Strony

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Po co nam oceny?




Od najmłodszych lat, gdyż granica wieku szkolnego wciąż jest przesuwana w ten sposób, by zabrać młodym pokoleniom coraz więcej ze szczęśliwych, beztroskich lat dzieciństwa, jesteśmy oceniani. Zmieniane są skale ocen, również w szkolnictwie. Stara, wypróbowana i działająca skala od 2 do 5 została zmieniona na od 1 do 6, jakby to coś mogło poprawić. Ktoś brał pieniądze za wytężanie mózgu nad tą koncepcją, ktoś brał pieniądze za wprowadzenie jej w życie. Tym razem jednak nie będę się nad tym rozwodził, choć polskie zaangażowanie w „ulepszanie” tego, co dobrze działa, skutkujące brakiem czasu i energii, by poprawić to, co działać nie chce, jest tematem fascynującym. Mnie zaciekawiło, po co w ogóle oceny w szkołach i na studiach?

System ocen, niezależnie od przyjętej skali, jest we wszystkich społeczeństwach bardzo przydatny. Oczywiście, że oceny uzyskane w różnych uczelniach tego samego poziomu są porównywalne, jeśli kryteria ich wystawiania są chociaż w przybliżeniu podobne. Czy ma to jednak sens w kraju, który pod względem moralności i mentalności, pod względem mechanizmów psychologicznych i socjologicznych, przypomina jedno wielkie więzienie? Zwłaszcza w szkołach mentalność mafijna króluje. Mienimy się krajem cywilizowanym, a zdecydowana większość uczniów oszukuje i kradnie na każdym etapie edukacji. Używanie bryków, ściąg i pasztetów jest na porządku dziennym, a uczeń, który by się wyłamał powiadamiając „pedagogów” o takich praktykach, zostałby zaszczuty jako kapuś. Nauczyciele udają, że nic nie widzą, a czasami wręcz popierają takie praktyki, gdyż lepsze oceny uczniów sprawiają, iż ich też ocenia się wyżej. Nawet szanowane uczelnie wyższe tylko udają, iż przeciwdziałają plagiatom i zakupione programy komputerowe wychwytujące takie praktyki w pracach dyplomowych stosują tak rzadko, że powstaje pytanie, po co je było kupować. Pomińmy te wszystkie patologie i wróćmy do pytania tytułowego. Po co nam te oceny?

Często w życiorysach znanych osób z naprawdę cywilizowanych krajów, do których my też chcemy się zaliczać, czytamy, iż ten lub ta był lub była pierwsza lub druga na roku, na wydziale, na kierunku, w takiej a takiej uczelni, że ukończył lub ukończyła ją z taką a taką lokatą. U nas się o takich rzeczach nie słyszy. Pewnie dlatego, iż poziom naszych elit jest tego rodzaju, iż świadectwami raczej nie mają się co chwalić. Wynika to jednak przede wszystkim z faktu, iż stopnie na dyplomie niczego u nas nie dają. Popatrzcie na nabory na stanowiska urzędnicze. Jakie są ich warunki? Czy ktoś w ogóle w nich napomyka, iż będzie brane pod uwagę z jakim wynikiem kandydaci uzyskali wymagane uprawnienia? Czy byli prymusami, czy też ostatnimi ciołkami, którzy skończyli studia po komisach, powtarzaniu roku i na ocenach dawanych z łachy, to w naszym państwie nie ma żadnego znaczenia. Liczą się układy.

Ponieważ to do niczego nie służy, nawet gdy ktoś chce, trudno nieraz do takich informacji się dostać. Jaki nauczyciel chciałby, by jego uczniowie wiedzieli, iż siedział w podstawówce, a maturę i studia ledwo przeszedł, za przysłowiowe kury i kaczki? Ile razy wejdziecie do lekarza, którego ściany obwieszone są dyplomami, poszukajcie wśród nich dyplomu ukończenia uczelni wyższej i uzyskania pierwszego stopnia naukowego. Jeśli znajdziecie, to jakbyście w lotto wygrali. Zwykle wszystkie dyplomy, to dyplomy za uczestnictwo. W sympozjach, szkoleniach, w dodatku najczęściej sponsorowanych. Czemu? A kto by poszedł do lekarza, nawet profesora, jeśli studia skończył on z „państwową” oceną? Każdy wie, że dalsze stopnie naukowe niekoniecznie odpowiadają inteligencji, wiedzy, czy czemukolwiek. Wystarczy posłuchać naszych polityków z doktoratami i profesurami, którzy słowa bez kartki wydukać nie potrafią, a jak już coś chlapną, to nikt ich nie przekona, że czarne jest czarne, a białe jest białe. Jeśli nawet w takich okolicznościach ktoś nie był w stanie uzyskać na magisterce więcej niż trzy, to daje do myślenia.

