Strony

niedziela, 17 czerwca 2012

Szwedzka szkoła kryminału społecznego


Stieg Larsson

Szwedzki kryminał, a właściwie szwedzka szkoła kryminału społecznego, jest dla mnie szczególnym osiągnięciem w tym dziale literatury. Nie żeby inne nacje nie miały się czym pochwalić. Przypuszczam, że każdym kraju znalazłyby się w tym kanonie dzieła godne uwagi, że nie wspomnę o potentatach z długimi i głośnymi tradycjami w dziedzinie literatury kryminalnej.


Świetne powieści tego rodzaju można spotkać choćby w twórczości zza Wielkiej Wody, niech wymienię tylko, choć lista mogłaby być długa, Tami Hoag, której książki szczególnie cenię za niepowtarzalny klimat. Wielką sympatią darzę Wyspiarzy, którzy mają na tyle silną ekipę, iż są w stanie wystawić pretendentów do miana mistrza osobno spośród Angoli, Szkotów i Irlandczyków. Wśród pierwszych szczególnie urzekł mnie choćby Mark Haddon za swą błyskotliwą odmienność, choć wcale nie jest on najbardziej znanym ze swych krajanów. Spośród równie silnej reprezentacji Szkocji i Irlandii wspomnę tylko tworzących w stylu noir Stuarta MacBrideKena Bruena, których proza jest stuprocentowo nieszablonowa i charakteryzuje się również brakiem uchybień w realizmie, które są wielką bolączką w omawianym gatunku. Listę tę, na której znalazłyby się tylko prawdziwe majstersztyki kryminału, można ciągnąć w nieskończoność. Jest jednak państwo, które, pozornie nie wiadomo dlaczego, gdyż jest uważane za ikonę demokracji, dobrobytu i bezpieczeństwa, wydało na świat wielu wirtuozów literatury, nie tylko kryminalnej, i stworzyło własną szkołę tworzenia w tym gatunku. Nie tylko zresztą w tym. To Szwecja.

Od dawien dawna literatura kryminalna przez wielu była uważana za drugi sort twórczości pisarskiej, za coś niegodnego prawdziwego pisarza. Ja się bym z tym nie zgodził, jednakowoż faktem jest, iż w tej branży powstaje wyjątkowo dużo sztampowych gniotów, które epatując czytelnika nierealnie krwistymi obrazami i nieuzasadnionym okrucieństwem często docierają na listy bestsellerów, a nierzadko zbierają nawet entuzjastyczne recenzje mądrych z pozoru krytyków. Szwedzi zaś, chyba jest to jakaś ich cecha narodowa, postanowili zrobić odwrotnie. Wykorzystać nośną, obiecującą dużą popularność charakterystykę gatunku nie tylko do trzepania kasy i zbijania popularności, ale do upowszechnienia wśród szerokich mas wiedzy o problematyce, o której nikt nie chciałby czytać, gdyby była podana w innym opakowaniu.

Polska również ma kim się pochwalić w dziedzinie literatury kryminalnej. Może nie są to nazwiska aż tak sławne w świecie, ani twórczość aż tak błyskotliwa, jednak jest co poczytać i są to lektury naprawdę wartościowe. Sęk w tym, że w pewnym sensie, Polska i Szwecja, jak stoją na dwóch biegunach rzeczywistości społecznej i tego, jak są postrzegane w świecie, tak i w literaturze kryminalnej przybierają maniery dokładnie odwrotne.

