Ja, która nie poznałam mężczyzn
Jacqueline Harpman
Tytuł oryginału: Moi qui n'ai pas connu les hommes
Tłumaczenie: Katarzyna Marczewska
Wydawnictwo: ArtRage
Liczba stron: 181
Seria: Cymelia
Format: papier
Więzienie to kara zarezerwowana dla jednostek niepokornych, nie potrafiących dostosować się do reguł panujących w danej gromadzie, uznanych za na tyle nierokujące i niebezpieczne, że odseparowuje się je na krótszy bądź dłuższy okres czasu od ogółu. W zależności od kultury czy społeczności, fizyczne zamknięcie to mniej lub bardziej pokuta za popełnione przewiny, odcięcie chorej tkanki od zdrowej części organizmu czy też forma resocjalizacji, po odbyciu której (w przypadku gdy proces kończy się sukcesem) osobnik wychodzi na wolność jako człowiek świadomy swych błędów, z perspektywami na poprawę swojego losu. Cóż jednak, gdy umieszcza się nas za kratami nie informując nas o tym, o co właściwie nas posądzono? Jak trudne może być poszukiwanie sensu w takim położeniu przekonuje nas Jacqueline Harpman (1929 – 2012), belgijska pisarka pisząca w języku francuskim, autorka powieści Ja, która nie poznałam mężczyzn.
Utwór to zapiski prowadzone przez bezimienną bohaterkę, pierwszoosobową narratorkę, która podsumowuje swoją egzystencję, naznaczoną gorzkimi i trudnymi doświadczeniami. Ogrom jej życia upływa w podziemnym bunkrze pełniącym funkcję więzienia, gdzie zamknięta jest razem z trzydziestoma dziewięcioma innymi kobietami. Protagonistka jest znacznie młodsza od pozostałych, bowiem w chwili trafienia do niewoli jest małym dzieckiem, nie pamiętającym nawet własnego imienia. Z tego też względu nazywana jest po prostu „dziewczynką”. Osadzone znajdują się pod nieustanną pieczą uzbrojonych strażników, którzy jednak nie wypowiadają żadnego słowa, komunikując się z więźniarkami za pomocą świszczących batów. Ciągła obserwacja niewiele wyjaśnia – kobiety nie rozumieją, z jakiego powodu trzyma się je w klatce, mgliście pamiętają okoliczności, w których zostały pojmane, nie wiedzą niemal nic na temat płynącego czasu. Jedynymi wskazówkami zmieniających się w kalendarzu dat pozostają własne, starzejące się ciała oraz dorastająca dziewczynka, która w chwili rozpoczęcia fabuły wchodzi w okres nastoletni. Owe dojrzewanie w tak specyficznych warunkach odciska niezatarte piętno na psychice bohaterki, która objawia się w pełni, kiedy z bliżej nieokreślonych przyczyn, niespodziewanie i bez zapowiedzi, uwarunkowania się zmieniają.
Ja, która nie poznałam mężczyzn, choć objętościowo skromne (polskie wydanie liczy niecałe 200 stron) to dzieło, które wzmaga czytelniczą ciekawość i pobudza do zadawania wielu pytań. Razem z protagonistką zastanawiamy się, czym właściwie jest zastana rzeczywistość, usiłując odnieść ją do naszego świata (w przypadku „dziewczynki” jest to o tyle karkołomne, że ową realność sprzed katastrofy uwięzienia zna ona jedynie z opowieści innych kobiet) i ocenić, co się wydarzyło, że przyjęła ona obecny, opresyjny, a zarazem jałowy kształt. W wykreowanym przez Harpman świecie przedstawionym czai się bliżej nie wypowiedziana złowróżbność, której źródłem pozostaje głęboka niewiedza i zagadkowość. Natykamy się na nieliczne ślady i tropy, z których bardzo trudno jest złożyć całościowy obraz, pozwalający odtworzyć poszczególne akty rozgrywającego się dramatu. W tym ujęciu, przyjęta maniera skąpienia czytelniczkom i czytelnikom informacji, przywodzi na myśl inną pozycję wydaną przez ArtRage w ramach serii Cymelia, tj. ze Ścianą pióra Marlen Haushofer. Harpman idzie przy tym o krok dalej, bowiem, jak zostało wspomniane, bohaterka Ja, która nie poznałam mężczyzn praktycznie nie kojarzy świata sprzed nastania dystopijnych realiów.