Była taka piosenka Mniej niż zero zespołu Lady Pank:


Myślisz może, że więcej coś znaczysz

Bo masz rozum, dwie ręce i chęć

Twoje miejsce na Ziemi tłumaczy

Zaliczona matura na pięć

Są tacy - to nie żart,

dla których jesteś wart

Mniej niż zero

Choć napisana za komuny (początek lat osiemdziesiątych), jej słowa stają się coraz bardziej aktualne. Coraz więcej jest ludzi, praktycznie obejmuje to cały kraj, dla których prymusi są zerem. Osobiście znam osobę, która niedawno ukończyła studia na jednej z najlepszych polskich uczelni, przez wszystkie lata nie mając w indeksie innej noty niż najwyższa, i nikt jej nawet nie wspomniał o tym, by została na uczelni. Do napisania tego tekstu zachęciło mnie jednak wydarzenie całkiem niedawne, a pokazujące jawnie, iż w Polsce, jak tuż przed rozbiorami, o komunie nie wspominając, lepszy swój choć debil, niż geniusz, ale obcy. Jest to postawa w normalnych państwach niespotykana, a u nas będąca obrazem dnia powszedniego.
Trzy dni temu* media poinformowały, iż najlepszy student w Polsce, Paweł Juszkiewicz pochodzący z Białorusi, ale mający polskie korzenie (rodzice posiadają Kartę Polaka) i czujący się Polakiem ma zostać deportowany do swej „ojczyzny”. Doszło do tego dlatego, iż postanowił na stałe zostać w kraju nad Wisłą i w nim pracować naukowo, więc po latach pobytu na karcie stałego pobytu (od 2003 roku przebywa w Polsce) rozpoczął procedurę zmierzającą do uzyskania naszego obywatelstwa. Wówczas urzędnicy mieli okazję pokazać co potrafią i zamiast docenić jego trzy fakultety, rozpoczęty doktorat, nagrody i wyróżnienia, postanowili wydalić go z kraju, gdyż ABW poinformowało, iż „zagraża” Polsce. Oczywiście (szkoła demokracji w wersji importowanej z USA), zarzuty są tak tajne, że ich treści nie może poznać nawet zainteresowany. I tutaj docieramy do sedna.

Gdyby Polska była normalnym krajem, w którym ocena na dyplomie ma jakiekolwiek znaczenie, nawet gdyby Paweł Juszkiewicz był terrorystą z Al-Ka'idy, nawet gdyby był Białoruskim J-23 i Szakalem w jednej osobie, to albo by go „zdjęto” już dawno, albo niczego by nie ujawniano. Tymczasem jakiś geniusz z ABW niczego nie robi całymi latami i pozwala prowadzić Juszkiewiczowi domniemaną wrogą działalność i jego równie genialni przełożeni tego nie widzą, a teraz pozwala nagłośnić sprawę. W normalnym, prawdziwym państwie, które ma prawdziwe służby, a nie kluby znajomków, które nie werbuje do służb wśród harcerzy (tak, tak, była taka akcja w nowej Polsce), albo od razu by takiego figuranta „zgaszono”, albo obserwowano i próbowano rozbić jego siatkę, albo ewentualnie podjęto starania, by przekabacić na swoją stronę. W żadnym razie nie nadawano by sprawie rozgłosu, a na pewno nie w taki sposób. Takie rzeczy tylko w Polsce. Tego nie ma nawet w Erze.

W takich Stanach wręcz poluje się na ludzi pokroju Juszkiewicza. Normalnych się przekupuje i namawia, by przyjechali na stałe, zostali i pracowali, a tych nie do końca praworządnych porywa się i szantażuje, również w celu nakłonienia do pracy na rzecz nowej ojczyzny, jako marchewkę obiecując obywatelstwo i pełnię praw.

