Strony

sobota, 5 marca 2022

„Rodzinna wendeta” Tomasz Biedrzycki - przeszli samych siebie



Tomasz Biedrzycki

Rodzinna wendeta

audiobook
czyta: Krzysztof Plewako-Szczerbiński
czas trwania: 5H 5M
wydawca: SAGA Egmont 2019
ISBN: 9788726290042


Podpuszczony przez znajomego i podkuszony rewelacyjnymi ocenami na goodreads.com sięgnąłem po książkę polskiego współczesnego pisarza Tomasza Biedrzyckiego pod tytułem Rodzinna wendeta. Ostatnio dużo słucham książek czytanych, wybrałem więc audiobooka, któremu głosu użyczył Krzysztof Plewako-Szczerbiński.


Tajemnicze, brutalne zabójstwo. Młoda policjantka Jolanta Torwicka zostaje rzucona w wir śledztwa przez szowinistycznego szefa, nietrawiącego kobiet w mundurze. Mimo wszystkich przeciwności, dziewczyna radzi sobie całkiem nieźle. Gdy intryga nabiera kolorów, okazuje się, że gra toczy się nie tylko o rozwikłanie okoliczności morderstwa, ale również o stanowisko jej szefa…

Taką notką zachęca nas wydawnictwo i bardziej fabuły nie będę przybliżał. Zwykle opisuję całościowe wrażenia z lektury, refleksje jakie we mnie wzbudziła i odczucia, które wywołała, ale tym razem nie dam rady. Poniżej przedstawiam więc zapis moich odczuć w formie notatek sporządzanych na bieżąco. Przytaczam je w takiej kolejności, w jakiej powstawały, co najwyżej z dopiskiem, że się powtarzały lub coś dotyczy całego „dzieła”. Dodam tylko, że im dalej, tym mniej notowałem. Nie miałem już siły.
  • Lektor wkurzający od samego początku.
  • Kompletny brak znajomości realiów polskiej policji, no może poza ukazaniem jej nieudolności. Autor mógł się wysilić i podpytać jakiegoś gliniarza jak wygląda praktyka, a jak teoria, zamiast wypisywać takie bzdury.
  • Pierwsza scena, w której naprawdę nic się nie dzieje, a lektor już każde słowo akcentuje tak, jakby to była kulminacyjna scena jakiegoś thrillera. I tak do samego końca książki. Masakra jakaś. Cały czas nasuwa z taką jakąś dziwną emfazą, że aż zaburza to normalną percepcję powieści.
  • Powtórzenia.
  • Beznadziejne – idą piechotą przez kilka przecznic do taksówki (kto dziś mając komórkę w kieszeni łazi po mieście szukając taryfy), rozmawiają, a ona potem mówi do taksówkarza, że będzie wysiadać.
  • Inna scena - on się jej przedstawił, ona jemu nie, a on wali do niej po imieniu. A to wciąż dopiero początek powieści.
  • Mieszanka spowodowało – tak to mówią chyba tylko na wsi, ale nie w mieście, w dodatku to styl narratora, a nie jednej z postaci.
  • W kółko powtarzają się te same zwroty i sformułowania, często niezbyt szczęśliwe, jak na przykład ich wzrok się spotkał (sic!) - że-na-da!
  • Niezauważalne odstępy pomiędzy akapitami, co w przypadku przeniesienia akcji lub przeskoku czasowego dezorientuje słuchacza.
  • Pędząca w obłędnym pędzie – co chwilę takie kwiatki.
  • Powtórzenia tak nagminne i powszechne, że aż żal tego słuchać. Tak jakby nie istniał słownik synonimów, którym się można wspomóc, gdy ktoś ma podstawowe braki w słownictwie.
  • To już jest jakaś kpina – słuchacz ma wrażenie, że w dłuższych zdaniach częściej zdarza się powtórzenie, niż użycie wyrazu bliskoznacznego.
  • Znaczna część uczniów podstawówki przypuszczalnie byłaby w stanie napisać tekst poprawniejszy stylistycznie.
  • To naprawdę trzeba mieć talent. Te powtórzenia są momentami aż dziwne, jakby sztuczne i na siłę, gdyż użycie innych wyrazów, bez powtórzenia, często nasuwa się samo. Tak jakby autor robił na złość czytelnikowi. Może też po to, by potem naśmiewać się z recenzentów, którzy pełni ochów i achów udają, a może i nie, że tego nie widzą.
  • Chyba sam nie wie co pisze; z dwuosobowej ekipy prowadzącej postępowanie jeden w szpitalu, druga porwana, może zamordowana, sprawca na wolności, a policjanci mówią o sukcesie, i to nie do mediów, a w prywatnej koleżeńskiej rozmowie.
  • Jedyne co może w tej powieści zainteresować, to sceny gwałtów, o ile ktoś w takich rzeczach gustuje. Ale i to nawet tylko dla początkujących w temacie. Byli już inni znani autorzy, którzy ten temat dla zboków wyeksploatowali, tyle że mieli lepsze pióro.
No – to macie obraz całości. I lektor, i pisarz, przeszli samych siebie, ale nie narzekam – sam sobie jestem winien. Skleroza to siostra moja rodzona i zapomniałem, że już kiedyś czytałem jedną książkę tego autora; co prawda SF, lecz nie było wiele lepiej. Nie polecam i zdecydowanie odradzam


Wasz Andrew

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)