Strony

poniedziałek, 18 listopada 2013

M jak miłość w bewupie*





Artur Baniewicz

Dobry powód, by zabijać

wydawnictwo: W.A.B. 2005

W październiku lekturą „obowiązkową”, w oddziale DKK do którego przynależę, była powieść Artura Baniewicza Dobry powód, by zabijać. Dotąd nie miałem do czynienia z prozą tego autora, lecz pozytywne opinie, jakie zebrały jego wcześniejsze powieści fantasy, dawały nadzieję na dobrą lekturę.

Pierwszym zgrzytem jest sama okładka, w moim odczuciu wyraźnie kiczowata i odwołująca się do niskich instynktów. Widzimy na niej zlepek dwóch lub trzech zdjęć ukazujących dwa elementy, które zawsze kojarzą się z dobrą sprzedażą, czyli broń palną symbolizującą przemoc oraz popiersie obnażonej kobiety w czymś w rodzaju ekstazy. Niestety, pani grafik (Magdalena Podgórska-Bartkiewicz) nie wykazała się odwagą i konsekwencją, i nie pokazała tego, co naprawdę kusi większość facetów, co sprawia, iż kalendarze wiszące we wszystkich warsztatach mechanicznych naszej sfery kulturowej wyglądają tak podobnie. Nie wspominam o wrażeniach, jakie taka grafika wywiera na potencjalnej czytelniczce.

Nico zniesmaczony okładką, przypominającą pierwszą stronę brukowca, rozpocząłem lekturę mając nadzieję, iż front to chwyt marketingowy, tani bo tani, ale niekoniecznie mający przełożenie na treść książki. W pierwszej chwili, gdy tylko zacząłem czytać, miałem wrażenie, iż trafiłem na prawdziwą perełkę. Polska baza wojskowa sił pokojowych w Turkmenii. Terroryści w okolicy. Grupa spiskowców wewnątrz bazy planująca kradzież amunicji i sprzedanie jej wrogowi. Ciekawy pomysł na powieść wypełniającą pustkę, jaką mamy w naszej literaturze. Brak bowiem dotąd dobrej prozy z pogranicza sensacji i wojny, której fabuła umiejscowiona byłaby w poperelowskiej polskiej rzeczywistości. Jak dotąd nie mamy wciąż w ogóle polskiej powieści wojennej, która mogłaby przebić fenomen Czterech Pancernych, choć od zmiany ustroju minęły już pokolenia.

Był taki moment, gdy myślałem, iż to jest to! Lecz to była tylko chwila. Fabuła okazała się mocno naciągana, wręcz nierealna. A styl…

No właśnie. Z tym to już naprawdę ciekawa sprawa. Gdyby losowo wyciąć niezbyt długie fragmenty z książki i rozdać ludziom do przeczytania, w co drugim pewnie przypadku wrażenia byłyby całkiem pozytywne. Kończą się jednak po złożeniu tych kawałków w całość. Chwile świetnie zapowiadającej się akcji są przerywane niekończącymi się refleksjami głównego bohatera, który jest zarazem narratorem. Ba, nie tylko rozmyślaniami, ale nawet dialogami. Mielenie jęzorem i tasiemcowe rozważania w czasie, gdy toczy się walka o życie, kojarzą mi się tylko z jednym – z brazilianą i innymi telenowelami. Nie wiem, czy autor kiedykolwiek był w prawdziwym wojsku, czy kiedykolwiek stoczył choćby zwykłą podwórkową walkę na serio. Ważne jest to, że wygląda z jego powieści, jakby takie doświadczenia były mu najzupełniej obce, a w dodatku, co jest jeszcze gorsze, jakby takie przejścia przekraczały możliwości jego wyobraźni. Tego się nawet nie da opisać, to trzeba samemu przeczytać.

Niestety, jak ukazał nasz (czyli klubowiczów DKK) przykład, tylko niewielu jest w stanie ukończyć tę lekturę. W naszym klubie sztuki tej dokonało trzydzieści procent śmiałków. Padały nawet propozycje, by recenzję z tego dzieła nazwać "Baniewicz do bani", lecz uważam, iż nie można oceniać pisarza po jednej powieści. Każdą książkę należy wartościować niezależnie od dotychczasowego dorobku autora. Z podpowiedzi tych więc nie skorzystałem.

