Dziś wielu z nas pójdzie do kościołów, choć pewnie niewielu z powodu prawdziwej wiary i miłości do Boga. Temat obrazy uczuć religijnych jest więc jak najbardziej na miejscu.
Nasz kraj jest prawdopodobnie jednym z najbardziej drażliwych na punkcie obrazy uczuć religijnych, przynajmniej w naszym, czyli chrześcijańskim świecie. O muzułmanach nie ma co mówić – widać w telewizji. Czy nie zdziwiło Was, że tym przewrażliwionym chrześcijanom, głównie katolikom, brak jakiejkolwiek hierarchii wartości?
Ciągle słyszymy, że ich uczucia obraża, iż ktoś napluł na krzyż, nago się ukrzyżował albo udawał motyla w trakcie procesji, która zresztą poruszała się po miejscu publicznym. Jest natomiast coś, co jest grzechem nieporównywalnie większym, niż jakiekolwiek zbezczeszczenie relikwii, zakłócenie nabożeństwa czy największa nawet golizna wkomponowana w święte symbole. Co takiego?
Zaprzeczenie istnienia Boga! Wobec publicznego stwierdzenia, że Boga nie ma, czymże jest utopienie krzyża (tylko symbolu wiary, jednego z wielu niezliczonych) w urynie (w zwykłej wydzielinie, którą każdy z nas świat zalewa)? Dlaczego tak bezbożne publiczne oświadczenia, godzące w najbardziej fundamentalną podstawę wszelkich uczuć religijnych ani raz nie stały się przyczyną zawiadomienia do prokuratury? Przecież wszystkie inne działania antyreligijne wynikają z tej pierwotnej, z założenia, że Boga nie ma lub też że nasz nie jest tym prawdziwym. Podobnie wszystkie inne obrazy są tylko umniejszonym następstwem i pokłosiem tej pierwszej, kardynalnej. Cóż może być bardziej obraźliwe dla prawdziwie wierzącego, niż oświadczenie, że Boga nie ma?
Skoro katolikom nie przeszkadza publiczne manifestowanie niewiary w Boga, to czemu przeszkadza im manifestowanie niewiary w to, że dwa skrzyżowane kawałki drewna są święte, albo że facet w sukience jest czymś lepszym niż ładna kobieta bez sukienki?
Co ciekawe, w drugą stronę też to działa tak samo opacznie. Ateistom przeszkadza krzyż w Sejmie i innych obiektach publicznych, ale nie przeszkadza im, że w tych samych miejscach mówi się, iż Bóg istnieje, z czego wprost wynika, iż oni są nie do końca ..., jeśli w Niego nie wierzą.
Na tym tle Święta Inkwizycja wydaje mi się dużo uczciwsza i bardziej logiczna. Na stosach inkwizytorzy nie palili za kradzieże, zabójstwa i inne grzechy śmiertelne, za namalowanie w katedrze fresku ze świętymi o twarzach ladacznic i złodziei, a tylko za te zachowania, które były manifestacją przekonania, że Boga nie ma, lub że nasz nie jest prawdziwy i jedyny (herezja, czary, casus Galileusza, itd.).
Wasz Andrew
Ksiądz Boniecki powiedział, że prawdziwej wiary nie można obrazić. I ja się z tym zgadzam, obrazić można (dosłownie wszystkim) tylko czyjeś kompleksy...
OdpowiedzUsuńNie tylko ksiądz Boniecki :) To samo można wyczytać w Piśmie Świętym :)
UsuńNie sposób nie zgodzić się z cytowanym w pierwszym komentarzu stwierdzeniem x. Bonieckiego, trudno też jednak pominąć fakt, że oprócz kompleksów ludzie mają również uczucia.
UsuńI nie dlatego przecież umieszcza się genitalia (czy raczej - ich przedstawienie) na dwóch patykach, że ma się coś przeciwko ich - tych genitaliów - przyrodzonemu, że się tak wyrażę, otoczeniu, ale dlatego, że wielu patyki owe zowie krzyżem, a jeszcze świętym.
