Przy okazji każdego sezonu urlopowego; ferii i wakacji, powraca temat mądrego spędzania wolnego czasu. Tylko jak głupek może robić coś mądrze? Wszak Forest Gump mawiał, iż głupi to ten, co głupio robi...
W powszechnym szaleństwie pozowania na młodych i zdrowych przeważają trendy do aktywnego wypoczynku, cokolwiek to znaczy. Zwolennicy rozwoju intelektualnego, ostatnio w mniejszości, doradzają wykorzystanie czasu wolnego na rozwinięcie w sobie głębszych wartości. Ci ostatni, jak już wspomniałem, są ostatnio w mniejszości, i jedyną grupą konkurencyjną wobec „sportowców” są leżaki telewizyjno-komputerowe.
Pierwszym, nawiedzonym niedzielnym sportowcom, namawiających mnie choćby na narty, których pasjami nie cierpię, odpowiadam że od braku ruchu jeszcze nikt nie umarł, a od wysiłku niejeden. Zwykle cytuję im znaną dewizę życiową Winstona Churchilla: NO SPORTS, przy czym nie miał on na myśli papierosów znanej niegdyś marki. Churchill był wyraaaźnie otyły, zawsze z cygarem w ręku lub w ustach i z reguły nieco na rauszu. Ilości stresu jakiej dostarczyła jego życiu funkcja premiera w czasie wojny chyba nie trzeba podkreślać. Mimo to żył lat 91. Daj Boże każdemu. Dlatego NO SPORTS!!!
Tym, którzy marzą o wolnym jako o czasie, który mogą przeznaczyć na TV i komputer z ogłupiającymi grami nie mówię nic, bo i tak nie są w stanie tego pojąć. Podobno głupi są szczęśliwsi i z tego co widzę, jest to prawda. Niech więc sobie oglądają...
Co ja myślę o feriach i innych podobnych okazjach? Uważam, że inteligentny człowiek nigdy się nie nudzi, nawet zamknięty w czterech ścianach celi. Nie uznaję ganiania za atrakcjami razem ze stadem owcopodobnych pędzących w kierunku wyznaczanym aktualną modą. Śmiech mnie ogarnia, gdy widzę ludzi nie mających pojęcia o sztuce jadących na wycieczkę do Luwru albo sieroty fizyczne kupujące sprzęt za dziesiątki tysięcy by na stoku pokazać szpan zamiast jazdy. Cenię ludzi, którzy robią to, co lubią i robią to z głową. Jeśli pracują fizycznie to chyba jest już lekka przesada, by jeszcze się trenować w wolnym czasie. Jeśli się uczą lub wysiłkują umysłowo, to może aktywność fizyczna im się przyda, ale po co od razu zgrywać sportowca? Więcej z tego szkody niż pożytku.
Symbolem „aktywnego” wypoczynku dzisiejszej młodzieży, a co gorsza i staruchów pozujących na nastolatków, jest dla mnie słuchawka mp3 (albo innego gadżetu) w uchu. Jeżdżą tak na rowerach, chodzą, biegają, jeżdżą na nartach. Powariowali czy jak? Po to płacą za wyjazd w góry czy do lasu, by zamiast ptaków i innego zwierza, by zamiast szumu wiatru w koronach drzew albo łoskotu fal o brzeg muzyki słuchać? Tacy nagle wszyscy melomani? Przecież w domu mogą na wieży posłuchać muzy dużo lepszej jakości i w dodatku taniej. Nie wspomnę już o niebezpieczeństwie choćby jazdy na rowerze z mp3 włączoną na cały gaz, kiedy niczego poza muzą nie słyszysz i masz opóźnione reakcje jeśli bodziec nadejdzie nie w tym takcie co trzeba. Współczuję tym dziewczynom, które muszą przekrzykiwać ‘muzę” drącą się w uchu chłopaka by usłyszał jej słowa. Współczuję tym chłopakom, którzy chcąc załatwić romantyczny nastrój muszą najpierw rozprawić się z mp3 dziewczyny. Dla mnie to jakieś chore.
Kiedyś ludzie jeździli na odpoczynek „do wód”. Szukali spokoju, zdrowej okolicy. Teraz ganiają za „atrakcjami” co jest jeszcze jednym, dodatkowym stresem, i to w dodatku za grube z reguły pieniądze. Czy nie można normalnie?
Rozpisałem się trochę o innych ale co ze mną? Za dużo o tym pisać, bo za dużo lubię. Połazić po górach, ruinach, bunkrach i zamkach. Przemierzać lasy i podpatrywać przyrodę. Szczególnie fascynują mnie sowy, ale każde życie podpatrywane w naturalnych warunkach jest interesujące. Czasami ciągnie mnie nad nasze morze, a czasami za granicę. Lubię dobre, kameralne knajpki i romantyczne widoki. Czasami ciągnie mnie do wielkiego miasta, by zanurzyć się w tłum niby w puszczę, anonimowy i niewidzialny. Najbardziej lubię góry, ale dobrze bawię się wszędzie, gdzie jest coś ciekawego i gdzie nie ma spędu, czyli tłumów przypędzonych przez modę, która nie tylko mówi nam jak się ubierać, ale nawet jaki odpoczynek jest trendy. Nie w ilości ludzi problem ale w ich jakości. Lepiej się czuję w największym tłumie miasta niż w ciżbie zalegającej lansowane akuratnie „miejscowości wypoczynkowe”.
W tych dyskusjach o spędzaniu wolnego czasu zwykle wszyscy koncentrują się na tym co robić a zapominają o tym co najważniejsze, a mianowicie Z KIM. Najgorszy nawet sposób spędzania ferii, wakacji czy urlopu może nie mieć znaczenia, jeśli spędzamy go z kochaną osobą. Najbardziej nawet wymarzony wyjazd nie da nam radości, jeśli się okaże iż ktoś, na kogo towarzystwie nam zależało nie może z nami jechać. Szczerze mówiąc to ja w takiej sytuacji w ogóle z planowanego wypadu, choćby nie wiem jak oczekiwanego, bym zrezygnował.
Ostatni aspekt to wyjście awaryjne, które czasem może okazać się dobrym uzupełnieniem nawet najfajniejszej laby. Na wyjazd zawsze zabieram ze sobą książkę. Nie stresuję się wtedy, że pogoda się popsuła i nie ma jak wyjść, bo mogę się zająć lekturą, a dzięki temu nawet w leśnej głuszy zalanej deszczem mózg nie rdzewieje. Polecałbym takie rozwiązanie każdemu, ale większość feriowiczów przymierza się do słowa drukowanego jak do jeża. A szkoda... Telewizor tak się ma do książki jak fastfood do dobrej knajpki. Nażreć można się w obu, najeść tylko w tej drugiej...