Ta odmienność doświadczeń oddziałuje na psychikę oraz charakter „dziewczynki”, sprawiając, że jest ona istotą o innej wrażliwości niż pozostałe 39 kobiet. Tym samym Ja, która nie poznałam mężczyzn to nie tylko Bildungsroman (powieść o formowaniu) osadzona w nietypowych realiach, ale to także opowieść o alienacji, wyobcowaniu. Zawężona platforma komunikacji poprzez brak wspólnych wspomnień dotyczących świata sprzed katastrofy sprawia, że bohaterka przez długi czas jest marginalizowana, nie dopuszczana do najbardziej intymnych zwierzeń. Wiele zachowań towarzyszek jest dla niej niezrozumiałych, alogicznych, niepojętych, niewytłumaczalnych, bowiem odwołują się one do zupełnie nieznanych kontekstów. Dopiero mijające lata pozwalają chociaż częściowo dociec znaczenia gestów, słów czy symboli, tak ważnych dla pozostałych 39 kobiet. Co istotniejsze, dziewczynka uzmysławia sobie własną wartość, konstatując, że i jej losy są ważkie, nawet jeśli istnieje ryzyko, że nikt się nigdy o nich nie dowie: W tym momencie uświadomiłam sobie, że nigdy nie myślę o przeszłości, żyję w nieustającym czasie teraźniejszym i przestaję pamiętać własną historię. Najpierw wzruszyłam ramionami, pomyślałam, że nie byłaby to wielka strata, bo przecież nic mi się nigdy nie przydarzyło, ale wkrótce ta myśl wprawiła mnie we wzburzenie. Przecież jeśli jestem istotą ludzką, to moja historia jest równie ważna, jak dzieje króla Leara czy księcia Hamleta, które taki William Szekspir uznał za stosowne szczegółowo opisać [1].
Ogrom niejasności roztaczanych przed nami przez Jacqueline Harpman sprawia, że usiłując rozgryźć przesłanie książki, trudno uniknąć odwołań do symbolizmu. W prozie Belgijki ogromną rolą odgrywa pustka, nicość, jałowość – ów zdegenerowany, rachityczny świat, który poznajemy może wyrażać bezsens wojny. Im bardziej rozwiniętą cywilizacją się stajemy, tym większa ryzyko, że konflikt o ogromnym, światowym natężeniu, zmiecie ludzkość z macierzystej planety, zamieniając ją w niegościnne, monotonne pustkowie. Co ciekawe, Harpman zdaje się prezentować wizję spustoszenia na tyle potężnego, że ci którzy przetrwali (bądź ich potomkowie) nie potrafią odpowiedzieć na pytanie, co właściwie zaszło. Przyczyna wojny (zakładając, że do niej faktycznie doszło) ginie w powstałym chaosie, ginie więc i sens prowadzonych walk, który staje się wyłącznie tępą, głupią, nieodwracalną autodestrukcją. Odczytując rzecz mniej dosłownie, a bardziej metaforycznie, można postawić tezę, że pustka otoczenia reprezentuje nicość, z jaką przychodzi się nam zmierzyć na myśl o naszej nieuchronnej śmierci. Ów nieubłagany fakt skończoności naszego żywota obudowujemy sensami i znaczeniami, chowamy pod kolejnymi, grubymi warstwami, czy to religii i wiary, filozofii, technologii czy nauki, ufając, że po drugiej stronie czeka nas coś więcej, niż tylko wieczna cisza. Obdarci z cywilizacji i jej duchowych owoców wyglądalibyśmy właśnie jak postacie z powieści Ja, która nie poznałam mężczyzn, tj. w ciągłym, lecz nieefektywnym ruchu, nie przynoszącym niczego nowego, narażającym nas na spotkanie z samym sobą, co w wielu przypadkach mogłoby przerodzić się w konfrontację z potwornym i schematycznym rozczarowaniem związanym z miałkością własnej wegetacji.
W ostatecznym rozrachunku, Ja, która nie poznałam mężczyzn to powieść tyleż interesująca, co nieoczywista. Jacqueline Harpman ryzykownie zrywa z literackimi szablonami, wystawiając czytelników i czytelniczki na niełatwą próbę obcowania z przepastnym niedopowiedzeniem – świat przedstawiony jest na tyle otwarty, że rozpościerające się przed nami przestrzeń (interpretacyjna) może przytłoczyć, a przez to zniechęcić. Jeśli jednak odważnie uniesiemy głowę i do pracy zaprzęgniemy własną wyobraźnię, lektura może okazać się bardzo ożywcza – surowość fabuły i informacyjne skąpstwo mogą zostać zrekompensowane przez nasze własne domysły, które zyskują bardzo żyzną glebę do wzrostu.
---------------------------------
[1] Jacqueline Harpman, Ja, która nie poznałam mężczyzn, przeł. Katarzyna Marczewska, Wydawnictwo ArtRage, Warszawa 2024, s. 9
Serdecznie dziękuję za polecenie. Niedługo starsze kobiety nie będą miały mężczyzn u swego boku, bo mężczyźni umierają wcześniej. Coraz wcześniej.
OdpowiedzUsuńProszę bardzo. Fakt, w Polsce statystyczny mężczyzna dożywa niecałych 75 lat, podczas gdy kobieta 82 lat.
UsuńMam tę powieść na swojej półce, więc na razie wstrzymam się z czytaniem Twojej recenzji, ale niebawem tu wrócę, by porównać wrażenia. :)
OdpowiedzUsuńDobrze, czekam zatem cierpliwie na Twoją recenzję. Mnie powieść się podobała, choć znacznie bardziej cenię czytaną w tym samym okresie "Ścianę".
Usuń