Camilla Läckberg
Księżniczka z lodu
tytuł oryginału Isprinsessantłumaczenie: Inga Sawicka
lektor: Perchuć Marcin
cykl: Saga o Fjällbace (tom 1)
Wydawnictwo: Czarna Owca 2009
Czas trwania: 11 godz. 41 min.
Rozmiar 601,7 MB
Praca przy komputerze, gry komputerowe, czytanie książek, telewizja; wszystko to mocno obciąża narząd wzroku. Może książki same w sobie nie aż tak bardzo, ale w połączeniu z pozostałymi.... By więc choć trochę ulżyć moim oczom, postanowiłem, że przynajmniej jedna lektura na kilka będzie u mnie książką mówioną. Realizując ten plan spojrzałem na półkę z audiobookami w bibliotece i w oczy rzucił mi się cały rządek powieści Camilli Läckberg. Tak w me ręce trafiła Księżniczka z lodu, pierwsza książka z cyklu Saga o Fjällbace*. Gdy rozpoczynałem lekturę, jeśli tak można powiedzieć o słuchaniu książki mówionej, nie wiedziałem jeszcze, że jej urodzona w 1974 roku autorka jest w ścisłej czołówce najbardziej znanych szwedzkich pisarzy, a jej powieści zostały przetłumaczone już na kilkadziesiąt języków. Ale to dobrze, stało się zadość mojej zasadzie, by książka przemówiła sama za siebie, tym razem niejako dosłownie.
Ze Sztokholmu, gdzie mieszka od jakiegoś czasu, do rodzinnej Fjällbaki (jest to również miejsce urodzenia Camilli Läckberg) przyjeżdża początkująca, choć już doceniana pisarka Erika Falc. Ma zamiar uporządkować dom rodzinny, który stoi pusty po śmierci rodziców i jednocześnie pisać kolejną książkę. Przypadkiem staje się jednak jedną z dwóch osób, które okrywają zwłoki młodej kobiety w jednym z sąsiednich domów. Wszystko wskazuje na to, że piękna, bogata i nieprzystępna Alexandra Wijkner popełniła samobójstwo i taką też wersję początkowo przyjmuje policja. Szybko jednak okazuje się ona błędna, a Erika, niezależnie od policji, rozpoczyna swoje własne śledztwo. Co i jak oczywiście nie zdradzę, tym bardziej, że oryginalna i misternie skonstruowana intryga jest jednym z wielkich atutów opowieści.
Księżniczka z lodu to klasyczny produkt szwedzkiej (skandynawskiej) szkoły kryminału społecznego. Nie dominują w niej tanie chwyty rodem z amerykańskich kursów pisania bestsellerów, takie jak pościgi samochodowe, wynaturzone zbrodnie, wybebeszone zwłoki i hektolitry krwi, szybkie kobiety i piękni mężczyźni. Tak naprawdę można ulec złudzeniu, że to prawdziwa opowieść o tym, co się zdarzyło zwykłym ludziom. Owszem, występują w książce i filmowo piękni, i bajecznie bogaci, ale główne postacie są nie tyle, że przeciętne, ale takie, jakimi może stać się każdy z nas, jeśli tylko trochę się wysili. Co niezmiernie ważne, nie tylko protagoniści, ale i wiele osób z drugiego planu zostało odmalowanych bardzo plastycznie, a ich charaktery ukazane dogłębnie, z wyczuciem i bardzo przekonująco. Psychologia i socjologa są niezwykle istotnymi elementami powieści, a zarazem jej wielkimi atutami.
Niektórzy skandynawscy autorzy, jak choćby Mankell, idą nieco w kierunku noir, nadając swym powieściom rys amerykański, wpędzający czytelnika w pesymizm i depresję, i kreując takie skojarzenia z procesem wykrywczym oraz pracą policji utrwalają stereotyp policjanta czy detektywa jako człowieka podejrzliwego, cynicznego, często brutalnego, jednym słowem w pewnym sensie nieszczęśliwego i spaczonego, żyjącego ze zniekształconym obrazem świata.
