Henning Mankell
Ręka.Wszystko, co powinniście wiedzieć o Kurcie Wallanderze
tytuł oryginału: Handen. Ett fall för Wallandertłumaczenie: Paulina Jankowska
Cykl: Komisarz Wallander (tom 12) | Seria: Mroczna Seria
Wydawnictwo: W.A.B.
Gdy ostatnio odwiedziłem moją ulubioną bibliotekę, akurat na kontuarze leżała książka Henninga Mankella z wydrukowaną na okładce plakietką Ostatnie śledztwo Kurta Wallandera. Nie byłem nigdy prawdziwym fanem tego autora, choć jego powieści bardzo cenię, niektóre kryminały oceniam bardzo wysoko, a COMEDIA INFANTIL okazała się niezapomnianą lekturą. Postanowiłem więc, że nie zostawię i tej jego książki w spokoju, skoro sama się pcha w moje ręce.
Nim w domu tomik otworzyłem, gdy tylko wziąłem go do ręki i przez chwilę spoglądałem na okładkę, usiłując przewidzieć, o czym traktuje, miałem przeczucie, że Wallander, zbliżający się do emerytury szwedzki policjant będący główną postacią całego cyklu powieści kryminalnych, tym razem potknie się o jakąś wystającą z ziemi rękę. Okładka wskazywała raczej na coś innego, ale tak mi się właśnie zwidziało, i tak się też stało. W dodatku Wallander potknął się o tę wystającą z ziemi niczym stare grabki rękę na ścieżce przed domem, który zamierzał kupić, by przenieść się do niego po odejściu na nieuchronnie zbliżającą się emeryturę.
Do kogo ręka należała, nie będę oczywiście zdradzał, by nie psuć przyjemności przyszłym czytelnikom. Powiem tylko, że to klasyczna fabuła – problemy z identyfikacją ofiar, ustalenie sprawcy i kulminacja, rozwiązanie akcji. Budowa praktycznie jednowątkowa, choć wokół toczącego się postępowania będącego wyraźną osią kręcą się jakieś inne aspekty: relacje protagonisty z córką Lindą, która jest policjantką w tej samej jednostce, rozterki starzejącego się mężczyzny i inne takie. Świetnie zachowana jest proporcja ukazująca, że ten typ, który prezentuje komisarz Wallander, praktycznie nie ma życia osobistego, nie tylko z uwagi na pracę, ale po trosze i ze względu na jej połączenie z predyspozycjami osobistymi.
Styl mógłby być lepszy. Mnie jakoś podczas lektury nie zgrzytało, ale moja piękniejsza połowa narzekała. Może kwestia indywidualnych predyspozycji, a może faktycznie tłumaczenie nie aż takie, a mnie po prostu zaślepiła warstwa kryminalna, bardzo udana, choć prosta.
Nie będę się silił na rozstrzygnięcie czy Ręka to powieść (jak chce wydawca) czy opowiadanie, jak o niej pisze autor (ewentualnie tłumacz). Ważne, że zajmuje ona tylko trzecią część książki. Resztę wypełniają informacje dla fanów o całym cyklu Wallanderowskim i o samym autorze. Dla mnie nie było to specjalnie interesujące, zwłaszcza spis powieści z ich streszczeniami, jednak sama Ręka ma swój urok. Urzekł mnie zwłaszcza charakterystyczny, rozumowy styl prowadzenia śledztwa i pisania o tym, w których nie ma infantylnego zachwytu nad jedną tylko metodą śledczą. W zalewie kryminalnych produkcji niczym w róży kompasowej w opozycji do siebie stoją CSI, Komisarz Alex, Sherlock Holmes i Miami Vice, gdy tymczasem u Wallandera, tak jak w rzeczywistości, metodę dopasować trzeba do okoliczności – trudno pracować ze świadkami, gdy już ich nie ma, nie zawsze są ślady pozwalające iść tropem dowodów rzeczowych, do dedukcji może brakować faktów i tak dalej. W dodatku śledztwo nie zawsze rwie z kopyta i trzeba po prostu czekać, aż z wykonanych czynności i zebranych materiałów, niczym z nasion, coś być może wykiełkuje.
Co tym razem mnie ubodło, ubodło smutkiem i zazdrością, to współpraca między policją szwedzką a innymi instytucjami, ciągła wymiana informacji. Oczywiście nie jest to tylko szwedzki patent, na tym bazują służby i organizacje każdego zdrowego organizmu państwowego. Ciekawe, czy Szwed potrafiłby uwierzyć, że na rozprawę do sądu może przyjść jako osoba pokrzywdzona ktoś jednocześnie oskarżony w innej sprawie i do niej poszukiwany przez ten sam sąd, prokuraturę i policję. Przyjść, wziąć udział w rozprawie i wyjść. I dalej jest poszukiwany, a oczywiście nikt nie miał sobie niczego do zarzucenia. Czy skoro my czytamy o tym, jak wygląda to w Szwecji, oni byliby w stanie przeczytać powieść ukazującą, jak naprawdę to u nas bywa? Trochę mnie takie pytania dołują, ale i tak uwielbiam szwedzkie kryminały, choć to ze wspomnianych powodów taki dla Polaka trochę SF.
