Haruki Murakami
Podziemie. Największy zamach w Tokio
Jeśliby spojrzeć na uczestników i ofiary wszelakiej maści zdarzeń tragicznych czy osobliwych przez pryzmat środków masowego przekazu, to jawią się oni niczym efemerydy. Ich byt jest intensywny, ale niebywale krótki – niewesołe położenie, doświadczone nieszczęście czy niecodzienna przygoda, jakie stają się udziałem takich ludzi, mają wywołać wąskie spektrum mocnych i gwałtownych emocji (współczucie, żal, oburzenie, zdumienie), lecz kiedy kurz ekscytacji opadnie, osobnicy tacy spychani są na margines świadomości publiki, by ustąpić miejsca kolejnym chwytliwym tematom. Tymczasem zaznana krzywda może pozostawić głębokie rany, nie tylko fizyczne, ale i psychiczne, które goją się zdecydowanie dłużej niż trwa przelotne, medialne zainteresowanie. Przypomina nam o tym m.in. Haruki Murakami (ur. 1949), japoński pisarz, eseista i tłumacz literatury amerykańskiej, autor reportażu Podziemie. Największy zamach w Tokio.
20 marca 1995 roku w kilku składach tokijskiego metra w okręgu Chiyoda, gdzie swoją siedzibę mają Zgromadzenie Narodowe (dwuizbowy parlament), Sąd Najwyższy, Tokijska Policja Metropolitalna, partie polityczne oraz liczne ministerstwa, dokonano zamachu terrorystycznego. Oprawcy, członkowie sekty Ōmu Shinrikyō, do wybranych wagonów wnoszą, a następnie parasolkami o zaostrzonych końcówkach przekłuwają, plastikowe torby zawierające sarin, czyli fluorometylofosfonian izopropylu, silnie toksyczną substancję z grupy fosfonianów, stosowaną jako bojowy środek trujący o działaniu paralityczno-drgawkowym. W wyniku ulatniającego się, trującego gazu ginie 13 osób, a ponad 6 tysięcy doznaje mniej lub bardziej trwałego uszczerbku na zdrowiu. Rok po tym wstrząsającym incydencie, Haruki Murakami postanawia przeprowadzić wywiady z jego ofiarami oraz ich rodzinami. Zapiskiem odbytych rozmów jest pierwsza część książki, zatytułowana Podziemie.
Jej głównym celem, o czym informuje nas autor w krótkiej przedmowie, jest upodmiotowienie pechowców, którzy feralnego dnia znaleźli się w zasięgu działaniu sarinu. Murakami pragnie (...) podkreślić, że każdy, kto tamtego ranka jechał metrem, miał twarz, życie, rodzinę, nadzieje i obawy, rozterki i dylematy, a wszystkie one odegrały jakąś rolę w całym dramacie [1]. Tym samym anonimowi poszkodowani, nie wzbudzający zbyt wielu uczuć w dłuższej perspektywie czasowej, stają się ludźmi z krwi i kości, a ich przeżycia nabierają namacalności i realności, pozwalając lepiej wyobrazić sobie ogrom tragedii, z jaką musieli się zmierzyć. To przybliżenie portretów tych, którzy ucierpieli oraz ukazanie wydarzeń z ich perspektywy, umożliwia zaprezentowanie bardzo szerokiego wachlarzu reakcji pojawiających się u ludzi w zetknięciu z tym, co nieznane, ekstremalne, niezwykłe i wymykające się logicznemu pojmowaniu. Zebrane opowieści uświadamiają i przypominają, jak trudno jest przewidzieć własne zachowanie w obliczu czegoś równie niespodziewanego, co zatrważającego, w zetknięciu z czym nie sposób odwołać się do wcześniejszych doświadczeń. Co ciekawe, te cierpliwie wysłuchane relacje od różnych ludzi na temat tego samego epizodu pokazują jak fascynującym, a przy tym skomplikowanym mechanizmem jest ludzka pamięć, która potrafi być niezwykle selektywna i wybiórcza, która dążąc do podświadomego pragnienia, by płynące z otoczenia bodźce kategoryzować, a następnie układać w logiczne ciągi i struktury, reinterpretuje fakty i mocno zabarwia je subiektywnymi wrażeniami.
