Strony

środa, 29 marca 2023

"Piercing" Ryū Murakami - O ciężarze niezabliźnionych ran

Piercing

Ryū Murakami

Tytuł oryginału: Piasshingu
Tłumaczenie: Dariusz Latoś
Wydawnictwo: Tajfuny
Liczba stron: 136
Format: papier



 
Przeświadczenie, że czas leczy rany jest o tyle prawdziwe, o ile towarzyszy mu szereg działań dodatkowych. Każda krzywda odciska niezatarte piętno na psychice, i aby blizna przestała pulsować bólem, potrzeba nie lada wysiłku. Miłość, wyrozumiałość, cierpliwość, empatia to nieodzowne składowe terapii, która pozwala w mniejszym bądź większym stopniu ukoić cierpienie. Bez tych uczuć niezwykle trudno jest przezwyciężyć zaznane psychiczne wstrząsy – samodzielne radzenie sobie z nimi, sprowadzające się choćby do prób ich zagłuszenia, rzadko kończy się sukcesem. Traumy nadymają się do coraz większych rozmiarów, grożąc wybuchem toksycznych wyziewów, o czym przypomina nam Ryū Murakami (ur. 1952), japoński reżyser filmowy i pisarz, autor noweli Piercing.

Główny bohater utworu, 32-letni Masayuki Kawashima, to cieszący się uznaniem grafik, który może czuć się spełniony również na niwie prywatnej. Mężczyzna jest dobrym i szczęśliwym mężem, a od niedawna również ojcem. Sielanka kończy się pewnej nocy, gdy Masayuki, dzierżąc w dłoni szpikulec do lodu, staje nad łóżeczkiem niemowlęcia, zastanawiając się, czy byłby zdolny dźgnąć swoją pociechę. Owe natrętne i nieznośne pytanie nie daje protagoniście spokoju – rozmyślania i rozważania doprowadzają go do konkluzji, że aby pozbyć się tego typu myśli, należy doprowadzić do końca to, co kiedyś zostało wykonane jedynie połowicznie.

Piercing już od pierwszych stron okazuje się lekturą bardzo wymagającą z emocjonalnego punktu widzenia. Ryū Murakami traktuje wykreowane przez siebie postacie niczym cebule, które sukcesywnie, warstwa po warstwie, odziera z masek, jakie te przywdziewają w codziennym życiu, by normalnie i niezauważalnie funkcjonować w zobojętniałym świecie. Autor pieczołowicie usuwa to, co powierzchowne, zaglądając w zakamarki równie mroczne, co zaognione – na światło dzienne, na skutek starannie kreślonych reminiscencji, wywleczone zostają ogromne rany. Rany niezabliźnione, krwawiące, jątrzące się, powodujące ataki (…) niemożliwego do opanowania niepokoju i przerażenia (…) [1]. Za ich sprawą Murakami uzmysławia nam, że zdecydowana większość traum ma swe początki w okresie młodości i że są one wynikową zaburzenia równowagi kruchego homeostatu, jakim jest dziecko, które jest istotą zbyt słabą, a przy tym niedoświadczoną, by umiejętnie bronić się przed przemocą, czy to psychiczną czy fizyczną, szczególnie, kiedy przemoc ta doświadczana jest z rąk członków rodziny. Dziecko bite, katowane, poniżane czy molestowane przez osobę najbliższą (…) nie potrafi znienawidzić jej tak naprawdę, z całego serca. Rozpaczliwie i za wszelką cenę stara się jakoś pokochać rodzica. Nie chce go znienawidzić, więc wybiera nienawiść  do samego siebie [2]. W rezultacie w dorosłość wkracza z bagażem kompleksów, urazów i skrzywień, które skutecznie utrudniają współegzystowanie.

To obciążenie jest o tyle problematyczne, że współczesne społeczeństwo i tak jest już mocno zatomizowane. To zbieranina cząsteczek wchodzących ze sobą w słabe i nietrwałe interakcje, w której nawiązywanie stabilnych i głębokich relacji staje się zjawiskiem coraz rzadszym i bardziej niezwykłym. Ludzie zbyt mocno skupiają się na sobie – miłość własna, ale i starannie pielęgnowane urazy, uniemożliwiają dostrzeżenie bliźnich, także tych, którzy gotowi zaoferować swoje wsparcie. Ta postępująca indywidualizacja człowieczej gromady i towarzyszący jej rozkład międzyludzkich więzi zostają zaakcentowane poprzez zastosowanie mowy pozornie zależnej, za sprawą której czytelnik oraz czytelniczka przekonują się, jak niewiele z tego, co pomyślane, zostaje wypowiedziane i przekazane innym – bogactwo wewnętrznego monologu bardzo wyraźnie kontrastuje z ubóstwem prowadzonych rozmów, które momentami bardziej kojarzą się z jednokierunkowymi komunikatami, wypuszczanymi w przestrzeń, bez konkretnych adresatów i bez większych nadziei na uzyskanie odpowiedzi.

Kompozycyjnym kontrapunktem dla owego narastającego zobojętnienia są liczne sceny wysycone przemocą – Murakami wystawia nerwy swoich odbiorców na niemałą próbę, epatując opisami odstręczającymi z racji naturalistycznej precyzji. Autor bezkompromisowo odmalowuje akty okrucieństwa przykładając ogromną wagę do ich fizycznych aspektów, do czego zresztą nawiązuje sam tytuł, bowiem piercing jest (kontrowersyjną – dla niektórych) formą ozdabiania ciała, polegającą na jego przekłuwaniu i wprowadzaniu w powstałe otwory kolczyków. W książce pojawia się motyw przekłuwania sutków i jest on o tyle istotny, że można go odczytać jako symbol bólu, jawiącego się jako forma odzyskania kontroli nad własnym ciałem, a więc i życiem – możność świadomego zadawania sobie cierpienia, staje się namiastką możności decydowania o sobie, swoim losie.

