Strony

środa, 10 sierpnia 2022

"Cytryna" Motojirō Kajii - O drobnym zakłócaniu rutyny i urokach z tego płynących

Motojirō Kajii

Cytryna

Tytuł oryginału: Remon
Tłumaczenie: Anna Karpiuk
Wydawnictwo: Tajfuny
Seria: Tajfuny Mini
Liczba stron: 78
Format: .epub


Zdarza się, że kiedy nasz żywot wstąpi raz na ścieżkę niepowodzeń, to długo nie możemy się z niej wyplątać. Jedno nieszczęście przyciąga kolejne, pech zdaje się nas nie opuszczać, a jakby tego było mało, kapryśna co rusz podkłada nam nogę. Walka wydaje się bezcelowa i może faktycznie tak jest? Bywa, że lepiej chwilowo odpuścić, otulić się płaszczykiem spleenu i zaszyć się w cieniu, z którego możemy nieniepokojeni przez wszelakiej maści uciążliwców oddać się skrupulatnej obserwacji rzeczywistości. I wówczas, gdy pozwolimy biec rzeczywistości swoimi torami, samemu stojąc nieco na uboczu, okazuje się, że pod podszewką tego, co pozornie szare, nudne i monotonne, skrywają się małe cuda, których kontemplacja przynosi ukojenie i spokój, umożliwiając choćby na krótko zapomnieć o trapiących nas problemach. Pięknie uświadamia nam to Motojirō Kajii (1901 – 1932), przedwcześnie zmarły na gruźlicę japoński pisarz z okresu Shōwa, autor nieco ponad dwudziestu opowiadań, jednej noweli i kilku niedokończonych szkiców. Polski czytelnik może zapoznać się z częścią dorobku artysty dzięki zbiorowi Cytryna wydanemu w ramach serii Tajfuny Mini.

Książka (czy raczej książeczka), jaką sprezentowało nam wydawnictwo Tajfuny składa się z ośmiu tekstów, które poprzedzone są krótką przedmową pióra Anny Wołcyrz pt. Marzyciel. Wstęp pobieżnie zapoznaje nas z życiorysem Motojirō Kajiiego, zarysowując ówczesne realia, przybliżając przebieg literackiej kariery oraz sygnalizując liczne kłopoty zdrowotne, które odciskają niezatarte piętno na twórczości urodzonego w Osace pisarza.

Owym śladem jest choćby głęboka melancholia, jaką przesiąknięta jest każde dzieło. Bohaterowie, będący zarazem pierwszoosobowymi narratorami (we wszystkich utworach z wyjątkiem Przeszłości), to przeważnie osobnicy zmagający się z chorobą, która rzutuje na ich stan ducha. Walka ze słabością własnego ciała skutkuje apatią, bezwolnością i pogodną rezygnacją – większość protagonistów prowadzi niespieszną, w kilku przypadkach sanatoryjną, egzystencję naznaczoną samotnością, która daje sposobność by, zarówno zanurzać się w potoku własnych przemyśleń i rozważań, oddawać się wspomnieniom, jak i poświęcać się wnikliwym oględzinom otoczenia. Te baczne studia nad codziennością stanowią wrota, po przekroczeniu których możliwe jest dostrzeżenie cudowności i niezwykłości w rzeczach na pozór prozaicznych. Narrator Pieszczot dzieli się z nami swoją fascynacją kocimi uszami, zaś bohater Spółkowania z pewnym bezwstydem, ale i ogromną dozą delikatności, ukazuje nam piękno zaklęte w parzeniu się kotów czy żab. Nie mniej oryginalne jest zajęcie postaci z Zimowych much, której aktywność sprowadza się do podpatrywania tytułowych owadów.

Motyw obserwacji przyrody płynnie przechodzi w wątek podglądactwa innych ludzi. Jako, że pokłosiem fizycznego niedomagania jest także chęć pozostania w ukryciu, gdzie nie jest się wystawionym na litościwe spojrzenia innych, siłą rzeczy figury kreślone przez Motojirō Kajiiego są ekspertami od ukradkowego oglądu. Protagonista opowiadania Wniebowstąpienie K. albo utonięcie K., przed zawarciem znajomości z tytułowym K., pilnie śledzi jego nocne poczynania nad brzegiem morza. Wspomniany już narrator Spółkowania, pragnąc, by jego nocne eskapady pozostały tajemnicą, chowa się w cieniu przed robiącym obchód nocnym stróżem, będąc przy okazji świadkiem tego, że starszy pan także zapatrzył się na kopulujące koty. Wreszcie narrator Zwoju ciemności przypatruje się mężczyźnie spoglądającemu na samotny dom, tuż przed tym, gdy ów osobnik odchodzi i znika w mroku. Motojirō Kajii przypomina, że nasz żywot to nieustanna relacja na linii obserwator – obserwowany obiekt, przy czym bycie jednym, nie wyklucza drugiego.