Resumując – Ręka to świetny utworek. Pierwsze co o nim można powiedzieć, to że szkoda, iż taki krótki. Drugie, że szkoda, iż ostatni. Choć czy aby na pewno? Wszak Linda może pociągnąć dalej rodzinne tradycje i, jak to się teraz mówi, rozpocząć drugi sezon Wallandera. Tymczasem, póki się nie rozpoczął, zapraszam do lektury Ręki. Jest wystarczająco dobra dla każdego, kto nie ma alergii na kryminały, bardzo dobra dla miłośników gatunku, a dla fanów... No cóż, dla nich wszystko Mankella jest wspaniałe. Nawet te dodatki zajmujące dwie trzecie książki.
Do kogo ręka należała, nie będę oczywiście zdradzał, by nie psuć przyjemności przyszłym czytelnikom. Powiem tylko, że to klasyczna fabuła – problemy z identyfikacją ofiar, ustalenie sprawcy i kulminacja, rozwiązanie akcji. Budowa praktycznie jednowątkowa, choć wokół toczącego się postępowania będącego wyraźną osią kręcą się jakieś inne aspekty: relacje protagonisty z córką Lindą, która jest policjantką w tej samej jednostce, rozterki starzejącego się mężczyzny i inne takie. Świetnie zachowana jest proporcja ukazująca, że ten typ, który prezentuje komisarz Wallander, praktycznie nie ma życia osobistego, nie tylko z uwagi na pracę, ale po trosze i ze względu na jej połączenie z predyspozycjami osobistymi.
Styl mógłby być lepszy. Mnie jakoś podczas lektury nie zgrzytało, ale moja piękniejsza połowa narzekała. Może kwestia indywidualnych predyspozycji, a może faktycznie tłumaczenie nie aż takie, a mnie po prostu zaślepiła warstwa kryminalna, bardzo udana, choć prosta.
Nie będę się silił na rozstrzygnięcie czy Ręka to powieść (jak chce wydawca) czy opowiadanie, jak o niej pisze autor (ewentualnie tłumacz). Ważne, że zajmuje ona tylko trzecią część książki. Resztę wypełniają informacje dla fanów o całym cyklu Wallanderowskim i o samym autorze. Dla mnie nie było to specjalnie interesujące, zwłaszcza spis powieści z ich streszczeniami, jednak sama Ręka ma swój urok. Urzekł mnie zwłaszcza charakterystyczny, rozumowy styl prowadzenia śledztwa i pisania o tym, w których nie ma infantylnego zachwytu nad jedną tylko metodą śledczą. W zalewie kryminalnych produkcji niczym w róży kompasowej w opozycji do siebie stoją CSI, Komisarz Alex, Sherlock Holmes i Miami Vice, gdy tymczasem u Wallandera, tak jak w rzeczywistości, metodę dopasować trzeba do okoliczności – trudno pracować ze świadkami, gdy już ich nie ma, nie zawsze są ślady pozwalające iść tropem dowodów rzeczowych, do dedukcji może brakować faktów i tak dalej. W dodatku śledztwo nie zawsze rwie z kopyta i trzeba po prostu czekać, aż z wykonanych czynności i zebranych materiałów, niczym z nasion, coś być może wykiełkuje.
Co tym razem mnie ubodło, ubodło smutkiem i zazdrością, to współpraca między policją szwedzką a innymi instytucjami, ciągła wymiana informacji. Oczywiście nie jest to tylko szwedzki patent, na tym bazują służby i organizacje każdego zdrowego organizmu państwowego. Ciekawe, czy Szwed potrafiłby uwierzyć, że na rozprawę do sądu może przyjść jako osoba pokrzywdzona ktoś jednocześnie oskarżony w innej sprawie i do niej poszukiwany przez ten sam sąd, prokuraturę i policję. Przyjść, wziąć udział w rozprawie i wyjść. I dalej jest poszukiwany, a oczywiście nikt nie miał sobie niczego do zarzucenia. Czy skoro my czytamy o tym, jak wygląda to w Szwecji, oni byliby w stanie przeczytać powieść ukazującą, jak naprawdę to u nas bywa? Trochę mnie takie pytania dołują, ale i tak uwielbiam szwedzkie kryminały, choć to ze wspomnianych powodów taki dla Polaka trochę SF.
Resumując – Ręka to świetny utworek. Pierwsze co o nim można powiedzieć, to że szkoda, iż taki krótki. Drugie, że szkoda, iż ostatni. Choć czy aby na pewno? Wszak Linda może pociągnąć dalej rodzinne tradycje i, jak to się teraz mówi, rozpocząć drugi sezon Wallandera. Tymczasem, póki się nie rozpoczął, zapraszam do lektury Ręki. Jest wystarczająco dobra dla każdego, kto nie ma alergii na kryminały, bardzo dobra dla miłośników gatunku, a dla fanów... No cóż, dla nich wszystko Mankella jest wspaniałe. Nawet te dodatki zajmujące dwie trzecie książki.
Wasz Andrew
Lekturę "Ręki"całkiem dobrze wspominam. Co do kontynuowania rodzinnej tradycji - "Zanim nadejdzie mróz" to powieść, gdzie Linda prowadzi śledztwo a Kurt jej jedynie czasem pomaga. Dramatycznie słaba nie tylko w mojej opinii, wygląda na to jakby postać Kurta odpowiadała postaci samego autora, nie udało mu się stworzyć przekonującej Lindy. W szwedzkim serialu jest ona nieco lepsza, w powieści niestety bardzo słaba. Już lepiej poczytać opowiadania z tomu "Piramida", gdzie jest sporo młodego Kurta.
OdpowiedzUsuńNa razie nie czytałem, ale może tak być, że autor ma talent do postaci męskich, a do kobiecych nie.
Usuń