Proza Camilli to bardzo ciekawe zjawisko - jest jasna, jakoś tak promienna, oczywiście smutna i ponura w miejscach, gdy wymuszają to okoliczności, w których znajdują się bohaterowie, ale zasadniczo optymistyczna. Nie, wcale nie prezentuje infantylnego widzenia społeczeństwa. Ukazuje prawdę, według której, o ile rzeczywiście źli są zdecydowaną mniejszością, to zdecydowana większość jest zdolna do wszystkiego co najgorsze, gdy tylko znajdzie się w odpowiedniej sytuacji. To nawet bardziej pesymistyczne, niż klasyczna (choć niestety nieprawdziwa) wersja złego świata pełnego złych ludzi czyniących zło, ale Camilla Läckberg ma jakiś magiczny sposób, by pokazać, że nawet jeśli tych naprawdę porządnych, tych naprawdę dobrych jest mniej, to świat i tak jest piękny, bo mogą oni wpływać na tę chwiejną i socjologicznie głupią większość; choćby tylko przez to, że pozostaną sobą.
Powiem szczerze, że taki sposób pisania kryminałów bardzo mnie przekonuje, tym bardziej w przypadku, gdy najważniejsza postacią prowadzącą śledztwo jest cywil, który ma swoje życie poza zbrodnią i z przestępczością niezwiązane.
Dodatkowo, charakterystycznym rysem stylu powieści jest jego kobiecość. Owszem, wiele kobiet para się kryminałem, z lepszym lub gorszym skutkiem, ale większość z nich ma chyba duży udział pierwiastka męskiego w swej duszy. Camilla Läckberg odwrotnie – protagonistka jej powieści dużą uwagę poświęca makijażowi, bieliźnie i innym podobnym drobiazgom. Scena przed jej pierwszym razem w nowym związku to po prostu esencja kobiecości tego typu. Wkomponowanie takiego charakteru w kryminał – urocze i unikalne.
Oczywiście, jak na skandynawską powieść kryminalną przystało, w Księżniczce z lodu zobaczymy szerokie tło społeczne i głęboki wgląd w problemy małych osad rybackich zmieniających się w modne miejscowości letniskowe. Świetnie jest podana krytyka mentalności małych społeczności, w których pozory i oglądanie się na to, co ludzie powiedzą, ma o wiele większe znaczenie niż w dużych miastach i jest wspólne chyba dla wszystkich kontynentów. Tych wątków krytycznej analizy obecnego szwedzkiego społeczeństwa jest więcej, ale wyraźnie jest też wyartykułowana teza, że między bajki należy włożyć opowieści o tym, iż kiedyś było lepiej, i z tym zgadzam się w pełnej rozciągłości.
Nie zabrakło i pięknego romansu, takiego w którym uczucie współgra z pożądaniem, a zauroczenie nie wyprzedza rozsądku. Skontrastowane jest to ze zdradą, prostytucją małżeńską, przemocą rodzinną i wyrachowaniem, ale z wyraźnym wskazaniem, że prawdziwy, udany związek jest możliwy, nawet jeśli dookoła widać przewagę mniejszych i większych patologii.
Praca policji jest ukazana profesjonalnie, choć bez zagłębienia się w zbytnie szczegóły. Prawdziwą perełką jest szef miejscowej jednostki, w którym wielu na pewno rozpozna znajome postacie, choć inni członkowie załogi komisariatu też prezentują równie celne przedstawione typowe policyjne sylwetki.
Aż dziwne, że kobieta potrafiła tak wyważyć elementy niezbędne dla efektywnego śledztwa – praca operacyjna w terenie, czynności procesowe, badanie śladów, co stoi w wielkim kontraście z wieloma nawet znanymi tytułami, zarówno powieściowymi, jak i filmowymi, które infantylnie koncentrują się tylko na jednym aspekcie postępowania przygotowawczego (lub nawet tylko jednej metodzie) stając się karykaturą jego prawidłowego obrazu.