A u nas? Po co nam te oceny na dyplomach? Może tym, którzy chcą wyjechać, do czegoś się przydadzą, bo na miejscu…

A co do Juszkiewicza. Taki mądry, a przez tyle lat nie załapał, o co w tym wszystkim chodzi. I niech to zostanie jako przestroga dla tych, którzy chcą pójść w jego ślady. Nie pchajcie się, gdzie Was nie chcą


Wasz Andrew

12 komentarzy:

  1. To prawda, system ocen - to jedno, a kariera, dostęp do urzędów, to zupełnie inna droga...

    OdpowiedzUsuń
  2. Podsumuję Twój post taką historyjką.
    Mam znajomych, którzy są rodziną. Mnóstwo lat temu, gdy jeden z nich ukończył studia, nawet dwa fakultety ten drugi, po szkole podstawowej stwierdził, cytuję dosłownie: "Szkolony, ale matoł". Nic dodać nic ująć. Takie było podejście już w tamtych czasach, gdy kasa/ szklarnie czy jakiś inny prywatny biznes/ znaczyła już więcej niż najlepszy dyplom nawet z renomowanej uczelni. I to się ciągnie nadal.
    Liczą się nie oceny, ale umiejętność robienia pieniędzy. Cóż znaczy dzisiaj nauczyciel nawet po Uniwerku, gdy przyjeżdża byle jaki samochodem lub autobusem albo przychodzi pieszo, gdy jego uczniowie przyjeżdżają " wypasionymi furami". Mnie nasze społeczeństwo od lat denerwuje swym podejściem do tego co się wokół niego dzieje. Moim zdaniem za obecną mentalność Polaków winne są lata socjalizmu. To one zdegenerowały naród pod wieloma względami i tego się nie da w jednym pokoleniu zmienić, a nawet może w dwu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łatwo winić socjalizm, ale trudną tę hipotezę obronić. Czesi, Słowacy i wschodnie Niemcy szli tą samą drogą, ale nie w ten sam sposób. Jest tylko jedna rzecz, która nas od nich odróżnia, ale gdybym wprost powiedział jaka, pewnie spłonąłbym na stosie;). Inna sprawa, że tak naprawdę myślę, iż to jest o wiele bardziej skomplikowane i się zaczęło dużo, dużo wcześniej. Czytam teraz pełną wersję Paska i już wtedy widać było wyraźne predyspozycje ku dzisiejszemu stanowi rzeczy.

      Usuń
    2. Może i masz rację. A to znaczy, że co?, że to nasza narodowa wada? Czy to dotyczy mentalności naszej jak kraj długi i szeroki? Czy raczej się różnimy.

      Usuń
    3. Wydaje mi się, iż są dość duże różnice między różnymi regionami Polski, ale nie tak duże, by dotyczyły totalnych patologii takich jak choćby śmiecenie zawsze i wszędzie, ściganie w szkołach, kradzieże, itp. Mentalność więzienna to nasza prawdziwa narodowa wada, z której wywodzą się pozostałe i która łączy się z innymi negatywnymi rysami naszej charakterystyki. Chyba będzie się pogłębiać, jeśli wszystko będzie szło po staremu. Obecny poziom ucieczki młodych i wykształconych z tego kraju tylko to pogłębi. Ci, którzy wyjechali tylko za kasą powrócą, ale ci, którzy wyjechali również dlatego, iż nie podoba im się polskie piekiełko, którzy mogliby coś zmienić, gdyby pozostali, w dużej części nie powrócą. Ciekawie w historii obserwować wpływy i okoliczności, które ukształtowały taką sytuację, ale jak mieć nadzieję na poprawę, skoro wszyscy, poza nielicznymi i okazyjnymi głosami, twierdzą, że jesteśmy wspaniali?

      Usuń
  3. Moim zdaniem nacisk na ocenianie, a nie na uczenie i rozwój jest cechą systemów edukacyjnych wymyślonych na rzecz przygotowania mas do pracy w fabrykach. Szkoła stała się masowa od początku XX wieku nie przypadkiem. Ten system -przetrzymywania uczniów w klasach - był opłacalny społecznie, bo przygotowywał do 8-godzinnych zmian przy taśmie i tresował do posłuchu i szacunku dla hierarchii.