O błędach merytorycznych, takich jak nierealne skutki użycia broni czy nieodróżnianie karabinu od karabinku, co jest tym samym dla powieści wojennej i sensacyjnej, czym nieodróżnianie marchewki od pietruszki dla literatury kulinarnej, nawet nie będę wspominał. Jakby tego wszystkiego było mało, autor czasami pisze w taki sposób, że trafia tylko do tych, co wiedzą, a i oni momentami się zastanawiają, co też artysta ma na myśli. Przykładem choćby bagnet, który w połączeniu z pochwą do niego tworzy swego rodzaju nożyce do cięcia drutu. Autor opisuje to w taki sposób, że każdy wiedzący zastanawia się, o czym on przynudza, a każdy, kto nie zna tego rozwiązania technicznego i tak nie zrozumie, gdyż zabrakło kluczowego zwrotu – tworzy nożyce. Jestem przekonany, a potwierdziłem to kilkoma testami na ludziach, iż na podstawie lektury tej powieści nikt nie dowie się, o co chodzi z tym bagnetem, drutami i pochwą. Kto wie, ten wie, a reszta niczego nie zrozumie. Takich kwiatków niestety jest kilka. Dalszych uchybień nie będę już wyłuszczał. To by nawet nie wyglądało na kopanie leżącego, a na bezczeszczenie zwłok.

Wielka szkoda, że wyszło jak wyszło. Był i dobry temat wojskowo-sensacyjny, i wątki erotyczno-miłosne, i niezły pomysł na fabułę, i sądząc po króciutkich fragmentach być może całkiem niezłe pióro. Nawet ocena realiów armii naszej obecnej (której to już) Rzeczpospolitej wydaje się dość celna i przekonująca. I wszystko na nic.

Ja osobiście nie odczuwam tej lektury jako straconego czasu, ale tylko dlatego, że uciekając od niej uruchamiałem wyobraźnię i zastanawiałem się, jak by to mogło wyglądać. Jakbym tworzył alternatywną powieść w głowie. Nie każdy jednak tak ma, co potwierdziły zdecydowanie negatywne wypowiedzi innych członków klubu.

Gdybym miał porównywać tę książkę Baniewicza do innej o podobnej tematyce, napisanej zresztą też przez polskiego fantastę, czyli do Żmii Sapkowskiego, musiałbym powiedzieć, że ta druga jest zdecydowanie lepsza, pomimo wszystkich tych krytycznych uwag, które wobec niej miałem, i które nadal podtrzymuję. Niech to posłuży za końcową ocenę


Wasz Andrew


* BWP - Bojowy Wóz Piechoty; pojazd bojowy stanowiący boczną gałąź drzewa ewolucyjnego opancerzonych transporterów piechoty, w którym, odwrotnie niż w klasycznym transporterze, większy nacisk położono na możliwości prowadzenia walki i wspierania piechoty ogniem, niż na transport piechoty . Dysponuje z reguły lepszym niż transporter opancerzeniem, cięższym uzbrojeniem i większą manewrowością, a także umożliwia prowadzenie ognia przez desant z wnętrza pojazdu.

W Polsce skrót używany również w znaczeniu zawężonym do polskiej wersji pochodzącego z ZSRR БМП (seria rozwojowa BWP produkcji radzieckiej), czyli do konkretnej konstrukcji. Oczywiście rozwinięcie nazwy sowieckiej brzmi Боевая машина пехоты , więc i w Polsce, i w Rosji, znaczenie skrótu można odczytać tylko z kontekstu – bez niego nie wiadomo, czy chodzi o typ (konkretną konstrukcję), czy o klasę pojazdów. W praktyce wystarczającym kontekstem jest pełna nazwa typu, np. BWP-1 czy БМП-2 to konkretne modele bojowych wozów piechoty. (przyp. A.V.)

4 komentarze:

  1. Tę bardzo ciekawą recenzję będę traktował jako swoisty znak ostrzegawczy, by sięgać po prezentowaną książkę tylko w ostateczności :) Swego czasu, tj. w wieku gimnazjalnym, zaczytywałem się w literaturze sensacyjnej - Clancy, Alistair McLean, Follett wyznaczali u mnie standardy, do których panu Baniewiczowi chyba jeszcze trochę brakuje. A sama okładka rzeczywiście dość szmirowata (odkąd przeczytałem "Szmirę" Bukowskiego, wręcz pokochałem to słowo).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najciekawsze, że na notce okładki ktoś go zrównał z takimi klasykami, jak Chandler i Ludlum. No comment...

      Usuń

  2. Klub DDK?, mógłbyś rozwinąć skrót Andrew :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dyskusyjny Klub Książki (link na bocznej szpalcie). Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)