Rozwiązania zagadki kryminalnej Księżniczki z lodu nie sposób przed czasem przewidzieć. Przy tym nie jest to płytka zbrodnia w rodzaju tych, które będąc główną osią fabuły są zwykle tylko luźno spojone z tłem. Camilla Läckberg zaserwowała czytelnikom przestępstwo, które jest tak nierozerwalnie zrośnięte ze społecznością, w której miało miejsce, tak głęboko zakorzenione w jego zaszłościach, że aby mieć szansę na odkrycie prawdy, trzeba będzie cofnąć się o dziesięciolecia, poznać prawdy, którymi żyły poprzednie pokolenia, wejść w inny świat; świat, którego nie ma. Świetny, oryginalny pokaz talentu, który z pozoru banalny początek rozwija w coś świeżego, nietuzinkowego i zaskakującego.
Księżniczka z lodu jest przykładem powieści, w której, jak w prawdziwym życiu, wszystko się ze sobą wiąże. Każda decyzja, działanie i zaniechanie, zawsze ma konsekwencje. Czyniąc dobro jednemu, można wyrządzić krzywdę innemu, a w dodatku nie zawsze można przewidzieć następstwa swych czynów i decyzji.
Jak wspomniałem, główna bohaterka jest cywilem i autorce świetnie udało się pokazać, że o ile kontakt ze zbrodnią, ze złem, zawsze zostawia ślady, to jednak jest możliwe życie w słońcu nawet w obliczu takich faktów. Tylko od człowieka zależy, czy da się złamać, czy też wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej rozkwitnie. To cenna opozycja wobec stereotypu, któremu aż za chętnie się poddajemy, iż żandarm i policjant, podobnie jak przestępca i ofiara, muszą być zgorzkniali, przytłoczeni, mroczni, albo uciekać w brutalność, beztroską hulankę, alkoholizm czy narkotyki.
Wątki poboczne, urokliwe, interesujące, wciągające, często skrzące się od delikatnego, inteligentnego humoru, zajmują sporo miejsca i można nawet powiedzieć, że jest to po równi powieść obyczajowa skrzyżowana z kryminałem, co odwrotnie. Mnie się ta koncepcja bardzo spodobała i uważam taką jej odsłonę za niezwykle udaną.
Kiedy po odsłuchaniu powieści, od której trudno się oderwać, a lektor też bardzo przypadł mi do gustu, zobaczyłem niektóre oceny w polskim internecie, byłem zszokowany. Przeczytawszy recenzje towarzyszące niskim notom wszystko jednak zrozumiałem - zawsze znajdowałem w nich frazę „...spodziewałem się, że...”. W ten sposób można zjechać każde dzieło. Chrabia Monte Christo cienki, bo spodziewałem się czego innego, Hamlet to dno, bo myślałem, że to będzie co innego. To tyle o owych ocenach. Dla mnie jedynym mankamentem tego audiobooka było to, że mnie wciągnął na tyle, iż mając do wyboru zatrzymywać się i notować fragmenty na cytaty, których było i sporo, i celnych, wolałem dać się porwać powieści i płynąć razem z głosem lektora. Nie mogę się już doczekać następnej części cyklu. Ciekawe co tym razem wydarzy się w Fjällbace.
Księżniczka z lodu to klasyczny produkt szwedzkiej (skandynawskiej) szkoły kryminału społecznego. Nie dominują w niej tanie chwyty rodem z amerykańskich kursów pisania bestsellerów, takie jak pościgi samochodowe, wynaturzone zbrodnie, wybebeszone zwłoki i hektolitry krwi, szybkie kobiety i piękni mężczyźni. Tak naprawdę można ulec złudzeniu, że to prawdziwa opowieść o tym, co się zdarzyło zwykłym ludziom. Owszem, występują w książce i filmowo piękni, i bajecznie bogaci, ale główne postacie są nie tyle, że przeciętne, ale takie, jakimi może stać się każdy z nas, jeśli tylko trochę się wysili. Co niezmiernie ważne, nie tylko protagoniści, ale i wiele osób z drugiego planu zostało odmalowanych bardzo plastycznie, a ich charaktery ukazane dogłębnie, z wyczuciem i bardzo przekonująco. Psychologia i socjologa są niezwykle istotnymi elementami powieści, a zarazem jej wielkimi atutami.
