„…przecież to fundament naszego nowego ustroju. Wydrzyj innym, ile dasz radę i ani grosza mniej. Do tego się sprowadza kapitalizm. Aż wierzyć się nie chce, że ci, co nas w to wpakowali, nazwali się Solidarność i nikt ze śmiechu nie umarł. Chcesz, bym się poświęcał dla narodu, który był tak durny, że się na to nabrał?”
Dobry powód, by zabijać Artur Baniewicz
Niezależnie od tego, że dzisiaj tak właśnie sytuacja wygląda, jak w cytacie powyżej, uważam, że solidarnościowcy w tamtym okresie (końca lat 80-tych) naprawdę wierzyli w wolny rynek jako lek na całe zło. Nie sądzę, żeby ich celem był taki drapieżny kapitalizm a la XIX-wieczny kolonialny imperializm. Jesteśmy krajem trzeciego świata jakimś zrządzeniem losu znajdującym się w środku Europy, ale poziom korupcji, nierówności społecznych itd. mamy nieeuropejski.
OdpowiedzUsuńNic dziwnego, że jesteśmy sfrustrowani i rozgoryczeni. Jeszcze gorzej maja mieszkańcy Mołdawii - też w Europie, a poziom życia o wiele niższy od nas - wskaźniki poczucia szczęścia najniższe na świecie.
Chyba patrzysz troszkę życzeniowo. Pamiętasz mój niedawny post o Wałęsie i postulatach strajkowych? Czy o celach Solidarności mają świadczyć słowa, czy czyny?
UsuńNa pewno część ludzi miała uczciwe zamiary, ale jak świadczy o ich inteligencji to, że wyszło jak wyszło? Nawet Twoje sformułowanie, że wierzyli w Solidarność jako lek na całe zło, świadczy o ich inteligencji.
Pamiętam słowa mojej Mamy, gdy jej zaproponowano wstąpienie do Solidarności jako osobie znanej "w okolicy" i zarazem niezwiązanej z władzami. Odmówiła. Pytana o powody odpowiedziała, że zna ludzi, którzy już się tam wkręcili i nie chce w takim towarzystwie...
A co dzisiejszej Polski. Rozgoryczenie budzi nie tyle średnia, co rozpiętości na tą średnią się składające. A kto te kominy zbudował, jak nie wszyscy politycy kolejnych ekip. A fundamenty pod nie położyła właśnie m.in. Solidarność.
Za komuny Polska była postrzegana jako najbogatszy kraj komuny. Inna sprawa, czy była to opinia uzasadniona. A teraz? Jak wypadamy w porównaniu do innych byłych demoludów? I nie mówię o średnich, bo to najbardziej kłamliwe narzędzie statystyki w odniesieniu do spraw społecznych, ale choćby o dominantach. To one kształtują odczucie krzywdy i frustracji, zwłaszcza w zderzeniu ze średnimi arytmetycznymi, którymi operują zadowoleni.
Możliwe, że to życzeniowe myślenie, zakładam dobre intencje tych ludzi, jak każdych innych.
OdpowiedzUsuńDo tego patrze z mojej perspektywy - kiedyś, jak miałam 20 lat szczerze i całym sercem uważałam, że jak ludziom pozwolić decydować o samych sobie w jak największej liczbie dziedzin, to wszystko się samo wyreguluje , wyrówna, biedni dostana pracę, bogaci dostana usługę i wszystko będzie dobrze. Teraz widzę, że to skrajna naiwność i takiej naiwności doszukiwałam się u solidarnościowców.
Z drugiej strony, oni, jako najwięksi beneficjenci przemian ustrojowych plus grupa 'miękkich' komunistów w pewnym momencie musieli zauważyć, że państwo nie wzmacnia się, a prawo pozostaje na papierze.
Kłamstwo średniej arytmetycznej nawet mój humanistyczny rozumek ogarnia :-)
Może po prostu dałam sobie wmówić bajkę o dobrych wujkach z Solidarności i bronie się przed zobaczeniem prawdy?
:)
UsuńTeoria organizacji mówi, że nawet najbardziej korzystna reorganizacja w pierwszym okresie, zanim okrzepnie, powoduje straty i wydaje się niekorzystna. Dlatego zawsze ze sceptycyzmem podchodzę do naszych wszelkich rewolucji. Tym bardziej, że im zmiana większa, i im większa "firma", tym zgrzyt większy. A co, gdy po latach się okazuje, że pomysł był chybiony? Lepiej nie myśleć.
W dodatku my uwielbiamy grzebać przy tym, co działało dobrze, póki się nie zepsuje i nie ma już sił na to co, co nie działa. Lekcja Masakady powinna być obowiązkową przypowieścią w naszym kraju :)
A co do średnich; wiedzieć i widzieć, to dwie różne rzeczy. Noszę się nawet z zamiarem napisania felietoniku z obrazkami, kiedy będę się nudził, bo obrazowe ukazanie na konkretach skali przekłamań, jakie wynikają ze średniej, mogą przyprawić o zawrót głowy. Niby wiemy, ale nie czujemy tego. Tak jak prędkości i jej przełożenia na drogę hamowania.
Pozdrawiam serdecznie :)
Rozumiem cię. Mieszkam na terenie byłego zaboru niemieckiego i nie raz zastanawiałam się, czy nie byłoby nam lepiej żyć pod Niemcem? A już na pewno skopiować ich rozwiązania prawne. Męczy się ten nasz Sejm nad ustawami, nie mogliby przyjąć rozwiązań przetestowanych gdzieś indziej? Przy takich okazjach jak 'rekonstrukcja' rządu boję się, że jeszcze bardziej spieprzą co się tylko da.
OdpowiedzUsuńCo to jest lekcja Masakady?
Chętnie poczytam felieton o średnich.
Walory edukacyjne twojego bloga są niewątpliwe - dowiedziałam się np. co to jest napięcie krokowe :)
:)
UsuńLekcja Masakady to taka powieść sensacyjna. Jest w niej opisana historyjka (chyba autentyczna) dziejów pomnika samuraja o tym właśnie nazwisku (postać rzeczywista). Dość długa, więc nie przytaczam, ale sprowadza się do tego, żeby nie poprawiać rzeczy, które dobrze działają, bo najprawdopodobniej się zepsują.
Bardzo wyczerpująca dyskusja. Nie pozostaje mi nic innego jak dodać, że w naszej współczesnej literaturze, co osobiście postrzegam jako dobry znak, pojawia się coraz więcej prozy, której akcja rozgrywa się w okresie transformacji ustrojowej. Bohaterowie często są mieszkańcami dwóch światów - PRLu i nowej, wolnej III RP. Naprawdę pokaźne grono naszych autorów bardzo celnie ukazuje jak wysoką cenę zapłaciliśmy za zmianę systemu. Polecam choćby "Spijając filiżankami słońce" Magdaleny Samozwaniec, czy "Nic" Dawida Bieńkowskiego.
OdpowiedzUsuńA do średniej i ogólnie badań statystycznych, to rzeknę jeno, że w naszym kraju świadomość, co to w ogóle jest statystyka i do czego służy to narzędzie jest b. nikła. Pisząc swoją pracę inżynierską na temat walidacji pewnej metody laboratoryjnej, próbując wyjaśnić o czym właściwie jest moja praca dochodziłem zawsze do uproszczenia, że jest ona mocno powiązana ze statystyką, co większości osób postronnych kojarzyło się wyłącznie z przeprowadzaniem ankiet. I nijak nie mogli tego powiązać z reakcjami chemicznymi :)
Mocne :)
Usuń