Polscy autorzy zdają się uciekać od problemów naszej rzeczywistości w rejony urojonych motywów, jakich nie spotkamy nawet wśród najbardziej pokręconych rzeczywistych zabójców (J.D. Bujak), lub też jawnie rejterują w przeszłość, że wspomnieć choćby rewelacyjnego skądinąd Marka Krajewskiego, albo za granicę, jak choćby Joe Alex. Szwedzi poszli drogą dokładnie odwrotną. Stworzyli szkołę kryminału społecznego, w której każda powieść jest krzykiem. W atrakcyjnym opakowaniu wciągających historii ostrzegają przed problemami, które gryzą szwedzkie społeczeństwo. Przed korupcją sięgającą wszędzie, przed zachłannym biznesem groźniejszym niż mafia, gdyż w istocie prawdziwą nową mafią będącym, przed niewolnictwem, handlem ludźmi i przemocą wobec słabszych w społeczeństwie. Uważny polski czytelnik poznając kryminały wychodzące spod piór Szwedów, że wspomnę choćby Stiega Larssona, zastanawia się, czy oni trochę nie przesadzają. Wszak Szwecja jawi się nam jako prawdziwe państwo prawa, obfitości dóbr i wolności. Może by tak tych ichnich pisarzy wysłać na unormalnienie do Polski? Potem jednak przychodzi inna refleksja. Skoro oni w Szwecji widzą mafię i niesprawiedliwość wszędzie, to jak by ocenili Polskę? Jako mafię samą przebraną w szaty państwa? I dlaczego oni tak piętnują wszystko, co u nich złe, a my nie? Czyżbyśmy, podobnie jak nasza rzeczywistość, byli już tak zdegenerowani, iż nawet otaczającego nas zła nie zauważamy?

Nie chcę odpowiadać na te pytania. Można ją znaleźć nie ruszając się nawet z kanapy. Wystarczy włączyć telewizję na którykolwiek z licznych programów interwencyjnych, do których nigdy nie brakuje nowych materiałów. Sęk w tym, że dzięki temu, iż oni tak wywlekają na jaw problemy, które są bolączkami całego Zachodu, stworzyli własną szkołę w tej dziedzinie literatury i między innymi dzięki temu powieści jej reprezentantów są znane na całym świecie. Jeszcze ważniejsze, że dzięki temu, iż nie zamiatają gówna pod dywan, ich kraj jest, jaki jest. A nasz też jest, jaki jest, dzięki temu, iż dla nas główną zasadą jest nie kalać własnego gniazda. Nawet w literaturze kryminalnej.

Można długo wymieniać inne zalety kryminałów made in Sweden. Autentyzm, klimat i inne. W moim odczuciu nie to jednak zdecydowało o ich sukcesie, bowiem podobne cechy ma również konkurencja. To właśnie ta nieobojętność, ta wrażliwość na krzywdę i zwykła przyzwoitość bijąca z każdej kartki jest siłą szwedzkiego kryminału. Przyzwoitość, która staje się nam niestety coraz bardziej obca. My mamy inne wartości.

Na koniec tego wszystkiego muszę przyznać, że lektura szwedzkich powieści nie jest dla mnie tylko i jedynie ucztą. Jest niestety zarazem niczym alkohol – wywołuje u mnie kaca. Przywołuje żal, że u nich jest tak, a u nas inaczej. Żal, że u nas nie słychać głosów normalności tak głośnych i wyrazistych jak u nich, gdyż giną w kociokwiku polityczno-kościelnego podniecenia. Wojny na górze, aborcja, Smoleńsk – to pochłania tyle narodowej energii, że nie starcza już na nic innego. I jest w moim odczuciu coraz gorzej. A gdy zdarzy się ktoś, kto woła, że jest źle, że czas się opamiętać, to zagłuszają go wrzaski, że przecież jest świetnie, że źle, to było za komuny. A może po prostu los przeznaczył mi miejsce nie w tym kraju, co trzeba?


Wasz Andrew

refleksja zainspirowana konkursem w serwisie LubimyCzytać.pl

4 komentarze:

  1. już się zastanawiałam czemu w tym konkursie brak Twojej pracy ;-) coś mi mówi że jedna z nagród jest już zarezerwowana dla Ciebie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie dzielmy skóry na niedźwiedziu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, nie powiem A nie mówiłam ;-) Bogu dzięki książek starczyło i dla mnie ;-) Gratuluję i ... zapraszam do rozdawajki, jedna książka mogłaby Cię zainteresować ;-)

      ps. błagam o wyłączenie w ustawieniach weryfikacji obrazkowej komentarzy, ostatnio te obrazki są tak niewyraźne, że trzeba odświeżać kilkakrotnie, nim znajdzie się coś przyzwoitego...

      Usuń
    2. Dziękuję i również gratuluję sukcesu :)

      Wyłączyłem weryfikację na próbę. Zobaczę, co z tego wyjdzie ;)

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)