Niektórzy skandynawscy autorzy, jak choćby Mankell, idą nieco w kierunku noir, nadając swym powieściom rys amerykański, wpędzający czytelnika w pesymizm i depresję, i kreując takie skojarzenia z procesem wykrywczym oraz pracą policji utrwalają stereotyp policjanta czy detektywa jako człowieka podejrzliwego, cynicznego, często brutalnego, jednym słowem w pewnym sensie nieszczęśliwego i spaczonego, żyjącego ze zniekształconym obrazem świata.
Proza Camilli to bardzo ciekawe zjawisko - jest jasna, jakoś tak promienna, oczywiście smutna i ponura w miejscach, gdy wymuszają to okoliczności, w których znajdują się bohaterowie, ale zasadniczo optymistyczna. Nie, wcale nie prezentuje infantylnego widzenia społeczeństwa. Ukazuje prawdę, według której, o ile rzeczywiście źli są zdecydowaną mniejszością, to zdecydowana większość jest zdolna do wszystkiego co najgorsze, gdy tylko znajdzie się w odpowiedniej sytuacji. To nawet bardziej pesymistyczne, niż klasyczna (choć niestety nieprawdziwa) wersja złego świata pełnego złych ludzi czyniących zło, ale Camilla Läckberg ma jakiś magiczny sposób, by pokazać, że nawet jeśli tych naprawdę porządnych, tych naprawdę dobrych jest mniej, to świat i tak jest piękny, bo mogą oni wpływać na tę chwiejną i socjologicznie głupią większość; choćby tylko przez to, że pozostaną sobą.
Powiem szczerze, że taki sposób pisania kryminałów bardzo mnie przekonuje, tym bardziej w przypadku, gdy najważniejsza postacią prowadzącą śledztwo jest cywil, który ma swoje życie poza zbrodnią i z przestępczością niezwiązane.
Dodatkowo, charakterystycznym rysem stylu powieści jest jego kobiecość. Owszem, wiele kobiet para się kryminałem, z lepszym lub gorszym skutkiem, ale większość z nich ma chyba duży udział pierwiastka męskiego w swej duszy. Camilla Läckberg odwrotnie – protagonistka jej powieści dużą uwagę poświęca makijażowi, bieliźnie i innym podobnym drobiazgom. Scena przed jej pierwszym razem w nowym związku to po prostu esencja kobiecości tego typu. Wkomponowanie takiego charakteru w kryminał – urocze i unikalne.
Oczywiście, jak na skandynawską powieść kryminalną przystało, w Księżniczce z lodu zobaczymy szerokie tło społeczne i głęboki wgląd w problemy małych osad rybackich zmieniających się w modne miejscowości letniskowe. Świetnie jest podana krytyka mentalności małych społeczności, w których pozory i oglądanie się na to, co ludzie powiedzą, ma o wiele większe znaczenie niż w dużych miastach i jest wspólne chyba dla wszystkich kontynentów. Tych wątków krytycznej analizy obecnego szwedzkiego społeczeństwa jest więcej, ale wyraźnie jest też wyartykułowana teza, że między bajki należy włożyć opowieści o tym, iż kiedyś było lepiej, i z tym zgadzam się w pełnej rozciągłości.