I jest to symbol, i jakieś treści i znaczenia ze sobą niesie, dla wielu istotne. I nie ma co udawać, że jest inaczej, skoro w nie właśnie się godzi (czy raczej: w nie mierzy, brykietami z suszonego guana na przykład - nawiązanie do Konfucjusza, gdyby ktoś chciał wiedzieć - bo akurat takimi środkami podoba się artyście wyrazić myśl taką czy inną).
Przy czym nie wykluczam, chociaż i nie zakładam, że wielu spośród tych umieszczających wzruszało się do łez widząc, jak żołdacy użyli jako papieru toaletowego kartek z notatnika Tańczącego z Wilkami.
Kontynuując wątek skatologiczny: obsikanie własnego Picassa - hi, hi, jakie to figury stylistyczne, nieprawdaż, muszą nolens volens powielać ewentualni polemiści - jest prywatną sprawą posiadacza tegoż, zgadzam się, ale jeśli ktoś ruszy z brzytwą na muzealne eksponaty, choćby były kawałkiem starej deski i płótna, na którym kiedyś coś zostało namalowane przez jakiegoś Holendra, o którym nie wiadomo nawet na pewno, czy żył i kiedy, nie może się spodziewać zrozumienia i powszechnego poparcia.
Jeśli artyście podoba się w famach performance'u dekapitować pluszowe misie, w tym również misie ukochane przez owego artysty synka lub córeczkę, jego sprawa.
Chętnie przyznam, że jest rolą sztuki wiercić dziury w świadomości ogółu (określenie nie moje, żałuję) i że nie po to są artyści, by schlebiać większości.
Ale zastrzegam sobie prawo do nazywania profanacją tego, co, moim zdaniem, nią jest, i do nieschlebiania każdemu, kto mieni się być artystą i z tego powodu życzy sobie nie być krytykowany, niezależnie od jakości i treści swojego przekazu.
Skoro mowa o tym, co gdzie można wyczytać, pozwolę sobie jeszcze zalecić lekturę Katechizmu KK, a przynajmniej definicji grzechu śmiertelnego - po co nie zgadzać się z własnymi w tej kwestii poglądami?
Z tego samego powodu życzliwie (akurat!) zasugeruję, żeby może Autor poczytał jeśli nie Dialog o dwu najważniejszych układach świata, to o casusie Galileusza u autorów również zorientowanych antyklerykalnie, ale zarazem i w tym, jak niewykluczone, że było naprawdę...
Nie zgadzam się, każdy ma prawo do własnych poglądów, ale nie do profanacji tego, co dla kogoś innego jest święte. Identycznie rzecz ma się z gustem, nie musi podobać Ci się dom sąsiada, ale nie masz prawa go spalić, bo dla niego jest "święty". Nie podoba Ci się pani X, pan Y, czy rodzina pana Y, ale nie masz prawa nawet ich tknąć, możesz co najwyżej im to powiedzieć. Istnieje wolność myśli, ale nie ma wolności czynu, a na pewno nie takiego, który jest przestępstwem czy właśnie profanacją.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak! To że się nie identyfikujemy z symbolami, które ktoś inny uznaje za święte, nie znaczy, że możemy z nimi dowolnie postępować. To po prostu kwestia kultury.
UsuńHm, to jak to jest, że swastyka czy młot i sierp są godne plucia, a krzyże i półksiężyce już nie? Jeśli religia/ideologia wykracza poza swoje ramy i prześladuje ludzi, to nie widzę tutaj jakiegokolwiek sensu nietykalności. Kultura osobista nie obroniła nikogo przed religijnym fanatyzmem albo przed upodleniem totalitaryzmu. Wolę wolność słowa ze wszystkimi jej konsekwencjami od zamordyzmu, bo do tego w gruncie rzeczy sprowadza się karykatura politycznej poprawności jaką obserwujemy w krajach opanowanych przez religię, która stawia siebie ponad prawem.