Wracając natomiast do umiejętności dostrzegania piękna w mniej oczywistych sytuacjach, warto zaznaczyć, że postacie kreowanego przez Motojirō Kajiiego są zarazem świadome kruchości i ulotności tego, co urokliwe i ładne, czego najlepszym przykładem jest otwierające zbiór opowiadanie Pod drzewami wiśni, którego bohater jest przekonany, iż źródłem urody wiśni są pogrzebane pod drzewami zwłoki. Tym samym kwiaty wiśni wyrażają efemeryczne i nietrwałe piękno, a jednocześnie uzmysławiają nam, że nie powinno się bezkrytycznie ufać wszystkiemu, co na pierwszy rzut oka doskonałe i nieskazitelne, bowiem gdzieś pod powierzchnią, może skrywać się mroczna tajemnica. Zresztą bogata i ciekawa symbolika to następny silny punkt książki. Bardzo pozytywne wrażenie robi ognik papierosa odzwierciedlający bezbrzeżne osamotnienie i odizolowanie: Papieros, który trzymałem w skostniałych palcach, rozjarzył noc czerwienią; przeraźliwie samotny punkcik żaru pośród bezkresu dokoła [1]. Nie mniej intrygująco wypadają zimowe muchy – (…) które nie uciekają, gdy zbliżyć do nich malec. Muchy, które zdają się przykute do ziemi, póki jednak nie wzbiją się w powietrze [2] – mogące uosabiać schorowanego człowieka, trzymającego się przy życiu jakąś niezwykłą siłą woli.

Choroba, tak jak już zostało to napisane, przewija się z mniejszą bądź większą częstotliwością przez cały zbiór, dlatego nie sposób nie napomknąć o niej raz jeszcze. Na ogół jest ona brzemieniem, piętnem i stygmatem, z którym można się obnosić (Przez kłopoty z płucami nieustannie trawiła mnie gorączka. Szczerze mówiąc, nawet się z nią obnosiłem, na przykład ściskając za rękę przyjaciół, by przekonać się, że nikt nie miał bardziej rozpalonej dłoni [3]), ale który częściej nuży i irytuje (W sercu uporczywie zalegała mi bezkształtna, złowieszcza gruda. Ni to drażliwość, ni to obrzydzenie… [4]). Ponadto choroba, wiążąca się z różnym stopniem społecznego wykluczenia, okazuje się być katalizatorem buntu wobec sztywnych i skostniałych reguł, jak i wobec bezmyślnej, mechanicznej, ślepo powtarzanej codzienności. Takim burzycielem formy jest protagonista Cytryny, który pokazuje, że rutyna jest o wiele urokliwsza i bardziej interesująca, kiedy odrobinę się ją zakłóci, choćby przez taki drobiazg jak ułożenie wieży z książek zwieńczonej intensywnie żółtą cytryną. Nieco inaczej wygląda rebelia narratora Zimowych much, który zaczyna sprzeciwiać się słońcu, które oślepiając nas swą bielą potrafi zniweczyć (…) naturalny kontrast między barwą poszczególnych bytów i ich otoczenia [5]. Mężczyzna ukojeniu szuka wraz z nadejściem wieczora, zaś gęstniejący mrok staje się pożywką dla różnorakich rojeń i fantazji: Przed oczami stawał mi surowy, bezludny krajobraz, a na jego tle pojedyncza, przerażająco wyrazista scena. Oto samotna wanna w rzecznej dolinie, z niej strumieniem leje się gorąca, przejrzysta woda, przesycając noc zapachem morza. Cała wizja pogłębiała wrażenie, że wszystko obróciło się w gruzy... [6].

Ciemność w utworach Motojirō Kajiiego silnie kojarzy się z bezpieczeństwem, schronieniem, choć nie brak w niej również zagadkowości i wieloznaczności. Brak światła to naturalne siedziba tego, co niewytłumaczalne czy nie mieszące się w ramach chłodnej logiki i racjonalności: Nie ma nic równie tajemniczego jak cień. (…) Wystarczy, byś wejrzał weń głęboko, a w jego plamie pojawi się niebawem widmo żywej istoty. Oto twoje własne ja, jedyne na świecie. Najlepiej spoglądać na nie w blasku księżyca: elektryczne światło się do tego nie nadaje [7]. Ciemność i mrok, światło słoneczne i światło księżyca, świadomość i podświadomość – Motojirō Kajii chętnie operuje dwoistością, której projekcją jest Doppelgänger pojawiający się we Wniebowstąpieniu K. albo utonięciu K. (owa figura jest o tyle ciekawa, że korzystają z niej także inni japońscy pisarze, znacznie młodsi od Kajiiego – Shūsaku Endō w Scandalu czy noblista Kenzaburō Ōe w Death by Water).