Druga część dzieła, zatytułowana Miejsce obiecane, jest rewersem Podziemia, bowiem Murakami decyduje się wysłuchać, co mają do powiedzenia ludzie (obecnie bądź w przeszłości) powiązani z Ōmu Shinrikyō: Próbuję tu zaprezentować to samo, do czego dążyłem w Podziemiu: nie jeden skrystalizowany punkt widzenia, lecz materiał z krwi i kości, na którym można zbudować wiele różnych oglądów [2]. Podobnie jak w przypadku Podziemia, każda rozmowa poprzedzona jest krótkim biogramem interlokutora. I o ile w przypadku zwięzłych życiorysów tokijczyków-ofiar jedynym punktem wspólnym, jakiego możemy się doszukać, jest praca w podobnych godzinach i wynikający z tego fakt korzystania metra o tej samej, porannej porze, o tyle notki poświęcone ludziom z Ōmu komponują się w o wiele spójniejszą, a zarazem bardziej złożoną mozaikę. Z pojedynczych kamyczków, tj. aktywnych bądź byłych członków sekty, wyłania się uniwersalny portret człowieka nie potrafiącego odnaleźć swego miejsca we współczesnym, konsumpcyjnym społeczeństwie.
Uczuciami, które przewijają się w niemal wszystkich wypowiedziach ludzi powiązanych z Ōmu są gniew, rozczarowanie, bunt oraz samotność. Rozmówcy to na ogół osoby, które przed wstąpieniem do sekty żywo interesują się filozofią, religią czy szeroko rozumianą duchowością (Nadal dręczyło mnie jednak pytanie, co mam zrobić ze swoim życiem [3]; Właściwie nigdy nie przeżyłem żadnej wielkiej frustracji ani nie napotkałem istotnych trudności. Raczej czułem, że w moim życiu czegoś brakuje [4]). Tyle, że ich pasja i związane z nią dociekania istoty i celu ziemskiej egzystencji przeważnie trafiają na mur niezrozumienia (Nie mogłem znaleźć nikogo, kto chciałby rozmawiać o sprawach, które mnie obchodziły [5]). Zafiksowani na pozaziemskiej idei, odrzucają sprawy, jakimi zajmują się rówieśnicy, co pogłębia alienację i wyobcowanie. I o ile w czasach szkolnych przypina się im łatkę dziwaków czy odludków, o tyle w życiu dorosłym, kiedy oczekuje się od nich bycia utylitarnym członkiem społecznej tkanki, kategoryzuje się jako nieprzydatnych, co katalizuje pogardę i ostracyzm (Poszłam do publicznego gimnazjum w Kanagawie. Wszystkie koleżanki rozmawiały o chłopcach, miłości, modzie, o najlepszych lokalach z karaoke i różnych takich sprawach. Nie widziałam w tym żadnej wartości, toteż mnie omijały [6]; Nie umiałem się przystosować do "dorosłego społeczeństwa", które widziałem wokół siebie. Wydawało mi się jakoś spaczone [7]). Naganiacze z Ōmu umiejętnie wykorzystują wynikające z tego poczucie niedopasowania do standardów oferowanych przez ponowoczesną cywilizację, koncentrującą się na aspektach materialnych i zaniedbującą kwestie duchowe. Ōmu Shinrikyō (dosłownie Najwyższa Prawda), nomen omen, okazuje się dla wielu najwyższą prawdą, co kładzie kres dotychczasowym poszukiwaniom życiowego sensu. Po męczącym, trudnym i znojnym okresie błąkania się po ziemskim padole, adepci sekty, zakończywszy swą podróż, rezygnują ze swojego ja i w wielu przypadkach całkowicie zawierzają się swojemu guru, oczekując na nadejście zapowiadanego, rychłego końca świata. Zupełne podporządkowanie się woli przywódcy – co z zewnątrz może wydawać się intelektualnym lenistwem (Byłem wdzięczny i czułem się spełniony, bo nawet gdy działo się coś bolesnego, szczegółowo objaśniano mi sens tego zdarzenia [8]) – jest w oczach samych zainteresowanych finalnym etapem długotrwałego procesu. To ulga, wytchnienie, zasłużona nagroda. To fundament, na którym można wznieść solidną konstrukcję, budowaną według ścisłych wskazówek kogoś, kto stale nad nami czuwa, kto jest dla nas opoką, w kim znajdujemy ukojenie, kto cierpliwie objaśnia nam zachodzące wydarzenia, kto tłumaczy, co jest właściwie, a co nie.