UsuńChyba mieszacie pewne pojęcia. Nie mam prawa spalić domu sąsiada dlatego, że jest jego. Mój dom, jeśli mi się nie podoba, mogę rozebrać albo nawet spalić. Krzyża ani Biblii, nawet swojej nie, bo zaraz do to komuś przeszkadza. Przykłady nielogiczne, w dodatku nie bardzo na temat.
UsuńTo przykłady, które (tak przynajmniej myślałam) mogą pomóc w zrozumieniu, jak się czuje osoba wierząca, gdy ktoś zniszczy coś, co dla niej jest przedmiotem kultu. Moim zdaniem przykłady logiczne, tylko wymagają uruchomienia wyobraźni. Ale mniejsza z tym, ja jak zwykle nie na temat.
UsuńTo tak, jakby miłośnik sztuki podał mnie do sądu za to, że obsikałem mojego Picasassa, bo źle się czuł, ze zniszczyłem takie dzieło. Mam nadzieję, że teraz bardziej zrozumiale?
UsuńNie chodzi o to, że ja nie rozumiem o co chodzi Tobie. To raczej Ty nie rozumiesz o co chodziło mnie. Włączanie do tej dyskusji podziału na "moje" i "nie moje" też mogłoby w pewnym sensie, a właściwie bardzo, odbiegać od tematu, bo wydaje mi się, że doskonale wiesz, że Twój przykład jest nieco absurdalny. Rzeczy świętych, które są publiczne, nie dzieli się na "moje" i "twoje", co nie znaczy, że te prywatne też nie są święte, a że problem własności prywatnej wmieszał się do moich przykładów, to przecież w momencie ich pisania było to nieistotne, miałam na myśli ideę. I być może, jeśli brać pod uwagę wspomniany podział, to rzeczywiście podane przeze mnie sytuacje były do kitu, (w każdym razie już wyjaśniłam czemu służyły, służyły postawieniu się w sytuacji wierzących, którym... np. połamano krzyże na cmentarzu - może to nieco bardziej rozjaśni, co mam na myśli, proszę bardzo - podział na "moje, twoje" znika). Ale tu nie chodzi o konkretne przykłady (bo mogę podać ich milion i każdy da się wyśmiać), tylko o jedną rzecz, że nie ma się prawa niszczyć świętości. I nawet nieważny jest w tym momencie wymiar sprawiedliwości, tylko wymiar szacunku wobec pewnych rzeczy, o ogólną ideę. Albo się go ma, albo nie.Chcesz spalić swoją Biblię, swojego Picassa? Twoja sprawa, nie wiem, może to jest powód do dumy... przeciwstawienie się czemuś, to na pewno będzie rzecz wyróżniająca z tłumu... nikt Cię za to nie będzie ganiał po sądach.
UsuńCo to są „rzeczy święte”? Nie zalatuje to złotym cielcem? Postaw przed księdzem (akurat chodzi po kolędzie) miskę z wodą zwykłą i miskę z wodą święconą. Niech je odróżni. Albo nasikaj do obu i niech powie w którym z tych dwóch przypadków obraziłaś jego uczucia religijne, a w którym nie. Wszak sikanie do własnej miski z wodą (nocnika) nie jest obrazą, a sikanie do wody święconej jest obrazą. Więc jeśli ksiądz nie jest w stanie odróżnić świętej rzeczy, którą zresztą sam wyprodukował, od rzeczy z kranu, to sprawa zaczyna być śmieszna.
UsuńRzeczy święte to rzeczy kultu religijnego, przede wszystkim te poświęcone, to chyba oczywiste, a ksiądz to nie jasnowidz, ale przede wszystkim człowiek. Ale jeżeli Cię to śmieszy, to ta dyskusja przestaje mieć sens. Cieszę się że nie mam takiego poczucia humoru jak Ty. Zaczynam się zastanawiać, czy temat który poruszyłeś, to też tak dla żartu...