Nie zabrakło i pięknego romansu, takiego w którym uczucie współgra z pożądaniem, a zauroczenie nie wyprzedza rozsądku. Skontrastowane jest to ze zdradą, prostytucją małżeńską, przemocą rodzinną i wyrachowaniem, ale z wyraźnym wskazaniem, że prawdziwy, udany związek jest możliwy, nawet jeśli dookoła widać przewagę mniejszych i większych patologii.
Praca policji jest ukazana profesjonalnie, choć bez zagłębienia się w zbytnie szczegóły. Prawdziwą perełką jest szef miejscowej jednostki, w którym wielu na pewno rozpozna znajome postacie, choć inni członkowie załogi komisariatu też prezentują równie celne przedstawione typowe policyjne sylwetki.
Aż dziwne, że kobieta potrafiła tak wyważyć elementy niezbędne dla efektywnego śledztwa – praca operacyjna w terenie, czynności procesowe, badanie śladów, co stoi w wielkim kontraście z wieloma nawet znanymi tytułami, zarówno powieściowymi, jak i filmowymi, które infantylnie koncentrują się tylko na jednym aspekcie postępowania przygotowawczego (lub nawet tylko jednej metodzie) stając się karykaturą jego prawidłowego obrazu.
Rozwiązania zagadki kryminalnej Księżniczki z lodu nie sposób przed czasem przewidzieć. Przy tym nie jest to płytka zbrodnia w rodzaju tych, które będąc główną osią fabuły są zwykle tylko luźno spojone z tłem. Camilla Läckberg zaserwowała czytelnikom przestępstwo, które jest tak nierozerwalnie zrośnięte ze społecznością, w której miało miejsce, tak głęboko zakorzenione w jego zaszłościach, że aby mieć szansę na odkrycie prawdy, trzeba będzie cofnąć się o dziesięciolecia, poznać prawdy, którymi żyły poprzednie pokolenia, wejść w inny świat; świat, którego nie ma. Świetny, oryginalny pokaz talentu, który z pozoru banalny początek rozwija w coś świeżego, nietuzinkowego i zaskakującego.
Księżniczka z lodu jest przykładem powieści, w której, jak w prawdziwym życiu, wszystko się ze sobą wiąże. Każda decyzja, działanie i zaniechanie, zawsze ma konsekwencje. Czyniąc dobro jednemu, można wyrządzić krzywdę innemu, a w dodatku nie zawsze można przewidzieć następstwa swych czynów i decyzji.
Jak wspomniałem, główna bohaterka jest cywilem i autorce świetnie udało się pokazać, że o ile kontakt ze zbrodnią, ze złem, zawsze zostawia ślady, to jednak jest możliwe życie w słońcu nawet w obliczu takich faktów. Tylko od człowieka zależy, czy da się złamać, czy też wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej rozkwitnie. To cenna opozycja wobec stereotypu, któremu aż za chętnie się poddajemy, iż żandarm i policjant, podobnie jak przestępca i ofiara, muszą być zgorzkniali, przytłoczeni, mroczni, albo uciekać w brutalność, beztroską hulankę, alkoholizm czy narkotyki.
Wątki poboczne, urokliwe, interesujące, wciągające, często skrzące się od delikatnego, inteligentnego humoru, zajmują sporo miejsca i można nawet powiedzieć, że jest to po równi powieść obyczajowa skrzyżowana z kryminałem, co odwrotnie. Mnie się ta koncepcja bardzo spodobała i uważam taką jej odsłonę za niezwykle udaną.
Kiedy po odsłuchaniu powieści, od której trudno się oderwać, a lektor też bardzo przypadł mi do gustu, zobaczyłem niektóre oceny w polskim internecie, byłem zszokowany. Przeczytawszy recenzje towarzyszące niskim notom wszystko jednak zrozumiałem - zawsze znajdowałem w nich frazę „...spodziewałem się, że...”. W ten sposób można zjechać każde dzieło. Chrabia Monte Christo cienki, bo spodziewałem się czego innego, Hamlet to dno, bo myślałem, że to będzie co innego. To tyle o owych ocenach. Dla mnie jedynym mankamentem tego audiobooka było to, że mnie wciągnął na tyle, iż mając do wyboru zatrzymywać się i notować fragmenty na cytaty, których było i sporo, i celnych, wolałem dać się porwać powieści i płynąć razem z głosem lektora. Nie mogę się już doczekać następnej części cyklu. Ciekawe co tym razem wydarzy się w Fjällbace.