Patrząc na Podziemie. Największy zamach w Tokio jako na całość (uwzględniając obie części książki), otrzymujemy złożony oraz ciekawy obraz japońskiego społeczeństwa u schyłku XX wieku. Pisarz ukazuje lęki, obawy jak i nadzieje oraz plany, związany z nadejściem nowego stulecia. Utwór Harukiego Murakamiego to także panorama japońskiego państwa, które w momencie wystąpienia potężnego kryzysu zawodzi na wielu płaszczyznach – chaos, dezorganizacja, brak przygotowanych schematów, brak współpracy pomiędzy poszczególnymi służbami. Aż trudno uwierzyć, że w Kraju Kwitnącej Wiśni, który w powszechnej (bazującej stereotypach) świadomości uchodzi za wzór efektywnego zarządzania, dochodzi do aż tylu nieprawidłowości.
Jednak największą zaletą reportażu Harukiego Murakamiego jest uzmysłowienie, jak cienka granica przebiega pomiędzy ofiarami, a oprawcami. Japończyk umiejętnie pokazuje, że jedni i drudzy to ludzie w pełnym tego słowa znaczeniu, tj. istoty, które podejmują różnorakie wybory i decyzje, kierując się przy tym dobrem własnym lub innych. Zresztą wielu członków Ōmu uznać można za ofiary kapitalistycznego systemu, które za kontestowanie i odrzucanie neoliberalnych reguł (nierzadko bardzo niesprawiedliwych i budzących moralny sprzeciw) zostają zmarginalizowane i w rezultacie popchnięte w ramiona osobników oferujących wizję alternatywę wobec postulowanych zepsucia i zgnilizny. W tym kontekście przyjrzenie się sekcie Ōmu Shinrikyō jest o tyle nieodzowne, że to zetknięcie się z (…) projekcjami naszych własnych wad i słabości [9].
P.S. Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.
------------------------------
[1] Haruki Murakami, Podziemie. Największy zamach w Tokio, przeł. z j. ang. Michał Kłobukowski, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2021, s. 14 - 15
[2] Tamże, s. 327
[3] Tamże, s. 365
[4] Tamże, s. 385
[5] Tamże, s. 331
[6] Tamże, s. 402
[7] Tamże, s. 457
[8] Tamże, s. 342
[9] Tamże, s. 304
No nie wiem. Mam wrażenie, że niektórzy ludzie w każdych warunkach mają ze sobą problem i są podatni na różne manipulacje, również na to, by zrobić z nich terrorystów. Zresztą, zdaje się, wielu z nich nie miało nigdy innych problemów poza tym, że nie wiedzieli, co ze sobą zrobić. Nie mieli ani lepiej, ani gorzej niż wielu, wielu innych. Dotyczy to również wyobcowania i odrzucenia. Inni na ich miejscu zajęli by się czymś innym – wstąpili do Dyskusyjnego Klubu Książki, koła miłośników broni czarnoprochowej lub filozofów amatorów… Możliwości jest, zwłaszcza w czasie internetu, nieskończoność, ale oni wolą takie rozwiązanie.
OdpowiedzUsuńEch, to jest właśnie najgorsze. Że nie brak ludzi podatnych na manipulację, którzy przy sprzyjających okolicznościach kupią najbardziej absurdalną narrację, jeśli ta tylko w pewien sposób porządkuje ich sposób widzenia świata. Dobrze to zresztą widać w Rosji. Bo lejąca się strumienia propaganda to jedno, ale z drugiej strony poraża wręcz (szczególnie u młodych ludzi, nie mających problemów z dostępem do alternatywnych źródeł informacji, choćby poprzez Internet) ta chęć wyparcia niewygodnych faktów i potrzeba trzymania się swojej banki informacyjnej. Mnie najbardziej dały do myślenia opowieści Ukraińców, ale i Rosjan mieszkających na Ukrainie, którzy padli ofiarą bombardowań czy innych form agresji i usiłowali podzielić się swoimi traumatycznymi doświadczenia z rodziną mieszkającą w Rosji - w wielu przypadkach napotykali oni na mur niezrozumienia (czyli odpowiedzi typu "No jak to? Przecież nasi żołnierze używają tylko wysoce precyzyjnej broni i absolutnie nie krzywdzą ludności cywilnej").