UsuńPrzyciężki temat sobie dzisiaj wybrałeś. Wiele osób będzie czuło się zgorszonych. Ja na całe szczęście do nich nie należę.
OdpowiedzUsuńCo do krzyża w urzędach, czy szkołach. Uważam, że nie powinno ich tam być. Mamy też w kraju innowierców, którzy mogą czuć sie urażeni, a trudno oblepić całą ścianę symbolami wiary.
Zgadzam się całkowicie. Choć to oczywiście tylko jeden z aspektów.
UsuńWydaje mi się, że profanacja odnosi sie wyłącznie do religii a nie wiary samej w sobie, zatem brak wiary w Boga nie stanowi profanacji.
OdpowiedzUsuńPo drugie duża część wierzących nie jest naprawdę wierząca głęboko i z przekonaniem, stąd pewnie brak zapędów do potępiania niewierzących.
Zdaje się też, że ateistom przeszkadzają właśnie krzyże na ścianach w miejscach publicznych, jest ich zbyt mało jednak, by doprowadzić do zmian w tej kwestii.
Ad. B.Hyla - profanacją jest wejście do świątyni i zdemolowanie jej, Natomiast manifestowanie swoich poglądów poza świątyniami profanacją nie jest.
Andrew, nie ma co zaprzeczać, że plwocina i mocz są w naszej kulturze nacechowane negatywnie i mają symboliczne znaczenie.
Nie przypominam sobie, żebym napisała, że "manifestowanie swoich poglądów poza świątyniami jest profanacją", ale nie bardzo wiem o jaki rodzaj manifestacji chodzi Izie; jeśli o bezczeszczenie przedmiotów kultu religijnego "poza świątyniami" to jest to profanacja.
UsuńMoże tak wyjaśnię - kwestia obrażania uczuć religijnych jest tak bardzo umowna i uznaniowa, że jeśli będzie można ludzi skazywać za obrażanie uczuć, może łatwo dojść do cenzury. Czyli poza świątyniami z grubsza wolna amerykanka ale wewnątrz obiektów sakralnych należy zachowywać się z szacunkiem, czyli nie biegać półnago przed ołtarzem.
UsuńZgadzam się całkowicie. Tylko spróbuj to wytłumaczyć tym obrażalskim :)
UsuńPragnę tylko dodać,że największa chyba religia świata (a w demokracji głos większości jest traktowany jak głos mądrości) za największą obrazę uważa zaprzeczenie istnienia swego Boga. Przynajmniej logicznie :)
OdpowiedzUsuńOd kiedy w religii panuje demokracja? ;)
OdpowiedzUsuńPrzecież jeśli Bóg objawił prawdę Iksińskiemu to Iksiński jest jeden, a ma rację powszechną i żaden argument o większości, co ma zawsze rację, nie ma zastosowania.
Właśnie o to chodzi, że naszym prawda o tym, co jest obrazą a co nie, objawiła się jakoś tak mniej logicznie niż choćby muzułmanom.
UsuńCoraz bardziej robi się naturalistycznie - jeszcze trochę, a nie złotym cielcem zacznie zalatywać, ale uryną.
OdpowiedzUsuńKsiądz nie jest producentem wody święconej - nie w tym porządku, do którego przynależą oboje (ksiądz & woda święcona), i w którym owa woda święcona jak najbardziej się tłumaczy, jeśli wyjaśniać jej istnienie posługując się narzędziami innymi niż, powiedzmy, ogrodnicze.
Trochę jak w tym dowcipie: wódz dzikich po podróży do Europy opowiada swoim, co widział. No więc - potężne czary. Wielki plac porośnięty trawą, na który wybiegło 11 facetów w żółtych strojach, 11 w niebieskich i 1 w czarnym. Ci ustawili się po lewej, ci po prawej, a ten w czarnym podrzucił coś jakby tykwę i gwizdnął. - I co, i co? - pytają zaciekawieni współplemieńcy. - I lunął taki deszcz, jakiego w życiu nie widziałem!