Miniaturki Kajiiego, z których niejedna cechuje się mocno poetyckim sznytem, wyróżniają się  malowniczym i plastycznym językiem, jakim zostały napisane: Gdy iluzja zaczynała nabierać kształtu, pokrywałem ją farbą fantazji. A właściwie jedynie nakładałem złudzenie na panoramę poniszczonej ulicy i upajałem się obserwowaniem, jak moje realne ja zatraca się wewnątrz obrazu [8]; Cumy poskrzypywały, aż mi się zdawało, że to łodzie chrapią, zmorzone dźwiękiem rozbryzgujących się o burty fal, których cichy chlupot niósł się po ciemnej tafli wody [9]. W tym miejscu warto pochylić czoła przed pracą wykonaną przez tłumaczkę, Annę Karpiuk, której przekład czyta się płynnie, ciesząc się jego lekturą.

Lecz chociaż sam proces czytania jest czystą przyjemnością, to po przewróceniu ostatniej strony w umyśle pozostaje gorzki posmak wynikający ze świadomości, że owe osiem perełek to ponad jedna trzecia literackiego dorobku Motojirō Kajiiego. Ogromna szkoda, że autor został pokonany przez gruźlicę w wieku zaledwie 31 lat, gdy jego pisarka kariera dopiero nabierała rozpędu. Śmiało można zaryzykować tezę, że jeśliby Kajii spędził na ziemskim padole nieco więcej czasu, to uraczeni zostalibyśmy opus magnum, które być może zagościłoby na stałe w literackim kanonie. Brutalna rzeczywistość jest jednak taka, że otrzymujemy wyłącznie przymiarki i wprawki, która stanowią poblask geniusz oraz niespełnioną obietnicę wielkości.


P.S. Ukraińcy nadal mężnie bronią się przed rosyjskim najeźdźcą, tyle, że każdy dzień walk nierozerwalnie wiąże się z ludzką tragedią – ginie ludność cywilna, umierają żołnierze. Wojnę należy jak najszybciej zakończyć, a najlepszą ku temu sposobnością jest maksymalne wyposażenie Ukraińców we wszelkie niezbędne środki, jak np. drony Warmate: https://zrzutka.pl/defence24. Każda, nawet najmniejsza kwota ma znaczenie!



------------------------------

[1] Motojirō Kajii, Zimowe muchy w: Cytryna, przeł. Anna Karpiuk, Wydawnictwo Tajfuny, Warszawa 2020, s. 70

[2] Tamże, s. 61

[3] Motojirō Kajii, Cytryna w: Cytryna, przeł. Anna Karpiuk, Wydawnictwo Tajfuny, Warszawa 2020, s. 39

[4] Tamże, s. 34

[5] Motojirō Kajii, Zimowe muchy w: Cytryna, przeł. Anna Karpiuk, Wydawnictwo Tajfuny, Warszawa 2020, s. 65

[6] Tamże, s. 67

[7] Motojirō Kajii, Wniebowstąpienie K. albo utonięcie K. w: Cytryna, przeł. Anna Karpiuk, Wydawnictwo Tajfuny, Warszawa 2020, s. 26

[8] Motojirō Kajii, Cytryna w: Cytryna, przeł. Anna Karpiuk, Wydawnictwo Tajfuny, Warszawa 2020, s. 35

[9] Motojirō Kajii, Zimowe muchy w: Cytryna, przeł. Anna Karpiuk, Wydawnictwo Tajfuny, Warszawa 2020, s. 72

12 komentarzy:

  1. Podobał mi się ten zbiór, wstęp - jak na ogół w tej serii - też b. przydatny. "Zimowe muchy" podobały mi się najbardziej - kto napisałby tak interesująco o tak nieciekawych stworzeniach.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, słowa wstępne to bardzo mocna strona serii Tajfuny Mini. Bardzo je sobie cenię. A opowiadania bardzo ciekawe i dla mnie tym większa szkoda, że autor nie zdazyl napisać żadnej powieści. Zaś co do "Zimowych much" to na mnie największe wrażenie w tym opowiadania wywarła przytoczona przeze mnie scena z wanną :)