UsuńDokładnie. Albo odpowiadają - to przecież wszystko nasze. Przecież nie bombardowalibyśmy naszego. Jedno, czego nie mogę zrozumieć, to jak politycy, nie tylko nasi, mogą myśleć, że z Putinem można się dogadać i zawrzeć pokój. Przecież przy tej narracji, jaką wciska ruskim, nie może pójść na ugodę. Jak Hitler - musi albo wygrać, albo przegrać. Więc pewnie jak Hitler w końcu nie cofnie się przed niczym, jeśli się go wcześniej siłą nie powstrzyma. Siłą, a nie jakimiś sankcjami, które tak naprawdę niewiele mu szkodzą, o ile w ogóle. Obym się mylił...
UsuńJeszcze nie sięgnęłam po żadną powieść Murakamiego, ale tak się składa, że niedawno czytałam ten reportaż. Pierwszą połowę, tę z wywiadami z ofiarami, z zapartym tchem, drugą, zawierającą wywiady z członkami sekty i wyjaśnienia, dlaczego Murakami napisał tę książkę – z uczuciem lekkiego znużenia.
OdpowiedzUsuńZapisałam sobie takie zdanie: Podziemne światy – studnie, korytarze, jaskinie, źródła i rzeki, mroczne zaułki, tunele – zawsze mnie fascynowały i są w moich powieściach ważnym motywem. Czy to prawda, że podziemne światy są w powieściach tego autora ważnym motywem? :)
O proszę! Bardzo ciekawe są Twoje odczucia, bo z tego, co przeglądałem opinie i komentarze poświęcone "Podziemiu" to w oczy rzuciło mi się, że wielu czytelników miało uwagi, ale do części pierwszej. Że obraz ofiar zlewał się właściwie w jedno i trudno było rozróżnić jedną od drugiej, co wiązało się właśnie ze znużeniem, które Ty odczułaś w trakcie lektury części drugiej.
UsuńOdnośnie cytatu, to owszem, praktycznie w każdym dziele H. Murakamiego pojawia się motyw zejścia pod ziemię. Czy to do korytarzy, czy też do studni. Ale tutaj mała uwaga - owo podziemie nie zawsze jest czymś złym, negatywnym. W niektórych przypadkach studnie czy podziemia okazują się miejscem odosobnienia, służącym wyciszeniu i przemyśleniu wielu spraw :)
To prawda, że wielu czytelników narzeka na pierwszą część. Ale dla mnie tych wywiadów mogłoby być jeszcze więcej. :)
UsuńW tej drugiej części autor wspomina też o innej przemocy pochodzącej z podziemia, czyli o trzęsieniu ziemi w Kobe. Tak się składa, że w tym samym roku Japonię dwukrotnie nawiedziło nieszczęście dochodzące z rejonów położonych w głębi ziemi, tyle że w jednym przypadku sprawcami byli ludzie, w drugim – siły natury. Dobrze wiedzieć, że w książkach Murakamiego podziemia nie zawsze są destrukcyjne. I przy okazji polecę Ci rewelacyjną powieść z tym motywem – „Dół” koreańskiej autorki Pyun Hye-Young.
Kłaniam się nisko w podzięce za podrzucenie intrygujące tytułu ;) À propos dołów w literaturze, to wspomnę jeszcze, że w "Futbolu ery Man'en" japońskiego noblisty Kenzaburō Ōe też pojawia się ten wątek - bohater prowadzi kontemplacje w zbiorniku na śmieci :)
UsuńByłam bardzo ciekawa tej książki, gdy wychodziła - a potem po premierze widziałam sporo komentarzy, że tłumaczenie jest nie najlepsze i redakcja zrobiona po łebkach i bardzo się zniechęciłam ;< Ale dziękuję za tak szczegółową analizę, rozważę, czy może jednak sięgnąć po "Podziemie".
OdpowiedzUsuńProblem z tłumaczeniem może wynikać z faktu, że na prośbę samego autora przekłady dokonywane nie są z japońskiego, a z angielskiego. Ale wg mnie warto dać książce szansę, bo sama treść jest bardzo interesująca.
Usuń