Większość Polaków deklaruje, iż wierzy w Boga, a więc i w to, że zostaliśmy stworzeni na Jego obraz i podobieństwo. Nie chcę się tutaj zajmować oczywistymi pytaniami, które same się nasuwają – na czym polega to podobieństwo, jakie są różnice między nami a Bogiem, itd. Pragnę poruszyć inny temat, który mi się niedawno nasunął.
Na obraz i podobieństwo, a więc nie do końca tak samo jak pierwowzór. Nie wnikając w to, jak wielki jest rozdźwięk między oryginałem a kopiami, rodzi się kardynalne pytanie:
Czy my – niedoskonałe kopie Boga – jesteśmy wszyscy w równym stopniu na obraz i podobieństwo, czy też niektórzy są bardziej, a inni mniej?
Możliwe są tylko dwie odpowiedzi. Obie przerażające i stawiające pod znakiem zapytania sensowność konstrukcji Bóg – człowiek – Sąd Ostateczny.
Załóżmy, że wszyscy jesteśmy zaszczyceni jednakowym stopniem podobieństwa do niebiańskiego oryginału. Jak to jest więc, że niektórzy z nas rodzą się pedofilami, sadystami czy chorymi psychicznie? Jak to jest, że z dwóch braci wychowywanych w tych samych warunkach, jeden wyrasta na anioła, a drugi na szatana? Jak to jest, że ten sam człowiek, jak w eksperymencie z Dobrym Samarytaninem*, może w tej samej sytuacji równie dobrze zachować się jak wcielenie dobra lub zła, a dokonany wybór wcale nie będzie zależał od nas, tylko od niezauważalnej z powodu swej pozornej błahości zmiennej sytuacyjnej? Czy z tego by wynikało, że Bóg też, w zależności od okoliczności, może być dobry albo zły, ku czemu zresztą w Starym Testamencie znajdziemy liczne przesłanki?
Załóżmy odwrotnie – każdy z nas nieco inne aspekty boskie dostał w zestawie. Jak to się ma do wolnej woli i walki o Zbawienie? Wyobraźmy sobie test. Dwóch kandydatów ma za zadanie przez dwie doby wytrzymać bez jedzenia. Kto wytrwa dostanie nagrodę – nazwijmy ją Zbawienie. Żeby było trudniej, przez czas testu będą przebywać w komnacie pełnej pokus – smakowitych potraw wszelkiego rodzaju. Tylko, że jeden z kandydatów byłby syty w momencie rozpoczęcia eksperymentu, a drugi głodny jak wilk. Czy byłby to uczciwy test?
Jeśli założymy, że w różnym stopniu obdarzono nas boskimi cechami, że jedni dostali lepszy zestaw startowy, a drudzy gorszy, to sytuacja z jednolitymi dla wszystkich przykazaniami i wspólnym Sądem Ostatecznym staje się moralnie nie do przyjęcia, podobnie jak wyżej opisany eksperyment.
Obie wersje złe, obie rodzą przerażające moralnie implikacje. Może więc, nie angażując się w rozważania o istnieniu, lub nie, Boga, należałoby się bliżej przyjrzeć prawdom, które jedni ludzie przekazują innym jako pochodzące od Niego?
Wasz Andrew
* Eksperyment Zimbardo, w którym uczestniczyli nieświadomi manipulacji studenci spieszący wygłosić odczyt o Dobrym Samarytaninie przed wielce szanownymi słuchaczami, m.in. dostojnikami kościelnymi. Po drodze spotykali ciężko pobitego człowieka proszącego o pomoc. Manipulując tak nieważną z pozoru zmienną, jak ilość czasu pozostała do rozpoczęcia wykładu, Zimbardo zmieniał postawy badanych od pełnej empatii i chęci ratowania rannego aż do kompletnej znieczulicy i odmowy jakiejkolwiek pomocy.
* Eksperyment Zimbardo, w którym uczestniczyli nieświadomi manipulacji studenci spieszący wygłosić odczyt o Dobrym Samarytaninie przed wielce szanownymi słuchaczami, m.in. dostojnikami kościelnymi. Po drodze spotykali ciężko pobitego człowieka proszącego o pomoc. Manipulując tak nieważną z pozoru zmienną, jak ilość czasu pozostała do rozpoczęcia wykładu, Zimbardo zmieniał postawy badanych od pełnej empatii i chęci ratowania rannego aż do kompletnej znieczulicy i odmowy jakiejkolwiek pomocy.
Moim zdaniem nic nie wyjaśnia tego "podobieństwa" albo "niepodobieństwa" lepiej niż cytat z "Nocy i dni":
OdpowiedzUsuń"Nic nie - To idea społeczeństwa wydaje ci się dostateczna, żeby przyjąć takie nieszczęście, a idea myśli Bożej, nad wszystkim czuwającej, widzi ci się niedostateczna? Spójrz no, moja kochana pani, na te wierzby nade drogą. Twój własny ojciec ponacinał im czuby i patrz, jak nienaturalnie odrosły, jakie to cienkie mają rózgi. Czy to nie kaleki nieszczęsne wobec zwyczajnej, zdrowej wierzby? A psująże ci krajobraz? Wydają się pokraką upośledzoną? Może i byłyby pokraką dla takiej nie uszkodzonej wierzby, żeby ona miała tę niesforną świadomość, co ty… A twój ojciec nie ze złości to im uczynił, jeno dla wyższego celu, żeby nie zacieniały zboża, co tu aż do nich dochodzi. A wy patrzycie na te wierzby i nie kaleki w nich widzicie, a osobliwe piękno i pożyteczność, malujecie je i opiewacie w wierszach. Wieszże, czym jest i jak wygląda ów podkościelny kaleka w oczach tworzącej myśli Boga? I czym jesteśmy w Jego zamiarach, gdy nas tak ponacina i pokaleczy? O czym tu gadać?"
A zresztą... Na niektóre pytania nie ma odpowiedzi, ale na pewno GDZIEŚ się znajdują. Jak znajdę się w tym miejscu pierwsza, dam Ci znać.
Udało mi się ostatnio kupić obraz malowany na płótnie, który przedstawia właśnie tę scenę. Jest przepiękny i zawisł w salonie na honorowym miejscu.
OdpowiedzUsuńChyba nie oryginał ;) Ale faktycznie, w klasycznym malarstwie jest to coś...
Usuń