      Usuń
  2. Kiedy umiera ktoś z wielkim talentem, zawsze robi to z wcześnie, zawsze żal, że nie napisze już nic więcej. Nie zgadzam się jednak z taką tezą, że choroba, ból i inne takie mają przełożenie wprost na osobowość (Walka ze słabością własnego ciała skutkuje apatią, bezwolnością i pogodną rezygnacją.). Znam wiele osób, którym naprawdę makabryczne problemy zdrowotne nie tylko nie zdołały odebrać pogody ducha i radości życia, ale być może nawet jeszcze je podkreśliły. Autor uogólnił chyba tutaj własne reakcje na wszystkich w podobnych sytuacjach powielając stereotyp podobny do „trudnego dzieciństwa”. W oby sytuacjach wpływ na życie jest ewidentny, ale tylko od konkretnego osobnika, środowiska w jakim się znajduje i innych okoliczności zależy, jak ten wpływ się objawi, i czy zdołuje, czy też zdopinguje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Różni ludzie różnie reagują w obliczu choroby terminalnej i nie można mówić o jednym wzorcu. U Motojirō Kajiego przeważają melancholicy, choć i oni zdolni są do wyrwania się ze szponów apatii i podejmowania wszelakiej maści akcji czy aktywności. Większość bohaterów to w mniejszym bądź większym stopniu alter ego autora, stąd brak przekrojowych portretów całej społeczności ;)

      Usuń
    2. Właśnie od to mi chodziło. Mógłby się do siebie trochę zdystansować. A co do „choroby terminalnej”, to zawsze mnie dziwi strach przed nią. Przecież wszyscy ją mamy. Rozumiem strach przed bólem, niesamodzielnością, ale przed śmiercią? Przecież każdego z nas to czeka.

      Usuń
    3. W takim razie "Cytryna" byłaby dla Ciebie o tyle akceptowalna, że akurat poczucie strachu nie pojawia się w żadnym opowiadaniu (a przynajmniej ja go nigdzie nie wyczułem).

      Usuń
  3. Bardzo mnie ciekawią ci bohaterowie zmagający się z chorobami. Co do autora, sporo pisarzy zmarło na gruźlicę. Charlotte i Emily Brontë, Anton Czechow, Jens Peter Jacobsen, Franz Kafka, Stanisław Grzesiuk i wielu, wielu innych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja do tej listy dorzucę jeszcze Maxa Blechera - polecam Zabliźnione serca.

      Usuń
    2. Na gruźlicę chorował też Sōseki Natsume, jak wyczytałam z przedmowy do „Cytryny”. To bardzo ładna książka, dobrze, że zachęcasz do jej przeczytania. :)

      Moim zdaniem Andrew sam sobie przeczy. Rozumie strach przed bólem i niesamodzielnością, ale nie rozumie strachu przed chorobą terminalną. Tymczasem tego rodzaju choroba w zaawansowanym stadium niemal zawsze wiąże się z bólem i niesamodzielnością. Gruźlica, bo na gruźlicę właśnie cierpią narratorzy tej książki, to ból w klatce piersiowej, ogromne duszności i osłabienie tak wielkie, że chory praktycznie nie daje rady wstać z łóżka i wymaga całkowitej opieki. Każdy najmniejszy ruch powoduje straszliwe duszności. Umieranie na gruźlicę nie było bezbolesne, a o samodzielności chory mógł sobie tylko pomarzyć.

      Wracając do książki, najbardziej podobały mi się opowiadania „Zwój ciemności” i to o muchach, a najmniej „Pieszczoty”, bo narrator jest jakiś dziwny: marzy, by przebijać szczypcami uszy kota, gryzie kota w ucho, sprawiając zwierzakowi ogromny ból...

      Usuń
    3. Heh, jeśli chodzi o nasze (moje i Andrew) opinie na temat książek to nierzadko się one różnią. Generalnie trochę inaczej odbieramy literaturę (inaczej ją też dobieramy, sięgając po z rzadka zazębiające się pozycje czy gatunki), ale chyba w tym tkwi siła naszego bloga, który dzięki temu jest bardziej zróżnicowany.

      A co do "Cytryny" to faktycznie dobry zbiorek i dlatego tym bardziej szkoda, że autor nie zdążył napisać choćby jednej powieści. Co do najciekawszych pozycji, to na mnie również b. dobre wrażenie wywarły "Zimowe muchy". Podoba mi się też klimat wykreowany w "Wniebowstąpieniu K. albo utonięciu K."

      Usuń
  4. Niewiele brakuje, by recenzja była dłuższa od książki, ale mi w to graj :) Po Twoim komentarzu byłem zachęcony do lektury "Cytryny", teraz jestem już przekonany o tym, że chcę ją przeczytać. Mrok, choroby, melancholia...
    W ogóle dziwne: w ostatnich kilku tygodniach przeczytałem więcej książek azjatyckich autorów, niż w ostatnich kilku latach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, te opowiadania to perełki, którym chciałem poświęcić odpowiednią dozę uwagi, stąd taka rozciągłość. Cieszę się, że czujesz się przekonany, żeby po nie sięgnąć. Z przyjemnością zapoznam się z Twoimi wrażeniami.

      A co literatury azjatyckiej to polecam pogłębiać tę znajomość. Ja obcuję głównie z japońszczyzną, ale zdarza mi się też sięgać po dzieła chińskie czy koreańskie. I na ogół utwory z tamtego regionu odznaczają się bardzo ożywczą odmiennością :)

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)