Skoro mowa o księdzu: co tam woda święcona i po co zaraz sikać do miski. Kolędującego rozebrać do slipek albo wręcz do rosołu i będzie nie do odróżnienia od zwykłego chłopa.
Angelina Jolie i Brad Pitt mówią do swojej pięcioletniej córeczki, na jej życzenie zresztą, John albo oni/one (they), ubierają ją w chłopięce rzeczy, obcięli jej krócej włosy i czekają - dorośnie, to się określi.
Nikogo to specjalnie nie dziwi: list biskupów ostrzegający przed strasznym potworem Genderem (wcale niezły tekst moim zdaniem, o którym jednak częściej pisano, w dodatku źle, niż go czytano - tak uważam) był odczytywany z ambon już ponad rok temu. Okazuje się jednak, że teraz trendy takie, żeby wszystko definiować na nowo: również pojęcia podstawowe.
Tylko po co? Toż nawet w Wikipedii piszą, że symbole są pewnymi znakami umownymi, które w różnych kulturach mogą mieć różne znaczenia. Dotyczy to, jak sądzę, również różnych kultur osobistych.
W uzupełnieniu wczorajszego komentarza: niekwestionowanymi (nawet przez Anonimową) mistrzami wszechświata w dworowaniu sobie z chrześcijaństwa są cyrkowcy Monty Pythona (zaraz po nich Eddie Izzard?). Z królowej angielskiej - przecież głowy kościoła jak najbardziej chrześcijańskiego - jakoś jednak sobie żartów nie robią <--- to mój wkład do odpowiedzi na pytanie "co to są rzeczy święte": niekiedy czyni je takimi nie woda święcona, ale edykt, ukaz, czy jak to się tam jeszcze może nazywać. Tak czy tak, rodzaj umowy.
I szkoda mi, strasznie, że w zgiełku, który rozlega się nad tymi trumnami zupełnie nie słychać głosów (wiem, nie pora na to), że obśmiewanie cudzych wierzeń nie jest najlepszym pomysłem – i nie dlatego, że można za to zapłacić głową, w najdosłowniejszym sensie.
Że ktoś z ocalałych współpracowników pisma mówi: "Mamy teraz wielu przyjaciół - papieża, królową, Władimira Putina. Puszczamy na nich wszystkich pawia." – i nie dlatego, że wymienił papieża.
Że jeśli kto wspomni słowa Oscara Wilde'a, który mógłby być patronem bezbożników, "rzecz nie staje się prawdziwa przez to, że ktoś za nią umiera, to przecież nie teraz, tylko może kiedyś, przy okazji kanonizacji jakiegoś katolickiego (najprędzej) męczennika.
Że coraz więcej jest głosów, iż ja powinnam zdjąć krzyżyk z szyi, żeby nie obrazić czyichś uczuć religijnych, areligijnych albo antyreligijnych, ale ktoś może nie tylko krzyż nazwać dwoma patykami (którymi jest w istocie, i taka opinia kwalifikuje się najwyżej jako zwykła różnica zdań, a więc, w moim odczuciu, jedna z cenniejszych rzeczy w życiu jako takim), ale też w miejscu publicznym powiesić na nim kolorowe lampki, bombki i kawałki słoniny dla sikorek (opis dekoracji w wersji soft), a mnie wolno publicznie nazwać tego nawet lansem, a co dopiero profanacją.
A jak mi się nie podoba, mogę sobie obsikać swojego Picassa, choćby ustawiając go do góry nogami. I w ogóle, manifestowanie czyjegoś stosunku do "rzeczy świętych", o ile dokonuje się poza świątyniami, choćby przy użyciu wydalin, jest li tylko manifestowaniem poglądów, nie zaś profanacją.
No to ja może też zamanifestuję, ale posługując się bardziej konwencjonalnymi środkami: NIE!
A gdyby jednak koniecznie trzeba było z tymi wydalinami, to BULLSHIT!