Mimo odstręczających momentów zbyt żywo oddziałujących na wyobraźnię, Piercing czyta się z niecierpliwością i nerwowym napięciem. Murakami bardzo umiejętnie operuje suspensem, pozostawiając czytelników w niepewności i oczekiwaniu. Ma tej płaszczyźnie książka wyróżnia się najmocniej – Piercing to bardzo dobrze napisany thriller, który idealnie spełnia swoją funkcję, wzbudzając dreszczyk ekscytacji. W kontekście utworu pretendującego do miana prozy psychologicznej jest już odrobinę słabiej – zbyt dużo treści, motywów i wątków (ledwie zarysowanych), które próbuje się pomieścić na niecałych 150 stronach, skutkuje wrażeniem nienasycenia, niepełności. Pod tym względem zdecydowanie lepiej prezentuje się pierwsze dzieło Ryū Murakamiego przełożone na język polski, tj. powieść Dzieci ze schowka, które śmiało postrzegać można w kategoriach literackiej uczty. Piercing pozostaje tylko i aż bardzo solidną rozrywką.



 
Wasz Ambrose
 

[1] Ryū Murakami, Piercing, przeł. Dariusz Latoś, Wydawnictwo Tajfuny, Warszawa 2021, s. 16
[2] Tamże, s. 44
 
 
P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie https://zrzutka.pl/nc3hm5

5 komentarzy:

  1. „Przeświadczenie, że czas leczy rany jest o tyle prawdziwe, o ile towarzyszy mu szereg działań dodatkowych. Każda krzywda odciska niezatarte piętno na psychice, i aby blizna przestała pulsować bólem, potrzeba nie lada wysiłku. Miłość, wyrozumiałość, cierpliwość, empatia to nieodzowne składowe terapii, która pozwala w mniejszym bądź większym stopniu ukoić cierpienie.” - Nie bardzo się z tym zgadzam. Czas leczy rany ale nie w sensie, w jakim to tutaj opisałeś. Gdyby tak było, to im więcej czasu (i innych wymienionych przez Ciebie dodatków), tym większe byłoby prawdopodobieństwo sukcesu. Tak niestety, jak pokazują badania i praktyka, nie jest. Kluczowym czynnikiem warunkującym poradzenie sobie z traumą psychiczną (dowolnego rodzaju) jest stosunek ofiary do czasu. Osoba zorientowana na przyszłość ma najlepiej, zwłaszcza jeśli wykorzysta znane dziś proste triki, które można używać we własnym zakresie. Jest to o tyle korzystne, że udanie się do specjalisty, lub w ogóle do kogoś, jest kolejną traumą, dla niektórych ogormną. Gorzej mają żyjący w czasie teraźniejszym, łapiący dzień, zaś w beznadziejnej sytuacji są ci, którzy żyją czasem przeszłym. Bez zmiany perspektywy czasowej ani upływ czasu, ani żaden inny czynnik nie pomoże. Stąd ci ludzie w wiecznej żałobie, ludzie wiecznej wojny i wiecznej krzywdy, którzy nigdy nie przebaczą i nigdy nie zapomną.
    A książka jawi się interesująco. Już dodałem do listy, tylko kiedy to wszystko czytać? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, ale wydaje mi się, że ta zmiana perspektywy czasowej może dokonać się m. in. dzięki temu, że otworzymy się na pomoc ze strony innych, którzy uzmysłowią nam, że warto spojrzeć w przyszłość.

      Usuń
    2. Tak, teoretycznie tak, ale to bardzo, bardzo trudne. W końcu z perspektywą czasową się rodzimy (no, prawie) i i rozkwita ona w nas przez lata, a raczej dekady...

      Usuń
  2. Ukraina walczy TYLKO o swoją wolność, lecz przyznać należy iż ma dobrą propagandę. Polska wbrew temu co mówią niektórzy "mądrzy inaczej" nie czyha na Polskę, jesteśmy za daleko, jesteśmy za mocni, ale należy się zastanowić czy przez wypowiedzi dudy nie drażnimy niedźwiedzia... Przy tym duda w razie realnego niebezpieczeństwa z pewnością nie zachowa się jak pan Ż., tylko szybko umknie w bezpieczne miejsce poza granicami naszego kraju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby nie czyha, ale jeśli stwierdzone zostanie, że zachowujemy się zbyt prowokacyjnie, to okaże się, że jednak czyha. Piękny fikołek. Ja uważam, że absolutnie nie można dopuścić do tego, by jakikolwiek kraj, na podstawie jakichś urojonych zagrożeń, zmieniał międzypaństwowe granice, jak mu się tylko podoba. Skoro Rosja zdecydowała się złamać wszelkie traktaty, umowy i ustalenia, to musiała liczyć się z taką a nie inną odpowiedzią NATO. Nie ma więc mowy, o jakimś drażnieniu niedźwiedzia - raczej o odstraszaniu nieproszonego gościa, który chce wydłużyć z nami granicę (to tak à propos tego "bycia daleko" - przecież Rosja to nasz bezpośredni sąsiad, a biorąc pod uwagę, że Białoruś jest już jej de facto podległa, to większość naszej wschodniej granicy, to stykanie się z agresywnym i napastliwym krajem, którego propagandyści prowadzą nachalną i niezwykle nieprzyjazną nam retorykę - już same te gadki, do jakich dopuszcza się w publicznej telewizji (ach, no tak, w reżimie Putina i Łukaszenki jest już tylko rządowa TV), powinny postawić nas w stan najwyższej gotowości).

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)