Wasz Andrew
* miejscowość nadmorska w Szwecji, dawniej o charakterze osady rybackiej, obecnie atrakcji letniej
Saga o Fjällbace
- Isprinsessan (2003) Księżniczka z lodu (2009)
- Predikanten (2004) Kaznodzieja (2010)
- Stenhuggaren (2005) Kamieniarz (2010)
- Olycksfågeln (2006) Ofiara losu (2010)
- Tyskungen (2007) Niemiecki bękart (2011)
- Sjöjungfrun (2008) Syrenka (2011)
- Fyrvaktaren (2009) Latarnik (2011)
- Änglamakerskan (2011) Fabrykantka aniołków (2012)
- Lejontämjaren (2014) Pogromca lwów (2015)
Zazdroszczę Ci umiejętności słuchania audiobook'ów. Ja tej sztuki jeszcze nie opanowałam, a żałuję. Na półce jednak czekają "Bezwiedni aktorzy" Balzaca w formie audiobooka, więc kto wie...
OdpowiedzUsuńLiteraturę szwedzką bardzo lubię, a jednak powieści pani Lackberg jeszcze żadnej nie czytałam. Mam jednak nadzieję, że znajdę możliwość i przede wszystkim czas, żeby to zmienić. Może nawet zabiorę się za audiobooki? :) Byłoby super wreszcie wysłuchać jakiejś dobrej powieści.
Pozdrawiam!
Przy audiobookach ważnym czynnikiem jest lektor. Wolę sam czytać, bo wtedy ten problem odpada, no i czyta się własnym tempem, ale z rozsądku powoli staram się do książki mówionej przekonywać. Jeśli lubisz literaturę szwedzką (ja ją uwielbiam) to Läckberg może być ciekawym wyborem - jest wyraźnie odmienna od typowego szwedzkiego kryminału w typie Mankella.
UsuńJak już przy audiobookach, to polecam Piknik na skraju drogi
Pozdrowionka serdeczne :)
Nie wiem dlaczego wymyśliłam sobie, że audiobooków mogę słuchać tylko na płytach CD, co mnie zniechęciło do tej formy kontaktu z książką. Wchodzą w grę jedynie dłuższe trasy samochodem, na szczęście/niestety dojazd do pracy zajmuje mi ze 20 minut. Ale gdybym przegrała audiobooka do mp3 - voila! mogę słuchać wszędzie :)
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze słuchało się całej mojej rodzinie audiobooka z "Ziarnem prawdy" (rewelacyjnie czyta Robert Jarociński) i którejś części przygód Fandorina autorstwa Borysa Akunina (czytał Krzysztof Gosztyła). Racja, lektor potrafi zepsuć książkę albo ją tak zinterpertować, że oderwać się nie można.
Ja wgrywam do smartfona i można słuchać wszędzie - w kolejce, poczekalni, w łóżku... :) Słuchawki albo tryb głośnomówiący i jazda :) Dobrze jeszcze mieć soft, który pamięta dokąd się już dotarło, nawet po restarcie.
UsuńBardzo podoba mi się jak napisaleś o tej książce. Zupełnie jakbyś spisał moje odczucia. Ja bardzo miło wspominam czas spędzony z tą serią, choć czasem bolało a i nie każda historia wciagala bez reszty. Cieszę się, że jeszcze przede mną ostatnio wydana u nas część.
OdpowiedzUsuńJa dopiero zacząłem znajomość z tym cyklem.Cieszę się, że przy lekturze następnych części też można się spodziewać pozytywnych wrażeń.
Usuń