawie prezentują się
sądy na temat graczy, którzy wedle mniemania protagonisty pragną odnaleźć jakąś logikę w przypadku, co
wygląda mniej więcej tak, jakby chcieli odnaleźć krew w kamieniu [5].
Śledząc przypadki samego Matti Pascala oraz obserwując razem z nim
współtowarzyszy hazardowej rozrywki, można odnieść wrażenie, że kasyno stanowi
formę ucieczki, byt sam w sobie, coraz chciwiej domagający się zarówno należnej
mu atencji jak również pieniędzy, bez których nie może on funkcjonować. W
zamian za te potężne kwoty, wrzucane w jego przepastne trzewia, dom gry oferuje
dreszczyk emocji oraz chwilowe poczucie wszechwładzy – oto bowiem człowiek,
marny pył, który prędzej bądź tylko trochę później na powrót stanie się tylko
prochem, ten właśnie nędzny człowiek ośmiela się rzucić wyzwanie
nieprzewidywalnej Fortunie, stając z nią w szranki, jak gdyby był równie
potężny i mocarny.
Na utwór Świętej pamięci Mattia Pascal można spojrzeć również jako na zapis
losów człowieka, który stale umyka przed życiem i związanym z nim
odpowiedzialnością. Obowiązki dnia codziennego, troska o materialną stronę
egzystencji, konieczność zapewnienia godziwych warunków najbliższym – wszystko to
jest działalnością niezwykle męczącą, której ciężaru protagonista nie jest w
stanie unieść. Tyle, że jak trafnie pokazuje włoski artysta, przed
rzeczywistością nie można nieustannie uciekać – prędzej czy później ofiara
zostaje pochwycona w jej sidła.
Reasumując, Świętej pamięci Mattia Pascal to książka wiekowa, której tematyka
pozostaje jednak aktualna. Luigi Pirandello w interesujący sposób rozważa
kwestię tego, czy jako członkowie społeczeństwa nie jesteśmy niewolnikami
przeświadczeń i przekonań na temat naszej własnej osoby – bytowanie w gromadzie
okazuje się pewną formą kompromisu, związanego z rezygnacją z samego siebie i
dobrowolnym tkwieniu w ramach wykreowanego przez innych obrazu.
Bohater otrzymuje szansę ponownego przyjścia na świat? To brzmi bardzo tajemniczo :) Przeczytałabym ze względu na przeplatanie się elementów tragicznych z komicznymi i tematykę, bo nieraz marzy mi się, by się obudzić i rozpocząć nowe życie, z nowym nazwiskiem, nowymi ludźmi, bez żadnych obciążeń. No i uważam, że warto poznawać książki noblistów. Ten akurat noblista jest bardzo mało znany. Szczerze mówiąc, pierwszy raz widzę recenzję jego książki.
OdpowiedzUsuńPrawda, że chyba nikt go nie czyta? A podobno niesłusznie zapomniany, Anglosasi b. go chwalą i chyba nawet tę powieść.
UsuńKoczowniczko, to ponowne przyjście na świat jest wyrażeniem mocno metaforycznym, ale szczegółów zdradzić nie zamierzam, bowiem nie chcę psuć przyjemności ewentualnej lektury. Pirandello w sposób ciekawy bierze na warsztat marzenie, o którym wspominasz - ale oprócz blasków i zalet takiego rozwiązania ukazuje również jego negatywne aspekty.
UsuńAniu, podobnie jak Ty, od pewnego czasu pałam szczerym uczuciem do włoszczyzny, dlatego siłą rzeczy musiałem dotrzeć i do nazwiska Pirandello.
A co do kurzu, jakim pokryły się polskie dzieła tego noblisty - nikt nie wznawia jego twórczości, więc siłą rzeczy owo nazwisko nie pojawia się na łamach blogów, które stawiają na współpracę z wydawnictwami i omawianie nowości.
Pozwolę się uczepić jednego fragmentu, a mianowicie tego o demokracji. Z wiekiem coraz bardziej zauważam, że jest tak jak napisał. W latach nastoletnich miałam przekonanie, że jest to najlepsza możliwa opcja, prawie, że najwyższe osiągnięcie ludzkie;) Teraz łapię się na tym, że chciałabym tę liczbę osób z prawem do głosowania ograniczyć:)
OdpowiedzUsuńHa, ze mną jest dokładnie tak samo. Ale ilekroć pomyślę o ograniczeniach, o których wspominasz, od razu przypominają mi się wszelakiej maści antyutopijne dzieła :) Ciężko jest znaleźć złoty środek.
UsuńMoże odpowiedź jest u Žižka? Demokracja już się przeżyła i należy oczekiwać niemożliwego, które ją zastąpi? Szkoda tylko, że wprowadzanie nowych ustrojów ostatnio było związane z tak dużymi kosztami...
UsuńO, w dzisiejszych czasach nie istniejesz, jeśli nie masz Facebooka;) Wracając do Twojej lektury – czyż to nie jest nasze największe marzenie – zacząć wszystko od nowa, ale zachowując całe doświadczenie? Szczerze mówiąc – na niewiele się chyba ono naszemu bohaterowi przydało…
OdpowiedzUsuńWłaśnie, dziś widać to szczególnie wyraźnie: jeśli coś przeżyjesz, czegoś doświadczysz, a o tym nie opowiesz (albo nie wkleisz "słit foci" na fejsa), to zupełnie tak, jakby to się wcale nie wydarzyło. Cóż, tak nas "wymyślono". Jeśli nie podzielimy się swoim doświadczeniem z innymi, jeśli nie nadamy mu społecznego znaczenia, staje się ono - w pewnym sensie - bezużyteczne.
UsuńI tak jak przedmówczyniom, ciekawy wydaje mi się motyw nowego życia. Niewielu jest to dane. Ciekawe, jak swoją szansę wykorzystał Mattia Pascal. No i metafora życia jako kasyna, losowej gry, przypadku - jest bliska moim własnym przekonaniom. Zapisuję tytuł "ku pamięci"!
Ha, bohatera Pirandella początkowo niezwykle ratuje się ze sposobności, jaką zgotował mu los. Ale w miarę trwania tego doświadczenia, górę biorą negatywne aspekty - wychodzi na to, że ludzkiej istocie jest naprawdę trudno dogodzić :)
UsuńMarto, wracając jeszcze do motywu życia jako kasyna, polecam Ci dzieła innego włoskiego autora, Mario Soldatiego.
UsuńCiekawy dylemat - fizyka kwantowa uczy, że obserwacja kształtuje byt. Można więc powiedzieć, że faktycznie, bez widowni nie istniejemy. Z drugiej jednak strony sami jesteśmy obserwatorami tejże widowni...
OdpowiedzUsuńDokładnie, ów dylemat jest piekielnie interesujący, i dobrze, że na warsztat wzięła go również literatura.
UsuńProblem obserwatora, postrzegania i ich wpływu na rzeczywistość pojawia się w filozofii od dawien dawna. I trzeba przyznać, że rzeczywiście problem to ciekawy - taki, który może srogo pokręcić zwoje, gdyż bywa samozwrotny.
Usuń