    Dlatego też taki system nie sprawdza się już w XXI wieku.
    Nie ma produkcji, nie ma pracy taśmowej- bezmyślnej, nie ma z góry uznawanej hirarchii, zanika nawet pojęcie szacunku
    :(
    Np. dzisiejsza szkoła, jako zjawisko masowe, powinna uczyć myślenia i rozwiązywania problemów, socjalizować! i dawać szansę na rozpoznanie swoich talentów, żeby lokować się gdzieś na rynku pracy.

    Niestety u nas w szkołach państwowych panuje wciąż nawet nie początek XX, ale XIX wiek. Ocena jest najczęściej narzędziem represji, nie informacji, a na pewno nie konstruktywnej informacji zwrotnej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po części się z Tobą zgadzam, ale mam wrażenie, że temat przyczyn takiego stanu rzeczy jest dużo bardziej skomplikowany

      Ps. Włączyłaś Google + i nie przejścia z Twojego podpisu ponad postem do Twojego bloga.

      Usuń
  4. Oj bolesny temat poruszyłeś, bolesny. W naszym cudownym kraju panuje powszechne przyzwolenie na oszukiwanie, czyli ściąganie, korzystanie z pomocy naukowych, podkładanie gotowców, etc. Zdecydowana większość społeczeństwa postrzega takowych oszustów jako ludzi zdolnych, potrafiących kombinować, takich, co to sobie zawsze w życiu poradzą. Osobników, którzy nie są najzdolniejszymi w danym przedmiocie, ale którzy uczciwie podchodzą do tematu, próbując obyć się bez niedozwolonych pomocy, traktuje się jak niedorozwojów - z litościwą pogardą, współczując im i zakładając, że pewnie nie potrafią ściągać. Nie bierze się pod uwagę faktu, że ktoś chce być po prostu fair wobec samego siebie - takie zachowania są obce, niezrozumiałe, głupie.

    Jeśli dołączyć do tego starania ministerstwa, żeby maturę zdał każdy uczeń, aby na studia poszli niemal wszyscy - a wszystko po to, by udowodnić, jak zdolne i inteligentne mamy społeczeństwo - to w konsekwencji mamy w sytuację, kiedy na rynku pracy roi się od ludzi z tytułem, którzy nie potrafią wykonać najprostszych czynności, do których kwalifikuje ich ukończony kierunek. Historycy nie znają przełomowych dat, nie umieją powiązać najprostszych faktów, inżynierowie boją się matematyki jak ognia, a chemikom wydaje się, że cząsteczka wody ma budowę liniową.

    Chociaż na dobrą sprawę wykształcenie, czy faktycznie posiadana wiedza, nie mają dzisiaj większego znaczenia. Rzesza atrakcyjnych stanowisk jest dzisiaj obsadzana znajomymi, rodziną, etc. Ludzie z prawdziwą wiedzą zajmują niższe stanowiska, pracując pod głąbami, którzy dostali się po znajomościach, odwalając za nich najczarniejszą robotę, naprawiając ich błędy, itd.

    OdpowiedzUsuń
  5. Temat rzeka, ale istotne jest to, że oceny nie pokazują umiejętności. Nie zmieni tego ani skala ocen, ani np. wycofywane ostatnio KIPu. Na razie wszelkie próby reform ze strony MEN są zupełnie nietrafione. Świat się tak szybko zmienia, a reformatorzy tkwią gdzieś w XIX wieku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Działania naszych reformatorów bardziej przypominają ruchy Browna niż marsz do jakiegokolwiek celu :)

      Usuń
    2. Nasi reformatorzy bardziej patrzą na to, ile kasy wyciągną z reformy, anie dobra dla dzieciaków. Wystarczy spojrzeć na coroczną zmianę podręczników, w których zmienia się bardzo wiele, bo aż okładka!

      A oceny, cóż niby na nie nie powinno się patrzeć,ale jednak dla niektórych na nich kończy się Świat. Miałam taką koleżankę, która płakała, gdy dostała czwórkę z testu, z którego wszyscy inni nie wyszli ponad 2...jej żal był większy niż po stracie bliskiego.

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)